Według psychologa Steve’a Biddulpha jeśli mężczyzna nie zaspokoi głodu ojca, nie będzie szczęśliwy, nie będzie w pełni mężczyzną, a kobieta nie znajdzie z nim szczęścia. Jak ten głód zaspokoić? „W Polsce dużo mówimy o ojcach, przyklejamy im gębę. Ale nie rozmawiamy z nimi i to czas zmienić” – mówi psychoterapeuta Wojciech Eichelberger.
Steve Biddulph w bestselerze „Męskość. Nowe spojrzenie” pisze, że przyczyną przemocy, nałogów, samobójstw i wypadków (także tych na drogach, związanych z ryzykowną jazdą) jest brak realnej relacji z ojcem. Dopiero gdy dorosły syn pozna ojca, spróbuje zrozumieć i być może wybaczyć mu – ma szansę stać się mężczyzną. Jeśli ojca nie zna, powinien go odnaleźć i skłonić do szczerej rozmowy. Jeśli zerwał z nim relację – wznowić ją. Ale czy to zawsze dobry pomysł? Przecież ojciec może być degeneratem, brutalem, egoistą?
Deficyt ojca jest rozpoznawany od lat jako problem dojrzewania mężczyzny, ja też piszę o tym w książce „Zdradzony przez ojca”. Celem powrotnej podróży ku ojcu jest odzyskanie go rzeczywistego, jakikolwiek jest. Najbardziej istotne okazuje się odnajdywanie ojców wyklętych i próba podjęcia ich psychologicznej rehabilitacji. Nieobecność ojców ma szczególnie destrukcyjny wpływ na synów. Brak im wówczas urealnionych, opartych na bezpośredniej relacji wzorców męskiej egzystencji – męskiego losu – a tym samym nie mają możliwości ich zrozumienia. Syn może odnaleźć wzorzec męskości, tylko gdy traktuje relację z ojcem jako związek krwi. Czas obalić krzywdzący stereotyp, że prawdziwym mężczyzną stajemy się, wypełniając określone role. Można i trzeba być prawdziwym mężczyzną, zanim posadzi się drzewo, zbuduje dom i spłodzi syna, jak również wtedy, gdy z jakichś powodów nie zrobi się tego. Czas skończyć z definiowaniem męskości poprzez role i zacząć ją definiować poprzez wewnętrzne kompetencje zwane niegdyś cnotami charakteru. Analogicznie rzecz się ma, jeśli chodzi o kobiety. Większość ról jest też napisana na okoliczność związku mężczyzny i kobiety oraz rodzica i dzieci, a to sprawia, że recenzentami męskości stają się kobiety i dzieci, a recenzentami kobiecości – mężczyźni i dzieci. W efekcie tracimy wewnętrzny kompas i gwiazdę, która wyznacza nam kierunek w odnalezieniu misji własnej płci, tracimy zdolność do wewnętrznej, autonomicznej podróży.
Synom bardziej niż córkom szkodzi brak szczerej i dobrej relacji z ojcem?
Zdecydowana większość matek nie opuszcza dzieci. Dzięki temu córki mogą mieć żywe, urealnione doświadczenie wzorca kobiecości. I gdy dorosną, naśladować go albo zwalczać. Mają się do czego odnieść. Synowie na ogół nie znają ojców. Muszą polegać na domysłach, wyobrażeniach, na wizerunku ojca stworzonym przez matki. A te – opuszczone, rozgoryczone – mają tendencję do przedstawiania synowi ojca w najgorszym świetle. Po pierwsze, po to, aby zniechęcić go do kontaktów z nim, co ma im zapewnić, wyłączność na synowską miłość, lojalność i wsparcie. Po drugie, po to, aby nie musieć brać swojej części winy i odpowiedzialności za rozpad małżeństwa. Rezultat jest taki, że syn nawet nie próbuje zakwestionować ani zweryfikować matczynej wizji ojca – odcina się od niego, czyniąc matkę ekspertem procesu przeistaczania się w mężczyznę. Wzorem męskości dla chłopca powinien być ojciec. Jeśli go zabrakło, odszedł, został wygnany i wyklęty, to zastępczym wzorcem stają się marzenia matki o idealnym mężczyźnie. A one niewiele mają wspólnego z męskością, bywają niespójne, a nawet sprzeczne. Dezorientują i zaburzają syna, czyniąc z niego infantylnego pazia, wykastrowanego misia albo nadmuchanego macho.
Ale może lepszy jest taki kobiecy wzorzec mężczyzny niż autentyczny, ale zdjęty z okrutnego, psychopatycznego ojca?
Wiele wskazuje na to, że realny kontakt nawet z takim ojcem jest lepszy niż noszenie w sercu znienawidzonego o nim wyobrażenia. Syn pozbawiony widoku realnego ojca – jakikolwiek by ten ojciec był – odcięty jest od prawdy o swoim męskim dziedzictwie, od źródła siły. I to się nie zmieni, póki nie zastąpi odrealnionych wyobrażeń o ojcu – opartych na migawkowych dziecięcych wspomnieniach i na oskarżeniach matki – realnym obrazem jego życia, sposobu myślenia i odczuwania. Niezwykle istotnym i koniecznym wymiarem tego procesu jest synowska rezygnacja z zapożyczonej od matki roli sędziego i recenzenta ojca. Syn musi wychodzić z mądrego założenia, że nigdy nie będzie wiedział o ojcu wystarczająco wiele, by móc go sprawiedliwie osądzić. Celem tej wyprawy nie jest też ocenienie ojca, ale poznanie go i zrozumienie. To wymaga determinacji, odporności i dojrzałości. Ale warto. Pod kostiumem złoczyńcy kryje się często wewnętrzna, ukryta mądrość i dobro. Odkrycie przez syna mądrego i dobrego aspektu „złego ojca” przywraca mu poczucie męskiej godności, siłę, radość życia i otwiera serce na miłość do własnego syna. Jakikolwiek by się ojciec wydawał, nawet jeśliby uciekał i odpychał – syn powinien się z nim spotkać i usłyszeć jego wersję ich wspólnego losu. Opuszczonemu synowi trudy podróży ku ojcu pomogą stawać się mężczyzną.
A jeśli syn nasiąknie złym wzorcem mężczyzny?
Unikając ojca, poprzestając na płytkim, stereotypowym poziomie kontaktu z nim, przed złym wzorcem nie ucieknie. Przeciwnie, nieświadomie – wprost lub przez zaprzeczenie – przejmie ten wzorzec. W ten sposób porzucony przez ojca syn realizuje niedającą się wykorzenić potrzebę kochania i szanowania go. Niestety, nie dowie się wtedy, że przebrał się tylko w ojcowski kostium pozorów, a prawdy o nim nie dotknął. Tylko poznając i urealniając ojca, syn może trafnie rozpoznać to, co z ojcowskiego wzorca może mu się w życiu przydać, a co ma sobie darować, bo to potrzebne było ojcu w jakimś szczególnym czasie, miejscu i okolicznościach. Może też wtedy rozpoznać, jakie ojcowskie rozwiązanie powoduje więcej cierpienia niż pożytku. Krótko mówiąc, póki syn nie pozna ojca, to nie ogarnie, nie zrozumie i nie przekroczy swojego negatywnego dziedzictwa. Zamiast rozmawiać o ojcach – czas zacząć rozmawiać z ojcami.
Pierwszy krok w stronę ojca to przyznanie się do żalu, że go nie było, do tego, ile się traci, że nadal nie ma się z nim dobrych relacji.
Większość opuszczonych synów swój żal, poczucie straty i tęsknotę za ojcem przykrywa niechęcią, złością, a nawet pogardą: „Uff, jak to dobrze, że się odciąłem od tego fatalnego gościa”. Odcięcie się od tych uczuć ma chronić przed bólem i wspierać ślepą, bezkrytyczną lojalność wobec matki – w istocie nie pozwala młodemu mężczyźnie poznać prawdy o sobie, o ojcu i o matce. Ubocznym skutkiem podróży syna ku ojcu jest zaprzestanie idealizowania matki. Co korzystnie wpływa na jego relacje z kobietami.
Biddulph pisze o synu, który myślał, że jego ojciec jest nieudacznikiem, bo nie zdecydował się założyć firmy z sąsiadem. Kiedy jako mężczyzna zapytał o to ojca, usłyszał, że sąsiad był hazardzistą i ojciec nie chciał ryzykować bezpieczeństwa rodziny.
Nakłoniłem i przygotowałem do spotkania z nieobecnymi i zaginionymi ojcami wielu mężczyzn – by mogli poznać ojcowską wersję i ojcowski wpływ na ich losy. Na ogół – gdy docierało do nich, że brak ojca, odrzucenie go sprawia, że nie wiedzą, kim są i co dziedziczą, że budują swoją tożsamość w powietrzu – z determinacją i wiarą, nieustraszeni wyruszali na tę trudną wyprawę. Z reguły odkrywali, że ich ojcowie mieli przyprawioną im przez matkę gębę potwora, nieudacznika, impotenta, idioty. Jakaż to ulga i radość dla syna odkryć, że to nieprawda! Mamie wygodniej było oskarżyć i osądzić ojca, niż uderzyć się w pierś i przekraczać swoje wady i słabości. Najlepiej byłoby, gdyby matki nie wtrącały się w relacje synów z ojcami, którzy odeszli...
Czy wielu synów odkrywa, że ojciec miał przyprawioną gębę?
Większość. Dlatego z pełną odpowiedzialnością zachęcam do szukania i poznawania ojców. Zazwyczaj mężczyźni przychodzą do psychoterapeuty z problemem w relacji z partnerką. Szybko jednak okazuje się, że korzenie tych problemów tkwią w ich relacji z matką. Po jakimś czasie dochodzimy do tego, że problemy z matką spowodowane są nieobecnością ojca. Wtedy ujawnia się silny konflikt lojalności: „Jeśli zwrócę się w stronę ojca, to zdradzę mamę, dla której jestem wsparciem i nadzieją”. Syn musi wtedy zrozumieć swój udział w tym, że relacji z ojcem nie ma: „Wprawdzie ojciec odszedł, matka zagrodziła do niego drogę, ale ja też opuściłem go, zrezygnowałem z niego”. Często potrzebna jest synom pomoc, by nie zrezygnowali, by nie zabrakło im determinacji w nawiązaniu relacji z ojcem. Odnaleziony ojciec często unika poważnej rozmowy i to przez lata. Warto wtedy zastanowić się dlaczego. Odkryjemy wtedy, że nasi ojcowie to też synowie opuszczeni przez ojców, że mamy do czynienia z rodzajem klątwy, która jak wadliwe DNA przechodzi z pokolenia na pokolenie. Syn powinien na wstępie wziąć w nawias swoje uprzedzenia, interpretacje i wyobrażenia o ojcu. Otworzyć się na jego wersję – bez oceniania i dyskusji. I rozmawiać z ojcem bez świadków. Mieć dużo czasu.
Biddulph pisze, że syn szczerze i otwarcie powinien powiedzieć ojcu, jak bardzo cierpiał z tego powodu, że ojciec postępował tak, jak postępował.
To konieczne. Ojciec musi wysłuchać, jak syn się czuł. Dzięki temu skrzywdzony chłopiec ukryty w jego dorosłym synu poczuje się wreszcie dostrzeżony, wysłuchany i ważny. To otwiera drogę do partnerskiej rozmowy, w której często okazuje się, że np. ojciec nie odszedł od mamy z własnej woli, że czuł się do tego zmuszony, że nie chciał znosić dłużej upokorzeń – a potem przez matkę, a nierzadko również przez sąd został odcięty od dzieci. Świat miałby się lepiej, gdyby rozstający się rodzice i sądy pamiętały o świętym prawie dziecka do obojga rodziców.
W książce znajdziemy też historię syna, który po latach odrzucenia i negacji ojca docenił to, co ten mu dał, choćby finansując studia. Chciał mu podziękować, a wtedy usłyszał: „Piłeś?!”
Zazwyczaj syn odkrywa, że jego ojciec robił, co mógł, czyli ciężko pracował, żeby zaspokoić jego podstawowe potrzeby: jedzenie, dom, wykształcenie. Na nic więcej nie starczyło mu czasu, sił ani pomysłu. Syn może zdać sobie sprawę, że nie doceniał starań ojca, że „praca to miłość, której nie widać”. Ojciec pyta: „Czy piłeś?”, bo nie widzi powodu do takiej wdzięczności. To oczywiste, że ojcowie wypruwają sobie żyły, by dopełnić przynajmniej ekonomiczny wymiar ojcostwa.
Biddulph mówi też: „Naucz się kochać ojca w sobie”.
Żeby to było możliwe, trzeba najpierw poznać swojego ojca. Taka wyprawa jest ważna także dla córek. Kiedy napisałem „Zdradzonego przez ojca”, na spotkaniach często podchodziły do mnie kobiety i mówiły, że czas napisać „Zdradzoną przez ojca”. To bardzo ważne, aby córki wychowywane przez matki wyrwały się z ich emocjonalnego monopolu. Mogły zweryfikować fałszywe przekonanie – że nie zasługują na miłość mężczyzny, skoro nawet ojciec je porzucił. Mogą się dowiedzieć, że wcale nie porzucił, że szukał kontaktu, ale matka zbudowała mur między nim a córką. Mogło być tak, że usłyszał od niej: „Urodzę to dziecko, ale ty zapomnij, że jesteś jego ojcem”. Trudno spodziewać się, że matka otwarcie powie córce, że wygoniła ojca. Wygodniej stwierdzić, że: „sk…..yn sobie odszedł”.
Przyznam się, że czytając „Męskość…”, płakałam.
Ta książka w innym świetle stawia ojców, pokazuje, że jest w nich morze cierpienia, że często padają ofiarą niesprawiedliwych ocen. Może ta książka pomoże także innym kobietom spojrzeć na mężczyzn z większym zrozumieniem, bardziej ich docenić. Potrzebna jest nam kampania społeczna „Powrót do ojca” albo „Father Quest”. To misja Fundacji Masculinum.
Wojciech Eichelberger,psycholog, psychoterapeuta i trener, autor wielu książek, współtwórca i dyrektor warszawskiego Instytutu Psychoimmunologii; www.ipsi.pl