1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Życzliwość zmienia świat

Życzliwość zmienia świat

(Ilustracja: Magdalena Pankiewicz)
(Ilustracja: Magdalena Pankiewicz)
Co dzieje się, kiedy uśmiechamy się do obcych osób? Kiedy wykonujemy drobne i – wydawać się może – nic nieznaczące gesty, małe akty dobroci? Dużo. Nasze życie staje się lepsze.

Przez kilkaset tysięcy lat my, gatunek Homo sapiens, dzieliliśmy Ziemię z co najmniej czterema gatunkami ludzi. Byli to m.in. Homo erectus czy też neandertalczyk. W pewnym momencie wszyscy oni zniknęli. My jesteśmy. I mamy się całkiem dobrze. Jak to się stało? Przetrwaliśmy, bo potrafiliśmy wykształcić współpracę, współczucie i życzliwość. Zająć się słabszymi, starymi, wydawałoby się – bezużytecznymi z punktu widzenia społeczności.

„Większa ilość serotoniny, jaka towarzyszy rozwojowi ludzkiego mózgu, zwiększyła wpływ oksytocyny na nasze zachowanie. Członkowie grupy posiadali zdolność do łączenia się ze sobą, a więzi między nimi stały się tak silne, że czuli się jak rodzina. Dzięki niewielkim zmianom w połączeniach w sieci teorii umysłu we wczesnym okresie rozwoju zachowania opiekuńcze objęły różnych partnerów społecznych spoza najbliższej rodziny” – piszą Brian Hare i Vanessa Woods, autorzy książki „Przetrwają najżyczliwsi”.

Co wobec tego z hasłem „przetrwają najsilniejsi”, pokutującym ciągle jeszcze w naszej świadomości? Hare i Woods podkreślają, że nic nie wyrządziło nam na przestrzeni ostatnich dwóch wieków takiej krzywdy jak to właśnie przekonanie. Wpłynęło na specyfikę pracy, podejście do życia, relacje, stosunki społeczne. I w dodatku jest nieprawdziwe. Bo wiemy z historii ewolucji, że przetrwali wcale nie najsilniejsi, ale najżyczliwsi.

„Te społeczności, które składają się z największej liczby najbardziej przyjaźnie nastawionych członków, będą najlepiej funkcjonować i doczekają się najwięcej potomstwa” – pisał Darwin.

Tymczasem najsilniejsi, osiągający sukcesy osobnicy alfa żyją razem ze swoimi sukcesami w samotności i nieustannym napięciu. Oglądają się ciągle za siebie, oczekując ataku na własną pozycję, bojąc się detronizacji. „Badania wskazują, że bycie największym, najsilniejszym i najbardziej wrednym zwierzęciem może się wiązać z wysokim poziomem stresu przez całe życie” – przekonują Woods i Hare.

Tymczasem osoba nastawiona na współpracę, życzliwa dla innych, jest szczęśliwsza i zdrowsza. Mamy na to konkretne dowody. Otóż badania (przeprowadzili je m.in. dr James R. Doty z Uniwersytetu Stanforda, prof. Michael Norton z Uniwersytetu Harvarda i prof. Doug Oman z Uniwersytetu Kalifornijskiego) dowodzą, że ludzie mający dobre relacje z innymi potrafią lepiej odpoczywać, regenerować siły, mają mniejszą skłonność do nerwic i depresji. Pomaganie innym uwalnia hormony szczęścia, czyli endorfiny, napełnia nas poczuciem dumy i radości. Prof. Oman zbadał także dwie grupy osób starszych – jedna z nich pracowała wolontariacko w różnych organizacjach, druga nie. Po paru latach wrócił do badanych – okazało się, że wolontariusze mniej chorowali, lepiej się czuli, a śmiertelność w tej grupie była o połowę niższa.

Polubić siebie

Wygląda więc na to, że warto praktykować życzliwość z powodów choćby czysto egoistycznych. – Nasze życie zmieni się na lepsze – mówi psycholożka i psychoterapeutka Monika Gawrysiak. – Po prostu. Życzliwość ma wpływ na poczucie dobrostanu i szczęścia. Bycie życzliwym aktywuje ośrodki przyjemności w mózgu, czyli jest powiązane z wydzielaniem tak zwanych hormonów szczęścia: serotoniny, endorfin – mamy neurony lustrzane, które sprawiają, na skutek ewolucji, że jeśli uśmiecham się do kogoś, to jest duża szansa, że ten ktoś nawet nieświadomie, nie zastanawiając się nad tym, odruchowo odpowie uśmiechem. W rezultacie nasze życie staje się pełniejsze, łatwiejsze, zmniejsza się poziom stresu.

Często jednak wektor życzliwości skierowany jest tylko w jedną stronę. Łatwiej nam uśmiechnąć się do obcego człowieka niż do samego siebie. – To nie taka znowu rzadka sytuacja, gdy kobieta stoi przed lustrem i myśli: „Jestem grubym potworem, wyglądam jak świnia” – mówi psychoterapeutka Iza Falkowska-Tyliszczak. – Bardzo prawdopodobne, że ta sama kobieta nigdy nie powiedziałaby tak przyjaciółce, niezależnie od tego, jak ta przyjaciółka wygląda, ba, nawet by tak o niej nie pomyślała. Z moich doświadczeń w gabinecie wynika, że dajemy sobie jakiś rodzaj przyzwolenia na to, żeby z nieżyczliwością atakować siebie w dużo większym stopniu niż swoje otoczenie. A to akt agresji, to jest przemocowe. I nie rozwiązuje żadnego problemu, nie schudniemy szybciej, jeśli będziemy siebie obrażać czy sobą gardzić. Czasem zdarza mi się powiedzieć: „A gdyby pani pomyślała, że coś takiego mówi pani komuś znajomemu?”. I wtedy nagle okazuje się, że nie, to nie do wyobrażenia. Czujemy, że to niewłaściwe.

Monika Gawrysiak uważa, że wynika to w jakiejś mierze z wzorców kulturowych, ze sposobu, w jaki zostaliśmy wychowani. Tak nas nauczono: punktować siebie, broń Boże się nie wychwalać, skromność to skarb dziewczęcia. – Umysł automatycznie wychwytuje nasze błędy i niedoskonałości. A życzliwość sprawia, że tę samą sytuację oglądamy z różnych perspektyw, czyli jesteśmy dla siebie bardziej wyrozumiali, rozumiemy, że trudności to część ludzkiego doświadczenia, nie zawsze są wyłącznie naszą winą, a nawet jeśli tak, to nie znaczy, że natychmiast musimy się za to ukarać.

Pytanie, czy można być prawdziwie życzliwym w stosunku do świata, jeśli w stosunku do siebie nie umiemy. – Powiedziałabym, że od czegoś trzeba zacząć – uważa Monika Gawrysiak. – Może życzliwość w stosunku do innych odmieni nasz sposób myślenia?

(Ilustracja: Magdalena Pankiewicz) (Ilustracja: Magdalena Pankiewicz)

Uśmiech robi dzień

Parę razy w roku jeżdżę do moich dzieci do Holandii. Zawsze świetnie się tam czuję. Po jakimś czasie zadałam sobie pytanie, dlaczego właściwie tak się dzieje. I doszłam do wniosku, że odpowiedź jest banalnie prosta: bo ludzie są mili. Kiedy wychodzę na ulicę – prawda, że w stosunkowo niewielkim mieście, nie w metropolii – dziewięć z dziesięciu napotkanych osób się do mnie uśmiecha. W sklepach wszyscy, nie tylko sprzedawcy, są pomocni. Biegam – każdy do mnie macha. Opowiedziałam o tym znajomej, na co ona, że to wszystko sztuczne. Nic za tym nie idzie. Tylko nakaz politycznej poprawności wymusza takie zachowania.

Mówi psycholożka Monika Gawrysiak: – Sztuczne? Czy prawdziwe, bo, wyuczone, stało się częścią życia? Można się nad tym zastanawiać, ale nie wiem, czy trzeba. Bo chyba ważniejsze jest to, jak nam z tym jest. To, że pani z tym uśmiechem, który inni dają pani w prezencie, czuje się dobrze, to tylko dowód potwierdzający, jak działa najprostszy przejaw ludzkiej życzliwości. Ludzie są dla nas mili i nam wszystkim żyje się lepiej. Dzięki temu mamy więcej przestrzeni w głowie, łatwiej nam nawiązywać kontakt z innymi, a nie myśleć „jestem samotna, a świat jest zły”. Życzliwość zmniejsza napięcie, a im go mniej, tym więcej rozwiązań przychodzi do głowy w obliczu trudności.

Iza Falkowska-Tyliszczak potwierdza: – Taki uśmiech wiele znaczy. Może ci zrobić dzień. Popatrzysz komuś w oczy, wymienisz spojrzenia, to nie jest sytuacja jedynie konwencjonalna. To jakiś rodzaj porozumienia, ulotnej wspólnoty. I, co w tym szczególnie ważne, to jest często totalnie bezinteresowne. Bo jeśli zachowania życzliwe mają miejsce w grupie, z którą jesteś związana, czy towarzysko, czy zawodowo, łatwiej wejdą tam elementy dotyczące kształtowania swojej pozycji, zależności. Tu natomiast sprawa jest czysta.
Mówi pisarka Anna Fryczkowska: – Jak kilka życzliwych słów potrafi zupełnie zmienić dzień, dowiedziałam się kilka lat temu w Urbino. Robiąc zdjęcie fontanny, cofałam się, przez co niemal zdeptałam elegancką starszą Włoszkę. Podtrzymałam ją, żeby się nie przewróciła i przepraszałam, czekając na reprymendę. Tymczasem ona się uśmiechnęła i powiedziała: „O jak się cieszę, że nasze Urbino aż tak bardzo się pani podoba!”. Mogło się skończyć awanturą, a skończyło się obopólnym wyrażeniem zachwytu. Obie wyszłyśmy z tego przypadkowego spotkania pokrzepione. Wtedy sobie uświadomiłam, że w Polsce moja nieuwaga spotkałaby się raczej z totalnie odmienną reakcją.

Z pewnością taka serdeczność na co dzień to zjawisko u nas rzadsze niż na zachodzie Europy. Taki nasz narodowy charakter? Joanna Kuciel-Frydryszak, w książce „Chłopki” opisuje Polskę sprzed 100 lat: „Ale najgorzej, gdy inteligentka wyjedzie za granicę. Wraca do Polski i nie może się pozbierać. Doświadczyła tego Irena Szumlakowska, współpracowniczka »Przodownicy«, która wyruszyła do Szwajcarii i powróciła olśniona: »Pierwsze wrażenie, gdy się przekracza naszą granicę, to ta dziwna nieuprzejmość i niegrzeczność jednych względem drugich. Po prostu jeden człowiek patrzy wilkiem na drugiego, nikt się do drugiego nie uśmiechnie, nikt nikomu ani nie ustąpi, ani w niczem nie pomoże. [...] Jakżeż inaczej zachowuje się ludność innych krajów, a zwłaszcza Szwajcarii. Czuje się tam otoczonym życzliwością i chęcią przyjścia z pomocą. W sklepie nie wypuszczą kupującego bez otworzenia mu drzwi i pożegnania. [...] Jeśli więc kobiety polskie nie będą się starały wśród swego otoczenia i swych dzieci wyrabiać grzeczność, uczciwość, uprzejmość dla ludzi i życzliwość dla zwierząt i roślin, to nie przyczynią się do tego, by nasz naród mógł zaliczać się do najkulturalniejszych«.

A jak to wygląda dziś? Anna Fryczkowska: – Znajomy Holender powiedział podczas wizyty w Warszawie: „Chodzicie ciągle dziwnie zdenerwowani. Czy to jeszcze z powodu wojny, czy komunizmu?”. Zaprotestowałam, ale potem przyjrzałam się warszawskim ulicom i faktycznie, miał rację. To właśnie wtedy zaczęłam się uśmiechać, czasem do totalnie obcych ludzi. I okazało się, że taki uśmiech, na przykład w samym środku awantury autobusowej, pozwala przekierować ogólny nastrój w inną, lepszą stronę. A i mnie dużo raźniej robi się na duszy, gdy ułożę mięśnie twarzy w uśmiech. Po chwili, gdy ludzie zaczynają odpowiadać tym samym, uśmiech staje się dużo bardziej szczery. I staram się wykształcić w sobie nowe odruchy, najlepiej takie, jak u tamtej Włoszki z Urbino.

Jak kręgi na wodzie

Nawet jeśli naturalnej życzliwości w stosunku do bliźniego nie mamy w naszym narodowym DNA, nic straconego, można się jej nauczyć. – I to wcale nie jest żmudne i trudne – mówi Iza Falkowska-Tyliszczak. – Oczywiście nasze nastawienie do innych może zmienić się za sprawą psychoterapii, ale przede wszystkim modyfikuje je życie. Dobro rozchodzi się jak kręgi na wodzie. Zresztą podobnie jak zło – czasami widzimy to w filmach, zaczyna się od stosunkowo niewielkiego aktu przemocy, a potem idzie falą. Ale na szczęście tak samo jest z dobrem. Przeprowadzono kiedyś badania dotyczące ruchu drogowego – jeśli w korku wpuścisz kogoś na swój pas i ten ktoś zamruga światłami w podziękowaniu, prawdopodobieństwo, że znowu kogoś wpuścisz, jest dużo większe. Tak jak i to, że ten, kogo wpuściłaś, wpuści kolejną osobę. Fala życzliwości rozchodzi się szeroko.

„Przetrwają najżyczliwsi. Jak ewolucja wyjaśnia istotę człowieczeństwa?”, Brian Hare, Vanessa Woods, wyd. Copernicus Center Press „Przetrwają najżyczliwsi. Jak ewolucja wyjaśnia istotę człowieczeństwa?”, Brian Hare, Vanessa Woods, wyd. Copernicus Center Press

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze