Nie kryła faktu, że roboty chwyta się, by przeżyć. Jednak bezsprzecznie lubiła rozśmieszać. Póki sama nie zaczęła występować publicznie, pisała teksty dla Ireny Kwiatkowskiej czy Wojciecha Pokory, wymyślała radiowe cykle i skecze. Z Wojciechem Karolakiem łączyła ją miłość i wspólnie napisane piosenki. Po opublikowaniu rozmów z Arturem Andrusem stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych Polek. I jedną z najbardziej niepokornych. Maria Czubaszek, oprócz bycia zupełnie nieprzeciętną, miała też ogromne serce – również do zwierząt. Oto fragment książki „Czubaszek. Kobiety inteligentne robią wrażenie przemądrzałych” Ryszarda Abrahama o jej miłości do czworonożnych przyjaciół.
Fragment książki „Czubaszek. Kobiety inteligentne robią wrażenie przemądrzałych” Ryszarda Abrahama, wydawnictwo Mando. Skróty pochodzą od redakcji.
1.
Wszystkie zwierzęta domowe są uzależnione od człowieka. Podlegają humorom, nastrojom, atakom, chorobom swojego pana. Są też rozpieszczane, pielęgnowane, przekarmiane, po prostu bezwarunkowo kochane. Na drugim biegunie znajdują się zwierzaki właścicielom obojętne jak powietrze, którym się oddycha: jest bo jest, nikt na nie nie zwraca uwagi. Jeżeli decydujemy się wziąć pod opiekę czworonoga, to on musi być dla nas jak członek rodziny. Maria traktowała swoje psy jak przyjaciół. Kiedy słuchała głupstw wygadywanych przez niektórych polityków, wyżej stawiała inteligencję swoich braci mniejszych niż darmozjadów z Wiejskiej tuczonych za nasze podatki. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że dla Zająców pieski były jak dzieci, na które nigdy się nie zdecydowali.
2.
Nie znajdziemy w Piśmie Świętym spójnej koncepcji dotyczącej zwierząt ani uwag na temat ich natury czy przynależnych praw. Wszystko zależy od interpretacji ludzi, którzy posługując się cytatami z Biblii, tworzą zasady obowiązujące w danym Kościele chrześcijańskim. Maria przeżyła w dzieciństwie traumatyczne doświadczenie. Widziała psa potrąconego przez samochód. Zaczepiała obcych ludzi, aby zechcieli coś zrobić i uratować psiaka. Nikt nie zareagował, nikt się nie zatrzymał, nikt jej nawet nie pocieszył. Nikt. Piesek skonał. Satyryczka na zawsze zapamiętała tę wszechobecną znieczulicę. Udała się do księdza ze swoim bólem, a ten ją przegonił, mówiąc z sarkazmem, że powinna się zająć swoim zbawieniem. To był dla przyszłej dziennikarki jeden z przełomowych momentów w relacjach z Kościołem. Na zerwanie kontaktów duchowych z instytucją wiary ma wpływ wiele wydarzeń, które połączone ze sobą rodzą w człowieku decyzję opuszczenia wspólnoty. Marginalizacja roli zwierząt w monoteistycznej religii objawienia była jednym z powodów dla Czubaszek. Czy najważniejszym? Istotnym.
3.
Dziennikarka nie szczędziła grosza, aby rozpieszczać swoich milusińskich. Według rodowej legendy psu zawdzięczała życie. Podczas wojny w czasie nalotów rodzina Marii nie miała zwyczaju schodzić do piwnicy, która służyła za prowizoryczny schron. I tak podczas jednego z alarmów dorośli jak zwykle pozostali w mieszkaniu, a swoją pociechę jak zwykle umieścili w wannie w łazience. Domownicy żyli wówczas z owczarkiem (nomen omen) niemieckim o wdzięcznym imieniu Grigi, uosobieniem spokoju i cierpliwości. Tego feralnego dnia, kiedy rozległy się syreny i bobas został umieszczony w kadzi, pies wpadł w szał. Gryzł, szczekał, warczał i niemal siłą próbował wyciągnąć małą z wanny. Widząc nieoczekiwaną agresję psiego przyjaciela, rodzina postanowiła po raz pierwszy zejść do piwnicy i wespół z sąsiadami przeczekać bombardowanie. Jakież było ich zdziwienie, kiedy po powrocie do mieszkania ujrzeli całkowicie zburzony sanitariat, w który trafił pocisk. Od tego momentu datuje się jeszcze wówczas nieuświadomiona miłość Marii Bacz do zwierząt.
4.
Chciała kiedyś popełnić samobójstwo. Nałykała się prochów, popiła wódką. Powód jest już teraz bez znaczenia. Musiał być ważny. Miała wówczas suczkę. Po chwili uświadomiła sobie, że musi zadzwonić do przyjaciela, bo nie może zostawić psa na pastwę losu. Skontaktowała się z kolegą i zapytała, czy zajmie się psem. Bełkotała coś, płakała. Ten od razu przyjechał i zabrał ją na płukanie żołądka. Odratowali.
Później medyk, może niezbyt rozsądnie, przedstawił jej skuteczniejsze metody odebrania sobie życia niż żarcie tabletek, skoro tak bardzo chce emigrować z tego świata. Wysłuchała i nie skorzystała z porady. Wróciła do suczki. Miała dla kogo żyć. Póki co i mimo wszystko.
5.
Pytana przez wścibskich dziennikarzy o własne doświadczenia damsko-męskie, Maria Czubaszek nic nie pamiętała… Żadnych nazwisk… Czasami jakieś imię, którego do końca nie była pewna… Pierwszy chłopak, miał na imię… chyba Paweł…, a może Andrzej… Jakieś miłostki miała… coś tam z tymi mężczyznami nawet robiła grzesznego… Ale, z którym i gdzie… Jacek… czy… Grzegorz… Jakie to ma znaczenie… Było, minęło… Nic nie pamięta… Karolaka pamięta… I przyjaciela Andrusa też pamięta… Wystarczyło jednak, że żurnalista zapytał o psy obecne w jej życiu i amnezja mijała. Recytowała w kolejności: Arguś (foksterier gładkowłosy), Diana (spanielka), Bej (spaniel), King (owczarek niemiecki), Iga (kundelka), Bimber (kundelek), Nika (owczarzyca belgijska) i Supron (kundelek silnie wielorasowy). Chętnie dzieliła się opowieściami, skąd się pies u niej wziął, co jadał, gdzie spacerowali, gdzie miał legowisko, na co chorował, podawała adresy weterynarzy.
6.
Miłość Marii do zwierząt doprowadziła do zburzenia hipotetycznej harmonii w relacji z panią „pomagającą” w gospodarstwie domowym. Ale od początku. Hortensja (polecona przez Kreczmarów) przychodziła do Karolaków teoretycznie sprzątać. W praktyce: odespać pracę w innych miejscach, napić się darmowej kawy i wziąć prysznic. Tolerancyjni od urodzenia Zające, zaskoczeni i jednocześnie ubawieni, przyglądali się z zaciekawieniem rozwojowi sytuacji. Dodam, że Hortensja swoich obowiązków może i nie wykonywała, ale o terminowe wypłacanie swojej należności zawsze dbała. Na małżonkach nie zrobiło wrażenia nawet to, że Hortensja zapraszała do nich własną rodzinę, prosząc, by w tym czasie Zające obsługiwali ją jak duńską królową i słowem nie pisnęli, że jest ich pomocą domową… Zające wszystko zniosą… Przebywając całe życie wśród muzyków i aktorów, nie takie rzeczy widzieli… I może Hortensja by wciąż z nimi przebywała, dziedzicząc wszelkie prawa autorskie, gdyby przez brak kontroli nad własnym zachowaniem nie zaczęła się wyżywać na psie – w obecności chodzących wokół niej na palcach Karolaków. Marię w końcu szlag trafił i wręczyła jej wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym. Tak przeszły Hortensji koło nosa tantiemy za olbrzymi dorobek artystyczny Zajęcy. Głupota nie popłaca.
