Nadopiekuńczość to przemoc, podobnie jak wykorzystywanie swojej pozycji, by wywierać wpływ na innych. O filmie „Matecznik” Grzegorza Mołdy rozmawiają filmolożka Grażyna Torbicka i psycholożka Martyna Harland.
Martyna Harland: Główny bohater, nastoletni Karol, wychodzi właśnie z poprawczaka i trafia do mieszkania treningowego, aby rozpocząć nowe życie. Tam nawiązuje relację z opiekunką środowiskową – kobietą, która walcuje, formuje i tnie go jak ciasto! Rodzi się między nimi skomplikowana relacja oparta na poczuciu władzy, ale też potrzebie miłości i bliskości.
Grażyna Torbicka: Dla mnie to jest przede wszystkim film o niej, kobiecie o imieniu Marta, opiekunce Karola w mieszkaniu treningowym. Ma pomóc mu w tym, żeby przystosował się do życia po wyjściu z poprawczaka. Jako widzka zakładam, że ma lub powinna mieć jakiekolwiek przygotowanie czy wykształcenie psychologiczne, ale czy tak jest? Podczas seansu przyglądałam się z uwagą temu, co robi i jak się zachowuje…
Jakie emocje temu towarzyszyły?
Miałam wrażenie, że Marta jest osobą całkowicie niespełnioną w swoim życiu. A w związku z tym poszukującą realizacji własnych marzeń i oczyszczenia się z traum dzieciństwa. W filmie często powraca do tego, co było, i usiłuje to z siebie jakoś wyrzucić.
Nie wiadomo, czy Marta jest tu bardziej opiekunką, nauczycielką, matką, a może kochanką… Na pewno jest wobec Karola przemocowa.
Karola potrzebuje do tego, żeby mogła poczuć, jak to jest być matką, np. gdy mówi: „Dlaczego nie wykonujesz moich poleceń? Przecież ja chcę dla ciebie jak najlepiej”. To zdanie mogłaby równie dobrze wypowiedzieć kobieta, która chciałaby zmusić do czegoś swoje dziecko.
Ale Marta widzi w Karolu nie tylko swoje dziecko, także swojego mężczyznę. Mocna scena ze sprawdzianem z masturbacji, który zadaje Karolowi, jest tak naprawdę masturbowaniem jej samej. A przyniesienie małej lalki, która wygląda jak dziecko – testowaniem tego, czy Karol mógłby być dobrym ojcem dla jej dziecka. Którego Marta nie ma, bo tak naprawdę nie ma nikogo poza Karolem.
Ten film był dla mnie, jako psycholożki, filmoterapeutyczną perełką tegorocznego festiwalu filmowego w Gdyni. Uważam, że reżyser Grzegorz Mołda świetnie czuje współczesne nastroje. W „Mateczniku” mierzy się z tematem toksycznej męskości i oczekiwaniami kobiet, które sprowadzają mężczyzn (i nie tylko) na ziemię.
Ale też z tematem odpowiedzialności ciążącej na osobach wykonujących zawód zaufania społecznego. Według mnie to jest film ku przestrodze! Dla Marty potrzeba kontroli i zawłaszczenia jest silniejsza niż szacunek do drugiego człowieka, jego granic i potrzeb.
Ten film zdaje się pytać: kto nie chciałby mieć w życiu kogoś na własność? We mnie już sam pomysł budzi przerażenie.
W dodatku Marta przychodzi do Karola z urzędu, to nie jest tak, że on dobrowolnie zdecydował się wejść z nią w relację. Ma pomóc mu nawiązać kontakt ze światem zewnętrznym, tymczasem ona chce go przekonać, że świat jest straszny i chłopak nie może oczekiwać tam niczego dobrego. Marta mówi: „Homo homini lupus est”, człowiek człowiekowi wilkiem. Ale nie obawiaj się, chłopcze, bo ze mną jesteś bezpieczny.
Karol ma jednak swój rozum. Obserwuje. Da sobie radę, bo jest wystarczająco silny, żeby obronić się przed próbami zawłaszczenia, czego dowodem jedna z lepszych scen tego filmu.
Karol jest silny, ale nie każdy taki jest. Pomysł na historię, której przyglądamy się w „Mateczniku”, pochodzi z wnętrza i brzucha reżysera. Powiedział mi, że wychowywał się w układzie: nadopiekuńcza matka i nieobecny ojciec. To model, który – jak opisujemy w książce „No bez jaj! W poszukiwaniu męskości” z psychoterapeutą Jackiem Masłowskim – jest m.in. odpowiedzialny za współczesny kryzys męskości i zagubienie niektórych mężczyzn.
Karol nie jest synem Marty ani bezbronnym chłopcem, w dodatku ma za sobą przeszłość w poprawczaku, o której jako widzowie nic nie wiemy. Cały czas zastanawiałam się, za co on właściwie tam trafił. Bo widzimy chłopaka o wielkiej wrażliwości, niezależności w myśleniu i dosyć dobrze oceniającego sytuację, w której się znalazł.
To, czemu przyglądamy się w filmie, można interpretować na wiele sposobów. Dla mnie jest to ostrzeżenie przed nadopiekuńczością matek. Matka, która nie ma swojego życia, wikła syna do tego stopnia, że nadal jest silnie obecna w jego życiu, nawet gdy ten, już jako dorosły mężczyzna, zwiąże się z kobietą.
Twoja wiedza jest pozafilmowa i patrzysz na tę sytuację przez pryzmat konkretnej rozmowy z reżyserem. Ja nie mam tej nakładki, więc mój odbiór jest bardziej „czysty”, stąd różnice w tym, na czym się skupiamy. Dlatego ja, oglądając filmy, najbardziej lubię nie wiedzieć nic o kulisach ich powstania.
Reżyser wspominał mi, że sam chodził na terapię i leczył się z pewnego rodzaju kastracji emocjonalnej, która później może powodować problemy w bliskich relacjach. Mężczyzna, który nie potrafi sobie z tym poradzić, daje upust swojej frustracji w zamknięciu emocjonalnym lub agresji.
I w tym miejscu zgadzam się z Tobą, jest to bardzo ciekawy film do analizy psychologicznej. Ważny jest tutaj również wątek władzy. Karol nie może się nigdzie ruszyć z mieszkania, jest pod obserwacją, nie jest jeszcze w pełni wolnym człowiekiem. Marta ma nad nim przewagę, i to wykorzystuje. Dlatego uważam, że „Matecznik” opowiada także o osobach, które z racji pełnionej funkcji czy zawodu mają wpływ na drugiego człowieka. A jeśli te osoby są skrzywione psychicznie, tak jak Marta, to dzieją się później wielkie nieszczęścia… Chciałabym się tutaj na moment zatrzymać, bo dla mnie jest bardzo ciekawe, jak to wygląda z Twojego punktu widzenia – jako psycholożki i filmoterapeutki. Jeśli chodzi o pozycję władzy Marty nad Karolem, czy podobna sytuacja ma też miejsce w terapii? Terapeuta ma w pewnym sensie władzę nad pacjentem, którą może w każdej chwili wykorzystać…
Właśnie po to w tym zawodzie uczy się warsztatu, ponadto odbywa też własną psychoterapię i chodzi na superwizje, żeby do takich sytuacji nie dochodziło. Psychoterapeuci nie mówią, jak żyć i co robić, tak jak robi to w filmie Marta. Tylko pomagają ludziom zrozumieć samych siebie. Dają im lustro, żeby potrafili głębiej zajrzeć w siebie.
A jednak znamy przecież sytuacje osób, które poszły na psychologię, a nie mają przepracowanych własnych traum. W kontekście tego filmu to bardzo uzasadnione i ciekawe zagadnienie do dyskusji…
A dla kogo „Matecznik” mógłby być filmoterapeutyczny? Według mnie ten film to apel o prawo do bycia sobą. Niezależnie od oczekiwań innych!
Dla mnie jest to apel skierowany do wszystkich, którzy zawodowo, ale i prywatnie udzielają innym pomocy, opiekują się nimi, wspierają ich: zanim zaczniecie zajmować się drugim człowiekiem, upewnijcie się, że sami ze sobą czujecie się dobrze!
Film „Matecznik” obejrzeć można na MOJEeKINO.pl oraz na e-kinopodbaranami.pl.
Grażyna Torbicka, dziennikarka, krytyczka filmowa, dyrektorka artystyczna Festiwalu Filmu i Sztuki „Dwa Brzegi” w Kazimierzu Dolnym, w latach 1996–2016 autorka cyklu „Kocham Kino” TVP2
Martyna Harland, autorka projektu Filmoterapia.pl, psycholożka, wykładowczyni Uniwersytetu SWPS, dziennikarka. Razem z Grażyną Torbicką współtworzyła program „Kocham Kino” TVP2.