1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Wzorce w relacjach. Może lepiej nie wiedzieć, jaki ma być mój partner?

Wzorce w relacjach. Może lepiej nie wiedzieć, jaki ma być mój partner?

Jeśli już potrzebujemy marzyć i składać zamówienia dotyczące naszego ideału partnera, myślmy raczej o tym, jak chcemy się czuć z nim w związku. Radośni, wolni, uskrzydleni? (Fot. iStock)
Jeśli już potrzebujemy marzyć i składać zamówienia dotyczące naszego ideału partnera, myślmy raczej o tym, jak chcemy się czuć z nim w związku. Radośni, wolni, uskrzydleni? (Fot. iStock)
A może by tak porzucić oczekiwania, że on ma być opiekuńczy, zaradny, wysportowany i mieć niebieskie oczy? Bo czasami lepiej nie wiedzieć, jaki ma być i wybrać tego z etykietką „zupełnie do mnie nie pasuje”. Do czego taka postawa doprowadzi w związku, mówi life coach Joanna Godecka. 

To żadne odkrycie, że w związki wchodzimy rządzeni przez różnego rodzaju wzorce. Do czego może prowadzić ich nieuświadomione odtwarzanie w kolejnych relacjach?
Funkcjonując zgodnie z wzorcami, mamy tylko dwie drogi do wyboru. Nagle budzimy się dokładnie w takim samym związku, w jakim żyli nasi rodzice, albo w jego zaprzeczeniu. W jednym i drugim przypadku jest to nieprawda. A w pewnym momencie życia chcemy już tylko prawdy.

Kiedy wreszcie uświadomimy sobie te schematy i powiemy „dość”, tracą one swoją moc. Jednak wtedy docieramy jednocześnie do miejsca dużej niepewności. Potrzebny jest nam nowy pomysł. Jak go znaleźć?
Niczego nowego nie stworzymy, jeśli usiądziemy i będziemy myśleć, co już było, a czego jeszcze nie. Kalkulacja w sprawach uczuć nie ma żadnych szans. I tak zweryfikuje się negatywnie. Znowu wpadniemy w jakąś rolę i będzie teatr. Kiedyś mężczyzna miał zarabiać, a kobieta prowadzić dom, potem to zaczęło się zmieniać, kobiety zaczęły robić karierę i zapracowały na swoje złote karty kredytowe. Wszyscy to wiemy, ten proces ewoluował całe lata na naszych oczach. Natomiast teraz liczy się partnerstwo, oboje pracujemy, oboje przynosimy pieniądze. Czyli pojawił się następny model, w którym – jak widać – po raz kolejny grzęźniemy.

Często zdarza mi się pracować z ludźmi, którzy boją się związku, bo kojarzy im się on z ciasnym, dusznym pokojem, w którym nie ma okien. Mam wrażenie, że przeczuwają oni nadchodzącą katastrofę. I słusznie, bo każdy model jest jakimś schematem, jakimś ograniczeniem, a one przecież do niczego dobrego nie prowadzą.

Model partnerski może niektórych straszyć wymuszaniem niezależności, na którą nie każdy i nie zawsze ma ochotę. Jest tu też coś niebezpiecznie bezpłciowego.
Myślę, że związki budzą lęk przed codziennością, taką „misiowatością”. Ciągłe eksploatowanie tych samych zachowań sprawia, że przestają one być atrakcyjne. Schematem jest też myślenie, że jak żyjemy w związku, to pewne rzeczy musimy robić. Na przykład wracać po pracy do domu. I rezygnujemy z plotek u przyjaciółki, żeby partner nie czuł się zaniedbywany. Zawsze, gdy wyznaczamy sobie sztywne reguły, życie staje się obowiązkiem. Jeśli sobie pomyślisz, że musisz, jak się czujesz?

Źle.
A jeśli powiesz sobie: „chcę”, jaka energia jest w tym słowie?

Dużo lepsza. Będąc w związku, nie powinniśmy zapominać o swoich przyjemnościach, ale też nie róbmy z tego obowiązku. Jest chyba teraz taka tendencja, żeby dmuchać i chuchać na swoją strefę „ja”. A może czasem ktoś wolałby wrócić po pracy do domu i cieszyć się, że ukochana osoba jest blisko?
Doszłyśmy teraz do punktu prawdy. Sama próbuję jej szukać dla siebie i pomagać ją znaleźć ludziom. Mówię: „Poszukaj prawdy o tym, co tak naprawdę lubisz. Czego chcesz w życiu?”. Wydaje się, że są to najprostsze, podstawowe pytania, ale wbrew pozorom trudno na nie odpowiedzieć. Zwykle nie wiemy, co lubimy, bo to, co lubimy, zastąpiliśmy tym, co robimy. A że tego nie lubimy? Już o tym zapomnieliśmy.

Powiedzmy sobie: „nie wiem, jaki ma być mój związek, nie wiem, jaki ma być mój partner, ale wiem, co lubię”.
Tak. Wydaje mi się, że to lubienie jest drogowskazem do związku. A każdy lubi co innego, tutaj się nie trzeba od razu definiować. O ile damy sobie szansę, żeby zauważyć, co lubimy. W tej stołówce zwanej życiem dosyć wcześnie jesteśmy przyrządzani na takie danko, żeby nikomu nie zaszkodziło. Dziewczynki mają być grzeczne, chłopcy zresztą też. Musimy to pranie mózgu troszkę odwrócić, wejść w siebie.

Kiedyś dostałam wino od koleżanki, która sama nie pije wina. Poszła do sklepu i powiedziała, że chce kupić wino dla koleżanki w prezencie. Polecono jej słodkie, bo ktoś założył, że kobiety takie piją. Ja go nienawidzę. Nie pijmy zatem słodkiego wina, skoro go nie lubimy. Pijmy to, co lubimy, i zorientujmy się w różnorodności swoich ulubionych smaków. Używając tej monopolowej metafory – próbujmy w życiu różnych rzeczy, żeby móc jak najpełniej zdefiniować swoją osobowość.

Dobre warunki do zdefiniowania własnej osobowości mamy chyba podczas różnego rodzaju przerw, chwil spokoju. Na przykład między związkami.
Jeśli ktoś kończy związek i desperacko ląduje w następnym, zwykle robi to ze strachu. Powinniśmy mieć trochę czasu, żeby opadły emocje. Ale też, żeby zauważyć, w jakim punkcie jesteśmy, bo na pewno się zmieniliśmy, na pewno mamy już nowe doświadczenia. To jest dobry czas na rozmontowanie się, kiedy najlepiej nic nie robić i za bardzo nie chcieć. Pozwolić sobie na wielkie „nie wiem”.

Rozmontowanie się jest trudne, bo umysł chce się czymś zajmować. Poza tym mamy w głowę wbite hasła o wyznaczaniu celów, świadomym kreowaniu rzeczywistości. Co robić, kiedy naprawdę nie wiemy? Mówimy „nie wiem, jakiego chcę związku”, bo niby skąd mamy wiedzieć? Wyszliśmy ze schematów, które były znane, ale nieprawdziwe. Boimy się.
Ten lęk może znowu zaprowadzić na znane ścieżki albo złapiemy się byle czego. Z jakiego powodu niektórzy, będąc na przykład na wakacjach w Hiszpanii, wcinają hamburgery, zamiast delektować się miejscowymi specjałami? Bo boją się nowości. Wyobraź sobie, że nagle zapomniałaś wszystkie przepisy, które znasz. Otwierasz lodówkę, wyjmujesz produkty i zaczynasz eksperymentować. Odkrywasz nowe smaki dzięki temu, że przepisy wyleciały ci z głowy.

Zdrowo jest zapomnieć.
I zdrowo jest nie wiedzieć. Ta amnezja, to „nie wiem” i ten nieprzyjemny moment, kiedy czujemy, że już nie mieścimy się w jakimś schemacie i kompletnie nie wiemy, co mamy sobie dać zamiast – to powinno być nasze święto. Wtedy warto zabrać się do eksperymentowania. Iść do sklepu i nie ściągać z wieszaków tego, co zawsze – piątego szarego sweterka, tylko wziąć rzecz z etykietką „to do mnie zupełnie nie pasuje”.

Tak. Ale zwykle w tym momencie pojawia się psychiczny dyskomfort. Wzorce nie pozwalają być sobą, ale w pewien sposób chronią. Jak sobie pomóc?
Warto sobie pomagać technikami praktyki obecności. Na przykład świadomym oddychaniem, tym wszystkim, co nas zbliża do siebie samych. Kiedyś podczas sesji coachingu oddechu straciłam poczucie tożsamości. Byłam przerażona i miałam moment paniki. Jednak gdy wzięłam oddech z tym moim lękiem, poczułam, że wszystkie definicje są mi niepotrzebne. To, że ja jestem, to już definicja, nie muszę tego nazywać. Trzeba pozwolić sobie zbliżyć się do siebie, czuć tak, jak się czujemy. Beznadziejnie na przykład. Wtedy odkryjemy w tym coś szalenie bliskiego i idealnego.

Dopiero gdy zbliżymy się do siebie, możemy prawdziwie zbliżyć się do drugiego człowieka.
Nie podamy tu recepty na idealny związek, właściwie obojętne, czy będzie on mniej, czy bardziej partnerski. Chodzi o to, żeby dojść do tego, czy jest to nasz wybór. Czy jest to nasza prawda, czy coś, co nam narzucono.

To bliskie wolności.
Tak. A wolność czujemy w ciele. Gdybyśmy, żyjąc w jakimś schemacie, byli uważni na sygnały ciała, odkrylibyśmy, że na przykład barki są napięte, a kręgosłup trzeszczy. Schematy usztywniają, ciało zawsze pokazuje prawdę. Jego rozluźnienie jest dowodem, że żyjemy tak, jak lubimy.

Kiedy już zdecydujemy się pozostać w stanie „nie wiem”, przychodzi czas prób. Pojawiają się osoby, sytuacje, rzeczy, którym mówimy „nie”, chociaż na horyzoncie nie pojawia się jeszcze nic, czemu można powiedzieć „tak”.
Wtedy trzeba zmierzyć się z pustką. Ale tylko w momencie, kiedy przejdziemy przez ten etap, pojawi się coś naprawdę nowego.

Całkowitą pustką. Mam wrażenie, że nawet marzenia o tym nowym kimś mogą przeszkadzać.
Jeśli już potrzebujemy marzyć i składać zamówienia, myślmy o tym, jak chcemy się w tym związku czuć. Radośni, wolni, uskrzydleni? W ten sposób dajemy życiu szansę, żeby nas zaskoczyło. Niespodzianki może wprowadzają chaos, ale nie są przypadkowe.

Wtedy pojawia się szansa, że w naszym życiu zmaterializuje się ktoś, kim wcześniej byśmy się nie zainteresowali. To znak, że schematy są już za nami.
Kiedy wchodzimy w nowy związek, jak najczęściej pytajmy siebie, co czujemy, bądźmy uważni na to, jak reaguje ciało. Ostrożnie wchodźmy w tę relację, zastanawiajmy się nad intencją działań, bądźmy czujni, czy robimy coś, bo chcemy, czy dlatego, że musimy. Czy jesteśmy sobą, komunikujemy swoje uczucia, nie udajemy niczego, ale jednocześnie pozwalamy partnerowi, żeby był sobą i wyrażał to, co czuje. Wówczas damy sobie szansę na wejście w prawdziwą totalną bliskość, która nie mieści się w żadnym wzorcu.

Joanna Godecka dyplomowany life coach, coach oddechu i terapeutka TSR. Specjalizuje się w tematyce związków partnerskich, skutecznego podnoszenia poczucia własnej wartości oraz atrakcyjności. 

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze