1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Felietony
  4. >
  5. Pisane na lustrze: wszystkie poranki świata

Pisane na lustrze: wszystkie poranki świata

Anna Janko (Fot. Wydawnictwo Literackie)
Anna Janko (Fot. Wydawnictwo Literackie)
Śmierć, gdy już się dokona, jest pracochłonna, wymaga mnóstwa formalności, przez które trzeba przejść, mając w piersi zamrożony ból.

Przyroda wybuchła. Trawy na pobliskich łąkach i wokół domów sięgają powyżej kolan, kwitną maki i ogromne margerytki, a serduszka wybujałych taszników płowieją od słońca. W moim mieście nie kosi się trawników, są domem owadów, różnych prosionków i brzuchonogów, karmią się tam ptaki, które rankami śpiewają atonalne symfonie. Roślinność ma szansę zaznać różnych pogód: rosnąć w górę, kłaść się pod naporem burzowego wiatru, rankami płakać czystą rosą, gubić nasionka, jesienią obumrzeć, by powrócić, kiedy przyjdzie pora.

Patrzę na dużą fotografię mojego męża, którą powiesiłam naprzeciwko drzwi do domu, tak by mnie witał za każdym razem, gdy wchodzę, żegnał, gdy wychodzę… Nie pamiętam, gdzie zrobiłam mu to zdjęcie, ale uchwyciłam jego najpiękniejsze, najcieplejsze spojrzenie, gdy patrzył z miłością i dobrocią wprost w moje oczy. Jego miłość do mnie nigdy nie osłabła, podczas gdy moja falowała, czasami zależała od pogody ducha, od drobnych nieraz wydarzeń. Przez 27 lat naszego bycia razem nigdy nie podniósł na mnie głosu, dlatego chętnie powtarzałam, że życie z Maćkiem jest jak sanatorium. Gdy wstawałam rankiem około ósmej, on już dawno siedział przy biurku. Mówiłam: „Cześć, Maćko”. On odpowiadał: „Witaj, Aniczku”. Szliśmy do kuchni, by posiedzieć razem przy stole, powdychać aromat świeżej kawy, omówić prognozę pogody i stan świata. Te poranki, po ponad ćwierćwieczu, wydawały mi się już tak oczywiste, że przestałam je postrzegać jako niezwykłe.

Gdy w poniedziałek wyszłam zaspana ze swojego pokoju i jak zawsze mruknęłam lekko schrypniętym głosem: „Cześć, Maćko”, odpowiedziała mi cisza. Krzesło przy biurku było puste. Mój Maciek ubrany, gotowy do pracy, leżał na podłodze. Miał otwarte oczy, które nie patrzyły. To, co wydarzyło się potem, było jednym koszmarnym porankiem, wciąż tym samym, odmiennym od wszystkich poprzednich poranków, który skończył się dopiero w sobotę. Nie wiem, jaka była pogoda i jaki był stan świata. Działy się rzeczy, o których na co dzień się nie rozmawia, takie, co się pojawiają na granicy życia i śmierci, wyzwalane przez nieziemską energię odchodzenia. Śmierć, gdy już się dokona, jest pracochłonna, wymaga mnóstwa formalności, przez które trzeba przejść, mając w piersi zamrożony ból. Wiedziałam, co robić, kilka miesięcy temu zmarła moja mama. Szary pled, którym ją okrywałam w szpitalu, jeszcze raz spełnił swoje zadanie, lekki i ciepły otulał ukochane ciało w drodze przez granicę.

Teraz jest cicho. Teraz dom jest pusty i ciemny. Chociaż przecież przyroda wokół domu trwa w szczytowej ekstazie swojej wegetacji, słońce świeci, co chwilę wybuchając prosto w kosmos. Wstaję rano, jak przedtem, ale nikt mnie nie wita, nikt mojego imienia nie wymawia, kawa nie pachnie, poranki nie są oczywiste, trzeba przez nie przebrnąć jak przez pustynię skalistą. „Memento mori, amor, nie będziemy żyć wiecznie” – napisał Maciek w jednym ze swoich wierszy. „Ale to wielki dar, utrata, która nam zagraża. Ostateczny kres jest postrachem serc nie dość pilnych. Lecz którzy kochankowie mogliby powiedzieć o sobie, że są wystarczająco pilni? Dlatego śmiejmy się z żalu, cieszmy się, płacząc. Memento mori, amor”.

„Wszystkie poranki świata”, był taki film. Przestrzenią wspólnoty duchowej bohaterów, których dzieje opowiada, jest muzyka. Cały ból utraty odnajduje się w dźwięku violi da gamba. Naszą przestrzenią, moją i Maćka, była poezja. Wiersze, które pisał dla mnie, ja dla niego, czasem wspólnie. Będę go tam szukała, będę żałowała, że nie byłam „dość pilna”, będę płakała, czytając czułe wersy, odnajdując wspomnienia, tęskniąc już zawsze.

Tamte poranki minęły bezpowrotnie. Pozostał utrwalony na fotografii blask oczu, kochające spojrzenie, które wita mnie, gdy wracam do domu z łąk, na których wciąż kwitną margerytki, a serduszka taszników płowieją od słońca…

Anna Janko, poetka, pisarka. Autorka między innymi: „Dziewczyny z zapałkami”, „Pasji według św. Hanki”, „Małej zagłady” i „Finalistki”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze