Maciej Stuhr na pewno ma wiele talentów – w tym literacki. I daje mu wyraz co miesiąc na łamach magazynu „Zwierciadło” jako felietonista. Daje się również poznać jako znakomity obserwator rzeczywistości i mistrz celnych puent. Czasem rozśmiesza, czasem wzrusza. Z wrodzoną inteligencją balansuje na granicy humoru i drwiny. Dostarcza rozrywki, ale przede wszystkim prowokuje do myślenia.
We wstępie do książki „W krzywym zwierciadle” autor-aktor napisał:
„Można powiedzieć, że pisałem tę książkę latami. Można też powiedzieć, że nie pisałem jej w ogóle. Pod koniec 2008 roku Manana Chyb zaprosiła mnie do współpracy w „Zwierciadle”. Od tej pory wydobywam z siebie przynajmniej jedną myśl w miesiącu, co uważam za swój osobisty sukces.
Można powiedzieć, że te myśli właściwie w ogóle się nie wiążą ze sobą. Jedne są do śmiechu, inne do zadumy, a jeszcze inne do niczego. Ale być może można zaryzykować stwierdzenie, że jednak coś je łączy. Odpowiedź na pytanie „A co mianowicie?” pozostawiam Państwu. Swoją delikatną sugestię zawarłem w końcówce felietonu Niech spokój pokona krzyk.
Kiedyś Piotr Najsztub zapytał mnie, czy lubię to, co piszę. Przyłapany na nieskromnym rumieńcu musiałem ze wstydem dać odpowiedź twierdzącą. „Czyli klasyczny grafoman!”
– równie szczerze odpowiedział pan Piotr. I tu mała prośba do Państwa. Jeśli nie spodoba się Wam to, co przez te lata mąk twórczych ze mnie się wydobyło, a los zetknie nas kiedyś face to face, to proszę, nie mówcie mi tego, bo mi będzie bardzo przykro!