Wszyscy wiemy, że to, jak przebiegało nasze dzieciństwo, co w nim dostaliśmy, a czego w nim zabrakło, ma wpływ na naszą dorosłość. Jednak
większość z nas nie zdaje sobie sprawy, jak ogromny jest to wpływ. „Dzieciństwo można sobie wyobrazić jako fundament domu, a dorosłość to
sam dom” – tłumaczą Jonice Webb i Christine Musello w książce „Wypełnić pustkę. Pokonaj skutki zaniedbania emocjonalnego z dzieciństwa”.
„Oczywiście można wznieść dom na bardzo niestabilnym podłożu i może on wyglądać dokładnie tak samo, jak budynek stojący na solidnych podstawach. Jednak jeśli fundament jest spękany, słaby czy nie trzyma poziomu, to nie będzie mocnym i trwałym źródłem siły, wytrzymałości i poczucia bezpieczeństwa. Jego wady pozostaną niewidoczne dla oka, jednak mogą narazić całą strukturę na poważne ryzyko: jeden silniejszy wiatr i budowla runie” – dodają Jonice Webb i Christine Musello.
Każdy z nas spotyka czasem dorosłego, który dorastał w zaniedbaniu emocjonalnym i całkiem często na pierwszy rzut oka ta osoba wydaje się zupełnie „normalna”, jednak zwykle nie zdaje sobie sprawy z wad, które ukryte są w „fundamencie”. Nie ma pojęcia, jak ważną rolę odgrywało dzieciństwo, w związku z tym ma skłonność do obwiniania siebie za życiowe trudności, porażki czy wszelkie niepowodzenia.
Doświadczenia każdego z nas bardzo się od siebie różnią, jednak gdy mowa o zaniedbaniu emocjonalnym, Jonice Webb i Christine Musello zauważają pewne wspólne elementy występujące u większości dorosłych dorastających w takich okolicznościach. Należą do nich między innymi: poczucie pustki, kontrzależlność oraz nierealistyczna samoocena.
Jonice Webb opisuje, że bardzo mało osób zgłasza się na terapię z powodu tego, że odczuwa wewnętrzną pustkę. Dlaczego? Bo nie jest to ani zaburzenie lękowe, ani depresja. Nie jest to także coś, co uniemożliwia funkcjonowanie. To raczej bliżej niedookreślone uczucie dyskomfortu, braku pełni, które może się pojawiać i znikać. Niektórzy – jak tłumaczy Webb – odczuwają je fizycznie jako ucisk w klatce piersiowej, u innych uczucie pustki przybiera postać emocjonalnego odrętwienia. Czyli można mieć dość ogólne poczucie, że brakuje nam czegoś, co mają inni, czy też mieć dziwne wrażenie, że stoi się na zewnątrz i stara się zajrzeć do środka. Generalnie po prostu coś jest nie tak, ale ciężko to nazwać. Nie do końca się przynależy, nie do końca czujemy się związani z innymi, nie cieszymy się życiem tak, jak powinniśmy.
Webb opisuje, że większość osób, które przychodzą na terapię z powodu ataków paniki, napadów lęku czy depresji, prędzej czy później przyznaje, że towarzysz im coś w rodzaju wspomnianej pustki. Zwykle ma ona charakter przewlekły, jest niejako wpleciona w życiową tkankę i towarzyszy im bez przerwy. Wyobrażenie sobie, z jakiego powodu ktoś tak się czuje, może być trudnym zadaniem, ponieważ odpowiedź kryje się w emocjonalnych reakcjach rodziców w okresie dzieciństwa. Webb tłumaczy, że nawet najbardziej stonowana wersja owej pustki zaburza zdolność do angażowania się w życie i czerpania z niego radości. Natomiast jeśli przybiera postać najbardziej dotkliwą, może prowokować nawet myśli samobójcze.
Jak rozpoznać, że możesz doświadczać wewnętrznej pustki?
Oto jej sygnały:
- od czasu do czasu czujesz się fizycznie pusty w środku;
- jesteś emocjonalnie odrętwiały;
- kwestionujesz sens lub cel życia;
- masz myśli samobójcze, które zdają się przychodzić znikąd;
- poszukujesz ekstremalnych doznań;
- odczuwasz niezrozumiale inaczej niż inni ludzie;
- często masz wrażenie, że jesteś na zewnątrz i stamtąd spoglądasz do środka.
Każdy z nas wie, czym jest zależność. Według słownika – przytacza w książce Jonice Webb – to stan, w którym jest się określanym lub uwarunkowanym przez inną osobę; polega się na wsparciu kogoś innego. Odwrotnością zależności, czyli niezależnością, będzie więc stan, gdy nikt nas nie określa, nie warunkuje, nie musimy polegać na niczyim wsparciu. To wiemy, jednak niewielu z nas spotkało się z pojęciem kontrzależności. Zwykle posługują się nim specjaliści. Odnosi się ono do silnego strachu przed byciem zależnym od kogokolwiek. Dlatego kontrzależni ludzie robią naprawdę wiele, by unikać nie tylko proszenia o pomoc, ale nawet odczuwania takiej potrzeby czy sprawiania wrażenia, że tej pomocy potrzebują. Nierzadko wkładają wielki wysiłek w to, by od nikogo nie zależeć, nawet wtedy, kiedy cena za to jest bardzo wysoka.
Jak rozpoznać, że kontrzależlność dotyczy ciebie?
Oto sygnały:
- masz stany depresyjne, których przyczyn nie umiesz wskazać;
- masz niewytłumaczalne i stale powracające marzenia o ucieczce lub o tym, by po prostu nie żyć;
- w twoich wspomnieniach dzieciństwo jawi się jako samotne, nawet jeśli było szczęśliwe;
- inni uważają dię za osobę powściągliwą;
- bliscy odbierają cię jako osobę emocjonalnie zdystansowaną;
- jest ci bardzo trudno poprosić o pomoc;
- nie czujesz się dobrze w bliskich relacjach.
Wyobraź sobie, że ktoś prosi cię o opisanie siebie. Co byś powiedział/a? Jakie przymiotniki wymienisz? Więcej będzie tych pozytywnych czy raczej negatywnych? I co najważniejsze, na ile trafny i precyzyjny będzie ten opis? Webb przytacza książkę McKaya i Fanninga „Poczucie własnej wartości”, w której jest pewne ćwiczenie. Czytelnik proszony jest o zrobienie spisu określających go słów. Ma wskazać swoje mocne i słabe strony w różnych obszarach, takich jak wygląd, osobowość, relacje oraz sprawność mentalna. McKay i Fanning wskazują, że ludzie z niskim poczuciem własnej wartości mają skłonność do postrzegania siebie w mocno negatywnym świetle. Wyolbrzymiają słabości i bagatelizują mocne strony.
Wiele osób zaniedbywanych emocjonalnie ma bardzo niską samoocenę. Takie osoby często nakreślają bardzo nieprecyzyjny obraz siebie, nie chodzi o to, że jest on zawsze negatywny, ale zwykle bardzo oderwany od rzeczywistości. Dlaczego tak się dzieje? Wyobrażenie na swój temat kształtuje się przez całe dzieciństwo i wiek dojrzewania. Gdy w oczach rodziców widzimy dumę, kiedy coś zrobimy, staje się ona potwierdzeniem, że poszło nam dobrze i jednocześnie zachętą, by starać się jeszcze mocniej. Webb przekonuje, że w dzieciństwie jesteśmy niczym małe komputery: pozyskujemy informacje zwrotne ze środowiska, przechowujemy w pamięci, mieszamy z innymi informacjami i wypracowujemy spójną ideę dotyczącą naszych umiejętności, talentów, braków i wad. Wchłaniamy dane pochodzące od wszystkich, z którymi mamy do czynienia. Jednak źródłem tych najważniejszych, które najsilniej na nas oddziałują, są nasi rodzice. Gdy cały proces przebiega sprawnie, skutkuje zrównoważoną, realistyczną samooceną, która jest fundamentem poczucia własnej wartości. Taka samoocena to trampolina dla wielu życiowych decyzji, dotyczących np. umiejętności, które warto rozwijać, uczelni, do których warto aplikować, partnerów życiowych czy ścieżki zawodowej. Pomaga też w zachowaniu poczucia własnej wartości, gdy warunki mogą nie sprzyjać. Na przykład osoba, która nie został przyjęta na uczelnię medyczną, może sobie powiedzieć: „W naukach przyrodniczych nie jestem tak dobry jak w matematyce. Jeśli chcę zostać lekarzem, to muszę ciężej popracować i nie odpuszczać”. Natomiast ktoś z niższą samooceną może poczuć się zbyt przytłoczony porażką, uznać, że się nie nadaje i na zawsze się poddać.
Jakie sygnały wskazują, że mamy nierealistyczną samoocenę?
Oto one:
- trudno jest ci rozpoznać swoje zdolności;
- wyczuwasz, że być może masz skłonność do nadmiernego podkreślania swoich słabości;
- trudno jest ci wskazać, co lubisz, a czego nie;
- nie bardzo wiesz, co cię interesuje;
- gdy sprawy nie idą po twojej myśli, szybko się poddajesz;
- wybrałeś zły zawód lub często zmieniasz pracę;
- często czujesz się odmieńcem, kimś, kto nie przystaje do otoczenia;
- nie masz pewności, co rodzice sądzą (lub sądzili) o tobie.
Więcej w książce „Wypełnić pustkę. Pokonaj skutki zaniedbania emocjonalnego z dzieciństwa”