1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wywiady
  4. >
  5. „Ludzie kochają łatki. Ja pragnę oddechu, perspektywy i nieoceniania”. Lena Góra o sztuce, miłości do Polski i filmie „Erupcja”

„Ludzie kochają łatki. Ja pragnę oddechu, perspektywy i nieoceniania”. Lena Góra o sztuce, miłości do Polski i filmie „Erupcja”

Lena Góra w pierwszym polskim wywiadzie o „Erupcji”: „Ten film jest hołdem do delikatności i wielowymiarowości polskich kobiet”. (Fot. Dominika Scheibinger)
Lena Góra w pierwszym polskim wywiadzie o „Erupcji”: „Ten film jest hołdem do delikatności i wielowymiarowości polskich kobiet”. (Fot. Dominika Scheibinger)
Chociaż przez lata mieszkała i pracowała w Hollywood, z dumną przyznaje, że jest szaleńczo zakochana w Polsce. Ostatnio wystąpiła w nakręconej w Warszawie polsko-amerykańskiej produkcji „Erupcja” u boku gwiazdy muzyki Charli XCX. „Ten film jest hołdem do delikatności i wielowymiarowości polskich kobiet” – mówi Lena Góra, która swoją sztuką chce inspirować do odwagi, otwartości i samodzielnego myślenia. „Chcę motywować ludzi, żeby brali życie w swoje ręce, bez wstydu czy czekania na okazje; żeby zadawali pytania i szukali swojej drogi” – dodaje. Aktorka podkreśla też, że w centrum jej działań jest przede wszystkim oddech, perspektywa i uwolnienie od szufladek. Co jeszcze powiedziała w pierwszym polskim wywiadzie poświęconym filmowi „Erupcja”?

Nie Brat Summer, a „Moje lato miłości”. Lena Góra w pierwszym polskim wywiadzie o filmie „Erupcja”

„Erupcja” to projekt, który w pewnym sensie narodził się tutaj we Wrocławiu, podczas American Film Festivalu, na którym się spotykamy. Opowiedz trochę o tych początkach.

Tak było. Ulka Śniegowska [dyrektorka artystyczna AFF – przyp. red.] ma niesamowity umysł i wie, jak łączyć ludzi. Podczas festiwalu był panel prowadzony przez Scotta Macaulaya, producenta m.in. filmu „Skrawki”, który miał zachęcić amerykańskich twórców, żeby robili filmy w Polsce. Reprezentacją Polski miała być legendarna Ewa Puszczyńska. Nagle dzwoni do mnie Ula i mówi, że Ewa niestety nie dojedzie i czy mogę ją zastąpić. Prawie zemdlałam ze stresu, ale dałam radę. Na tym panelu był też reżyser Pete Ohs, którego tam poznałam i najwyraźniej publicznie namówiłam, bo film w Polsce zrobiliśmy (śmiech). Ula śmieje się, że jestem teraz poster child Americana.

Jak go namówiłaś?

Wspólnie się namówiliśmy. On widział wtedy „Roving Woman”, siostrzany film do „Erupcji”. Tam polska ekipa kręciła w Ameryce, tu amerykańska ekipa kręciła w Polsce. W obu przypadkach scenariusz był tworzony na bieżąco w trakcie zdjęć i z małą ekipą. Pete robi filmy podobnie. Miał kilka pomysłów, w końcu padło na wulkan.

Lena Góra (Fot. Dominika Scheibinger) Lena Góra (Fot. Dominika Scheibinger)

Tworzyliście ten projekt zespołowo. Cała obsada wspólnie pisała scenariusz, zresztą w twoim przypadku to nie pierwszy raz, kiedy miałaś okazję pracować w ten sposób.

