1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Odwiniamy matki – zróbmy to dla siebie samych i dla naszych dzieci

(Ilustracja: Kamila Szcześniak/nieladnie.pl)
(Ilustracja: Kamila Szcześniak/nieladnie.pl)
„Jeżeli wiem, dlaczego chcę mieć dzieci i wychowywać je w określony sposób, znacznie trudniej społeczeństwu i rodzinie wzbudzić we mnie poczucie winy” – mówi psycholożka Katarzyna Półtorak.

Matkom zarzuca się właściwie wszystko – że zrobiły za mało albo za dużo, że ich nie było albo były za bardzo, że poszły do pracy albo nie pracowały... Ten ogień krytyki rozniecili w latach 90. Susan Forward i Craig Buck, autorzy „Toksycznych rodziców”, choć trzeba im oddać, że zrobili też dużo dobrego w walce z opresyjnym wychowaniem. Ale niechlubnym – i pewnie niezamierzonym – efektem ubocznym było wpędzenie nas, matek, w poczucie winy. Co ono nam robi?
Wyniszcza. Bo co to jest poczucie winy? Mamy z nim do czynienia, gdy siebie za coś potępiamy, gdy wierzymy, że jesteśmy odpowiedzialne za jakiś zły czyn. Tworzymy w sobie wtedy przekonanie, że jestem nic niewarta, więc wszystko robię źle. Albo wszystko robię źle, więc jestem nic niewarta. Ważne, żebyśmy sobie uświadomiły, że to poczucie nie jest realną oceną tego, jakie jesteśmy, tylko pewnym schematem myślowym, który wybieramy i którego się trzymamy.

Jak ten schemat przełamać?
Na przykład zadać sobie pytanie, od którego zaczynam, kiedy dziewczyny przychodzą do mnie na konsultacje: Co dla ciebie znaczy być dobrą mamą? Jeśli mamy długą listę oczekiwań w stosunku do siebie – swoich własnych albo tych, które nam sprzedały rodzina i społeczeństwo – to prawie nie mamy szans na to, by nie poczuć się winne. W Polsce to już w ogóle bardzo trudno być matką i nie czuć się winną. Pytanie, co to dla ciebie znaczy być dobrą mamą, pomaga ustalić, co dla każdej kobiety jest istotne, co jest jej i w co ona wierzy, a co ktoś jej narzucił. Bo jeśli chcemy być wierne wymogom zewnętrznym, ale nie idzie nam ich spełnianie albo nie chcemy ich spełniać – świadomie bądź nieświadomie – wtedy zalewa nas poczucie winy.

To symptomatyczne, że największy problem mamy z tym, że nie spełniamy oczekiwań innych, a nie swoich.
Jedno jest związane z drugim. Kobiety mają bardzo silne poczucie winy praktycznie w każdym obszarze życia. Jeśli matka idzie do pracy, ma wyrzuty sumienia, że zostawia dzieci, że nie towarzyszy im w skokach rozwojowych. Jeśli bierze zwolnienie, ma moralnego kaca, że ktoś musi przejąć w pracy jej obowiązki. Dopóki ten schemat poczucia winy nie zostanie przełamany i nie zrozumiemy, skąd to poczucie się wzięło w naszej historii rodzinnej, w naszym doświadczeniu, dopóty będzie on przejmował kontrolę nad tym, jak się czujemy – i co za tym idzie – jak się zachowujemy i co wybieramy.

Wiadomo, że najlepszym rozwiązaniem jest wzmacnianie siebie, bo wtedy zyskujemy siłę, żeby dać odpór tym wszystkim „powinnam”.
Zdecydowanie, nie chodzi nawet o wzmacnianie, tylko o bycie bliżej siebie. Proces rugowania poczucia winy z życia kobiet w Polsce powinien iść od dołu, od nas, od naszych historii rodzinnych.

Także dlatego, że nie mamy wpływu na oczekiwania innych, a na siebie same – już tak.
Oczywiście kluczowa jest kwestia mojej wolności, moich wyborów. Jeżeli wiem, dlaczego chcę mieć dzieci i wychowywać je w określony sposób – dużo trudniej społeczeństwu czy rodzinie wzbudzić we mnie poczucie winy na zasadzie: a dlaczego tego nie robisz, a może powinnaś robić coś innego? Nadal słyszę to, co inni mówią, ale nie biorę sobie tego do serca, bo jestem przekonana, że mam swoje racje, chcę się ich trzymać, ufam sobie. A jak jeszcze widzę, że moje wybory służą dzieciom, to tym bardziej jestem osadzona w swoich decyzjach. Robi się lżej i piękniej.

Łatwo powiedzieć, natomiast trudno przeciwstawić się tej presji, płynącej zewsząd, także z mediów społecznościowych.
Dlatego warto najpierw zrobić porządek z tym, dlaczego mam tak dużo poczucia winy i w których momentach ono się pojawia. Dobra wiadomość jest taka, że można z nim pracować różnymi sposobami.

Jakimi?
Pierwszy jest taki, żeby złapać obserwację. Na przykład zaobserwowałam, że dzieci mnie nie słuchają. Jak już mam obserwację, to szukam przekonania, które jest pod spodem, czyli na przykład: „Nie słuchają mnie, bo nie mam nic ciekawego do powiedzenia, nie umiem skupić ich uwagi”. Okazuje się, że te przekonania, które znajdujemy pod obserwacjami, właściwie dotyczą głównie nas. Można je wymieniać w nieskończoność, aż dojdziemy do tego, że nasze małe dziecko nie znajdzie pracy, nie zbuduje związku, i to na pewno będzie moja wina, bo teraz, jak ma cztery lata, nie potrafię czegoś od niego wyegzekwować.

I co zrobić z przekonaniami, które zidentyfikujemy?
Sprawdzić, czy są prawdziwe. Wiele przekonań na własny temat nie jest prawdą. W psychoterapii są techniki pracy z myślami, z przeformułowywaniem przekonań, ale najważniejsze jest to, żeby zobaczyć, czy one nam pomagają, czy przeszkadzają. Jak już znamy odpowiedź, możemy odrzucić to, co nam przeszkadza, bo może się okazać, że to w ogóle nie jest w naszym katalogu priorytetów. Drugim sposobem pracy z poczuciem winy jest zmiana języka, jakim do siebie mówimy. Zamiast „nie powinnam” można mówić: „uczę się, mam prawo do błędu”. Nie chodzi o to, żeby zaprzeczać poczuciu winy i udawać, że go nie ma, tylko powiedzieć: „Popełniłam błąd, okej, ale to nie określa mojej wartości”. Wiele kobiet nie umie sobie tego powiedzieć, bo uważają, że matczyna mądrość powinna spływać na nie podczas porodu. A skoro nie spłynęła, to znaczy, że są do niczego. Poczucie winy staje się kierowcą samochodu, w którym siedzą, i odbiera im wpływ na to, jak będą żyły. Czas przejąć tę kierownicę!

Często zamykamy poczucie winy w szafie i trzymamy jedną ręką, żeby nie wypadło. Tylko że wtedy możemy robić ważne dla nas rzeczy tylko tą drugą. W dodatku zawsze pamiętamy, co trzymamy w tej szafie, więc nigdy nie jesteśmy od tego wolne.

Obwiniają nas często najbliżsi, i to boli najbardziej.
Ważne, żebyśmy miały świadomość, że to wszystko, co ludzie do nas mówią, jak nas oceniają, jest o tych osobach, a nie o nas. Jak babcia mówi, że trzeba dziecku założyć czapkę, to świadczy o jej lęku przed tym, żeby się wnuk nie przeziębił, albo jest o jakiejś historii, którą ona pamięta i która była dla niej istotna. Ludzie często radzą mamom, że dzieci trzeba karać albo nagradzać. Jest też takie przekonanie, że kiedyś dzieci były grzeczniejsze. A wynika to stąd, że kiedyś stosowano kary i jak dziecko dostało lanie 30 razy, to już nie podskakiwało, ale nie dlatego, że rozumiało, o co chodzi, że się czegoś nauczyło, tylko dlatego, że bało się kary, nie miało zaufania do dorosłych. Ludzie na ogół mają dobre intencje i mają prawo mówić, co myślą, ale my mamy prawo potraktować to jako propozycję, a nie prawdę objawioną. Co najwyżej sprawdzić, czy działa. A jak nie działa, to spróbować inaczej, a nie robić więcej tego samego i się dołować, że nie wychodzi. Bo wtedy poczucie winy rozgaszcza się w naszej codzienności, a tego nie chcemy.

Tam, gdzie się rozgaszcza, nie ma miejsca na poczucie własnej wartości?
Często tak, bo poczucie wartości to przekonanie, że jestem okej taka, jaka jestem; że mogę czegoś nie wiedzieć, bo się uczę; że nie muszę zasługiwać na miłość, bo jestem wartością samą w sobie. Jednym z sygnałów zranionego poczucia własnej wartości jest duża doza poczucia winy czy nadmierny samokrytycyzm. Jeśli więc zidentyfikujemy u siebie poczucie winy, przyjrzyjmy się swojemu poczuciu wartości, bo może tam jest duża dziura i warto wiedzieć, kto tę dziurę wydarł i czy można ją jakoś załatać.

Dlaczego obwiniane są właśnie matki?
Gdy kobieta rodzi dziecko, pojawia się coś takiego jak tożsamość matki, która w naszym społeczeństwie staje się tożsamością wiodącą, przykrywającą wszystkie inne tożsamości kobiety. Mniej ważna staje się jej tożsamość: przyjaciółki, córki, siostry, kobiety, która ma pasje, pracowniczki. Teraz jest matką, i to jest najważniejsze. Kobiety bardzo często nie wiedzą, jak zbudować nową tożsamość, rozpaczają z powodu tej utraconej i mają poczucie winy z tego powodu.

Jak tę nową tożsamość mają budować?
Posklejać z różnych tożsamości, które są dla nich istotne. Kobiety często mają poczucie winy, że nie chcą, by tożsamość matki była tą wiodącą. Owszem, chciały mieć dzieci, ale ważne są dla nich w dalszym ciągu inne zadania, wartości, które realizowały w innych relacjach, a nie tylko w relacjach matka–dziecko. Mamy prawo tego nie czuć, myśleć: halo, ja tu wciąż jestem.

Dla porządku powiedzmy, że poczucie winy nie zawsze jest złe.
Jest poczucie winy adekwatne i nieadekwatne. To taki kompas, który określa zbiór wartości w każdej kulturze, i ten zbiór zmienia się na przestrzeni lat. Dzisiaj na przykład wartością jest to, że nie bijemy dzieci. Jeżeli więc ktoś dopuszcza się wobec dzieci przemocy i pojawia się w nim poczucie winy, to jest ono adekwatne. Ale jeśli dziecko zachorowało, to nasze poczucie winy z tego powodu jest nieadekwatne, bo na jego chorobę nie mamy wpływu.

Czasem żyjemy z poczuciem winy przez całe lata.
Bo poczucie winy nie łapie perspektywy czasowej. To znaczy jeżeli coś zrobiłyśmy źle, kiedy dziecko miało trzy lata, a teraz ma dziesięć, to nasze poczucie winy nie bierze pod uwagę tego, że przez te lata nauczyłyśmy się działać inaczej, dowiedziałyśmy się, że z dziećmi inaczej się postępuje. I cały czas puka: a pamiętasz, zrobiłaś wtedy coś strasznego, córka się popłakała. To w niczym nam nie pomaga. Trzeba więc, po pierwsze, uświadomić sobie, że zrobiłam źle, owszem, ale już teraz tego nie robię, a poza tym bycie mamą nie określa całego mojego bytu. Po drugie, rozmyślanie bez końca o tym, co się wydarzyło, zabiera nam zasoby, które mogłybyśmy dać sobie i dzieciom. Zamiast ładować energię w obwinianie się, lepiej zużyć ją na pytanie: „co teraz?”, i ruszyć do celu, a nie donikąd. I po trzecie, dajmy sobie prawo do nauki, niewiedzy. Jeżeli gwałtownie zareagowałyśmy na zachowanie dziecka, to powiedzmy: „Zareagowałam tak, bo wydawało mi się, że to ci pomoże, ale widzę, że to ci nie pomaga i robi przykrość, więc więcej tak nie postąpię”. W ten sposób pokazujemy, że nie jesteśmy idealne, nie musimy od razu wszystkiego wiedzieć i że nasze działanie nie określa naszej wartości.

Ważne jest to, abyśmy dały sobie prawo do odpoczynku, proszenia o pomoc.
Zdecydowanie, proszenie o pomoc to przecież oznaka odwagi. Tymczasem w naszym kraju nadal wartość nadaje się poświęcaniu. Zachęcam dziewczyny, które zgłaszają się do mnie na konsultacje online, żeby zamieniały słowo „poświęcam” na „przeznaczam”. Na przykład: „przeznaczam dziecku swój czas”. To ważne, żeby pozbyć się takich sformułowań, bo potem dzieci mówią tym samym językiem.

I obwiniają matki za swoje nieudane relacje z partnerami, za problemy w pracy, niestabilne poczucie własnej wartości, porażki wychowawcze... Czasami rzeczywiście nie dostałyśmy od matek tego, czego potrzebowałyśmy. Co możemy z tym zrobić?
Opłakać to – i zobaczyć to, co dostałyśmy. A potem na tym budować, zrobić z tego swój zasób.
Każda matka ma jakąś historię z własną matką, często ją o coś obwinia. A potem jej córka obwinia ją. I tak to koło się toczy.
Nie chodzi o to, że dorosłe córki nie mają do tego prawa, tylko że jak obwiniają matki, to odbierają sobie sprawczość. Nie biorą odpowiedzialności za swoje życie: „Nic nie poradzę, jestem jaka jestem, bo miałam takie dzieciństwo”.

Zamiast obwiniać, lepiej postarać się ją po prostu zrozumieć?
Kiedy obwiniamy matki, działamy z pozycji dziecka. Z pozycji dorosłego jesteśmy już w stanie zobaczyć, że czegoś nie dostałyśmy, ale też to zaakceptować, co nie znaczy zgadzać się na to. Trudno, możemy sobie to zrekompensować w innych relacjach, czasem przepracować z terapeutą. Dziecko ma prawo dostać wszystko, czego potrzebuje, czyli miłość, bezpieczeństwo, ciepło, jednak nie zawsze tak się dzieje. Jako dorosła osoba mam prawo przeżywać żałobę po swoim dzieciństwie, bo nie było takie, jakie chciałam mieć. Ale to już przeszłość, do mnie należy decyzja, co z nią zrobię, czy wejdę w rolę dziecka, które zrzuca wszystko na matkę, czy w rolę dorosłej kobiety, która z trudem, ale jednak decyduje się wziąć odpowiedzialność za swoje życie. To jest droga do wolności.

Zatem przestańmy obwiniać matki także dla siebie samych. I dla naszych dzieci.
Też dlatego, że obwinianie zabiera nam zasoby, które mogłybyśmy wykorzystać na to, co nam służy. Warto zauważyć, że nie rodzimy się z poczuciem winy, to jest coś, co nam się przytrafia, więc to nie jest tak, że ono musi być nieodłącznym kompanem naszego życia. Możemy zatrzymać niszczący przekaz rodzinny, który mówi, że poczucie winy jest nieodłącznym elementem codzienności. Inaczej rozleje się na następne pokolenia i na przyszłość, w której to nasze córki będą matkami.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze