W relacjach intymnych często używamy słów wrażliwych, które niechcący stają się powodem rozczarowań, dlatego że zazwyczaj inaczej rozumie je kobieta, a inaczej mężczyzna. A w trakcie zbliżenia nie możemy liczyć na tłumacza. Jednak tak jak wszyscy jesteśmy zupełnie innymi ludźmi, tak też mogą różnić się nasze doświadczenia.
Dla mężczyzny udany seks to ten zakończony ekstatycznym orgazmem zarówno własnym, jak i partnerki. Taki, który sprawi, że uzna się on za dobrego kochanka (i też za takiego zostanie uznany przez partnerkę). Jest więc powiązany z „koniecznością” orgazmu, a przy tym z rozładowaniem napięcia. Czasem jest też sposobem na oddalenie problemów. Dla kobiety dobry seks – czuły lub gwałtowny, choć jedno nie wyklucza drugiego – to najczęściej ten, w którym czuje ona bliskość partnera.
– Męski seks jest aktem bardziej fizycznym, a kobiecy mocniej jest zakorzeniony w emocjach – mówi Justyna Szurik-Wadowska, psycholożka. – Kobieta podczas zbliżenia woli łączyć seks z nadzieją na miłość i zaangażowaniem ze strony partnera. Seks jest więc tylko dopełnieniem… o ile nie samej miłości, to właśnie tej nadziei na nią. Ona do osiągnięcia pełnej przyjemności potrzebuje tego, żeby w jej mózgu wyłączyło się przeżywanie złych emocji, np. niepewności co do statusu związku, podczas gdy jemu właśnie dopiero seks i orgazm pomagają te złe emocje wyłączyć. A po wyłączeniu, cóż, odpływa. Zasypia, co zwykle oburza partnerkę, bo w niej krążą hormony szczęścia, jest podekscytowana i chce się przytulać oraz rozmawiać. Niestety, kobiety nie wiedzą lub zapominają, że senność mężczyzny po stosunku jest czymś naturalnym. To efekt działania oksytocyny, którą seks w nim uwolnił.
Dla mężczyzny intymność jest możliwa do osiągnięcia już w trakcie pierwszego zbliżenia z nowo poznaną kobietą. Do tej intymności wystarczy bowiem sytuacja, gdy ciało lgnie do ciała – moment przełamania wszystkich barier, maksymalne zbliżenie fizyczne. To jednak nie znaczy, że będzie chciał się przed partnerką odsłonić i otwarcie o tym porozmawiać. Tymczasem dla kobiety intymność łączy się właśnie z możliwością nieskrępowanej rozmowy, z bliskością, porozumieniem nie tylko na poziomie biologicznym. Jest też zapowiedzią uczucia głębszego – miłości.
Po seksie, nawet z kobietą, której dobrze nie zna, mężczyzna jest skłonny powiedzieć: „Kocham cię”. Z kolei w ocenie mężczyzny to właśnie kobiety czasem nadużywają tego słowa. Dla niej „kocham cię” to: przyszłość, „zróbmy coś razem”, „bądź po mojej stronie”. Kochanie daje poczucie bezpieczeństwa. Dlatego kobieta chce od partnera potwierdzania tego uczucia. On się z „kochaniem” wyrywa zazwyczaj przedwcześnie, myli miłość z chwilowym psychicznym dobrostanem, nie rozumiejąc, co naprawdę czuje. Bywa też tak, że „kocham cię” pada w sytuacji, gdy on doskonale wie, co chce usłyszeć partnerka. Czasem też „kocham cię” to jego sposób na przedłużenie fikcji, która mu odpowiada. Dlatego jednego dnia potrafi poczynić wyznanie, a następnego oświadczyć partnerce, że tej miłości się boi i że na nią nie zasługuje. Po czym zniknąć z jej życia bez dalszych wyjaśnień. – Mężczyzna może wyznać miłość, bo wie, że to warunkuje dobry seks – potwierdza Justyna Szurik-Wadowska. – W ogóle deklaracje czynione w trakcie seksu i krótko po nim nie są najmocniejszą stroną mężczyzny. Bo seks wycina mu myślenie. Dla kobiet słowa te są ważne i nadal podniecające, a rozmowa po seksie wzmacnia więź.