Film to praca zespołowa, co w pościgu ego często jest pomijane, a dla mnie to podstawa. Aktorzy, reżyser, operator, producent stoją na scenie, pozujemy do zdjęć, dajemy wywiady. Błyszczymy i sprzedajemy filmy, ale za każdym z nich stoją tabuny wspaniałych ludzi, którzy pracują bardzo ciężko, żeby ten moment, w którym reżyser krzyknie „akcja!”, w ogóle mógł się udać. Uwielbiam ich na tę scenę wyciągać, opowiadać o nich, i jestem ogromnie wdzięczna za wszystko, co dzieje się behind the scenes każdego projektu. Uwielbiam dyskusje, rozmowy oraz twórców, którzy są na współpracę otwarci. Ale dobry scenariusz jest podstawą. I u nas też tak było. A co do okazji, to nie wiem, czy miałam „okazję”. Okazje są raczej w supermarkecie.

Sama to wszystko tworzysz, nie ma tu miejsca na coś losowego. To nie są okazje, tylko walka o jakość. Mówię o tym, bo słowa naprawdę mają moc. Potem ludzie często myślą, że twórcom, którzy odnieśli sukces, coś się trafiło, że mieli szczęście. Przez to młodzi twórcy szybko się poddają, bo nie mają takiej pomocy od losu, urodzili nie w tym kraju czy nie w tej rodzinie co trzeba albo mają blond włosy. Dlatego cieszę się, że mogłam zrobić taki film jak „Imago”, żeby pokazać ludziom, że gorzej niż ja to chyba mieć nie mogli (śmiech).

Obejrzyj: „Odcinajmy tę pępowinę, dajmy naszym rodzicom spokój”. Lena Góra w rozmowie o filmie „Imago”

Bardzo ważne jest dla mnie motywowanie ludzi, żeby brali życie w swoje ręce i tworzyli. Bez wstydu czy czekania na okazje. Bo one się nie pojawiają. Jeśli jesteś scenarzystą, to czytaj, czytaj i jeszcze raz czytaj. Ja czytam cały czas, w każdym wolnym momencie. Polecam Bukowskiego, Campbella, Rilke, Dostojewskiego, Kafkę. To, jak oni studiują świat, wielowymiarowo, inspirują do głębszej pracy. Dziś niewielu ludzi w tym tiktokowym, mcdonaldowym świecie szybkich wyników walczy o jakość. A jakość nigdy nie przychodzi przypadkiem, z okazji. Nawet jak w supermarkecie jest „okazja”, na ogół znaczy to, że coś jest przeterminowane albo zaraz będzie.

Lena Góra (Fot. Dominika Scheibinger) Lena Góra (Fot. Dominika Scheibinger)

Jak zatem ten proces wygląda na planie? Nie wkrada się chaos, gdy tyle osób pracuje przy jednym tekście?

Dobre pytanie, ale udało nam się skupić i działać zadaniowo, nie było miejsca na chaos. Mieliśmy do siebie dużo szacunku i ciekawości do tego, kto ma co do powiedzenia. Chaos bierze się stąd, że wszyscy walczą o swoje zdanie i o to, żeby przepchnąć coś swojego. My jednak byliśmy zainteresowani sobą i pełni szacunku do zdania i pomysłów każdego z nas.

„Erupcja” to kino, które świetnie pokazuje transformacyjną moc otoczenia. Bethany, bohaterka grana przez Charli XCX, zostaje wrzucona w nieswoją przestrzeń, co rodzi w niej pewne zmiany. Ciekawa jestem, czy ty miałaś w życiu taką sytuację? Mieszkałaś w Trójmieście, Londynie, Nowym Jorku, LA, Warszawie. Odkryłaś coś w sobie pod wpływem miejsca, w którym się znalazłaś, a które nie jest teoretycznie twoje?

Może postać Bethany jest do mnie jakoś podobna w sensie strukturalnym, ale raczej nie mam z nią podobnych przeżyć. Dużo bliższa jest mi Nel, przez niedawne odkrycie Warszawy, którą Nel ma w sercu i widzi ją, tak naprawdę ją widzi, ze wszystkimi swoimi stronami. Bo nasz film nie próbuje jej wygładzić, tylko pokazać, na ile się da, na surowo, z perspektywy kogoś z zewnątrz, z Ameryki. W obliczu tego, co dzieje się na świecie, m.in. w Gazie, która została zrównana z ziemią, dużo myślę o tym, że Warszawa też kiedyś tak wyglądała, ale została odbudowana z taką niesamowitą siłą Polaków, którzy na pewno nie czekali na szczęśliwą okazję. Warszawa jest subtelna, delikatna, seksowna, brudna, dzika, szara, głośna i ma pełno dziwnych restauracji z małymi talerzykami. Kocham ją. A najbardziej kocham kobiety, które są wokół mnie.

