1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Jak ocenić i wzmacniać swoje talenty? Pomocny test Gallupa

Jeżeli nie wiemy nic o swoich talentach albo je wypieramy,
to tak, jakbyśmy działali przeciwko sobie. (Fot. Getty Images)
Jeżeli nie wiemy nic o swoich talentach albo je wypieramy, to tak, jakbyśmy działali przeciwko sobie. (Fot. Getty Images)
Zobacz galerię 5 Zdjęć
Na odkrycie swojego potencjału nigdy nie jest za późno. Nigdy nie jest też za wcześnie, bo im szybciej zidentyfikujemy nasze naturalne predyspozycje, tym lepiej. Zaoszczędzimy sobie wtedy wielu frustracji, napięć, rozczarowań, a nawet chorób. I poczujemy ogromną ulgę. Jak przy zmianie butów. Bo w dobrze dopasowanych – swoich, nie cudzych – idzie się wartko, nie czując ciężaru wędrówki.

 

Zagaduję ludzi, z którymi mam ostatnio kontakt: – Piszę o talentach, ciekawi mnie, czy jesteśmy ich świadomi. Ty jesteś? Co uważasz za swój talent?

Anna, lekarka, lat 42, odpowiada wymijająco: – Nie nazwałabym tego talentem, ale ulubionym zajęciem, które zresztą nieźle mi wychodzi. Mówią o mnie: „Najlepsza lekarka wśród tenisistek i najlepsza tenisistka wśród lekarzy”, bo na wszystkich turniejach organizowanych w moim środowisku przechodzę do finału. Tak, tenis mi się udał.

Barbara, nauczycielka, 39 lat, stara się podejść do sprawy poważnie: – Nie jestem jakoś szczególnie utalentowana, po prostu lubię śpiewać. Ale śpiewać każdy lubi. Kiedyś udzielałam się w chórze parafialnym, teraz śpiewanie i w ogóle muzykę wykorzystuję w pracy z dzieciakami, podśpiewuję sobie też w domu. Piosenkarką jednak nie zostanę, nie ten głos, nie ten artystyczny kaliber.

Błażej, menedżer w firmie telekomunikacyjnej, obraca pytanie w żart: – Majsterklepkowanie to talent? Bo to mój przypadek. Umiem naprawić pralkę, zmienić uszczelką w kranie, zajrzeć do silnika auta, przybić gwóźdź. Ale żadnych artystycznych zdolności nie mam. Słoń nadepnął mi na ucho, malarz to jestem co najwyżej pokojowy, nie tańczę, nie recytuję. Kiepsko trafiłaś.

 Ilustracja Fernando Botero Ilustracja Fernando Botero

Odpuść kontrolę

Wszystkie pozostałe głosy brzmiały podobnie: „Talent? Jaki talent?”. Ten mają nieliczni. Muzycy, malarze, pisarze, tancerze, aktorzy, sportowcy, kucharze. Talent to dar boży. Wyjątkowa umiejętność. Na ogół artystyczna. Coś, co wychodzi nam najlepiej. Ewentualnie to, co uda się zbudować, pracując w pocie czoła nad wyrugowaniem słabości. Tu przywoływano często przykład szefa, który przeszedł drogę od pucybuta i zbudował przywództwo, przepracowując swoje ograniczenia. Gdy sugerowałam, że każdy ma jakiś talent, słyszałam: „No nie, to gruba przesada”.

Takie podejście do naszych mocnych stron to pokłosie edukacji bazującej na błędach, wychowania opartego na karach i powszechnego przekonania, że trzeba pokonywać słabości, a nie wzmacniać siłę. Tymczasem zupełnie inaczej podchodzi do człowieka psychologia pozytywna z jej twórcą, znanym amerykańskim psychologiem, profesorem Martinem Seligmanem z University of Pennsylvania na czele. To głównie za jego sprawą zmienił się w psychologii fokus z badań nad negatywnymi i patologicznymi aspektami życia (lęki, stres, depresja) na akcent pozytywny: zaczęto badać kreatywność, inteligencję emocjonalną, szczęście, mocne strony człowieka. Zamiast odwoływać się do naszych braków, zaczęto bazować na naszym potencjale. Instytut Gallupa poszedł dalej – przez lata badał tajemnice sukcesu kadry menedżerskiej wielkich firm i stworzył słynny test Gallupa, testy neuronalne określające nasze wiodące cechy. Marcus Buckingham i Donald O. Clifton, badacze Instytutu, opisali potem swoje wnioski w książce „Teraz odkryj swoje silne strony”.

Psycholożka Aneta Pietrzak: – Okazało się, że nie potwierdza się to, o czym można przeczytać w podręcznikach biznesu, czyli że menedżerowie potrafią skutecznie kierować firmą dzięki swojej charyzmie, decyzyjności, umiejętności delegowania zadań. To wszystko, owszem, jest przydatne w biznesie, ale to skutek, a nie przyczyna.

– Skutek czego? – dopytuję.

– Tego, że owi szefowie wykorzystują swoje mocne strony – odpowiada psycholożka. – Badacze Gallupa doszli do wniosku, że ludzie zawdzięczają swój sukces i związane z nim dobre samopoczucie nie temu, że pochodzą z ustosunkowanej rodziny, że zrobili ileś certyfikatów albo że zaharowują się na śmierć. Z ich badań wyszło, że prawdziwy, czyli dający szczęście sukces, przychodzi wtedy, kiedy człowiek uruchamia to, co ma w sobie najsilniejszego. Dodam od siebie – i kiedy jest tego świadomy. Uważam bowiem, że bardzo ważna jest świadomość swoich mocnych stron, tak jak ważne jest odpuszczenie sobie pracy na wadach, słabych stronach. Bo nie da się zbudować niczego trwale wartościowego na strachu i słabościach.

Psycholożka tłumaczy to na przykładzie ze swojej praktyki. Pyta klientkę (może to pytanie też do ciebie, Czytelniczko i Czytelniku): „Jaka jest twoja największa wada?”. Ta odpowiada: „To, że jestem leniwa, że mi się nie chce”. „Wyobraź sobie – proponuje psycholożka – że próbujesz tę wadę przezwyciężyć. Co więc robisz? Używasz kontroli, ciągle i ciągle. Ale jak masz słabszy dzień, to kontrolowanie ci nie wychodzi. Jesteś więc sfrustrowana, spada twoje poczucie własnej wartości (bo obwiniasz się z powodu lenistwa). Zatem cały wysiłek włożony w kontrolowanie się idzie na marne!”.

– Jeżeli odpuścimy sobie kontrolę słabości – mówi psycholożka – a zajmiemy się swoimi talentami, to na efekty nie trzeba będzie długo czekać.

 Ilustracja Fernando Botero Ilustracja Fernando Botero

W poszukiwaniu straconej siły

Co to jednak znaczy: talent? Żadna z pytanych przeze mnie osób nie uznała, że to cecha czy sposób myślenia. Tymczasem Katarzyna Bieleniewicz, certyfikowana trenerka Gallupa, wyjaśnia: – Talenty to naturalnie powtarzające się wzorce myślenia, odczuwania czy zachowania, które mogą być produktywnie wykorzystane. Czyli nasze predyspozycje, z którymi przychodzimy na świat.

Aneta Pietrzak: – Według teorii Gallupa wszystko zaczyna się w mózgu, w naszym systemie neuronalnym. Proszę sobie wyobrazić mózg dziecka w łonie matki. Z jakiegoś powodu już na tym etapie rozwoju pewne połączenia neuronalne w mózgu robią się wyraźniejsze. I to dlatego rodzimy się z określonymi predyspozycjami i już jako dzieci chętniej robimy to, co przychodzi nam z łatwością. To, oczywiście, mocno uproszczony opis tego, co się dzieje w naszym mózgu, ale z grubsza opisuje ów „powtarzający się wzorzec”, który powstaje w naszej unikatowej siatce neuronalnej.

Według Gallupa istnieją 34 talenty (np.: odpowiedzialność, komunikatywność, rozwaga, analityczność), pogrupowane w cztery obszary aktywności: wykonywanie, wpływanie, budowanie relacji, myślenie strategiczne. U każdego człowieka występują w innym nasileniu.

Katarzyna Bieleniewicz: – Testy Gallupa są właśnie po to, żeby określić, które z naszych cech są dominujące. Kluczowa okazuje się pierwsza piątka. Ale samo ich odkrycie niczego nie załatwia. To, czy dane talenty wspomagają nas w życiu i pracy, zależy od tego, co z nimi zrobimy, czy w nie zainwestujemy. Bo często bywa tak, że leżą głęboko zakopane, nieużywane.

Psychologowie zauważają, że akurat małe dzieci doskonale wiedzą, co jest ich siłą, ale potem tę wiedzę często niweczą szkoła, rodzice, społeczeństwo. Dlatego ważne jest, żeby nie wtłaczać dziecka w utarte schematy, ale pozwolić mu robić to, co lubi. Pomyślmy o tym właśnie teraz, u progu nowego roku szkolnego, kiedy planujemy mu różne zajęcia. Czy na pewno ma ćwiczyć to, co trenuje syn sąsiadki? Czy musi koniecznie chodzić na balet, skoro woli gotować?

My, dorośli, często skutecznie zapomnieliśmy (wyparliśmy) wiedzę o nas samych. Ale nic straconego. Możemy ją sobie przypomnieć, sięgając po różnego rodzaju testy: testy Gallupa, Hogana, testy psychologiczne (są też dla dzieci i młodzieży).

Aneta Pietrzak: – Statystycznie rzecz ujmując, Polska jest krajem, w którym częściej niż gdzie indziej na świecie w badaniu testem Gallupa wyłania się talent zwany odkrywczością. Okazuje się, że jako populacja jesteśmy bardzo kreatywni. Umiemy z przysłowiowego sznurka zrobić helikopter, ale ten talent może się objawiać w bardziej prozaicznych sytuacjach: znienacka wpadają goście, a my otwieramy lodówkę i potrafimy wykombinować coś z niczego. Zauważyłam też, że wśród osób ze środowisk buddyjskich powszechnym talentem jest współzależność, choć do końca nie wiadomo, czy wzmacnia tę cechę medytowanie i przebywanie w tej społeczności, czy odwrotnie: to owa społeczność przyciąga podobnych do siebie ludzi.

Ciemna i jasna strona mocy

Postanawiam się przetestować. Można to zrobić przez Internet, za opłatą, dostępna jest wersja polska testów Gallupa. Trzeba odpowiedzieć na 177 pytań, a właściwie zakreślić jedno stwierdzenie z pary przeciwstawnych: Np.:  „Czytam uważnie instrukcje” i „lubię natychmiast rozpoczynać pracę”; „Jestem dobrym trenerem” i „jestem dobrym szefem”. Wybieramy, który z opisów jest nam bliższy, i szybko (na odpowiedź mamy 20 s) przechodzimy do następnych. Po mniej więcej godzinie dostaję raport, który przypomina piramidę. Na górze znajduje się pięć dominujących cech, to mój potencjał. Najważniejsza – empatia. Tego akurat się spodziewałam, bo mam intuicję do ludzi, a nawet nieznajomi chętnie mi się zwierzają. Ale sądziłam, że moją siłą okaże się też racjonalność, analityczność, w końcu z jakiegoś powodu wybrałam klasę matematyczno-fizyczną, a liczby to moja ulubiona kraina. Dlatego jestem zaskoczona, że kolejne moje atuty to: rozwijanie innych, współzależność, elastyczność, bliskość, zgodność. Większość z nich dotyczy relacji! Tymczasem zawód, który wybrałam, polega w dużej mierze na samotnej pracy. Muszę więc te wyniki poważnie przemyśleć.

Aneta Pietrzak: – Każdy z talentów ma swoją jasną i ciemną stronę. Jeżeli korzystamy z talentów w umiejętny sposób, to jesteśmy na dobrej drodze do realizacji siebie, do lepszego funkcjonowania w codziennym życiu, nie tylko wtedy, kiedy rozwijamy karierę zawodową. Natomiast jeżeli nic o swoich talentach nie wiemy albo je wypieramy, to w pewnym sensie działamy przeciwko sobie. W moim zestawie pięciu najwyżej punktowanych cech jest empatia, czyli bardzo duża wrażliwość, pozwalająca wyczuć, w jakim stanie emocjonalnym jest ktoś, z kim przebywam, czasem nawet bardziej niż on sam. Podobnie jak każdy empata – czuję to zawsze, ponieważ emocje są moim sposobem doświadczania świata. Osobom o mniejszej sensytywności jest trudniej zidentyfikować swoje emocje, niektórzy więc mówią, że niczego nie czują albo po prostu nie potrafią tego nazwać. Drugą stroną empatii jest to, że nie zawsze wiadomo, co zrobić z tymi cudzymi emocjami: reagować, nie reagować? Jeśli tak, to jak?

Psycholożka podkreśla, że nie ma talentów pozytywnych i negatywnych, każdy talent jest zasobem, natomiast problemem jest ich nierozpoznanie, wypieranie lub nieumiejętne się nim posługiwanie. Weźmy przykład empatii: empata wchodzi do autobusu i czuje emocje ludzi, ale nie potrafi odróżnić tych własnych od cudzych, nie nauczył się mechanizmu działania empatii. Wysiada więc z autobusu nabuzowany lub smutny, ale nie ma pojęcia dlaczego.

– Dla mnie przez jakiś czas empatia też była zmorą – przyznaje Aneta Pietrzak. – Gdy zaczęłam pracować jako psycholożka, śniło mi się, że zalewają mnie fale, że się topię. W taki sposób odchorowywałam trudne rozmowy z moimi pierwszymi klientami. Dopiero moja superwizorka uświadomiła mi, że jako empatka wyczuwam emocje ludzi, z którymi pracuję, a następnie je przejmuję.

Co można zrobić z tą świadomością?

– Potraktować jako informację, która pomoże odróżnić, które emocje są moje, a które nie – odpowiada psycholożka. – I nimi zarządzić. Załóżmy, że przychodzi do mnie ktoś  zdenerwowany, a ja jako empatka natychmiast to wyczuwam. I jeśli wiem o tym, to mogę spróbować stworzyć taką atmosferę, żeby ten ktoś poczuł się lepiej, bo fajnie by było, gdyby rozmowa przebiegła w dobrej atmosferze. Gdybym sama nie była w dobrej formie danego dnia, mogę też takie spotkanie skrócić, żeby nie dopuścić do przekroczenia mojej granicy i nie wejść w grę osoby, która w swojej złości prawdopodobnie będzie mnie prowokować. Z empatami problem jest taki, że gdy widzą człowieka w dole, to automatycznie wchodzą w jego buty i utożsamiają się z jego stanem emocjonalnym. Uważam, że to bardzo szkodliwe. Nie da się pomóc komuś, kto jest zdołowany, jeśli samemu się jest w dole. Nie muszę „schodzić” do kogoś, kto jest w kiepskim nastroju. Mogę powiedzieć: „Widzę, że źle się czujesz”, i jeśli jestem gotowa pomóc, raczej zrzucam linę, by sam się po niej wspiął, zamiast robić to za niego.

 Ilustracja Fernando Botero Ilustracja Fernando Botero

Pozwolić sobie na siebie

Teoria talentów neuronalnych może wydawać się deterministyczna. Bo co mogę poradzić na to, że jestem empatką, choć wolałabym np. być pryncypialna? Na niewiele zda się ćwiczenie pryncypialności. Podobnie jak wielkich efektów nie przyniesie ćwiczenie empatii przez kogoś, kto ma tę cechę w niewielkim stopniu rozwiniętą. Czy to nie ograniczające? – pytam Anetę Pietrzak.

– Na talenty można patrzeć deterministycznie, a można jak na swój potencjał. Ale po co tak naprawdę pani ćwiczenie pryncypialności? To przypomina sytuację, w której ma pani na koncie milion dolarów i o tym nie wie, więc tyra za marne grosze. Gallup twierdzi, że może pani zaharowywać się na śmierć, żeby osiągnąć coś, co jest niezgodne z pani talentami neuronalnymi, i nigdy nie będzie pani tak w tym dobra, jakby pani była, gdyby zajęła się czymś, co jest z tymi talentami zgodne.

Szansa na to, że spotkamy kogoś, kto będzie miał takie same talenty jak my, jest jedna na 33 mln.
A jeżeli ktoś chce wziąć swoją cechę dominującą w ryzy, bo mu przeszkadza?  – Przeszkadza, bo źle z niej korzysta. Dobrze wykorzystane talenty zawsze pomagają – twierdzi psycholożka. – Badania pokazują, że uwzględnianie swoich mocnych stron wpływa na sukces w około 80 proc. Dlatego warto w końcu odkryć, że ma się ten milion na koncie. Takie odkrycie zawsze jest bezcenne. Ale co człowiek zrobi z tą świadomością siebie, to już inna sprawa. Bo nie każdy jest gotowy w danym momencie życia wziąć za to odkrycie odpowiedzialność. Optymalnie byłoby dokonać go w dzieciństwie i wykorzystać do wyboru drogi życiowej. Ale rodzice, często nieświadomie, uczą dziecko zaprzeczania sobie, wierząc, że robią dobrze. Sądzę jednak, że przynajmniej część dzieci jest na tyle silna, by w pewnym momencie zawalczyć o prawo do bycia sobą. Często na tym właśnie polega inicjacja w dorosłość.

Na ogół jednak poznajemy prawdę o sobie około czterdziestki, gdy przechodzimy kryzys wieku dojrzałego. Niektórzy zmieniają wtedy całkiem swoje życie, a inni, którzy decydują się zostać tam, gdzie są, dzięki pracy ze swoim potencjałem zauważają, że dużo łatwiej się im pracuje, lżej żyje. Od tej chwili przestają się biczować, że coś jest z nimi nie tak. I dają sobie zgodę na siebie takimi, jacy są.

Pewna menedżerka w dużej korporacji miała nieustanne problemy z prowadzeniem harmonogramów, zebrań, nienawidziła tabelek, sprawozdań. Ta praca ją nudziła, a nawet budziła w niej agresję. Zrobiła testy neuronalne i okazało się, że jej kluczowym  talentem jest elastyczność. Czyli że potrzebuje dynamiki, ruchu, że genialnie sprawdza się w rozwiązywaniu problemów, w zarządzaniu kryzysami, bo bardzo szybko reaguje na zmieniające się realia. Dla niej planowanie, nawet na dwa dni naprzód, to koszmar.

– Taki ktoś nigdy dobrze nie nauczy się planowania, choćby go torturowano. Nie będzie też czuł się spełniony w narzuconej roli – mówi Aneta Pietrzak. – Owa menedżerka założyła swoją firmę, zajmuje się doradztwem w kryzysie. Ktoś wcześniej niedobrze ją zrekrutował. Źle na tym wyszła i ona, i firma. Obliczono, że zatrudnienie niewłaściwego pracownika to dla firmy ogromne koszty: jego pensja pomnożona przez półtora roku. Nie wyobrażam sobie, żeby osoba z dominującym talentem focus, czyli skoncentrowana na celu, a dodatkowo bez żadnych talentów związanych z budowaniem relacji, była dobra w pracy z ludźmi. Ale już w zarządzaniu np. procesami technologicznymi może być bardzo skuteczna.

