Żyła jak chciała. Niezależna i wolna. Agnieszka Osiecka wyprzedzała swój czas o pokolenie, przecierając szlaki obyczajowe innym kobietom. I zapłaciła za to ogromną cenę. Beata Biały, która napisała bestsellerową książkę „Osiecka. Tego o mnie nie wiecie”, specjalnie dla „Zwierciadła” przybliża postać autorki kultowych piosenek i poetki. Artykuł przypominamy z okazji 27 rocznicy śmierci Agnieszki Osieckiej.
Wybrała się kiedyś z przyjaciółmi do restauracji. Towarzyszył jej znacznie młodszy mężczyzna, różnica wieku widoczna była gołym okiem. Wszyscy składali zamówienia. Kelnerka podeszła też do Agnieszki, a za chwilę do jej towarzysza. „Mama zamówiła…” – powiedziała głośno do młodzieńca. Nikt nie usłyszał, co Agnieszka Osiecka zamówiła, bo słowo „mama” wszystko zagłuszyło. Wśród biesiadników zapanowała niezręczna cisza, nikt nie wiedział, jak ma zareagować. „Nie przejmujcie się. Mnie się to często zdarza, bo często bywam ze znacznie młodszymi ode mnie mężczyznami” – powiedziała Agnieszka. „I to, co było niezręczne, stało się zręczne. To, co krępowało, przestało krępować. To, co mogło wydać się dziwaczne – stało się normalne. Jednym zdaniem zmieniła sytuację, zburzyła zakorzenione w nas stereotypy na temat tego, co wypada, a co nie wypada. Wygrała. Żyła, jak chciała. Była wolna, jeśli chciała, albo niewolna, kiedy miała na to ochotę” – wspomina uczestnicząca w tamtym spotkaniu Ewa Zadrzyńska, dziennikarka, która przyjaźniła się z Osiecką.
Czuła, że jest inna. Zbyt niezależna i odważna jak na swoje czasy, nie liczyła się z konwenansami, z tym, „co ludzie powiedzą”. Robiła to, na co miała ochotę. Wyprzedzała epokę, bo kobiety z jej pokolenia zwykle wychodziły za mąż, rodziły dzieci i tkwiły w tych rodzinach do końca, nawet jeśli nie były szczęśliwe. Agnieszka nie. Wiedziała, że nie pasuje do obowiązującego modelu kobiety, ale nie potrafiła zrezygnować z wolności. Mogła zresztą sobie na nią pozwolić. Niezależność finansowa sprawiała, że nie musiała uwieszać się na ramieniu żadnego mężczyzny. Do życia nie potrzebowała zresztą zbyt wiele. Janusz Anderman, który przyjaźnił się z Agnieszką, mówi, że stosunek do pieniędzy poetka miała niezobowiązujący. „Był okres w jej życiu, kiedy bardzo dużo zarabiała na piosenkach, ale zupełnie jej to nie zajmowało. Potem, na początku lat 90., wszystko się zawaliło. Pojawiło się zapotrzebowanie na inne piosenki. Pamiętam, jak chciałem jej kiedyś zamówić taksówkę, ale okazało się, że nie ma pieniędzy i ostatnio jeździ tramwajami. Tyle że nie był to dla niej jakiś problem” – opowiada pisarz. Wspomina też, że Agnieszka lubiła rozdawać rzeczy, robić prezenty bez okazji, a czasem i bez sensu. Kiedyś dostał od niej tablicę rejestracyjną motocykla z Dakoty Północnej, ale też bardzo drogi obraz Katarzyny Ważyk. Osiecka miała gest, co potwierdzają wszyscy jej przyjaciele. Urszula Dudziak pamięta przyjazd Agnieszki do Ameryki, kiedy poetka stanęła w progu jej nowojorskiego mieszkania. „Tamtego dnia patrzyłam na nią jak na zjawisko – miała na sobie cudowny czarny długi do ziemi kożuch” – wspomina wokalistka jazzowa. „Boże, Agnieszko, jaki piękny kożuszek!” – nie potrafiła powstrzymać zachwytu. Na co ona: „No to masz”, i zdjęła z siebie to cudo. Na nic zdały się tłumaczenia, że to za drogi prezent, że pięknie w nim wygląda. Agnieszce podarunek sprawiał przyjemność, odmowa by ją unieszczęśliwiła. „Była hojna, ale z taktem” – przyznaje Ewa Zadrzyńska. Kiedyś w Nowym Jorku Osiecka zobaczyła, że przyjaciółka nie ma kieliszków do jajek na śniadanie. Następnym razem przyjechała z prezentem. Przywiozła przepiękny zestaw: dwa kieliszki na jajka w kształcie kur, które w środku miały zagłębienie na jajko, a do tego solniczkę i naczynie na pieprz. W Nowym Jorku Osiecka bywała zresztą bardzo często. „Jak nie wiedziała, co ze sobą zrobić, to wyjeżdżała i siedziała gdzieś parę miesięcy – w Ameryce, w Monachium albo w Paryżu. Była takim Jasiem Wędrowniczkiem, tłukła się po świecie” – wspomina przyjaciółka Barbara Wrzesińska. Inna przyjaciółka, Barbara Wiszniewska, prezes Fundacji Teatru Atelier im. Agnieszki Osieckiej, z którą Agnieszka spędziła ostatnie lata życia, mówi, że Osiecka lubiła podróże pociągiem. „Twierdziła, że ma taką naturę, że nie może dłużej usiedzieć w jednym miejscu. Wsiadała więc w pociąg i jechała na przykład do Tczewa czy Koluszek” – opowiada.
Budapeszt, czerwiec 1966 roku (Fot. Lucjan Fogiel/Forum)
„Podobała mi się jej ochota na nowe początki” – powiedział Michał Kott, filozof, za którego Osiecka miała wyjść za mąż, choć w końcu do tego nie doszło. „Kochała życie w drodze, podniecającą perspektywę »może się coś wydarzy«” – opowiada Maryla Rodowicz, która z Osiecką przejechała pół Polski. Piosenkarce podobała się gotowość Agnieszki do ruszenia z nią w trasę koncertową. Poetka nie musiała nawet się pakować, mogła jechać tak, jak stała. Przez lata towarzyszył im Daniel Olbrychski, ówczesny partner Maryli. Często spędzali wspólne wakacje w Drohiczynie. Daniel podziwiał odwagę Agnieszki do życia i do przygód. „Pamiętam, jak pewnego razu wsiedliśmy z Agnieszką na jednego konia, na oklep, rozpędziłem się za bardzo i wjechaliśmy galopem do Bugu, aż do połowy rzeki. Agnieszka nie umiała jeździć konno, ale niczego się nie bała” – wspomina aktor. Często spędzała też wakacje tylko z Marylą, i zawsze były one pełne przygód. Kiedyś obie wylądowały na lotnisku w Sofii i taksówką jechały do kurortu. Pod hotelem, gdy taksówkarz już odjechał, uzmysłowiły sobie, że bagaże zostały w taksówce. „Przecież nie mamy nawet majtek!” – śmiała się Agnieszka, gotowa pójść do najbliższego pedetu kupić jakieś „straszne, socjalistyczne barchany”. Bo dla Agnieszki nie miało znaczenia, co założy. Zupełnie nie przywiązywała do tego wagi. Była wolna również od obowiązujących kanonów mody, pewnie ich nawet nie znała. Na ten temat krążyło zresztą wśród jej przyjaciół mnóstwo żartów. Do dziś wszyscy opowiadają anegdotę, jak Agnieszka przyjechała do Nowego Jorku, a tam przyjaciółka Elżbieta Czyżewska kazała zrzucić jej z siebie wszystkie ubrania i wrzuciła do kominka. Hanka Bakuła, malarka i przyjaciółka Osieckiej, wspomina kostium kąpielowy poetki – granatowy, rozciągnięty, który w ogóle nie przylegał do sylwetki. Kupiła jej więc nowy, piękny, cudownie opinający ciało. Agnieszka założyła, przyjrzała się w lustrze i powiedziała do przyjaciółki: „To nieprzyzwoite, Hanusiu”, ściągając cudo i zakładając stary kostium. Hanka Bakuła wspomina, że Agnieszka nie miała nawet perfum. Zresztą może nawet miała, ale na pewno ich nie używała. Podobnie jak pomadki czy lakieru do paznokci. Malarka pamięta torebki poetki, zawsze z łatek, w których nie było prawie nic z tego, co zwykle mieści damska torebka. U Agnieszki były to jedynie długopis, karteczki, chusteczka do nosa i szczoteczka do zębów. „Żadnej puderniczki ani szminki. Czasem wazelina, ale wciąż ją gubiła” – wspomina Bakuła. Nawet nieznający się zupełnie na modzie mężczyźni zauważali jej nonszalancję w stroju. Ale i tak Osiecka była dla nich fascynująca.
A oni dla niej, choć zwykle na chwilę. W miłości nie kalkulowała, szła jak w dym, a potem zostawała z tego uczucia tylko garstka popiołu. „Kochali się w niej najwięksi tego kraju. Chociaż… „kochali” to może za dużo powiedziane– przeżywali z nią fascynujące epizody. To ona była wiecznie zakochana, zwykle nieszczęśliwie” – uważa Krystyna Janda. Jerzy Urban napisał o niej: „Osiecka mieszka z mamusią na Saskiej Kępie w Warszawie. W jej pokoju stoi stare biurko przykryte szklanym blatem. Przygnieciona szkłem leży kolekcja fotografii mężczyzn jej życia. Spoczywają jak przyszpilone owady, które już nie odfruną. Jeden zasłania drugiego, gdyż nie mieszczą się w tłoku, który zrobili. Są tam niemal wszyscy, którzy coś znaczyli przez ostatnie 40 lat, i trochę takich, którzy tylko tyle znaczą, że byli z Osiecką. Leży tam rozpłaszczony Frykowski, człowiek światowej sławy, gdyż żeńska banda Mansona zamordowała go w Kalifornii razem z żoną Polańskiego. Był nawet ślubnym mężem Osieckiej. Spoczywają Andrzej Jarecki, Andrzej Wajda, Daniel Passent i Marek Hłasko, inżynier Jesionka – kolejny mąż ślubny – i Rakowski. Łatwiej by wymieniać, kogo ona nie hoduje pod szkłem”.
Po Frykowskim Osiecka wyszła za mąż tylko za Wojciecha Jesionkę, ale małżeństwo trwało kilka miesięcy. Z ważnych mężczyzn był jeszcze Jerzy Giedroyc, który był gotowy zostawić dla niej rodzinę. I Jeremi Przybora, który rozstał się dla niej z żoną, matką Kota. Obu zostawiła. Z Przyborą mieszkała nawet jakiś czas w wynajętej kawalerce na Pradze, ale ich drogi szybko zaczęły się rozchodzić. On wolał ciszę domu, ona chciała fruwać po świecie. Wszyscy mieli nadzieję, że po licznych miłosnych przygodach w końcu ustatkuje się u boku poważnego Daniela Passenta, któremu urodziła córkę. Tymczasem Agnieszka zakochała się w młodym dziennikarzu i zostawiła dla niego rodzinę. „W przeciwieństwie do innych nie byłam w szoku, gdy nagle jednym ruchem rozwaliła wszystko” – wspomina Katarzyna Gaertner, kompozytorka, przyjaciółka Osieckiej. „Jak potępieniec kochałam przez 14 lat jednego Zbyszka. Byłam już dorosła, miałam za sobą dorobek, jakąś popularność, osobowość, która się ludziom podoba. Ja dla Zbyszka zrobiłabym wszystko. I wszystko bym zostawiła. Niestety, nie miałam szansy się poświęcić” – napisze potem Agnieszka o tej miłości. To Zbyszkowi zadedykuje tomik wierszy „Wada serca”. Potem, być może na otarcie łez, miał być ślub z młodszym o 18 lat Michałem Kottem, ale „młody student z rozbabranym doktoratem” przestraszył się różnicy wieku, odpowiedzialności, a przede wszystkim pozycji Osieckiej i odwołał uroczystość. Serdecznym przyjacielem, który towarzyszył Agnieszce przez ostatnie trzy lata jej życia, był André Ochodlo. Kiedy go poznała, wiedziała już, że ma raka. Mocno piła. André dał jej zrozumienie i czułość. Był z nią do samego końca.
Nie potrafiła stworzyć domu. A może po prostu nie chciała. „Normalna rodzina to nie było życie dla Agnieszki. Urodziła się artystką, wolnym duchem […]. To nie była matka, która upierze dziecku skarpetki czy ugotuje obiad, wprowadzi granice i rytuały. Od tego był Daniel. Świat Agnieszki kręcił się wokół życia artystycznego” – wyjaśnia Barbara Wrzesińska. Również reżyserka Olga Lipińska, która przyjaźniła się z poetką jeszcze w czasach licealnych, mówi, że w Agnieszce nie było pragnienia posiadania domu. Dobrze jej było w pokoju, który w dzieciństwie urządził jej ojciec. „Nie mogę być ptakiem uwięzionym” – wytłumaczyła jej Agnieszka, a w „Tygrysim tangu” napisała: „Twój dom to klatka, klatka, a ja się duszę w nim. Kobieta, żona, matka – to nie jest dla mnie rym”. „Agnieszka nie była do tego stworzona – mówi Magda Czapińska, poetka, przyjaciółka Osieckiej. – Mnie się wydaje, że nigdzie nie potrafiła się zakorzenić. Ciągle była w podróży. Ciągle gdzieś wyjeżdżała, uciekała. To ją napędzało. Wciąż musiało się coś dziać wokół niej…”.
Magda Czapińska pamięta tłumaczenie Agnieszki, dlaczego nie udało się jej być przykładną żoną i czułą matką: „Może byłabym, gdybym umiała. Może gotowałabym tę pomidorową w tym domu, ale nie umiałam”. I choć wiedziała, że Agata jest nieszczęśliwa z tego powodu, nie mogła wytrzymać stabilizacji. „Bo mnie peszą poważne zamiary i długie życie zgięte w pół. Ach, łoże, łoże, stół… Może jestem jak but nie do pary, a może z górki pędzę w dół…” – napisała w wierszu „Serdeczny mój”. „Agnieszka ciągle wychodziła, uciekała i żyła, jak chciała, ciekawa ludzi, ich historii, ich uczuć, opowieści, anegdot, płaczu, nieszczęść i szczęść […] Przychodziła, wychodziła. Tak jak wychodziła ze swoich urodzin, tak wychodziła z ciepła, bo było za ciepłe, z małżeństwa, bo stabilizacja usypiała jej uczucia, z miłości, bo było zbyt słodko, z macierzyństwa, bo miała poczucie winy. Nie mogła wytrzymać i wychodziła. Miała jak kot swoje ścieżki” – uważa Krystyna Janda. Może zatrzymałaby się na zawsze przy Zbyszku, ale przyjaciele wcale nie są tego tacy pewni. Gdyby zapewnił jej stabilizację, stworzył razem z nią dom, pewnie w końcu i od niego by zwiała.
Pamiątki z Archiwum Agnieszki Osieckiej przekazanego Bibliotece Narodowej przez Agatę Passent, córkę poetki (Fot. Fundacja Okularnicy im. Agnieszki Osieckiej)
Bo Osiecka gnała za czymś, czego złapać nie mogła. Mężczyzna, który był gotowy na życie aż po grób, przestawał ją interesować. I choć Agnieszkę martwiło, że zawsze zakochiwała się w niewłaściwych chłopakach, inni po prostu jej nie interesowali. „To ja zawsze uganiałam się za chłopcami. Od tego serce mi posiwiało, a głowa jeszcze bardziej” – powie po latach. „W życiu Agnieszki było wielu mężczyzn. Ciągle powtarzała, że jest petentką w miłości” – mówi Magda Czapińska. Hanka Bakuła dodaje: „Agnieszka, jak widziała młodego chłopca w okularach i swetrze, który zawijał rękawy, poszłaby za nim w ogień. To było jakieś skrzywienie. Mężczyzna, dla którego zdolna była stracić głowę, musiał być zagubiony. Wtedy ona umierała z miłości. Myślę, że miała takie samo szczęście do mężczyzn jak do ubrań. Zawsze kupowała nie te, co trzeba”.
„Nie znała innej relacji między kobietą a mężczyzną jak ta, kiedy to ona o niego zabiega” – dodaje Ewa Błaszczyk. Aktorka uważa, że to przez ojca, o którego miłość i uznanie wciąż musiała zabiegać i który porzucił jej matkę dla innej kobiety. Agnieszka poczuła się wtedy zdradzona przez ojca. Z tą raną żyła do końca, co odbiło się najprawdopodobniej na jej relacjach z mężczyznami. Manuela Gretkowska również jest zdania, że to przez ojca Agnieszka nie była zdolna do relacji. „Nie umiała kochać, umiała tylko cierpieć i pisać o miłości, bo nie zaznała miłości w dzieciństwie. Matka była zimna, nie dotykała jej, nie przytulała, nie pieściła. Nie potrafiła, bo sama żyła w głodzie miłości. Ojciec był narcystyczny, córka jak tresowany piesek miała spełniać jego ambicje. Została narcystycznie uwiedziona i wykorzystana przez własnego ojca. Nauczyła się uwodzić, ale nie umiała kochać. Miłość to jest relacja. A ona nigdy nie była w relacji ani z matką, ani z ojcem, a potem z żadnym mężczyzną” – twierdzi Gretkowska.
Choć nie udało jej się stworzyć domu i rodziny, potrzebowała bazy, bezpiecznego portu. Tym portem był dom matki. Całe życie mieszkała z matką, w ich rodzinnym mieszkaniu przy ul. Dąbrowieckiej 25 na Saskiej Kępie. Maryla Rodowicz wspomina, że „kiedy kończyły się jej związki, zawsze lądowała u mamusi. Wracała do swojego pokoiku, w którym były tapczan, biurko, kominek i mata słomiana na ścianie”. Hanna Bakuła uzasadnia to tym, że Agnieszka w tym domu mieszkała od trzeciego roku życia i była do niego przywiązana. Uważa też, że Osiecka do końca była małą dziewczynką, która potrzebowała opieki. „Przecież ona nie wiedziała nawet, jak się włącza żelazko. Tacy ludzie nie mogą sami mieszkać. Matka też miała namiastkę normalnego życia po tym, jak mąż zostawił ją dla rewiowej aktorki” – mówi malarka i śmieje się, wspominając, jak to Agnieszka nie miała nawet swoich kluczy do mieszkania: „Musiała wracać do domu przed 23, bo matka zamykała drzwi. Jedyne klucze, jakie miała, to były te do mojej pracowni w domu naprzeciwko, gdzie często nocowała. Nie radziła sobie z ogarnianiem normalnego życia”. Ewa Błaszczyk uważa, że poczucie bezpieczeństwa dawała jej obecność mamy w drugim pokoiku za ścianą.
Na pozór szczęściara – miała urodę, talent, sławę, pieniądze i wolność, o jakiej kobiety wtedy tylko marzyły. Ale w życiu wszystko ma swoją cenę. Agnieszka również ją zapłaciła. Wielka poetka, rozchwytywana przez artystów, kochana przez przyjaciół, łamiąca serca mężczyznom, tak naprawdę była bardzo samotna. Gdziekolwiek się pojawiła, przyciągała tłumy rozmówców, lubiła też bawić się do białego rana, wciąż gnać w nowe przygody. A jednak… „Wszyscy zawsze mieliśmy wrażenie, że jest królową życia, że wybiera mężczyzn, a teraz myślę, że była samotna i zziębnięta w środku” – mówi Magda Czapińska. Zofia Sylwin, redaktorka radiowej Trójki, wciąż nosi w pamięci smutny obrazek ostatniej trójkowej Wigilii z Agnieszką. Poetka przyszła uśmiechnięta, rozmawiała jak gdyby nigdy nic i nagle powiedziała do koleżanki: „Wiesz, Zosiu, jestem taka samotna”. „Ty? Agnieszko!” – nie mogła uwierzyć. A ona na to: „Nikt nie dzwoni, telefon milczy”. Czy żałowała, że żyła, tak jak żyła? „Uciekam od ludzi, zmieniam miejsca, ludzie ode mnie uciekają. Kiedyś, kiedy byłam jeszcze młodą dziewczyną, mówiły mi przyjaciółki i ktoś z rodziny: »Musisz się ustatkować, przy porządnym chłopcu się zatrzymać, bo jak będziesz stara, to nie będzie ci miał kto podać herbaty«. To największe polskie zagrożenie: jak będziesz tak żył, to ci nie będzie miał kto podać herbaty na starość. No, ale jakoś nie żałuję” – powiedziała w filmie dokumentalnym Grażyny Pieczuro. „Żyła tak, jak chciała, i umarła tak, jak chciała” – powiedział po jej śmierci pisarz Janusz Głowacki, który niezwykle szanował Agnieszkę za to, że zawsze żyła na własnych warunkach.
(Ilustracja: Iwona Chmielewska)
Janusz Anderman uważa, że gdyby nie ta wieczna pogoń za czymś nowym, nieuchwytnym, Agnieszka nie byłaby tą samą Osiecką. Ten niepokój w miłości i w życiu poetka przelewała na jedne z najpiękniejszych strof o miłości, jakie słyszał świat. „Może gdyby miała ustabilizowane życie, nie napisałaby tych wszystkich pięknych rzeczy?” – zastanawia się. Magda Czapińska również jest przekonana, że gdyby nie ta nieustanna pogoń za miłością w gruncie rzeczy nieszczęśliwą, nie powstałoby tyle pięknych listów i piosenek. Ale czy Osiecka była szczęśliwa? Ewa Błaszczyk ma w pamięci obrazek: Agnieszka siedzi na sopockiej plaży, jest późne lato, ona patrzy przed siebie, po raz pierwszy spokojna, zastygła w bezruchu. Aktorka tak to wspomina: „Nie mogłam się nadziwić, że ona tak sobie siedzi na leżaku na plaży. Bo zwykle rzadko siedziała, nie umiała chwytać czasu teraźniejszego. A wtedy widziałam, że jest tu i teraz i się z tego cieszy. Była na pewno szczęśliwa”.
Agnieszka Osiecka (9.10.1936–7.3.1997) poetka, pisarka, autorka spektakli teatralnych i telewizyjnych. Przede wszystkim jednak najsłynniejsza autorka ponad 2 tys. tekstów piosenek, które śpiewała cała Polska. Wiele z nich – jak „Okularnicy”, „Niech żyje bal” czy „Małgośka” – przeszło do klasyki polskiej piosenki. Jan Kott określił ją „poetką złamanego koloru”, bo jak nikt inny potrafiła poetyzować codzienność. Urodzona w Warszawie córka pianisty i kompozytora Wiktora Osieckiego oraz polonistki Marii Osieckiej całe życie mieszkała na Saskiej Kępie. Do dziś stoi tam jej pomnik – poetessy przy kawiarnianym stoliku.