Możesz więc wyobrazić sobie, z jaką perspektywą, zachwytem i radością przyjechałam odkryć to miasto. Totalnie czuję się jego częścią. Teraz, kiedy jeżdżę z tym filmem po świecie, czuję się dumną reprezentantką Warszawy i Polski. Dużo dziennikarzy mówi o sławie Charli XCX i o tym, że kręciliśmy w trakcie Brat Summer. Charli jest super piosenkarką, ale ten film nie jest o tym. Dla mnie „Erupcja”, a przynajmniej Nel, jest hołdem do delikatności i wielowymiarowości polskich kobiet.

Ten film ci dał tę perspektywę, czy to, że zamieszkałaś w Warszawie?

Życie jest perspektywą. Wszystkie moje scenariusze wynikają stąd, że coś przeżywam, zaobserwowałam i potem o tym piszę. Przy „Roving Woman” zmierzyłam sama wszerz i wzdłuż bezdroża Ameryki, mierząc się ze strachem i samotnością. „Imago” to pytanie, czy kobieta dzika, silna i wolna jest od razu szalona, bo po latach odwiedzania matki w psychiatryku zrozumiałam, że nawet lekarze nie są w stanie odpowiedzieć na to pytanie. W tym wypadku zaczęło się od mojej obserwacji Warszawy, oczami tej outsiderki z USA, i tego, że widzę jak ona jest różna. Jest mi strasznie bliska, na poziomie molekularnym, a jednocześnie tak daleka. Cudownie było słuchać tego, jak Pete ją widzi. Gdzie się zgadzamy, a gdzie nie i gdzie zaczyna się we mnie budzić Polka-patriotka, której wcześniej nie znałam.

Dziennikarze bardzo zwracają uwagę na moją tożsamość geograficzną i często mnie proszą o to, żebym się na ten temat wypowiedziała. Ja nie lubię tego obierać w słowa, wolę w atmosferę. Mogę pokazać, jak to jest być stamtąd tu, a tu stamtąd. Nigdy nie jestem tubylcem, co jest czasami trudne, ale dzięki temu mam perspektywę, przyglądam się światu trochę jakby z boku: widzę Warszawę z amerykańskich oczu, a Amerykę z polskich. To może być uwalniające, więc chce namawiać do podróżowania, zmieniania przestrzeni i tak jak Bethany rzucania się w wir nowych wydarzeń z ciekawością i otwartością na nowe. Tu trzeba dodać jeszcze, że „Erupcja” jest pokryta filtrem Pete’a, którego wizja jest specyficzna. Surowa, obserwująca, skupiona, pragmatyczna, sucha. Trochę tak, jakby obserwował Warszawę z tłumaczem, który jak AI robi mu narrację tego, co widzi, ale czego nie rozumie.

Lena Góra (Fot. Dominika Scheibinger) Lena Góra (Fot. Dominika Scheibinger)

Mówisz w wywiadach, że nie lubisz, gdy łączą cię z Hollywoodem. Czy to oznacza, że masz problem z tym, jak widzą i oceniają cię inni?

Nie mam problemu z tym, że ktoś łączy mnie z czymś czy ocenia. Nie lubię, jak muszę ciągle opowiadać o Hollywoodzie. Wolałabym o Kieślowskim albo o barze Rusałka, w którym Rosalía właśnie nakręciła genialny teledysk, o kładce dla pieszych i o tym, jakie są na niej niesamowite zachody słońca. Albo o zapachu dzikich róż i wydm na bałtyckiej plaży.

Ludzie tak strasznie kochają nadawać łatki i przymiotniki. A ja pragnę oddechu, perspektywy i nieoceniania. Bo może się okazać, że właśnie szufladkowanie i porównywanie prowadzi do ciągłego budowania przestraszonej wizji świata. My kontra oni. Ci kontra tamci. Ja kontra świat. A wystarczy wpuścić trochę powietrza między siebie i swoje ocenianie, i nagle zaczyna świecić słońce.

A może chodzi o zazdrość?

Może, ale ta też wynika ze strachu. Tego, że ktoś coś ma, już nie wystarczy. Ja robię rzeczy przełomowe, a to wywołuje wiele emocji. Ludzie boją się nieznanego i od razu myślą: „danger”. Strach jest napędem wszystkiego, co złe na świecie. Dlatego raczej jest mi żal ludzi, którzy operują strachem. Łatwo mi wybaczyć, ale taka zazdrość może też bardzo podciąć skrzydła. I uważam, że to nie są żarty – nie po to te skrzydła mamy, żeby dać je sobie uciąć tym, którzy sami nie widzą, że mają własne.

Czytaj także: Lena Góra: „Pokazałam strachom środkowy palec”. Rozmowa ze wschodzącą gwiazdą polskiego kina

Może dlatego, że tak jest najłatwiej?

To jest właśnie niewiarygodne, że tak może być komuś łatwiej. Zawsze płaci się za to cenę. Wrzody, rak, brzydki wyraz twarzy. Taka toksyna zawsze wychodzi i zawsze znajdzie drogę z powrotem.

Lena Góra (Fot. Dominika Scheibinger) Lena Góra (Fot. Dominika Scheibinger)

Jak radzisz sobie z negatywnymi komentarzami na swój temat?

Chyba jestem zbyt zajęta pracą, żeby o nich myśleć. Mam dookoła siebie bardzo mądrych ludzi, większość dużo starszych ode mnie, bo jakoś tak wyszło, że wiele moich najbliższych osób ma po 70 lat (śmiech). Tak więc uczę się od mądrzejszych.

Alejandro Jodorowsky powiedział, że ptaki urodzone w klatce myślą, że latanie to choroba. Okazuje się też, że wszyscy moi idole – twórcy myśli, spojrzenia, świadomości – mierzyli się z jakimś niewiarygodnym hejtem, bo uwierali systemowi. Susan Sontag, Malcolm X, Franz Kafka, Sinéad O’Connor, Sylvia Plath, John Cassavetes, Angela Davis – ostatnia była dosłownie na FBI’s Most Wanted list za swoje poglądy. Ja też uwieram systemowi, bo jestem wolna, bezczelna, cokolwiek to znaczy, ale tak mnie czasem nazywają. Przynajmniej nie jestem w więzieniu systematycznych nakazów, które rząd nałożył na ludzi, żebyśmy się słuchali, byli grzeczni i cicho. Uważam, że to nie jest czas na to, żebyśmy się ślepo słuchali rządu i narracji, której się nauczyliśmy na lekcjach historii. Swoją sztuką namawiam ludzi do tego, żeby zadawali pytania. Szukali swoich nauczycieli, swojej drogi.

Ostatnio dostałam wiadomość na Instagramie od dziewczyny, która napisała mi: „Dziękuję za to, co robisz dla kina i dla Polski. To, co mówisz jest kojące”. Są ludzie, którzy zmienili kierunek na studiach, bo zobaczyli mój wywiad. Piszą do mnie psycholożki, kobiety po 60-tce, dla których np. „Roving Woman” był ważnym filmem i po obejrzeniu go stwierdziły, że zadzierają kiecę, jadą na solo wakacje i nie będą się mierzyć z tym, że są złymi mamami, żonami, babciami, bo robią coś „nie tak jak powinny”. I właśnie dla takich momentów wszystko jest warte tego, co robię, nawet jeśli czasem popłaczę sobie w poduszkę.

Lena Góra (Fot. Dominika Scheibinger) Lena Góra (Fot. Dominika Scheibinger)

Wracając do Nel – to dość enigmatyczna postać. Mało o niej wiemy, poza tym, że idzie trochę niekonwencjonalną drogą w życiu, jest poszukująca. Jak Ty ją czytasz i widzisz? Czy jest coś, czego nie widać na ekranie, co o niej wiesz?

Na pewno jest dużo, czego nie widać. Mój ojciec, malarz, nauczył mnie, że sztuka, którą tworzysz, to totalnie nie twoja rzecz. Jest dla widza, to byt osobny; świat obudowany płotem i bezpieczny w swoim jestestwie. Piękne jest też to, że film często po latach zyskuje zupełnie nowy wydźwięk. Ktoś coś przeżywa i nagle postać nabiera nowego znaczenia. Dla ciebie być może Nel jest enigmatyczna, dla kogoś innego może być bardzo konkretna. Ja jestem wielką fanką Nel. Lubię ją, jest wielowymiarowa, nieoczywista, otwarta na to, żeby się uczyć, zmieniać i komunikować.

Ile jest w niej Ciebie? Jak wiele Cię z nią łączy?

Wszystko i nic. Nel jest mną, ale mną też jest Bethany czy Rob. Nie zamykam się w jednej opowieści o tym, kim jestem. Wszyscy mamy w sobie wszystko i zmieniamy się w zależności od sytuacji, fazy księżyca, punktu widzenia odbiorcy. Mamy w sobie wiele różnych cech, wszystko jest bardzo zmienne. Nel jest na pewno zakorzeniona w jakiejś części mnie, tak jak każda postać, którą gram, nawet jeżeli jej nie pisałam. Oczywiście jest w niej wiele rzeczy, które są dla mnie ważne.

Kiedy piszę scenariusz albo jestem współtwórcą, bardzo chcę opowiedzieć historię, która w danym momencie mnie uwiera albo jestem nią zafascynowana. Tu zdecydowanie byłam zafascynowana tego typu dziewczyną z Warszawy, która jest też we mnie. Maja i Ula, czyli Maja Michnacka i Agata Trzebuchowska – jedna gra moją siostrę, druga – moją dziewczynę – też mają w sobie, zarówno jako osoby i jako postaci taką delikatność, piękno, mądrość, wielowymiarowość, której Nel się od nich uczy. W przeciwieństwie do Bethany, która jest mocna, silna i rysowana grubą kreską, Nel jest delikatna, narysowaną cienką kreską, pastelowa, płynna i otwarta na zmianę. No i trochę dziwaczna, ale to już chyba my signature look.

Agata Trzebuchowska, Lena Góra i Maja Michnacka (Fot. Dominika Scheibinger) Agata Trzebuchowska, Lena Góra i Maja Michnacka (Fot. Dominika Scheibinger)

Agata Trzebuchowska i Lena Góra (Fot. Dominika Scheibinger) Agata Trzebuchowska i Lena Góra (Fot. Dominika Scheibinger)

Trudno jednak nie odnotować, że macie z Charli zadziwiająco podobną energię. Aż ciężko uwierzyć, że przed wejściem na plan nie znałaś jej twórczości, bo wydajecie się niesamowicie dopasowane. Czy to tylko moja perspektywa, czy faktycznie wam się dobrze pracowało i czułyście to na planie?

My, twórcy przekazu, kojarzymy się z różnymi rzeczami. Możesz myśleć różne rzeczy o mnie i Charli i o naszych podobieństwach na podstawie pracy, którą wykonujemy i sztuki, która wypuszczamy, choć myślę, że jesteśmy jednak bardzo inne. Jesteśmy tak samo oddane pracy, profesjonalne i skupione. Charli jest świetną rzemieślniczką i profesjonalistką, jakiej jeszcze nie spotkałam. Faktycznie nie znałam wcześniej jej muzyki, co oczywiście szybko się zmieniło, bo jej lato rozkręcało się razem z naszym planem.

Zastanawiałam się, czy mój algorytm oszalał od kiedy zaczęliśmy zdjęcia, bo wszędzie widziałam tylko zielony kolor. Okazało się, że nie tylko ja, a reszta świata też. Tymczasem my byliśmy zajęci czym innym: filmem o dwóch zakochanych dziewczynach, kwiatach i Warszawie. A Charli jest wybitna we wszystkim, czego dotknie, więc Bethany tez zagrała wybitnie.

Rzadko słyszy się takie słowa o debiucie. Rozumiem, że to nie jest o energii, tylko bardziej o sposobie pracy?

Nie wiem. Jest świetna i tyle. Obie jesteśmy wysoko funkcjonującymi atletkami, ciężko pracujemy, podróżujemy, więc musimy umieć zaopiekować się swoją energią. Debiutanci często po prostu się przepalają. Ona wie, że nie może się przepalić, bo za chwilę ma kolejny samolot, więc potrafi zarządzać energią. Sporo się w tym temacie od niej nauczyłam.

Lena Góra i Charlie XCX w scenie z filmu „Erupcja” (Fot. materiały prasowe) Lena Góra i Charlie XCX w scenie z filmu „Erupcja” (Fot. materiały prasowe)

Czułaś, że ten film powstawał właśnie w środku Brat Summer? Moim zdaniem to niesamowite zjawisko popkulturowe. Czy ten klimat udzielał się wam na planie? Czy po prostu „Brat” swoją drogą, a „Erupcja” swoją?

Na naszym planie panował klimat naszego filmu. „Erupcja” to yin-yang tych dwóch światów. To, co reprezentuje Charli ze swoim Brat Summer, czarnymi włosami i mocą, i ta delikatność Polski, którą jestem tak zafascynowana, przyjeżdżając tu z Ameryki. Trochę jak genialne „Lato miłości” Pawła Pawlikowskiego. To opowieść o spotkaniu dwóch bardzo innych kobiet i ich dość toksycznej próbie wspólnej zabawy, zbliżenia. Rysowana grubą kreską Emily Blunt i delikatna Natalie Press próbują dogadać się w swojej inności, potrzebach, psychozach, próbują znaleźć wspólny grunt – o tym jest cała opowieść. U nas ta miłość, pożądanie i komunikacj gubią się w tłumaczeniu, różnicach społecznych, kulturowych.

W „Erupcji” jest jeszcze narrator, który przybywa na pomoc. A może właśnie jeszcze bardziej wprowadza zamęt? Bo tłumaczy to jeszcze z innej strony? Takim narratorem tych naszych różnic był sam reżyser, Pete, który obserwował naszą inność ze swojej, trzeciej perspektywy. To spotkanie światów, w którym ta letnia lepka delikatność jest kluczowa.

Lena Góra Summer?

Jak mam wybierać, to zdecydowanie „My Summer of Love”.

Dopiero teraz odkryłaś w sobie tę delikatność?

Zawsze miałam ją we krwi, pewnie, ale może trochę zakopaną, bo mieszkając przez pół życia w Stanach, musiałam nauczyć się krakać jak inne wrony i stać się mocniejsza, bezkompromisowa. Ale to w delikatności jest prawdziwa moc. Dlatego też kocham Nel. To taka polska dziewczyna, która ma cichą moc. I nie ma nikogo na tej planecie, kto zagrałby jej kontrast lepiej niż Charli.

Wcześniej studiowałam inne stany skupienia. Znacznie mocniejsze i dziksze, przynajmniej w moich filmach.

Lena Góra (Fot. Dominika Scheibinger) Lena Góra (Fot. Dominika Scheibinger)

No właśnie! Często grasz bohaterki niepokorne i charakterne, niewygodne dla systemu, ale jest też druga strona medalu, czyli szuflada. Mówiłaś, że nie lubisz takiego oceniania, ale myślisz, że ci grozi? Z jednej strony, jest to mega spójne z tobą, z drugiej – nie wpisujesz się w żadne ramy, a przy „Erupcji” odkrywasz swoją delikatność. Z trzeciej – jest też dobra szuflada, patrz: Krystyna Janda czy Meryl Streep.

A co to jest szuflada? Nie rozumiem takich rzeczy. Ja mam jeden cel: otwierać ludziom umysły na szersze myślenie. Okazało się, że jestem dobra w shapeshiftingu i „wbijaniu się” w postaci, ale medium jest w moim przypadku drugorzędne. Rodziców nie było stać, żeby zapisać mnie na lekcje gry na gitarze, więc nauczyłam się grać na ciele, bo miałam je za darmo. Produkuję, piszę, myślę, obserwuję. Teraz skończyłam grać agentkę wywiadu Ewę Oginiec w „Przesmyku” i od razu pojechałam do Kairu grać agentkę CIA w serialu „Debriefing the President” to można by nazwać szufladą tajnych agentek, ale na pewno nie ma w tej szufladzie Nel, Eli z „Imago” czy Sary z „Roving Woman”.

Wszystkie te wypowiedzi są bardzo inne. „Roving Woman” traktuje o tym, żeby uwolnić się od współzależności i potrzeby akceptacji, i odetchnąć od tego, co ci mówi system odnośnie tego, jaką masz być kobietą. „Imago” jest kolejnym studium tego, jak się ludzie oceniają, szufladkują i jak bardzo to może być raniące. „Erupcja” to z kolei antyszufladkowa opowieść o różnych rodzajach kobiet i perspektyw. Naprawdę dość już tych szuflad. W „Imago” jest scena, w której bohaterowie naklejają sobie na plecy naklejki z napisem „szalona”, „gruba”. Tak zaczynają się wojny. „Niebezpieczny Arab”, „bezpieczny biały”, „zły”, „dobry”, „niepokorna”, „grzeczna”, „niegrzeczna”. Ach, te przymiotniki. Tak nam pomagają wszystko określić, czuć się pseudo-bezpiecznie.

A jak czujesz się jako ambasadorka Polski?

Jestem bardzo dumna i jestem zachwycona Polską. Opowiadam o niej przy każdej okazji i na całym świecie. Jesteśmy skromni i silni. Jak Beduini w Synaju. Kiedy na lekcjach historii mówili „Bóg, honor, ojczyzna”, ja zasypiałam i dopiero teraz zrozumiałam, co ten honor znaczy. Znikaliśmy z mapy, ale walczyliśmy, aby znowu się na niej pojawić. Zburzyli nas, zrównali z ziemią, a my się odbudowaliśmy. I teraz Warszawa stoi silna i piękna, ale i mądra. I to czuć w każdej cegle.

Czytam teraz dużo o Środkowym Wschodzie. A my, ulokowani wygodnie między Rosją a Niemcami… Jesteśmy też krajem, który nigdy nie skolonizował żadnego innego. Zawsze jesteśmy po dobrej stronie historii. Jak to w „Królu” Jana P. Matuszyńskiego mojej bohaterce mówi bohater grany przez Arka Jakubika: „Jesteśmy takie same mendy jak wszyscy, tylko mamy serca po właściwej stronie”.

Lena Góra (Fot. Dominika Scheibinger) Lena Góra (Fot. Dominika Scheibinger)

To niesamowite, że skupiasz się na tych pozytywach. W Polsce brakuje nam takich narracji.

Polecam poczytać o prawie przyciągania. Jak będziesz nazywać rzeczy, dostaniesz ich więcej. Ja w ogóle nie widzę tych negatywnych rzeczy, które się mówi o Polsce. Polska, którą znam, jest piękna, kolorowa, pełna świetnych, inteligentnych ludzi, genialnego teatru, w totalnym rozkwicie ekonomicznym. Ludzie czytają książki, poezję, dyskutują, piją najlepsze wina. No, może tylko te restauracje z talerzykami mogłyby już się nam znudzić (śmiech).

Czytaj także: Polska na szczycie zaskakującego rankingu. Chodzi o kobiece podróże

Reakcje zagranicznych mediów na twoją kreację są superpozytywne. „The Guardian” pisze, że jesteś zdecydowanie najlepsza z obsady, a „The Hollywood Reporter”, że kradniesz show i przyćmiewasz Charli w każdej scenie. Te głosy na pewno cię cieszą, ale czy przywiązujesz do nich aż tak dużą wagę?

Generalnie jest mi przykro, gdy widzę, jaka w tej branży jest potrzeba konkurencji. To smutne i denerwujące, bo kiedy zespół muzyczny wydaje singiel, nie skupiamy się nad tym, że perkusista jest lepszy od basisty, tylko że utwór jest świetny. Ale oczywiście jest mi niesłychanie miło coś takiego czytać, daje mi to dużo siły na gorsze dni.

Jakie masz teraz plany? Mówisz, że chciałabyś robić więcej polsko-amerykańskich filmów. Piszesz scenariusze, chciałabyś na przykład napisać coś zupełnie swojego?

Moim planem jest po prostu tworzenie. Mam dużą radość z tego, że dzięki niesamowitym ludziom z szeroką widownią, moja sztuka wypełzła dalej. Zawsze chodzi o współpracę – nie chodzi o to, żeby to było „moje”, tylko dobre. I tak, pisze, ale nie sama, tylko wspólnie.

W filmie przejawia się motyw wybuchu wulkanu. To może nieco abstrakcyjne pytanie, ale do jakiego zjawiska lub żywiołu porównałabyś siebie jako człowiek i artystka?

To świetne pytanie. Dużo ostatnio pracuję z ajurwedą, która jest o elementach i o tym, jak je w sobie balansować. Ja, okazuje się, jestem powietrzem, a to oznacza, że nie potrzebuję więcej powietrza, tylko potrzebuję go kontrować, na przykład współpracą z Charli, która jest ewidentnie ogniem, wiadomo. Najważniejsza dla mnie jest jednak ziemia i woda, czyli jeziora, łąka, góry, plaża, pustynia... Ale dzięki temu, że jestem powietrzem, mogę na przykład poruszyć ziemią, która mnie z kolei gruntuje, ale beze mnie się nie poruszy. Ten grunt znajduję też w Polsce, która mnie tak pięknie przyjęła, kiedy przyjechałam ze Stanów, a tak łatwo było mnie wykluczyć, bo jestem dziwna i inna. Kiedy w wieku 33 lat dostałam w Gdyni nagrodę za zagranie swojej matki, to był moment, kiedy mi się dużo zmieniło i stałam się trochę bardziej ziemią. Albo może tą wodą z Bałtyku?

Lena Góra (Fot. Dominika Scheibinger) Lena Góra (Fot. Dominika Scheibinger)

To ciekawe. Mi kojarzysz się raczej z ogniem, ale fajnie, że o tym mówisz, bo to pokazuje, że jesteś inna niż myślimy.

Spłonęłabym już dawno, gdybym tak pracowała cały czas i jechała ogniem! Chociaż teraz na Ziemi potrzebna jest energia ognia. Ciemna strona potrafi nim dobrze operować. Widzimy to na Instagramie, gdzie jest generalnie dużo czerwieni. Biali mężczyźni uwielbiają w ten sposób władać światem, natomiast jasna strona nie walczy tak mocno i bezkompromisowo jak uczy ogień.

W ajurwedzie mówi się o tym, że na planecie Ziemia rośnie teraz energia bogini Kali, czyli generalnie ognia. Przejawia się to wszędzie: w polityce, naturze, mediach, popkulturze. Mam tylko nadzieję, że nauczymy się z niej korzystać, bo inaczej urośnie ona i tak, ale poza nami, czytaj: zmiany klimatyczne, powodzie, pożary, tornada… Jak my nie nauczymy się zionąć ogniem, żeby zmienić balans i system, który jest już przestarzały i totalnie nas zawiódł, to planeta zajmie się tym za nas, tylko może z nas już niewiele zostać.

Lena Góra (Fot. Tamara Pilawska Baranowska) Lena Góra (Fot. Tamara Pilawska Baranowska)

Lena Góra, rocznik 1990, aktorka i scenarzystka. Urodziła się w Gdańsku, mieszkała i pracowała w Londynie, Los Angeles, Nowym Jorku. Znana m.in. z ról w filmach „Roving Woman” (2022) i „Imago” (2023), za który otrzymała nagrodę za debiut na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Mogliśmy ją również oglądać w serialach „Król” (2020) i „Przesmyk” (2025). „Erupcja” (reż. Pete Ohs) trafi do kin wiosną 2026 roku.

Zdjęcia: Dominika Scheibinger
Make-up artist: Julia Pietryka
Włosy: Łukasz Mazolewski, TEN Salon
Sukienka: The Odder Side

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE