1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura
  4. >
  5. Mural w Warszawie, który łączy ludzi. Magda Kosińska z Versuni o tym, jak wizualna kampania i influencerzy budują lokalną społeczność

Mural w Warszawie, który łączy ludzi. Magda Kosińska z Versuni o tym, jak wizualna kampania i influencerzy budują lokalną społeczność

(Fot. Materiały partnera)
(Fot. Materiały partnera)
W sercu Warszawy powstał mural, który łączy mieszkańców i wprowadza świąteczny nastrój w codzienną przestrzeń miejską. Dzięki współpracy z prawdziwymi pasjonatami gotowania marka pokazuje, że wspólne przygotowywanie posiłków może być proste, radosne i autentyczne.

Co było dla Państwa najważniejsze przy tworzeniu muralu w Warszawie i dlaczego zdecydowaliście się na taką formę komunikacji?

Kiedy planowaliśmy działania na świąteczny okres, zależało nam na formie, która będzie częścią miejskiego krajobrazu, a nie kolejnym przekazem reklamowym. Mural pozwala wejść w prawdziwy dialog z miastem – żyje obok mieszkańców, staje się punktem odniesienia, tworzy klimat miejsca. Dlatego wybraliśmy symbol, który łączy warszawiaków niezależnie od dzielnicy czy tego, jak długo tu mieszkają: Syrenkę. W grudniu poczucie wspólnoty nabiera szczególnej wartości. To moment, gdy bardziej niż globalne kampanie liczą się lokalne gesty i relacje. Syrenka przedstawiona jako gospodyni jest więc opowieścią o tym, że łączenie się przy jedzeniu jest uniwersalne. Nie ma znaczenia, czy ktoś piecze tradycyjnie, czy gotuje w Air Fryerze – ważne jest doświadczenie, które przeżywa się razem. A my jako marka chcemy po prostu ułatwiać te codzienne rytuały sprzętami, które oszczędzają czas i pozwalają skupić się na tym, co naprawdę ważne.

Mówi się, że influencerzy są dziś bliżej społeczności niż tradycyjne kanały komunikacji. W jaki sposób wykorzystaliście ich nie tylko jako nośnik przekazu, ale partnerów, którzy pomagają budować sens lokalnego działania?

To bardzo dobre pytanie – influencerzy potrafią być dziś bliżej społeczności niż jakiekolwiek tradycyjne kanały, ale to działa tylko wtedy, kiedy mają coś wspólnego z tematem. I właśnie dlatego kluczowe było dla nas rozróżnienie między współpracą „na odhaczenie” a taką prawdziwą. Jeśli wybiera się twórców wyłącznie po liczbie followersów i prosi ich o dwa Stories z produktem, to nic z tego nie wynika. To jest zasięg, który mija szybciej niż powstaje.

My szukaliśmy osób, które gotują. Takich, u których widać, że kuchnia żyje, że czasem coś pryska, coś przypiecze, dzieci chcą mieszać, pies szczeka pod nogami, a mimo tego wszyscy siadają razem przy stole. Dzięki temu współpraca nabiera sensu, bo oni nie grają roli, tylko pokazują własną codzienność. I nie musimy im mówić: „uśmiechnij się i powiedz, że to najlepszy produkt na świecie”. To byłoby sztuczne i wszyscy by to wyczuli. Najciekawiej robi się wtedy, kiedy oni pokazują, jak Philips OVI wpisuje się w ich rytm dnia, w śniadania, szybkie obiady po pracy czy świąteczne gotowanie, którego wcześniej trochę się bali. To moment, w którym społeczność naprawdę reaguje, bo widzi, że to nie jest „kampania”, tylko zwykłe życie. I właśnie dlatego influencerzy stają się partnerami w budowaniu lokalności. Każdy z nich ma własną, zaangażowaną grupę odbiorców, która mu ufa. A to sprawia, że cała aktywacja nie kończy się na murze w przestrzeni miejskiej, ona naturalnie przenosi się do mieszkań, kuchni i codziennych rytuałów ludzi, którzy z nimi są na co dzień.

Czy obserwujecie nowe rytuały związane ze wspólnym gotowaniem, które wcześniej nie były tak widoczne, a dziś stają się naturalnym punktem styku z marką?

Zdecydowanie obserwujemy nowe rytuały związane ze wspólnym gotowaniem. Najbardziej widoczna zmiana to „gotowanie równoległe”, czyli kilka potraw przygotowywanych w tym samym czasie, bo nikt nie ma dwóch godzin na sekwencyjne gotowanie poszczególnych dań. Air Fryer obok garnków na kuchence czy piekarnika staje się dziś stałym elementem kuchni i wspólnego rytuału. Drugi ciekawy trend to „gotowanie jako prawdziwy family time”. Nie w stylu „wszyscy robimy pierogi przez cztery godziny” – bo kto dziś ma na to czas? Urządzenia takie jak Philips OVI, które są bezpieczne i intuicyjne, pozwalają włączyć w gotowanie nawet młodsze dzieci i sprawiają, że wspólny czas w kuchni naprawdę staje się przyjemnością.

(Fot. Michał Dziurkowski) (Fot. Michał Dziurkowski)

Konsumenci często mówią, że innowacja jest dla nich wartościowa dopiero wtedy, kiedy znika w tle. Która funkcja Air Fryera Philips OVI jest przykładem „technologii, której nie widać, ale czuć różnicę”?

Najlepszym przykładem jest technologia RapidAir, która praktycznie prowadzi cały proces „z tylnego siedzenia”. Użytkownik nie musi zastanawiać się, jak działa – wkłada jedzenie, wybiera program, a OVI sam dba o efekt: soczyste mięso, chrupiące warzywa czy aromatyczne wypieki. Drugą „niewidzialną” innowacją jest funkcja pary. Działa w tle, bez ingerencji użytkownika – urządzenie samo wie, kiedy potrzebna jest para, żeby kurczak wyszedł soczysty w środku i chrupiący na zewnątrz. Magia polega na tym, że eliminuje konieczność podejmowania decyzji – a każda decyzja mniej w kuchni oznacza mniej stresu i więcej radości z gotowania.

Jak OVI odpowiada na oczekiwania konsumentów, którzy chcą skrócić czas przygotowań, ale jednocześnie nie rezygnować z jakości i smaku, które zwykle kojarzą się z „powolnym kucharzeniem”?

Ludzie często myślą „szybkie = gorsze”, bo przez lata byliśmy uczeni, że prawdziwe gotowanie wymaga czasu i cierpliwości, to taki sposób na okazywanie troski przez gotowanie. Tymczasem Philips OVI pozwala osiągnąć efekty jak od dobrego kucharza. Dla mnie osobiście największym „momentem wow” było wilgotne, idealnie wypieczone ciasto. Brzmi jak herezja, ale dzięki precyzyjnej kontroli temperatury i funkcji pary wychodzi lepsze niż w tradycyjnym piecu – serniki nie opadają, suflety czekoladowe nie przypalają się. Nie chodzi o zastępowanie slow cooking tam, gdzie jest magiczny – dobry żurek czy rosół i tak potrzebują czasu. Chodzi o te 80% codziennych posiłków, gdzie czas gra przeciw nam – teraz można je przygotować szybko, bez kompromisów smakowych i jakościowych.

Święta bywają momentem stresującym bardziej niż symbolicznym. Czy uważacie, że prostsze, szybsze gotowanie może zmieniać atmosferę tego okresu w rodzinach?

Odpowiem na swoim przykładzie, w moim domu przygotowania do świąt to nie jest reklama barszczu z torebki, chociaż bardzo się staram. Wigilijne poranki często zaczynają się w ciągłym niedoczasie, domownicy taktycznie „znikają” z kuchni, a ja zadaję sobie pytanie: „jakim cudem znowu się w to wpakowałam?”. I wiem, że nie jestem w tym odosobniona, badania pokazują, że dla wielu Polaków świąteczne gotowanie bywa źródłem stresu, zwłaszcza dla kobiet, które wciąż przejmują większość obowiązków. Prostsze, szybsze gotowanie może zmienić dynamikę tego czasu na kilka sposobów. Po pierwsze, urządzenie takie jak Philips OVI pozwala równolegle wykonywać kilka zadań – ktoś przygotowuje paszteciki, podczas gdy ty doprawiasz barszcz. Po drugie, mniej czasu spędzonego w kuchni oznacza więcej przestrzeni na bycie razem z rodziną. Brzmi banalnie, ale naprawdę działa. Po trzecie, gdy gotowanie jest prostsze i mniej czasochłonne, łatwiej eksperymentować, włączyć innych do pomocy i przyjąć, że coś nie wyszło idealnie, a reszta jest świetna. W ten sposób święta przestają być wyścigiem o perfekcję, a stają się bardziej ludzkie, autentyczne i pełne wspólnych, radosnych chwil.

Wprowadziliście funkcję pary w urządzeniu. Co było dla Was kluczowe w decyzji, by poszerzyć jego zastosowanie i jak zmienia to sposób gotowania w świątecznym okresie?

Decyzja o wprowadzeniu funkcji pary wynikała z prostej obserwacji: użytkownicy wykorzystują Air Fryera do bardzo różnych potraw – od mięs po desery. Bez pary niektóre efekty byłyby trudne do osiągnięcia, potrawy mogłyby tracić wilgotność lub chrupkość.

W okresie świątecznym funkcja pary sprawdza się wyjątkowo dobrze. Dzięki niej tradycyjne świąteczne potrawy zachowują najlepsze cechy smaku i konsystencji, a gotowanie staje się mniej stresujące i bardziej przyjemne.

Jak mierzycie sukces inicjatyw, które nie są klasyczną reklamą, ale bardziej doświadczeniem marki w przestrzeni miasta?

Sukces takich inicjatyw mierzymy nie tylko tradycyjnymi wskaźnikami marketingowymi, choć oczywiście obserwujemy zasięg organiczny w social media czy wyniki badań trackingowych. Największą satysfakcję daje moment, gdy młodzież fotografuje mural, nie myśląc „to reklama Philips”, tylko „fajnie to wygląda”. Dla nas kluczowa jest wartość niemierzalna – bycie częścią życia i kultury miasta, budowanie lokalnej społeczności i pozostawienie trwałego śladu w codziennym doświadczeniu mieszkańców. Takie akcje pokazują, że marka może funkcjonować naturalnie w przestrzeni miejskiej, tworząc pozytywne emocje i autentyczne zaangażowanie.

Czy widzicie, że działania lokalne – takie jak mural – pozwalają przełamać pewien dystans między marką globalną a codziennością konsumentów?

Tak, zdecydowanie. Philips w Warszawie nie jest przecież kolejną, anonimową marką – ma tu ponad 100-letnią historię. W czasie Powstania Warszawskiego pracownicy fabryki aktywnie wspierali ruch oporu, a niektórzy uczestniczyli w walkach, tworząc nawet kompanię „Wysocki – Philips”. Tworząc mural, czuliśmy, że to też „nasza” Syrenka. Takie inicjatywy sprawiają, że marka staje się bardziej lokalna – obecna w codziennym otoczeniu, a nie tylko w reklamach. Mural jest fizycznym dowodem, że Philips angażuje się w przestrzeń miejską, wspiera lokalną estetykę i celebruje to, co dla mieszkańców ważne. To buduje zaufanie i poczucie przynależności, które klasyczne kampanie marketingowe rzadko osiągają.

Czy jest jakiś moment z Pani własnego doświadczenia świątecznego, który dobrze oddaje ideę marki?

Kilka lat temu w Wigilię byłam odpowiedzialna praktycznie za całe gotowanie. Była godzina 16:00, na godzinę przed przyjściem rodziny, a podczas smażenia spaliłam swoją ulubioną patelnię. Do tego za 10 minut musiałam się przebrać, nakryć do stołu, ogarnąć dzieci. Wtedy mój Air Fryer uratował sytuację. Wrzuciłam do niego ryby, nastawiłam timer i poszłam załatwić resztę spraw. 20 minut później ryby były pięknie upieczone, chrupiące i idealne – żadnego przypalenia. To właśnie idea marki: technologia, która nie wymaga od ciebie bycia superwoman Nasz sprzęt ma jeden prosty cel: żebyśmy mogli usiąść do stołu razem, bez jednej osoby wstającej co chwilę, by sprawdzić, czy coś się przypala albo czy już jest gotowe.

Magda Kosińska (Fot. Materiały partnera) Magda Kosińska (Fot. Materiały partnera)

Share on Facebook Send on Messenger Share by email