W parach zaangażowanych i z dłuższym stażem wygląda to inaczej. Wyznania w trakcie seksu i po nim zyskują na wiarygodności, bo miłość sprawdzona jest „w boju”. Tyle że – zdaniem Justyny Szurik-Wadowskiej – mężczyźni na skutek wychowania i hormonów zawsze będą mieli lekki mętlik w głowie, gdy mowa o miłości, i ta męska miłość zawsze będzie warunkowana seksem. – Mężczyźni mają 2,5 razy większy obszar w mózgu odpowiedzialny za popęd seksualny, zlokalizowany w podwzgórzu. Przez dzień i noc myśli erotyczne przemykają im w tle kory wzrokowej – mówi psycholożka. Ten fakt powoduje, iż mężczyzna jest „zawsze” gotowy do seksu, nie potrzebuje gry wstępnej. Natomiast dla kobiet gra wstępna inicjowana przez mężczyznę jest swoistym dowodem, że on ją kocha, że mu na niej zależy, że w ten sposób chce ją zdobyć i dba o jej potrzeby, bo wie, że partnerka potrzebuje przygotowania, by później przeżyć satysfakcjonujący stosunek.
Dla mężczyzny czasem to nic wielkiego, powiedzmy 10 proc. wolności, które „wypłaca” sobie z kontraktu partnerskiego lub małżeńskiego. Zdrada własna – bo gdyby zdradziła partnerka raczej wybaczyć nie umie. Choć ona wielokrotnie będzie go za to przepraszała, zrehabilituje się, przeprowadzą wiele rozmów.
– Dla mężczyzny zdrada cielesna to katastrofa, bo oznacza zagrożenie, że ktoś inny, konkurent, zapłodni jego wybrankę – mówi Justyna Szurik-Wadowska. – Z kolei dla kobiety najtrudniejsza jest zdrada, w której mężczyzna zaangażuje się emocjonalnie w relację z inną kobietą. Wtedy boli najbardziej.
Kobieta za zdradę (a przynajmniej za wstęp do niej) może uznać coś, co z męskiego punktu widzenia jest zupełnie nieistotne. – Jako zagrożenie zdradą odbierze np. to, że mężczyzna spojrzy na atrakcyjną kobietę, którą razem mijają na ulicy – dodaje psycholożka. – Znów biologia, bo mężczyzna działa automatycznie, jego mózg reaguje na bodziec (zauważa, rejestruje i to jest silniejsze od niego). Spojrzy i zapomina, wraca do ukochanej. Ale jeśli kobieta tego nie wie i ma niskie poczucie wartości, może pomyśleć, że nie jest już dla niego atrakcyjna. „Zdrada” w słowniku damsko-męskich nieporozumień leży zatem bardzo blisko „zazdrości”. Mężczyzna może być zazdrosny o ciało. Kobieta – o uczucie.
– Co ciekawe, lęk przed utratą partnera lub przed tym, że zostaniemy odrzuceni, może wzmocnić uczucie miłości – mówi psycholożka. – Zazdrość da się więc przekuć na coś pozytywnego.
Dla mężczyzny: tajemna mapa punktów, które prowadzą do seksualnego finału – penetracji. Dla kobiety to zazwyczaj element miłosnej gry. Sprawia to jej wrażliwość na dotyk. Mężczyzna traktuje dotyk zadaniowo (dotykiem sprawdza poziom ekscytacji lub doprowadza partnerkę do seksualnego wrzenia). Podobnie jest z pocałunkiem. Dla mężczyzny prowadzi on do seksu, ma z założenia ciąg dalszy, dla kobiety pocałunek może istnieć sam w sobie, nie musi być zrealizowany podobnie jak podniecenie.
– Pocałunek z języczkiem, szczególnie ten pierwszy, jest jakby naszym smakowym podpisem. Ślina zawiera w sobie tajemne sygnały o zdrowiu i genach partnera, które docierają do naszych mózgów. Dlatego u mężczyzny pocałunek prowadzi do seksu, natomiast u kobiet może, ale nie musi, bo ona ma większą kontrolę nad sytuacją – mówi psycholożka.
