1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Sadfishing, czyli daj mi follow, bo jestem smutny. Jak internetowi influencerzy szantażują nas emocjonalnie?

Sadfishing, czyli daj mi follow, bo jestem smutny. Jak internetowi influencerzy szantażują nas emocjonalnie?

Sadfishing to forma manipulacji emocjami odbiorców. (Fot. Getty Images)
Sadfishing to forma manipulacji emocjami odbiorców. (Fot. Getty Images)
Wiedzą, że największe zaangażowanie w sieci budzą łzy, lament i osobiste dramaty, dlatego wykorzystują je, by podbudowywać swoje ego i… zasięgi. Osoby, które stosują sadfishing, celowo wyolbrzymiają lub udają emocjonalne cierpienie, żeby zdobyć lawinę like’ów, komentarzy oraz wyświetleń. Daje im to nie tylko zysk w postaci nowych obserwatorów, ale i wyrzut dopaminy, który na chwilę pozwala poczuć się lepszym, popularniejszym, godnym współczucia… Co tak naprawdę kryje się za sadfishing i dlaczego tak łatwo się na niego łapiemy?

Czym jest sadfishing?

Termin „sadfishing” po raz pierwszy opisany został w 2021 roku na łamach „Journal of American College Health”. Pochodzi od słów „sad” i „fishing”, co dosłownie można przetłumaczyć jako „łowienie na smutek”. Termin ten powoli zaczynają odnotowywać polskie publikacje naukowe. Według słownika najnowszych wyrazów stworzonego przez Obserwatorium Językowe Uniwersytetu Warszawskiego sadfishing to „publiczne dzielenie się swoimi zmartwieniami lub problemami, często emocjonalnymi, w celu zwrócenia na siebie uwagi innych, wzbudzenia sympatii lub osiągnięcia jakiś (ukrytych) osobistych korzyści”.

Sadfishing nie jest więc niewinnym zachowaniem – to ukryta forma manipulacji, którą stosują osoby chcące odnieść korzyści materialne bądź emocjonalne. Gdy ktoś cierpi, nasza uwaga naturalnie skupia się na chęci pomocy i ulżenia mu. Stąd podobne wpisy generują większe zainteresowanie oraz odzew w postaci komentarzy, pochwał, wyrazów współczucia, serduszek itp. Problem zaczyna się wówczas, gdy osoba dzieląca się problemami w sieci doskonale zdaje sobie sprawę, że wywoła taką właśnie reakcję – i celowo zaczyna grać nam na emocjach.

Kto stosuje sadfishing i czemu służy to zachowanie?

Wymuszanie współczucia poprzez wylewanie łez przed swoimi obserwatorami w sieci to zachowanie przypisywane głównie nastolatkom. TikTok pełen jest filmików, na których „zetki” dzielą się swoimi problemami, nie ukrywając silnych emocji. Ale jak zaznaczają specjaliści, w przypadku młodszych użytkowników sieci sadfishing nie zawsze ma charakter cynicznej gry obliczonej na zyskanie popularności – w tej grupie wiekowej często jest wołaniem o uwagę. Nastolatek odczuwający samotność i niemający wśród bliskich osoby, której mógłby się zwierzyć ze swoich trosk, często zwraca się do anonimowych internautów. Otwierając się przed nimi, zaspokaja swoje pragnienie bycia wysłuchanym oraz zauważonym. Badania nad zjawiskiem sadfishingu wśród nastolatków wykazały ponadto, że osoby mające skłonność do tego typu zachowań w Internecie częściej wykazywały objawy lęku i depresji. Nadmierna wylewność dzieci w mediach społecznościowych może być więc dla rodziców sygnałem, aby bardziej wsłuchać się ich w potrzeby, stworzyć bezpieczną przestrzeń do dzielenia się problemami oraz dać wyraz swojego zaangażowania i troski.

Czym innym jest natomiast sadfishing stosowany przez influencerów. Osoby z dużymi zasięgami w sieci, które zgrywają pokrzywdzonych, rzadko kierują się realną potrzebą uzyskania wsparcia. W ich przypadku manipulowanie tysiącami odbiorców zwykle ma ukrytą agendę – i nierzadko jest to zwyczajna chęć zarobku. Jaskrawym przykładem mogą być internetowe wpisy Kendall Jenner, która kilka lat temu przed milionami followersów na Instagramie skarżyła się na swoje problemy z trądzikiem. Celebrytka poruszała problem spadku poczucia własnej wartości i przekonywała, że odczuwa taki sam wstyd jak każdy człowiek cierpiący na tę chorobę skórną. Niedługo potem okazało się, że wyznania Jennerki były stworzone na użytek kampanii reklamowej dla preparatu Proactiv przeznaczonego dla osób z trądzikiem.

Sadfishing może być też formą odwetu. Na przykład gdy obserwowani przez nas influencerzy żalą się na swoich byłych lub wręcz publicznie ich oczerniają. To kolejna sytuacja, w której granica między naturalną potrzebą uzewnętrznienia się a posługiwaniem się współczuciem do sterowania emocjami odbiorców jest bardzo cienka.

Jedno nie ulega wątpliwości: za każdym razem, gdy natkniemy się w sieci na kolejny filmik czy następne zdjęcie zapłakanego influencera, lepiej utrzymać emocje na wodzy i spojrzeć na ich content bardziej krytycznym okiem. Bo czy ktoś z nas umie sobie wyobrazić, by w momencie największej rozpaczy i przygnębienia mieć głowę do tego, by sięgać po telefon, ustawiać odpowiedni kadr, włączać nagrywanie i mówić do ekranu? Z pewnością nie jest to typowy odruch u człowieka, który realnie przeżywa wewnętrzny dramat – dlatego troszczmy się w pierwszej kolejności o własne granice emocjonalne i nie pozwalajmy na to, by nasze współczucie stało się walutą.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze