Terapeuta, który co dzień przyjmuje kilku pacjentów, ma ograniczoną uwagę, pojemność, gotowość poświęcenia się człowiekowi, a więc nie wszyscy otrzymają tyle samo. To oczywiste, bardziej ryzykowne jest to, że niektórzy stawiają diagnozy zbyt pospiesznie – z braku doświadczenia lub lęku. Ale są i tacy, dzięki którym możemy przepracować swoje trudności i zyskać życie na nowo. O swoich doświadczeniach pisze Robert Rient
Na pierwszą terapię trafiłem już na studiach, skończyło się na jednej wizycie, podczas której „wygrałem” w starciu z psychoterapeutką. Wyszedłem z tym słodko-gorzkim uczuciem, by po czasie zrozumieć, że „wygrać” w trakcie terapii to znaczy „przegrać”. Innymi słowy, „wygrana” oznacza utwierdzenie się w swoich przekonaniach i wsparcie istniejących mechanizmów obronnych. Celem nie jest też „przegrać” w relacji terapeutycznej, ale właśnie dostrzec, że nie odbywa się tutaj żadna walka. Zarazem pacjent ma pełne prawo wnosić potrzebę rywalizacji – błąd polega na podjęciu tej walki przez terapeutę. Tak czasami robią młodzi i niedoświadczeni specjaliści – wygrywają starcie ze swoimi pacjentami, pokazując im, gdzie ich miejsce.
Zanim trafiłem do osób, które mi naprawdę pomogły, miałem liczne spotkania z praktykującymi psychoterapię, których nikomu bym nie polecił. W swojej pracy miałem też do czynienia z osobami potrzebującymi leczenia po swojej terapii, która była formą nadużycia albo po prostu traceniem czasu z niekompetentnym lub zaburzonym człowiekiem. Aby tego uniknąć, wszystkim nam się przyda proces urealnienia terapeuty.
Czytaj także: Rodzaje psychoterapii – jak wybrać odpowiednią dla siebie?
Terapeuta jest człowiekiem, nie tylko swoim zawodem
Polski rynek zasypywany jest psychologicznymi publikacjami, stawiającymi osoby psychologa, psycholożki niejako na piedestale w roli ekspertów, ekspertek od życia – z pominięciem tego, jak uzdrawiające w terapeutycznej relacji jest to, co uzdrawia w każdej relacji. Mianowicie: autentyczne zaangażowanie, obecność, przekraczanie wyuczonych ram oraz miłość do osoby, na którą patrzę. Niewielu terapeutów dzieli się publicznie pomyłkami i swoimi zaniedbaniami, które popełnili w terapii. Nie mówią też, jak ich nastrój, ból, zniechęcenie, zmęczenie mogą wpływać na terapię. Ani o tym, jak polubienie pacjenta, klienta albo pokochanie go przekłada się na zaangażowanie w prowadzoną terapię. A przecież wydarza się to nagminnie. Niewielu terapeutów ma odwagę głośno powiedzieć, że przede wszystkim są człowiekiem, a nie pełnioną przez siebie rolą.
Ciekawość jest ważniejsza niż sztywne reguły terapii
Ten zawód wymusza często ukrywanie siebie, prywatnego życia i przemyśleń za profesjonalną niewzruszoną maską. Jednak są wyjątki. Prof. Lillian B. Rubin, psychoterapeutka z ponad 30-letnim stażem, napisała książkę wybitną, osobistą i merytoryczną, która wciąga jak najlepsza powieść. „Mężczyzna o pięknym głosie. Opowieści o terapii, która łamie reguły” pojawiła się 20 lat temu w Ameryce i kilka miesięcy temu w Polsce. Książka powstała, bo jak napisała autorka, „terapia często obiecuje więcej, niż jest w stanie dać”. W jednym rozdziale Rubin opowiada o tym, jak nie udało jej się powstrzymać pacjenta przed śmiercią i co mogła zrobić inaczej. To wymaga odwagi.
Dzięki uczciwości autorki, która bez ogródek opisuje swoje pomyłki, możesz odbyć podróż w przeszłość i spotkać się z własną tęsknotą za zdrową relacją z terapeutą, w której otrzymujesz pomoc. Rubin nie stawia siebie nad swymi pacjentami, nie chowa się za wyuczonymi zasadami – a wręcz wielokrotnie ostrzega, jak chore i dewastujące dla terapii może być przestrzeganie sztywnych reguł. Nie namawia do odrzucenia wiedzy, ale do przyswojenia jej, przetrawienia, by nie uczynić jej ważniejszą od ciekawości, i od zdrowego, niemożliwego do zaplanowania ludzkiego odruchu podczas spotkania twarzą w twarz. Ten odruch jest miłością.
Czytaj także: Psychoterapia – kiedy jest potrzebna?
