Medytacja, święte pisma, ale i klasztorna rutyna, jednozadaniowość oraz zawsze te same dźwięki. Jay Shetty, były hinduski zakonnik, podcaster i autor książki „Zacznij myśleć jak mnich”, przekonuje, że styl życia rodem z ashramu może być najlepszym sposobem na stres, jaki funduje nam współczesny świat.
Artykuł archiwalny
Gdy osiemnastoletni Jay Shetty, Brytyjczyk hinduskiego pochodzenia, rozpoczynał ekonomiczne studia na Cass Business School w Londynie, pewnie nie spodziewał się, że jego zawodowa ścieżka przebiegać będzie z dala od banków, indeksów finansowych i giełdy. Na pierwszym roku za namową przyjaciela trafił na wykład Gauranga Dasa, mnicha z Indii, i kompletnie przepadł na punkcie jego nauk. Jak wspomina, kolejne cztery lata spędził jakby w dwóch różnych światach: w jednym chodził do knajp, w drugim – spał na podłodze i medytował.
Gdy skończył uniwersytet, postanowił – wbrew wszystkim i wszystkiemu – zamienić garnitur na habit. Wyjechał do Indii i wstąpił tam do klasztoru. Przez trzy lata medytował i studiował święte pisma. Przede wszystkim Wedy, starożytne księgi, które zapoczątkowały hinduistyczną myśl filozoficzną, choć również teksty buddyjskie. Wiedzę, którą z nich czerpał, dziś propaguje podczas wykładów na całym świecie oraz na swoim kanale na YouTubie. Po trzech latach spędzonych w zakonie usłyszał bowiem od swojego mistrza, Gauranga Dasa, że jego posługa będzie mieć większy sens, jeśli opuści klasztor i zacznie rozpowszechniać to, czego się nauczył. I tak zrobił. Do dziś podcast Jaya Shetty’ego „On Purpose” pobrano 64 miliony razy, zaś magazyn „Forbes” ogłosił go numerem jeden wśród podcastów o zdrowiu na całym świecie.
W 2020 roku Shetty wydał pierwszą książkę „Zacznij myśleć jak mnich”, w której podpowiada, jak tradycja wedyjska może pomóc każdemu z nas w radzeniu sobie ze stresem i wyzwaniami codzienności. Autor uważa, że współczesny, zabiegany świat tylko by zyskał, gdyby zaczął czerpać ze sposobu myślenia mnichów.
„Zakonnicy potrafią opierać się pokusom, powstrzymywać od krytyki, radzić sobie z lękiem, wyciszać ego i żyć w mający znaczenie, celowy sposób. To dlatego powinniśmy się od nich uczyć – ponieważ są najspokojniejszymi, najszczęśliwszymi i najroztropniejszymi ludźmi na świecie”.
By zrozumieć, jak funkcjonują mnisi, Jay Shetty wprowadza pojęcia małpiego i mnisiego umysłu. Powołując się na buddyjski zbiór tekstów Samjutta Nikaja (Połączone rozprawy), porównuje nasze myśli do gałęzi drzewa, a umysł do przeskakujących pomiędzy nimi małp. Atakowani nadmiarem bodźców we współczesnym świecie, stajemy się niezwykle podatni na stres i lęk. Myśli stają się negatywne i rozchwiane, jedna goni drugą, niczym małpy skaczą z gałęzi na gałąź, co nie pomaga w utrzymaniu wewnętrznego dobrostanu. „To zachowanie godne niewyćwiczonego umysłu rodem z dżungli” – puentuje Shetty.
I tak, małpi umysł przejawia się w wielu zachowaniach, które mogą wydać nam się znajome. Przede wszystkim w zamartwianiu się, odwlekaniu ważnych decyzji, narzekaniu i porównywaniu, krytykowaniu i uciekaniu od odpowiedzialności. To wszelkie obawy i lęki, które nami rządzą, sformułowania typu „nie dam rady” czy „jestem beznadziejny”. W opozycji do takiego sposobu myślenia funkcjonuje umysł mnicha, wypracowany godzinami medytacji w ashramie. Ale spokojnie, przy odrobinie wysiłku jest on dostępny każdemu z nas! Co oznacza? Samokontrolę, wewnętrzną równowagę i spokój, nieuleganie negatywnym myślom czy lękom, dyscyplinę, koncentrację, entuzjazm wobec życia, cierpliwość i empatię.
„Mędrcy panują nad sobą samymi. Prawdziwy rozwój wymaga refleksji nad umysłem. Jest on bowiem filtrem, sędzią i reżyserem naszych doświadczeń”.
Shetty obiecuje, że przyswojenie sobie sposobu myślenia mnichów jest najlepszą drogą do tego, by sprostać wyzwaniom, które stawia przed nami współczesny świat. I wcale nie musimy w tym celu zamieszkać w klasztorze, ashramie czy eremie – umysł mnicha możemy wyćwiczyć i zachować nawet w wielkim mieście. Warto nie dopuszczać do głosu naszej „wewnętrznej małpy”, gdyż jej sposób rozumowania tylko utrudnia nam życie i potęguje stres.
W swojej książce Shetty przywołuje też Upaniszady, czyli najpóźniejsze teksty wedyjskie. Działanie ludzkiego umysłu zostało w nich porównane do rydwanu ciągniętego przez pięć koni. Powóz symbolizuje ciało, konie – pięć zmysłów, lejce to umysł, a woźnica intelekt. Problem zaczyna się wtedy, gdy z jakiegoś powodu następuje pomieszanie ról. Gdy woźnica-intelekt śpi, panowanie nad lejcami-umysłem przejmują konie-zmysły, prowadząc ciało-powóz tam, gdzie akurat chcą. Katastrofa murowana! Gdy jednak woźnica czuwa, wszystko działa, jak powinno. Nie pozwala ulegać pokusom zmysłów, tylko spokojnie prowadzi rydwan swojego ciała po właściwej ścieżce. Dlatego za każdym razem, gdy czujemy napięcie i charakterystyczny ucisk w żołądku, brakuje nam motywacji albo się czegoś obawiamy – oznacza to, że woźnica jest zmęczony i zasnął, zaś konie przejęły panowanie nad rydwanem. Powinniśmy więc poprzez zmianę sposobu myślenia łagodnie go obudzić, a samych siebie potraktować ze wsparciem i wyrozumiałością.
„Budzenie woźnicy powinno wejść nam w krew, tak jak inne codzienne nawyki – mycie czy jedzenie. Jeśli zaczniemy codziennie oczyszczać nasze myśli i cierpliwie zmieniać kierunek tych, które nam nie służą, nasz umysł będzie coraz spokojniejszy i bardziej otwarty na nowe możliwości. Dzięki temu na bieżąco będziemy radzić sobie z kolejnymi wyzwaniami, zanim staną się poważniejszymi przeszkodami”.
Jak to zrobić? Shetty proponuje ćwiczenie „nowy scenariusz dla woźnicy”. Wystarczy stworzyć listę negatywnych określeń, którymi wobec nas samych posługuje się wewnętrzny głos, a następnie przeformułować je w komunikat dla osoby, na której nam zależy. Zamiast „Boisz się, jesteś nic niewart”, lepiej powiedzieć: „Każdy czasem ma gorsze chwile i ma prawo się bać. Jak mogę ci pomóc przez to przejść? Skoro czujesz się nic niewart, spróbujmy znaleźć cechy, które w sobie lubisz. Porozmawiajmy o nich”. Skoro innych wspieramy dobrym słowem i radą, to podobnie powinniśmy traktować samych siebie. Dzięki temu nasz wewnętrzny woźnica pozostanie silny i skupiony, niepodatny na zmartwienia i przeszkody, które los rzuca na jego drodze. Za każdym razem, gdy zboczy z trasy, wystarczy przywołać go do porządku, przekierowując myślenie na pozytywne i wspierające. A tego jesteśmy się w stanie nauczyć! By zaś woźnica funkcjonował sprawnie, warto też zadbać o przyziemne, wydawałoby się, sprawy – optymalną temperaturę (nie za zimno, nie za gorąco), by był wyspany i najedzony.
Brytyjczyk przekonuje, że to nie tylko medytacja i śpiewanie mantr, ale właśnie przyziemna codzienność warunkują sposób funkcjonowania mnichów. A w związku z tym, jeśli przejmiemy ich zwyczaje, będzie nam się żyło lepiej i staniemy się odporniejsi na stres.
Klasztory zaprojektowane są w taki sposób, by sprzyjały wyciszeniu i duchowemu rozwojowi. Są więc w nich sale, które służą wyłącznie do spania albo medytacji, i takie, w których pracuje się albo czyta księgi. Gdy przeznaczenie danego pomieszczenia jest jasne, sprzyja to realizowaniu zadań. Z tego powodu nie powinniśmy np. oglądać seriali, pracować czy jeść w sypialni, bo to zaburza energię miejsca.
Warto też zwrócić uwagę, gdzie funkcjonuje nam się najlepiej. Czy naszym żywiołem jest gwar i zgiełk, czy może spokój natury? Eklektyczne wnętrze pełne dekoracji czy laboratoryjny wręcz minimalizm? Przestrzeń, w jakiej przebywamy, warunkuje nasz dobrostan, efektywność działań i wewnętrzny spokój. Mając świadomość, jakie miejsca wydobywają z nas to, co najlepsze, możemy równocześnie zrozumieć, co wywołuje w nas zniecierpliwienie, stres lub wyczerpanie psychiczne, i po prostu tego unikać.
Nie bez znaczenia są też otaczające nas dźwięki. Zakonnicy funkcjonują przy ścieżce dźwiękowej, na którą składają się śpiew ptaków, szum wiatru i wody ze strumienia, mantry i odgłosy codziennych czynności. Brzmi dobrze, prawda? Tymczasem współcześni mieszkańcy miast żyją w zgiełku, który jest dla nich sporym obciążeniem, nawet jeśli tego nie zauważają. Z kolei w domach często przebywają w zupełnej ciszy, przechodząc tym samym ze skrajności w skrajność. Shetty proponuje więc świadome zaprogramowanie ścieżki dźwiękowej swojego życia. Można zacząć od ulubionej piosenki zamiast budzika czy ułożenia w drodze do pracy playlisty, która doda nam skrzydeł i pozytywnie nastroi na resztę dnia. Z czasem odkryjemy, czy wolimy pracować w zupełnej ciszy czy lepiej koncentrujemy się, gdy towarzyszy nam tzw. biały szum, czyli np. odgłos kawiarni czy ulewy za oknem.
Życie mnicha toczy się w stałym rytmie, w którym każdej porze przypisana jest inna aktywność. Gdy zaczniemy praktykować to samo, nasze wielkomiejskie życie stanie się łatwiejsze. To dlatego, że wykonywanie określonych czynności o stałej godzinie pomaga nie tylko o nich pamiętać, ale też robić je po prostu coraz lepiej. Dzięki temu stres związany z ewentualną porażką czy błędem znika. Rutyna pomaga przezwyciężać lęki i pomaga w wewnętrznym rozwoju.
„Jeśli robimy coś zawsze o tej samej porze, to zarezerwowany na to czas w pewnym sensie pamięta o tym za nas – przypomina o nawyku i gwarantuje dla niego odpowiednią przestrzeń. Jeśli chcemy podjąć jakąś nową praktykę, na przykład medytację, nie zabierajmy się do niej w tzw. wolnej chwili. Zarezerwujmy sobie na nią odpowiednio dużo czasu, najlepiej o tej samej porze każdego dnia”.
Zaledwie dwa procent ludzi jest w stanie wykonywać więcej niż jedną czynność jednocześnie. Podzielność uwagi to w większości przypadków przeskakiwanie co kilka sekund z jednej aktywności w drugą, co dla 98 proc. ludzkości jest niemałym wyzwaniem. Dlatego dla mnichów jednozadaniowość jest drogą do bycia tu i teraz, pełnej obecności i uważności w danym momencie. Każdemu z nas takie podejście pomoże w pełniejszym przeżywaniu codzienności, ale też w efektywniejszym wykonywaniu obowiązków.
Nie da się ukryć, że największym utrudnieniem dla jednozadaniowości są dziś smartfony. Dlatego Shetty proponuje wyznaczyć sobie pory, w których w ogóle nie sięgamy po urządzenia elektroniczne (on z żoną robią tak między 8 a 10 wieczorem). Gdy koncentrujemy się na jakiejś czynności, warto odłożyć telefon gdzieś dalej, by nie kusiło nas sprawdzanie wiadomości czy mediów społecznościowych. Wzorem mnichów powinniśmy podchodzić jednozadaniowo do każdej, nawet najprostszej czynności. Jak przekonuje Shetty, nawet mycie zębów – jeśli skupimy się tylko na nim – może stać się treningiem uważności, który da nam nie tylko zdrowszy uśmiech, ale i pełniejsze, spokojniejsze życie. Wpływając na pozornie błahe detale, zmieniamy naszą rzeczywistość i uczymy się funkcjonować lepiej.
Polecamy: „Zacznij myśleć jak mnich”, Jay Shetty, wyd. Insignis