7.
Jedną z ulubionych form odpoczynku Marii było oglądanie filmów i programów przyrodniczych ze zwierzętami w roli głównej. Kangury, hipopotamy i pelikany równie mocno ją interesowały jak ukochane psy. To, że je podziwiała, nie znaczyło jednak, że marzyła o bezpośredniej styczności. Kontakt z innymi gatunkami stworzeń ograniczała do szklanego ekranu. Ale jak to w życiu bywa, czasami żyjątko nieproszone samo staje na drodze. Komary, bo o nich mowa, szczególnie ją sobie upodobały. Ktoś życzliwy jej powiedział, że na te upierdliwe owady z rzędu muchówek odstraszająco działa zapach wanilii. I Maria natychmiast przystąpiła do działania. Wysmarowała się intensywnie balsamem z roślin jednoliściennych z rodziny storczykowatych. Pachniała jak babka… wielkanocna. Ten życzliwy „ktoś” zapomniał dodać, że komarów w ten sposób może się pozbędzie, ale za to pszczoły zaczną się do niej zlatywać jak do ula.
8.
Sobie nie gotowała, mężowi kulinarnie nie dogadzała. Chyba że w skład ich rodziny wchodził akurat pies (tu trzeba wyjaśnić, że po odejściu każdego z piesków Maria potrzebowała czasu, aby oswoić się z myślą o stracie i powziąć decyzję o adopcji następnego czworonoga, więc bywały okresy, kiedy Zające nie mieli kundelka). Posiadanie psa zmieniało postać rzeczy. Pichciła wołowinkę, na desce układała plasterki kiełbaski i inne wędliny, udko z kurczaka też się znalazło, tak samo jak posiekane drobno mięso z indyka. Wszystko dla pieska, a przy okazji Karolak też się najadł.
9.
Wypowiadając się na temat szczęścia w życiu, Maria zwykle mówiła, że szczęśliwa to bywa, ale żeby tak przez cały czas, to nie. Nikomu to się nie udaje… Może wariatom… Ona była szczęśliwa, jak Karolak rzucił picie i kiedy jej pieski nie chorowały. A jak cierpiały na nieuleczalne choroby i już każdy ruch sprawiał im ból, to płacząc, zanosiła je do lekarza i usypiała, a potem chowała w okolicy miejsca zamieszkania. Nie była wtedy szczęśliwa, ale czuła ulgę, że skróciła ich śmiertelną dolegliwość. Chciała, żeby z nią tak samo postąpić, kiedy nie będzie w stanie już funkcjonować. Właściwie zawsze, kiedy mówiła o szczęściu, chodziło o męża i psa. Nigdy o nią samą i jej własne potrzeby. Nigdy. Karolak i Supron. Wojtek i Nika. Zając i Bimber. „Chwilami życie bywa znośne” – skwitowałaby ten otwarty temat Wisława Szymborska.
10.
Kulisy realizacji magazynu satyryczno-politycznego nadawanego w TVN24 od 25 stycznia 2005 roku przedstawia Maria Karolak: – W „Szkle kontaktowym” trzeba być pół godziny wcześniej, bo panie makijażystki próbują i mają nadzieję, że coś z tej mojej twarzy jeszcze zrobią, co się da na wizji pokazać. Siadamy w wirtualnym studio. Jest puste, w zielonym kolorze, ale widzowie zawsze widzą jakieś tło. Jest trzech kamerzystów. Człowiek jest cały podpięty kabelkami, a to do reżyserki, a to do słuchawki. Ruszyć się za bardzo nie może… Raz przeżyłam chwilę grozy. Siedzę tak nieruchomo, patrzę, a po tej zielonej ścianie taki wielki pająk maszeruje. Ja się okropnie pająków boję, a on tak maszerował przez pół programu. À propos „boję się”… Z Miecugowem trochę boję się pracować. On jest taki bardzo konkretny. Ja wiem, że czasem mówię głupotki, pytam, czy zwierzątka jakieś będziemy pokazywać. Przy Miecugowie to już taka sztywna jestem. Mam wrażenie, że kiedy już takie głupoty plotę, on ma taką minę i szybko zmienia temat.
11.
Podróże były utrapieniem dla Czubaszek. W czasie przebywania poza domem niepokoił ją brak nici porozumienia między Zającem a czworonogiem na poziomie werbalnym. Prosiła Karolaka, żeby rozmawiał z psem, pożartował, dowcip jakiś opowiedział… Niech nawet posłuchają razem Milesa Davisa… Na nic zdały się jej prośby i błagania. Wojciech nie znajdował wspólnych tematów z psem i wynurzał się ze swej nyży tylko po to, aby go w ciszy wyprowadzić na spacer po Polu Mokotowskim. Może obaj uznawali, że milczenie jest złotem, i zapomnieli Marię o tym poinformować? Ona bardziej przypominała żywe srebro.
12.
Złość (i natychmiastowe zapalenie trzech papierosów z rzędu bez względu na miejsce) można było wywołać u satyryczki w jeden niezawodny sposób: opowiedzieć jej o krzywdzie zwierząt. W temacie złego traktowania stworzeń przez ludzi kompletnie nie miała poczucia humoru. Dlatego cieszyła się, że nie ma pozwolenia na broń, bo gdyby spotkała drani, którzy suczkę (wziętą kilka dni wcześniej ze schroniska) ciągnęli na sznurku za samochodem, aż w końcu urwali jej głowę, toby ich zastrzeliła. Sądziła, że dostałaby wysoki wymiar kary, a jedyną istotą pokrzywdzoną w tym wypadku (kiedy siedziałaby za zabójstwo w Grudziądzu) byłby jej pies, bo straciłby towarzyszkę. Mówiła o tym śmiertelnie poważnie.
13.
Dziennikarka nie tylko wspomagała swą obecnością coroczną zbiórkę na rzecz Społecznego Komitetu Opieki nad Starymi Powązkami im. Jerzego Waldorffa. Kwestowała także dla bezdomnych zwierząt na zwierzęcym cmentarzyku pod Warszawą. Była zbudowana tym, że przyszły tłumy ludzi. Cieszyła się, że powoli zmienia się w kraju stosunek do zwierząt i Polacy przestają traktować je jak przedmioty. To był jeden z nielicznych momentów, kiedy radowała ją rozpoznawalność wynikająca z gadania i pisania głupstw. W końcu szwendanie się po różnych telewizjach przyniosło realne korzyści. Uzbierała pełną puszkę. \
14.
Gdyby miała realny (a nie tylko „życzeniowy”) wpływ na kształt prawa, zmieniłaby dwie kwestie:
- Zaostrzyłaby kary dla wszystkich oprawców znęcających się nad czworonogami i dopilnowałaby, aby orzeczenia sądów były bardziej surowe niż „wyrok w zawiasach”;
- Sprawdzałaby poziom odpowiedzialności (za pomocą wywiadu środowiskowego) osób starających się o adopcję psa/kota.
Wygłaszając te opinie, lubiła posiłkować się gdzieś wyczytanym i cytowanym z pamięci, a przypisywanym angielskiemu aktorowi Michaelowi Caine’owi cytatem: „Stworzenia zasługują na lepszych ludzi”. Od siebie dodawała: „Nie każdy człowiek zasługuje na psa”.
15.
Teraz jest ten moment. Teraz jest ten czas. Moment i czas na złożenie donosu na Marię Alicję Czubaszek-Karolak z domu Bacz, córkę Stanisława i Urszuli, oraz na Piotra Bukartyka, syna Romana. Otóż ja, niżej podpisany Ryszard Piotr Abraham, syn Adolfa i Krystyny, wysłuchałem audycji wspomnieniowej nadanej na antenie Polskiego Radia w programie „Ranek w Trójce” dnia 13 maja 2016 roku. Program prowadził redaktor Wojciech Piotr Mann, syn Kazimierza i Malwiny. Otóż doszło do skandalicznego, moim zdaniem, wyznania pana (od małej litery – pisownia oryginalna) Piotra B. Ten artysta kabaretowy i konferansjer opowiedział historię, jak to z dziennikarką, ukradkiem, w miejscu do tego nieprzeznaczonym, czyli w garderobie (zapewne przed wysokopłatną chałturą) w Teatrze Korez w Katowicach, oddawali się z namiętnością swemu nałogowi palenia papierosów. Niemym świadkiem całego zajścia był kanarek. Ptaszek ten przed tym incydentem był stworzonkiem radosnym, tryskającym energią i wydającym miłe dla ucha i duszy dźwięki (co odważniejsi nazywali to śpiewem). Kiedy tych dwoje intruzów znanych ze szklanego ekranu, zaopatrzonych w papierosy i zapalniczki, wkroczyło na teren przez niego zajmowany, ptaszek osowiał i stracił głos. Mimo iż nie jestem weterynarzem, tylko miernym pisarczykiem i aktorzyną z telenowel, śmiem twierdzić, że doszło do zaczadzenia i otumanienia kanarka dymem. O słuszności moich podejrzeń świadczy fakt, że kiedy podejrzani opuścili miejsce przestępstwa i udali się w celach zarobkowych do innych miast, kanarek doszedł do siebie i odzyskał swój dawny wigor i ponoć znowu zaczął śpiewać. Mając na uwadze dobro wszelkiego stworzenia bożego, proszę poważnie potraktować mój meldunek. Wobec Piotra B. można jeszcze wyciągnąć konsekwencje, ponieważ szwenda się on po terenie całego kraju i łatwo namierzyć jego działalność estradową. O czym uprzejmie donoszę. A wszelkich świadków podobnych zajść proszę o osobisty kontakt na adres mailowy: szukam- hakownawszystkich@wydawnictwomando.pl.
16.
Życia po śmierci sobie nie wyobrażała. Nic takiego według jej rozeznania nie istniało. Ale gdyby… Gdyby jednak się myliła… Widziała siebie w zaświatach pijącą drinka, palącą papierosy i grającą w brydża w towarzystwie Janczarskiego, Kofty i Dobrowolskiego, a wokół stolika biegałyby radośnie wszystkie psy, które z nią mieszkały. Niebo z górą darmowej karmy. Dla każdego coś miłego. Sjesta trwająca w nieskończoność. Mimo wszystko nie umiała zaakceptować terminu „życie wieczne”. Dla osoby, która całe życie fascynowała się śmiercią, to była abstrakcja. Bo jak koniec, to definitywny. Koniec to koniec. Koniec nie powinien być początkiem nowego życia! Do cholery!
17.
Po śmierci dziennikarki „Szkło kontaktowe” zaczęło emisję cyklu „Każdy zwierz ma swój Czubaszek”, za którego pośrednictwem bezdomne zwierzęta znajdują opiekunów. W taki sposób szukano na przykład domów dla cudownej trójki uroczych czteromiesięcznych szczeniaków. Ich mama oszczeniła się w lesie. Piesków było w sumie siedem, ale cztery już znalazły rodziców zastępczych. Dobrzy ludzie się znaleźli. Widać Maria czuwa z nieba, w które tak uparcie nie wierzyła, i zsyła anioły, których sobie wyobrazić nie mogła.
Polecamy: „Czubaszek. Kobiety inteligentne robią wrażenie przemądrzałych”, Ryszard Abraham, wydawnictwo Mando. (Fot. materiały prasowe wydawnictwa Manod)