W terapii leczy... relacja
Jeśli relacja nie ma pierwszeństwa przed tym, co terapeutyczne, trudno mówić o jej skutecznym działaniu. Gdyż to, co przede wszystkim leczy w procesie terapeutycznym, to właśnie relacja. Co istotne, książka Lillian B. Rubin nie jest przeciwko psychoterapii, przeciwnie, przypomina o tym, jak wielkim i rzadkim darem jest profesjonalna, ale i ludzka osoba psychoterapeutki, psychoterapeuty. Spotkanie takiej osoby to skarb – osoby, która jest świadoma, że popełnia błędy i wykonuje swoją pracę z fascynacji człowiekiem, z miłości, z zaangażowania. Osoby, która nie ukrywa, że więcej swego zaangażowania daje pacjentom i pacjentkom, którzy ją ciekawią oraz pomagają zmierzyć się z własną historią. Osoby świadomej mechanizmu przeciwprzeniesienia.
To mechanizm, w którym terapeuta dostrzega w pacjencie swoje emocje, swoje uczucie, pragnienia, niejako przerzuca na niego swoje fascynacje, ukrywane potrzeby, niechęć. Rubin pisze wprost: „Najsilniejszą więź czuję z pacjentami, którzy mnie interesują. Czasami pacjentka zajmuje w moim sercu szczególne miejsce, bo dzięki niej mogę się nauczyć o sobie czegoś ważnego. Bo terapia nie jest jednostronna. To nie jest tak, że po prostu leczymy ludzi, jak sugerowałby model pacjent–terapeuta. Jest to proces, który zmusza nas do zmierzenia się z samymi sobą na nieoczekiwane i często trudne sposoby. Można śmiało powiedzieć, że doświadczając w terapii wzajemnego dawania i brania, dostałam tyle samo, ile dałam, i że moi pacjenci przyczynili się w znacznym stopniu do mojego rozwoju”.
Diagnoza nie jest najważniejsza
Niektórzy, zwłaszcza młodzi terapeuci, ale też ci z niewielkim doświadczeniem oraz usztywnioną osobowością, przesadnie skupiają się na postawieniu diagnozy. Innymi słowy – na nazwaniu problemu bez poznania człowieka. Albo – zamknięciu człowieka w problemie „Etykieta diagnostyczna pomaga ukoić lęk terapeuty wobec chaosu procesu terapeutycznego, nadając kształt doświadczeniu, które bez niego często jest oszałamiające. Niestety, etykieta to nie tylko narzędzie organizacyjne; dodatkowo zamyka ona człowieka w kategorii” – napisała Rubin, dodając, że diagnoza może mieć jedynie luźny związek z problemami pacjenta. Diagnoza – zarówno w terapii indywidualnej, jak i tej prowadzonej na oddziale psychiatrycznym – może być początkiem pracy z problemem, a nie człowiekiem. A to zupełnie inna jakość pracy. Rubin tłumaczy, w czym rzecz: „W psychologii potrzeba ustalenia nieprzekraczalnych zasad wynika ze złożonego połączenia sił, które wiążą się z charakterem pracy terapeuty oraz ze sposobem, w jaki uczy się on zawodu.
Terapeuci, niezależnie od liczby wykładów i analiz przypadków wysłuchanych przez studentów w ramach kształcenia, koniec końców staną się terapeutami dopiero wtedy, gdy zaczną prowadzić terapię. Zatem szkolenie odbywa się na żywych obiektach, a prowadzą je ludzie, którzy zwykle są młodzi, niedoświadczeni i tak samo niepewni siebie jak ich pacjenci. Nie dziwi zatem, że żaden odpowiedzialny specjalista nie chce wysyłać nowicjusza do gabinetu z udręczonym człowiekiem bez pewnych wskazówek określających, co może się wydarzyć za zamkniętymi drzwiami. Ale jeśli terapia jest bardziej sztuką niż nauką, to żadne zewnętrzne nakazy ani zakazy nie przeważą nad prawdą o tym, że jest to sztuka, której potrzeba czasu i doświadczenia – zarówno w spotkaniu terapeutycznym, jak i w życiu – by mogły się w pełni rozwinąć”.
Szukaj „nakarmionego” terapeuty
Z tego powodu tak istotne jest trafienie do osoby, która superwizuje swoją pracę. Dobrze zapytać o to terapeutę już na pierwszym spotkaniu. O to, u kogo się superwizuje oraz w jaki sposób ze swoim psychoterapeutą będzie omawiał nasz przykład. Taka superwizja bywa niezwykle korzystna. I jeśli mamy wybór, dobrze znaleźć doświadczoną osobę. Zasięgnąć opinii o jej pracy. Osoby oferujące zdrową psychoterapię dedykują swoje życie wymagającej służbie, dlatego potrafią sięgać po pomoc i czują potrzebę własnej terapii. Dobrze rozpoznają momenty, w których potrzebują wsparcia. Wiedzą, że chroniąc siebie, będą mogli pomagać innym.
Niektórzy pacjenci zapominają, że podczas terapii mogą pytać, sprawdzać, nie zgadzać się, odmawiać, rezygnować. Na szczęście pamiętają o tym kochający terapeuci. Powracająca tutaj w słowach miłość faktycznie jest aż tak istotna. Wielu psychoterapeutów ma za sobą traumatyczną przeszłość, trudne dzieciństwo, które pomogło im zainteresować się tą ścieżką. Nakarmienie siebie miłością pomaga pokazywać ją innym. Z rozpoznaniem, że czysta i karmiąca miłość mówi z taką samą mocą „tak” i „nie”.