Z jednej strony wyznajemy szczytną ideologię slow, z drugiej nie umiemy zwolnić nawet na chwilę. Czasami dopiero jakieś przykre wydarzenie uzmysławia nam, że przez ten bieg coś po drodze zgubiliśmy, straciliśmy bezpowrotnie. Co się musi stać, żebyśmy się zatrzymali?
„Współczesny świat biegnie w szalonym tempie” – zgadzasz się z tym zdaniem? OK. A teraz podejdź do okna i wyjrzyj przez nie. Popatrz na drzewa, niebo, słońce albo deszcz (jeśli aura akurat jest kapryśna). Widzisz, świat się nie zmienił. Funkcjonuje w swoim rytmie: zmiany pór roku, dni, tygodni. A w jego tle: pędzące samochody, nerwowi kierowcy w ulicznych korkach, sąsiadka głośno poganiająca psa, jakaś matka nawołująca rozbrykanego malca: „Szybko, bo się spóźnimy”. Gdzie jesteś w tym szalonym pędzie?
Nie tłumacz, że wszyscy jesteśmy zabiegani, że takie czasy, że może kiedyś, na emeryturze zwolnisz tempo. Przecież sama w to nie wierzysz. Pomyśl, dlaczego dziś ciągle jesteś w biegu. A może to ucieczka „od”: problemów, codziennych kłopotów, porażek czy nawyków? Albo pogoń „za”: iluzją lepszego jutra?
Moi pacjenci to ludzie bardzo zabiegani. Mam gabinet w małym, przytulnym mieszkanku, zawsze proponuję herbatę, zdarza się, że pytam, czy pacjent nie jest głodny albo zmęczony, bo w ciele człowieka siedzącego przede mną wyraźnie widzę pośpiech. Niektórzy mówią tak szybko, że z trudem nadążam za ich narracją. Inni często wzdychają – to skutek hiperwentylacji: oddychania górnymi partiami klatki piersiowej. Stąd się biorą bóle i zawroty głowy, ucisk w klatce piersiowej, gula w gardle. „Pierwszorazowi” pacjenci zwykle siadają na brzegu kanapy czy fotela. Zupełnie jakby gotowi byli w każdej chwili zerwać się i wybiec z pokoju.
– Mamy czas, nie spiesz się, odsapnij – tłumaczę. – Tak, wiem, ale jestem trochę zdenerwowana, to taka niecodzienna sytuacja.
Co jest niecodzienną sytuacją? To, że wreszcie po całym dniu biegania masz okazję spokojnie usiąść w wygodnym fotelu, napić się dobrej herbaty, może nawet posiedzieć w milczeniu i poczuć, co się w tobie dzieje?
Niedawno przyjechała do mnie pacjentka z daleka. Widziałam, że jest zmęczona. Kiedy zaproponowałam, żeby położyła się na kanapie, najpierw uśmiechnęła się, ale zaraz dodała: – Lepiej nie, bo się odprężę i nie będę chciała od pani wyjść. Biegniemy, bo boimy się zatrzymać, rozejrzeć dookoła i zobaczyć, jak naprawdę wygląda nasze życie, uciszyć myśli, poczuć ciało…
No dobrze, mnie także zdarzają się okresy totalnego zabiegania; kiedy wezmę sobie na głowę za dużo, kiedy nie dojem, nie dośpię, ulegnę prośbie kolejnego pacjenta, żeby przyjąć go jak najszybciej. Wtedy do akcji wkracza… mój samochód. Ostatnio byłam tak zakręcona, że dwa razy zostawiłam auto na włączonych światłach. Efekt? Akumulator rozładowany do zera i przymusowe zatrzymanie w oczekiwaniu na pomoc. Wyciągnęłam cenną lekcję i… zwolniłam, bo wiem, co by się stało dalej. Tak, tak, ciało upomniałoby się o zatrzymanie. Oto najczęstsze konsekwencje zabiegania:
- tzw. syndrom pogorszenia pamięci i spadku koncentracji, tzn.: zgubione kluczyki do samochodu, zapomniane urodziny kogoś ważnego, przegapiona wizyta u kosmetyczki (a przecież to miał być relaks), zawieruszone okulary itp.;
- drobne wypadki – choćby siniaki (nawet nie wiesz, kiedy i o co się uderzyłaś);
- bezsenność – od wczesnego wieczora byłaś padnięta, a kiedy wreszcie się położyłaś – sen uleciał;
- dolegliwości ze strony układu pokarmowego: bóle żołądka, zgaga, nadwrażliwe jelito – ciało wyraźnie daje ci do zrozumienia, że nie jesteś w stanie tego wszystkiego „strawić”;
- sztywność kręgosłupa i napięciowe bóle głowy – twoje ciało próbuje dogonić głowę, ale nie daje rady.
Mogę wymieniać dalej, ale nie o to chodzi. Ważniejsze jest to, co robisz z tymi symptomami. Kolejna kawa, ziołowe tabletki na poprawę koncentracji albo nastroju. Drobna awanturka z kimś, z kim czujesz się bezpiecznie – jako cudowny podnośnik poziomu adrenaliny i sposób na obniżenie napięcia. Obietnice, że odpoczniesz w weekend albo na urlopie. Mam rację? To twoje życie i możesz zrobić z nim, co chcesz. Jeśli szczerze wierzysz w to, że nie da się inaczej, bo: kredyt, materialne apetyty, lęk przed tym, że przegapisz swoją szansę, no i przekonanie, że wszyscy tak żyją – OK. Zamknij okienko, nie czytaj dalej, szkoda czasu. Przecież jeszcze tyle masz dziś do zrobienia.
Nie musisz wywracać swojego życia do góry nogami, żeby zwolnić tempo. Nie musisz rzucać pracy, wyprowadzać się na bezludną wyspę ani nawet być w stu procentach slow. Pierwsze, co warto zrobić, to… zatrzymać się na chwilę, fizycznie – stanąć w bezruchu, zamknąć oczy, poczuć stopy oparte na podłożu, poczekać, aż ciało przybierze najbardziej wygodną postawę. Najpierw pojawi się delikatny ruch: zacznie cię bujać albo poczujesz drżenie w nogach. Spokojnie, to zupełnie naturalne. Następnie prawdopodobnie przyjdzie lęk: przed tym, że upadniesz albo rozpłyniesz się w powietrzu – znikniesz, przestaniesz istnieć. Jest duża szansa, że w tym momencie włączy się głowa: pojawią się obsesyjne myśli o tym, co jest do zrobienia, o kłopocie, który ostatnio spędza ci sen z powiek itp. Przeczekaj to, spokojnie oddychaj, wszystko minie. Jeśli uda ci się wykonać to ćwiczenie raz dziennie, jesteś na dobrej drodze do uświadomienia sobie własnego zabiegania i podjęcia decyzji, czy i co chcesz z tym zrobić.
Większość znanych technik zwolnienia tempa życia koncentruje się na zatrzymaniu głowy: świadomym zmniejszeniu liczby zaplanowanych zadań czy medytacji. Jeśli metody te działają na ciebie – super. Jeśli nie albo masz ochotę spróbować czegoś innego – znajdź swój sposób na zatrzymanie, spowolnienie ciała, a nie głowy.
- Rano tuż po obudzeniu się zrób rytuał powitania poszczególnych części swojego ciała. Zacznij od brzucha, tam jest twoja moc: pomasuj go, pogłaszcz czule, kilka razy wciągnij i wypuść. Potem powitaj swoją twarz: wykonaj kilka ćwiczeń jogi twarzy (znajdziesz je w Internecie albo możesz opracować własne). Dalej kolej na porozciąganie kręgosłupa – wystarczy, że poprzeciągasz się jak kot. Teraz stopy i dłonie: możesz tupać, zaciskać pięści, stukać dłonią w podeszwę stopy albo je pomasować.
- Wstawaj z łóżka dwa razy. Kiedy weźmiesz prysznic i zjesz śniadanie, wskocz pod kołdrę jeszcze na pięć minut, pokokoś się w pościeli, poprzeciągaj, pomrucz.
- Kiedy dojedziesz do pracy albo do domu po pracy, wyłącz silnik samochodu, odepnij pasy, ustaw siedzenia tak, by było ci wygodnie, możesz zdjąć buty i włączyć sobie jakąś miłą muzyczkę. Posiedź tak pięć minut.
- Rób przerwy w trakcie rozmowy. Kiedy kogoś słuchasz, to zanim się odezwiesz – policz w myślach do 10. W czasie mówienia też kontroluj oddech.
- Przynajmniej raz dziennie wykonaj ćwiczenie rzeźby – stań przed lustrem i wyobraź sobie, że jesteś rzeźbą przedstawiającą np. spokój albo ciszę. Pokaż to ciałem.
- Naucz się czuć swoje zmęczenie: co dzieje się wtedy z twoim ciałem? Czy odczuwasz je bardziej w głowie, czy w ciele? Trudniej ci się myśli czy raczej „padasz z nóg”?
- Kiedy czujesz spadek energii, nie poganiaj się sztucznie. Usiądź spokojnie i poczekaj, aż energia się pojawi.