Rozmawiam z Mileną i Katrin – kobietami, które po latach pracy w świecie finansów i mediów odnalazły swoją prawdziwą pasję w aromaterapii. Dzisiaj wprowadzają do Polski markę Oshadhi – uznawaną na świecie za synonim czystości, terapeutycznej jakości i głębokiego szacunku do natury.
Wasza historia zaczyna się ponad 20 lat temu w Warszawie. Jak to się stało, że dziś znowu jesteście tu razem – tym razem z marką Oshadhi?
Milena: Kiedyś mieszkałyśmy obie w Warszawie, ale nasze drogi zawodowe wyglądały zupełnie inaczej. Ja pracowałam w branży HR, szykowałam się do studiów MBA w Inseadzie, które otworzyły mi później drogę do świata finansów inwestycyjnych za granicą.
Katrin: A ja byłam związana z branżą wydawniczą – światem czasopism i mediów biznesowych, dynamicznym, intensywnym, ale też niezwykle ciekawym. Wtedy nawet nie przypuszczałyśmy, że po latach pracy za granicą nasze ścieżki znów spotkają się w Polsce — miejscu bliskiemu naszemu sercu – i że będzie to już w zupełnie innym świecie: świecie zapachów, natury i ciszy.
Co sprawiło, że każda z was zakochała się w aromaterapii?
Milena: Dla mnie wszystko zaczęło się bardzo niewinnie – od artykułu o Sophii Loren, która zdradziła, że sekretem jej pięknej skóry jest oliwa z oliwek. Miałam już za sobą wiele rozczarowań luksusowymi kosmetykami, które obiecywały cuda, a nie działały. Zaczęłam więc eksperymentować z naturalnymi olejami roślinnymi. To był moment zwrotny – zapisałam się na studia aromaterapeutyczne w Londynie, w Instytucie Tradycyjnej Medycyny Ziołowej i Aromaterapii (ITHMA). I przepadłam.
Katrin: U mnie przyszło to później. Po latach w świecie eventów, marketingu i reklamy poczułam, że coś się we mnie wypaliło. Kreatywność, która kiedyś była moją siłą, nagle została zastąpiona presją i rutyną. Wtedy Milena zaprosiła mnie do współpracy przy Oshadhi w Bułgarii. Spotkanie z olejkami było jak powiew świeżego powietrza. Każda kropla – nowy świat. To była miłość od pierwszego zapachu.
Dlaczego postanowiłyście sprowadzić Oshadhi właśnie do Polski?
Milena: Bo czułyśmy, że Polska jest gotowa na taką markę – autentyczną, edukacyjną, bliską naturze. Polki coraz częściej sięgają po naturalne metody dbania o siebie – nie tylko o urodę, ale i o emocje.
Katrin: Chciałyśmy, by Polki mogły korzystać z aromaterapii terapeutycznej jakości. Oshadhi to nie jest kolejna „ładnie pachnąca” marka, ale jedna z najbardziej cenionych przez aromaterapeutów na świecie – z ponad 35-letnią historią, obecną na 38 rynkach, oferującą prawdziwą, rzetelnie udokumentowaną moc natury.
(Fot. Materiały partnera)
Co oznacza słowo Oshadhi i jakie wartości stoją za marką?
Katrin: W sanskrycie oshadhi oznacza „rośliny lecznicze”, ale również „nosiciel światła”. To piękne, bo ta nazwa naprawdę oddaje filozofię marki – empatię, autentyczność i troskę o naturę. Rośliny lecznicze niosą w sobie naturalną, żywą energię, która wspiera organizm w zachowaniu równowagi i zdrowia.
Milena: Dla nas Oshadhi to coś więcej niż marka. To most między człowiekiem a naturą. Wierzymy, że zapach ma moc przywracania harmonii ciała, umysłu i ducha.
Jak wygląda proces tworzenia olejków Oshadhi? Skąd bierze się ich wyjątkowa jakość?
Milena: Większość olejków Oshadhi pochodzi z dzikich roślin lub z certyfikowanych upraw organicznych. Nie chodzi o ilość, ale o czystość i energię rośliny.
Katrin: Współpracujemy bezpośrednio z rolnikami na wszystkich kontynentach, którzy uprawiają swoje rośliny z szacunkiem do natury. Rośliny i hydrolaty są destylowane powoli, pod niskim ciśnieniem i w niskiej temperaturze, żeby zachować pełnię ich mocy.
Milena: Nawet przestrzeń produkcyjno-magazynowa w Bühl w Niemczech, gdzie odbywa się produkcja, butelkowanie i przechowywanie surowców została zaprojektowana według zasad Vastu Shastra – starożytnej nauki o harmonii przestrzeni. W nocy rozbrzmiewa tam harmonijna starożytna muzyka indyjska, bo wierzymy, że olejki, jako bardzo wrażliwe ciecze, chłoną energię otoczenia.
Dlaczego aromaterapia przeżywa obecnie renesans?
Katrin: Żyjemy w czasach, w których ludzie coraz bardziej tęsknią za tym, co prawdziwe. Chcą dotknąć natury, poczuć zapach lasu, znaleźć spokój. Olejki eteryczne stały się narzędziem wspierającym dobrostan – pomagają redukować stres, poprawiać nastrój, koncentrację i sen.
Milena: Dodatkowo rośnie tzw. she economy – kobiety coraz częściej inwestują w siebie, w zdrowie, emocje, równowagę. Aromaterapia pięknie wpisuje się w ten trend, bo działa holistycznie.
Jak aromaterapia może wspierać kobiety w codziennym życiu?
Milena: Kobiece ciało jest cykliczne, emocjonalne, wrażliwe. Olejki potrafią łagodzić napięcia, wspierać równowagę hormonalną, pomagać w bezsenności czy stanach lękowych.
Katrin: Dla mnie aromaterapia to także rytuał miłości własnej. Kilka kropel róży damasceńskiej potrafi otulić niczym delikatny, świetlisty woal. To zapach kobiecości, czułej siły i piękna, które wykracza poza to, co uchwytne.
Edukacja to jeden z filarów Oshadhi. Jak ją realizujecie?
Milena: Wierzymy, że wiedza daje bezpieczeństwo. Olejki to bardzo skoncentrowane esencje – mogą zdziałać wiele dobrego, ale trzeba wiedzieć, jak ich używać. Dlatego na stronie oshadhi.pl stworzyłyśmy Bazę Wiedzy – kompendium o właściwościach, metodach aplikacji i zasadach bezpieczeństwa. Edukacja pomaga odkryć ich prawdziwą moc i korzystać z nich świadomie, z szacunkiem do natury i własnego ciała.
Katrin: Prowadzimy też blog Oshadhi, gdzie Milena dzieli się poradami i przepisami ze swojej praktyki aromaterapeutycznej, jak również inspiracjami. A przede wszystkim rozmawiamy z naszymi klientkami – odpowiadamy na pytania, pomagamy dobrać olejek do nastroju czy potrzeb. Ta bliskość jest dla nas bardzo ważna.
Które olejki są waszymi osobistymi ulubieńcami?
Milena: Róża damasceńska – zdecydowanie. To królową olejków. Działa jak naturalny botoks, regeneruje skórę, koi emocje i wspiera równowagę hormonalną.
Katrin: A dla mnie kadzidłowiec sacra – najwyżej ceniony wśród olejków kadzidłowych, żywiczny, korzenny z cytrusową świeżością. Pomaga się zatrzymać, odetchnąć, spojrzeć w głąb siebie, no i zapewnia optymalną pielęgnację do skóry Można go pięknie połączyć z odrobiną paczuli i kropelką róży i wtedy otrzymamy wspaniały zapach perfum.
(Fot. Materiały partnera)
A po jakie produkty najchętniej sięgają wasze klientki w Polsce?
Katrin: Bestsellerem jest hydrolat z róży damasceńskiej – delikatny, a zarazem niezwykle skuteczny. Kobiety pokochały go za to, że działa jak tonik i aromaterapia w jednym.
Milena: Popularne są też synergie olejków, jak Odrzuć stres! czy Dobranocka – stworzone specjalnie po to, by wspierać emocje i relaks. No i klasyk – lawenda z Alp Górnej Prowansji.
Jakie macie plany rozwoju Oshadhi w Polsce?
Milena: Chcemy dalej rozwijać edukację. Zależy nam też, by budować społeczność wokół marki – kobiety, które czują naturę, ufają jej i chcą się nią dzielić.
Katrin: W pierwszej połowie przyszłego roku planujemy wyjątkowe wydarzenie – wyjazd do Doliny Róż w Bułgarii, gdzie uczestniczki będą mogły doświadczyć zbioru róży damasceńskiej i wziąć udział w krótkim, praktycznym warsztacie aromaterapeutycznym. To będzie piękne spotkanie z naturą, wiedzą i magią tego niezwykłego kwiatu.
Na koniec – jaką myśl chciałybyście zostawić naszym czytelnikom?
Milena: Byśmy nauczyły się słuchać natury i własnego ciała.
Katrin: I żebyśmy pamiętały, że warto wracać do źródeł – do tego, co czyste, proste i naturalne. Bo właśnie wtedy odzyskujemy równowagę, wewnętrzną siłę i spokój, który naprawdę nas wspiera.
Więcej o marce i produktach Oshadhi przeczytacie na stronie www.oshadhi.pl.