Wujek Józef uwielbia przemawiać na weselach. Ta pasja rozwinęła mu się po przejściu na emeryturę. Przemawiał już na ośmiu, sława się niesie, zaproszeń na kolejne przybywa.
Jeden z widzów podszedł do mnie po występie i powiedział: „Jestem godzien podziwu dla pana za te wszystkie pana teksty”. I teraz żyję w niepewności. Czy mu się podobało, tylko przez pomyłkę zamiast „pełen” powiedział „godzien”? Czy chciał powiedzieć dokładnie to, co powiedział? Że powinienem go podziwiać za to, że wytrzymał te wszystkie moje teksty i nie wyszedł w trakcie?
Pomyłka bywa twórcza. Na przykład językowo. W chwili nagłej czułości i nieczęstej tęsknoty, kiedy nie było go przez dwa dni w domu, żona chciała wysłać szwagrowi wiadomość o treści: „Przytulam Cię”. Ale telefon poprawił na: „Przytyłam Cię”. Ładne. Można kogoś przytyć z miłości? Można!
A jeśli jest się ze sobą już tak długo, jak szwagier z żoną, to… Spójrz – dookoła wyrósł nam las/ Łabędziom smukleją szyje/ Przytyłam Cię szesnasty raz/ I jeszcze Cię nie raz przytyję…
Wujek Józef uwielbia przemawiać na weselach. Ta pasja rozwinęła mu się po przejściu na emeryturę. I nie chodzi o lekko sprośne wierszyki czy dowcipy o tragedii małżeństwa. Przemawia poważnie. Mówi o nowej drodze, wspólnej przyszłości, miłości, olśniewającym blasku złotych obrączek.
Przemawia, wywołując znudzenie gości i wdzięczność rodziców nowożeńców. Bo na przemawianie na weselu nikt z takich zwyczajnych ludzi nie jest nigdy gotowy. Wesele zawsze jest zaskoczeniem. Choćby nawet młodzi chodzili ze sobą kilka lat, data ślubu była ustalona na długo przed, wesele zawsze zaskakuje tego, kto ma przemówić. I wtedy z pomocą przychodzi wujek Józef. On przemówi.
Uff! Wujek prowadzi statystyki. Przemawiał już na ośmiu, sława się niesie, zaproszeń na kolejne przybywa. Na ostatnim weselu siedziałem z wujkiem przy jednym stole. Nie pytałem go, ale bardzo chciał mi opowiedzieć, jak się przygotowuje do przemówień. Wie, że ja też z branży, że też gdzieś występuję, więc jak kolega koledze może się szczerze zwierzyć.
Wujek Józef zapisuje sobie, „(…) jak coś ładnego powie biskup albo ktoś w telewizji”, i potem to cytuje na weselu. Ot, cała tajemnica.
Do przemawiania trzeba być gotowym zawsze. Nie tylko na wypadek nagłego zamążpójścia córki. Warto mieć w zanadrzu kilka cytatów i sięgać po nie w chwili konieczności. Nie rozumiem tego: „Jestem tak zaskoczony, że nie wiem, co powiedzieć”, wygłaszanego na różnych galach. Skoro się idzie na uroczystość wręczenia nagród i nasza książka, nasz film czy coś innego naszego jest nominowane – trzeba przypuścić, że dostanie się nagrodę i umieć przemówić. O rozmowie z wujkiem Józefem przypomniałem sobie podczas lektury „Dezorientacji. Biografii Marii Konopnickiej”. No bo, gdyby się okazało, że Naród wrócił do pięknego zwyczaju i swoim ulubionym pisarzom (w tym felietonistom „Zwierciadła”) na ich jubileusze funduje dworki, musiałbym przemówić do wiwatujących tłumów. Może po prostu wystarczy powtórzyć to, co Konopnicka mówiła w takich sytuacjach?
W Krakowie, wychodząc z pociągu, zawołała: „Witam ludzi i miasto!”. We Lwowie, wycieńczona jubileuszowymi uroczystościami, podeszła jednak do okna w hotelu, żeby podziękować za wyrazy uwielbienia przedstawicielom lwowskiego proletariatu. I zaczęła od słów: „Wstałam z łoża boleści…”.
Szwagier zobaczył, że notuję sobie coś z książki o Konopnickiej. Kiedy mu powiedziałem co i po co, stwierdził: – To głupie! Wręczą ci jakąś nagrodę, a ty podziękowanie zaczniesz od: „Wstałam z łoża boleści…”?!
Może ma rację? Może lepiej poszukać czegoś współcześniejszego? U biskupa albo w telewizji? No i zawsze mogę mamę cytować. Zadzwoniła wczoraj.
– Jestem taka zmęczona, że nic mi się nie chce robić.
– To nie rób – odpowiadam.
– No chyba tak zrobię.
Artur Andrus, Mistrz Mowy Polskiej, dziennikarz, poeta, autor piosenek.