Każdy jest unikalny

Aneta Pietrzak pracowała ostatnio z mężczyzną o silnym talencie command (dowodzenie), który chciał odpokutować swoją przestępczą przeszłość, pracując w domu opieki. Ta praca ogromnie go jednak frustrowała, choć zdobył odpowiednie kwalifikacje i bardzo się starał. Poganiał ją, żeby szybko poradziła mu, co ma robić. Praca z talentami uświadomiła mu, że ciężkie doświadczenia życiowe nie muszą być ograniczeniem. Teraz pracuje z trudną młodzieżą, co daje mu satysfakcję, a młodzież go uwielbia.

Katarzyna Bieleniewicz: – Odkrycie swojego potencjału przynosi same korzyści: Po pierwsze, pomaga w lepszej komunikacji zarówno w pracy, w relacjach  rodziców i dzieci, jak i między partnerami. Bo poznając swoje (ale i współpracownika, dziecka, partnera) mocne i słabe strony, wiemy, czego się spodziewać, oczekiwać, a co odpuszczać. Jakich używać słów, argumentów, bo do każdego przemawia co innego. Po drugie, mocne strony uświadamiają nam, że każdy jest wyjątkowy, ma swój unikalny styl, więc nie trzeba powielać czyichś pomysłów na życie, porównywać się do innych. Ta prawda jest dla wielu kobiet uwalniająca, buduje ich poczucie własnej wartości, siłę. Po trzecie, poznanie swoich talentów zwiększa nie tylko naszą efektywność, produktywność, ale także przyjemność z tego, co robimy, bo robimy przecież to, co przychodzi nam z łatwością, w czym jesteśmy najlepsi. Czwarta korzyść – to, że odkrywając nasze mocne strony, poznajemy też nasze ograniczenia, obszary do przepracowania albo odpuszczenia. I jeszcze jedna – znajomość siebie pozwala nam lepiej dobierać ludzi, z którymi nam po drodze, zarówno w pracy, przyjaźni, jak i miłości. Szansa na to, że spotkamy kogoś, kto będzie miał takie same talenty jak my, jest jedna na 33 mln. Dlatego dobierając się w pary, budując zespoły czy biznes, fajnie jest szukać kogoś, kto uzupełni nam to, czego nie mamy, a my uzupełnimy mu to, czego on nie ma. I w ten sposób wszyscy skorzystamy z tej pięknej różnorodności.

Aneta Pietrzak: – Metod na odkrycie swojego potencjału jest wiele, we wszystkich chodzi o jedno: o odpowiedź na pytanie, kim tak naprawdę jestem. Wrażliwcem, typem przywódcy, czy może człowiekiem do rozwiązywania trudnych spraw? Spełniam się w osiąganiu celów czy w pracy z ludźmi? Gdy tego się dowiemy, dobrze jest zrobić krok następny: zastanowić się, czy znajduję się w miejscu, w którym chcę być. I krok trzeci: podjąć decyzję, jak tę wiedzę wykorzystać. Najgorsze, co możemy zrobić, to zaprzeczyć temu, kim naprawdę jesteśmy. Jeżeli istnieje coś takiego jak grzech, to na pewno to jest grzech ciężki.

 

 <strong>Fernando Botero</strong>, ur. w 1932 r. w Medellin kolumbijski artysta, malarz i rzeźbiarz, karykaturzysta. Zanim zaczął malować, chodził do szkoły matadorów. Po przeprowadzce do Nowego Jorku rozwinął swój styl zwany „boterismo”, słynący z korpulentnych kształtów przedstawianych postaci. Jego rzeźby zdobią ulice takich miast jak Nowy Jork, Paryż czy Barcelona. Fernando Botero, ur. w 1932 r. w Medellin kolumbijski artysta, malarz i rzeźbiarz, karykaturzysta. Zanim zaczął malować, chodził do szkoły matadorów. Po przeprowadzce do Nowego Jorku rozwinął swój styl zwany „boterismo”, słynący z korpulentnych kształtów przedstawianych postaci. Jego rzeźby zdobią ulice takich miast jak Nowy Jork, Paryż czy Barcelona.

 

 

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze