Po czym poznać, w jakiej kondycji jest twoja relacja z dzieckiem? Po tym, jaki system kar wobec niego stosujesz i czy w ogóle masz taki system. To najlepszy miernik szacunku, zrozumienia i empatii.
Jak pisze jedna z mam:
Jestem mamą pięcioletniego Michała i rocznej Laury, kochanych, ale dosyć niesfornych dzieci. I mam pewien zasadniczy dylemat. Jak i czy w ogóle stosować kary wobec dzieci? Z jednej strony jestem świadoma, że kara, jakakolwiek by była, to zawsze rodzicielska porażka – dowód, że stosowane przez nas metody zawiodły. Z drugiej – jak tu nie karcić dzieci, skoro karanie ma wielowiekową tradycję i dla wielu osób jest nierozerwalnie związane z dzieciństwem? Co mam zatem robić? Oczywiście nie chodzi mi o kary fizyczne, ale takie typu kilkudniowy zakaz zabawy ulubioną zabawką – jako konsekwencja niegrzecznego zachowania. Przeczytałam też ostatnio takie zdanie, że kar może w końcu zabraknąć i wtedy dzieci odwrócą się przeciwko nam. Jestem w kropce.
Dotknęła Pani swoim listem niezwykle ważnego problemu, który, mam wrażenie, dotyczy wielu rodziców. Ale zacznijmy od początku: karanie dziecka to wymuszanie na nim posłuszeństwa. To złudne poczucie, że my, rodzice, rozwiązaliśmy problem. Tymczasem w umyśle dziecka problem dopiero się zaczyna, bo jego rodzic go nie rozumie i robi mu krzywdę.
- Pierwsza odpowiedź, jaka mi się nasuwa, i o której wspomniała Pani w swoim liście, to tradycja – wielu ludzi lubi powtarzać: „Mnie ojciec bił i wyrosłem na człowieka”. Dlaczego dorośli surowo karani w dzieciństwie, często nienawidzący swoich rodziców, stosują te same kary wobec swoich dzieci? Czyżby zapomnieli, jak płakali, jak świat im się zawalił, jak czuli się bezradni i zaszczuci? Nie zapomnieli, ale stosują mechanizm wyparcia. Nie chcą wracać myślami do tego, co przeżyli jako dzieci. Gdyby się nad tym zastanowili, musieliby zrewidować swój stosunek do własnych rodziców i ich metod, a na to mało kto ma odwagę.
- Drugi częsty powód to przekonanie, że dziecko jest z natury złe – niestety, gnieździ się ono w umysłach wielu rodziców. Przecież my tylko chcemy wyplenić z dziecka naturalne zło.
- Ale przyczyną często jest również lenistwo – usprawiedliwianie się brakiem czasu, codzienną krzątaniną, nadmiarem spraw na głowie. Zwyczajnie niektórym nie starcza czasu, aby wysłuchać dziecka, poznać jego motywy, zrozumieć, co dzieje się w jego głowie. Szybciej i łatwiej jest samemu wiedzieć, co jest dla niego najlepsze i kategorycznie tego wymagać.
- Kolejny powód to brak empatii. „Co czuje moje dziecko?” – warto nieustannie zadawać sobie to pytanie.
- Następna rzecz, która się nasuwa, to potrzeba rozładowania frustracji – wielu dorosłych ma wysoki poziom agresji i wyżycie się na dziecku to dla nich sposób na pozbycie się napięcia.
- Przyczyną może być również poczucie rozczarowania – gdy planujemy dziecko, to wyobrażamy sobie śliczne, słodkie maleństwo. Tymczasem ono nie zawsze spełnia te oczekiwania. Wtedy może pojawić się odruch jego karania – za to, że nie jest takie, jakie nam się wydawało, że będzie.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: w procesie wychowania dziecka rezygnujemy z jakichkolwiek kar. Musiałoby wtedy dojść do rewolucji w głowach rodziców. W jednej chwili sytuacje, w których wiele osób uważa, że dziecko trzeba ukarać (np. bo bawi się za głośno/nie chce założyć czapki itp.), zobaczylibyśmy w zupełnie innym świetle. Potrzebowalibyśmy uruchomić naszą rodzicielską pomysłowość w kwestii tego, jak współpracować z dzieckiem. Nie ma kar, trzeba więc szukać innych narzędzi, takich jak wspólne rozmowy, dociekanie, czego dziecko nie rozumie, wielokrotne cierpliwe tłumaczenie, dlaczego czegoś mu zabraniamy. Poza tym my sami kontrolowalibyśmy nasze zachowanie, wiedząc, że przykład jest potężnym narzędziem wychowawczym.
Dlatego zachęcam do skorzystania z poniższych wskazówek:
Ewa Nowak pedagog, terapeutka, autorka książek dla dzieci i młodzieży