Zamykając oczy lub gasząc światło podczas seksu, kobieta zazwyczaj przestawia się na inne pasmo doznań i podniecenia. Wyłącza jeden zmysł, żeby wzmocnić inny, więcej czuje albo słyszy. Mężczyznę najbardziej podnieca widok partnerki, nie chce więc „wyłączać się”. Dlatego gdy zdarza się, że mężczyzna podczas seksu odwraca głowę lub ma zamknięte oczy, bywa postrzegany jako zimny, a jego zachowanie odebrane jako negacja tego, co widzi („On nie chce na mnie patrzeć”).
– Mężczyzna podczas stosunku potrzebuje widzieć. Właśnie – widzieć, a niekoniecznie patrzeć – mówi Justyna Szurik-Wadowska. – Dlatego też często zamyka oczy, by sobie wyobrażać różne erotyczne obrazy, starając się utrzymać podniecenie i dotrwać do orgazmu. Inaczej może mu być trudno. Partnerka mogłaby dostarczyć swojemu mężczyźnie „własnych” erotycznych wizji, na przykład kusząc go widokiem ciała w seksownej bieliźnie – niestety, wiele pań rezygnuje z tego z powodu swoich kompleksów.
Dla mężczyzny możliwy jest seks po rozstaniu, dla kobiety – jeśli ona inicjuje rozstanie – to koniec związku, gruba kreska. Chyba że to ona została porzucona, wtedy może zmierzać do seksu i liczyć na słabość mężczyzny. Będzie starała się coś mu udowodnić (że się mylił, zostawiając ją) lub odzyskać w ten sposób. Jednak trzeba zaznaczyć, że dziś coraz więcej kobiet decyduje się na seks bez wchodzenia w poważny związek. Ale raczej wtedy, gdy w grę nie wchodzą już głębokie uczucia.
Mężczyzna raczej niechętnie dowiaduje się o wielu doświadczeniach seksualnych partnerki, w jego głowie zaczyna się wtedy gra porównań. Kobieta na ogół chętnie – chce o jego byłych wiedzieć wszystko.
– Może nie zawsze wszystko, ale z pewnością wiele – mówi Justyna Szurik-Wadowska. – Z jednej strony te informacje mogą pozwolić jej rozszyfrować dawną partnerkę (jaka była, co w niej podobało się jej partnerowi, a czego nie lubił) po to, by wiedziała, czego unikać w swoim zachowaniu. Wszystko zależy od intencji, gdyż niektóre kobiety wypytują, żeby zebrać informacje o swoim mężczyźnie: np. kto – jego eks czy on – przyczynił się do rozstania. Trudny temat. Z takich z pozoru niewinnych rozmów rodzą się sceny zazdrości, zaczyna się manipulacja, bo ta wiedza daje możliwość przejęcia kontroli. „Byłych” lepiej więc usunąć z tego słownika. A już na pewno lepiej nie wkomponowywać w zdania nadmiernie złożone.
Mężczyzna traktuje ją jako coś naturalnego, nie ma więc z nią problemu – zarówno jako biorca, jak i dawca. – To zdobywca, lubi poszukiwać i odkrywać, a ciało kobiety (szczególnie na początku znajomości) jest dla niego jak nowa ziemia, którą pragnie poznawać – mówi psycholożka. – Chce sprawiać kobiecie przyjemność, niestety, kobiety często z powodu braku pewności siebie czy wstydu blokują się i zamykają tę drogę swoim partnerom. Często też „to” wydaje się kobiecie uwłaczające, bo „to” robią tylko prostytutki – jak sądzi – albo „to” robi mężczyzna, gdy chce kobietę poniżyć.
Podobnie rzecz ma się z seksem spontanicznym. Mężczyzna zwykle jest na tak – kochajmy się tu, teraz, zaraz, w lesie, na plaży, na kanapie podczas wspólnego oglądania filmu. Kobieta częściej stawia weto, bo przed seksem wolałaby wziąć prysznic. Tego samego oczekuje od partnera. – Tu wyłania się kolejna różnica: mężczyzna preferuje pełną paletę zapachów w seksie. Jego zmysł powonienia jest bardziej wrażliwy, szczególnie w sytuacjach intymnych – mówi Justyna Szurik-Wadowska. – I warto, by mężczyźni mówili o tym swoim kobietom, bo te często nie wiedzą, że ich naturalny zapach tak podnieca partnerów.
„Siła” to właśnie jedno ze słów, które prowadzą do największych nieporozumień. Męskie jest zrezygnowanie z niej – uważają dziś niektórzy mężczyźni. Jednak dla kobiety ochocza i dobrowolna rezygnacja z męskiej siły może być przejawem słabości i uległości. Siły oczywiście nie można sprowadzić do seksualnych pchnięć i muskulatury. To także cecha osobowości. Rezygnacja z niej bywa – w odczuciu partnerki – wynikiem braku decyzyjności, sugeruje możliwość ucieczki od zobowiązań, rezygnacji, gdy trzeba walczyć. Dla kobiety siła to m.in. odwaga zmierzenia się z uczuciami i emocjami, których ona sama się obawia. W mężczyźnie docenia to, co on uznaje za słabość – płacz (jeśli jest on oznaką napięć wewnętrznych). – Źródłem problemów są różnice w sposobie myślenia kobiety i mężczyzny, które wynikają z innego sposobu funkcjonowania ich mózgów. Mężczyzna i kobieta mają w seksie odmienne cele do osiągnięcia. I inne napędy – mówi Justyna Szurik-Wadowska. – Błędy popełniamy z powodu braku wiedzy o tych różnicach albo też dlatego, że nie staramy się ich zrozumieć.
Skoro zaczęliśmy od „siły”, wypada zakończyć na „nie”. Słowo to w seksie waży zdecydowanie więcej niż „tak”. Na mężczyzn kobiece „nie” zwykle działa jak płachta na byka. Wiąże się to z przekonaniem, że kobietę należy przełamać, ponieważ ona przez swoje „nie” najprawdopodobniej chce tylko pokazać, że nie jest łatwa i tym „nie” podbija stawkę.
– Na kobietę natomiast męskie „nie” może działać jak zniewaga, pogarda – mówi Justyna Szurik-Wadowska. – Krąży bowiem stereotyp, że mężczyzna zawsze jest gotowy do seksu. Ten sam stereotyp przypisuje kobiecemu „tak” i „nie” zależność od humorów. Dlatego „nie” powinno występować z rozwinięciem – wyjaśnieniem, dlaczego nie. Krótko mówiąc: „Nie, bo…” Błędem jest oczekiwać, że mężczyzna domyśli się prawdziwego powodu. Nie, on prędzej zgłupieje, dlaczego raz „tak”, a innym razem „nie”. Z drugiej strony – nawet gdy już kobieta opowie mu o swoim problemie, mężczyzna włącza analityczne myślenie, by znaleźć rozwiązanie. Tymczasem ona potrzebuje być w tym momencie wysłuchana i zrozumiana, dlatego kiedy widzi, że jej mężczyzna przybiera pokerową twarz po wysłuchaniu jej, odbiera go często jako „upośledzonego emocjonalnie”, nie rozumiejąc, że tak pracuje jego mózg, który przełącza się na tryb rozwiązania problemu i automatycznie swoje emocje zatrzymuje dla siebie. Co nieuchronnie prowadzić może do kłótni, bo kobieta nie wie, że jej złość na partnera tylko podsyca w nim jeszcze większą własną złość. To automatycznie nakręca spiralę adrenaliny i testosteronu, bo mózg mężczyzny produkuje więcej hormonów. A stąd już krótka droga do tego, by uruchomiło się w nim podniecenie seksualne… I prawdopodobnie znów zaproponuje swojej partnerce seks, bo to pomoże mu rozładować stres. U kobiety działa to odwrotnie: trudno jej wyłączyć się ze swojego gniewu i zmartwienia, więc – ucinając temat – najprawdopodobniej odpowie mu: „Nie… bo nie”.