Ten film jest dowodem na to, że z oddalenia pewne rzeczy widać lepiej. Reżyser, pół Francuz, pół Polak, wykształcony nad Sekwaną, w swoim debiucie fabularnym o polskiej rzeczywistości mówi więcej i ciekawiej niż niejeden z „baronów” naszego kina.
A opowiada tak o Polsce dzisiejszej, jak i tej, której ponoć już nie ma, a która mrocznym cieniem sięga teraźniejszości. Na pierwszy rzut oka „Kret” wpisuje się w nurt filmów rozliczających się z Peerelem, pojawia się temat teczek i ludzi złamanych przez bezpiekę. Czy do takich osób należał też Zygmunt, legendarny działacz Solidarności ze Śląska? Czy poszedł na współpracę z SB, o co oskarżyła go lokalna gazeta? Zygmunt się nie przyznaje, ale jego syn Paweł dojdzie prawdy, która okaże się bardziej złożona niż składnia biblijnej frazy. Jednakże w „Krecie” to wcale nie wątek polityczny jest najważniejszy, ale psychologiczny. Bo to film o miłości. Dawno nie widziałem w polskim kinie tak subtelnie pokazanych relacji uczuciowych między ojcem a synem. Wcielający się w te postaci Marian Dziędziel (nagroda w Gdyni) i Borys Szyc dają tu prawdziwy koncert gry aktorskiej. Kłaniam się obu aktorom czapką do samej ziemi.
Polska/Francja 2011, reż. Rafael Lewandowski, wyk. Marian Dziędziel, Borys Szyc, Wojciech Pszoniak, Magdalena Czerwińska, dystr. Kino Świat