1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Relacje
  4. >
  5. Dopóki ludzie będą tworzyć związki, dopóty zazdrość pozostanie składnikiem naszego życia

Dopóki ludzie będą tworzyć związki, dopóty zazdrość pozostanie składnikiem naszego życia

Fot. Mariia Siurtukova/Getty Images
Fot. Mariia Siurtukova/Getty Images
„Kto nie jest zazdrosny, nie potrafi kochać”, pisał dwunastowieczny poeta Andreas Capellanus w De amore i dodawał: „zazdrość, a przeto i miłość, wzrasta, kiedy człowiek podejrzewa ukochaną osobę”. Autorka książki „Alfabet ludzkich uczuć”, antropolożka Tiffany Watt Smith zaprasza w podróż przez wieki w poszukiwaniu i interpretacji ludzkich uczuć. Poniżej fragment o zazdrości.

Fragment książki „Alfabet ludzkich uczuć”, Tiffany Watt Smith, wyd. Buchmann

Musisz po prostu zaufać. Powtarzasz to sobie bez końca. Kiedy widzisz pośpiesznie zamykanego e-maila i promienny – czy nie za promienny? – uśmiech na twarzy. Albo ukradkowo przymykane drzwi podczas rozmowy telefonicznej. Nieprzekonujące wyjaśnienie powodów późniejszego powrotu do domu i wymiętego ubrania. Trzeba zaufać.

Potem dopada cię ona w jakiejś chwili zamyślenia. Flirt, pocałunek. Plany. Otrząśnij się z tych myśli. Weź kilka głębszych oddechów. Wpatrujesz się w torebkę (nie otwieraj jej!). Wpatrujesz się w płaszcz (nie przeszukuj kieszeni!).

Możemy poświęcić całe życie na unikanie skutków zazdrości. Są to przeważnie katusze przeżywane w samotności, których młyny mielą jałowo w ciemności. Wiemy, że jeśli wysuniemy podszyte zazdrością oskarżenia, zaprezentujemy się jako osoby słabe i małostkowe. Możemy w ten sposób stworzyć nieistniejący problem. A zatem zazdrość często objawia się na inne sposoby, w drobnych złośliwościach, w mamrotanych żalach. W postawionym z hukiem talerzu na stole. W odmowie seksu. Bywa nawet motywem morderstwa. Zachrypniętym głosem John Lennon śpiewa o utracie panowania nad sobą, o tym, że nie chce nikomu wyrządzić krzywdy: po prostu jest zazdrosny.

Zazdrość to podejrzenie, że pojawił się rywal; lęk, że zostaniemy zastąpieni. W przeciwieństwie do zawiści, definiowanej jako pragnienie jakiejś rzeczy, której nie posiadamy, w zazdrości zawiera się strach przed utratą osoby lub jej uczuć na rzecz kogoś innego. Mamy tu do czynienia z trójkątem: ja (ofiara), ty (zdrajca) i ten drugi (złodziej).

Takie zdrady są tak bolesne, ponieważ czujemy się porzuceni. Groźba, że tak się stanie, czyni zazdrość uczuciem niesamowicie podżegającym – a bliskość tak ryzykowną sprawą. Jesteśmy spadkobiercami dziwnej i najeżonej sprzecznościami historii zazdrości, która niemal w całości została ukształtowana przez kwestię płci. O ile zazdrosne kobiety uważano w przeszłości za słabe i kłótliwe (nigdy nie występowały w roli bohaterek, a tylko jako rywalki przeszkadzające prawdziwej miłości), zazdrosny mężczyzna należy do bardziej czcigodnej tradycji.

W dworskich romansach powstających w średniowiecznej Europie idea miłości była utożsamiana z tęsknotą za nieosiągalnym ukochanym –nieosiągalnym zazwyczaj z tego powodu, że on lub ona byli już w związku małżeńskim. Zazdrość kochanka rozpalała pożądanie i była jej prawdziwym sygnatariuszem: „Kto nie jest zazdrosny, nie potrafi kochać”, pisał dwunastowieczny poeta Andreas Capellanus w De amore i dodawał: „zazdrość, a przeto i miłość, wzrasta, kiedy człowiek podejrzewa ukochaną osobę”.

Ale zazdrość nie tylko rozkwitała w sercach intruzów. Odczuwali ją również mężowie. Autorzy traktatów medycznych z tego okresu opisywali zazdrość jako gniew odczuwany w sytuacji naruszenia czyjejś czci. Rozpalał ciało i pobudzał je do działania (sądzono, że mężczyźni, których autorzy uważali za gorętszych od zimnych, wilgotnych kobiet, doświadczają potężniejszych przypływów podszytej zazdrością wściekłości). Tragiczny bohater Otella Shakespeare’a (1603–1604) łączy w sobie te złożone poglądy na temat zazdrości: Otello, pierwowzór „zazdrośnika”, jest jednocześnie bohaterem i ofiarą, archetypem brutalnej zaborczości w miłości, człowiekiem zamienionym w „truciznę” z duszą pochłoniętą przez „zielonooką bestię”. Prawdziwą ofiarą jest oczywiście Desdemona, ale ciężki los Otella jakoś zawsze wydaje się donioślejszy – a także bardziej przejmujący, ponieważ nie ma żadnej prawdziwej przyczyny.

Przekonanie, że zazdrość jest naturalną reakcją na niewierność, okrzepło mniej więcej w tamtym czasie dzięki serii procesów sądowych.

W 1670 roku John Manning przyłapał żonę z innym mężczyzną i zatłukł oboje na śmierć taboretem. Wymierzono mu karę wyrycia piętna na dłoni, niemniej sąd „nakazał katowi przypalić mężczyznę delikatnie, ponieważ trudno sobie wyobrazić większą prowokację”.

Trzydzieści siedem lat później sędzia uznał zazdrość za „gniew męża, a cudzołóstwo za najwyższą formę naruszenia własności”. Ponieważ zazdrość definiowano jako naturalną męską emocję odczuwaną nieuchronnie w sytuacji zagrożenia jego własności (to jest żony), morderstwo zdegradowano do poziomu nieumyślnego spowodowania śmierci. Część mężczyzn, którzy popełnili morderstwo w szale zazdrości, mogła liczyć na całkowite uniewinnienie.

Pod koniec XIX wieku rozumienie zazdrości jako „gniewu męża” zostało dodatkowo wzmocnione przez naukowo brzmiące wyjaśnienie, że jest ona powstałym na drodze ewolucji impulsem tkwiącym głęboko w naturze wszystkich mężczyzn – ale nie kobiet.

Psychologowie ewolucyjni nadal twierdzą, nie dysponując zbyt wieloma dowodami, że w prehistorycznych społeczeństwach zazdrość została „wdrukowana” mężczyznom, aby mogli chronić swoją spuściznę genetyczną, czego kobiety nie musiały robić. Idea ta jest o tyle problematyczna, że po raz pierwszy pojawiła się wśród uczonych epoki wiktoriańskiej słynących z tego, że niektórych ludzi – na przykład pochodzących spoza Europy albo ubogich – uważali za stojących niżej na drabinie ewolucyjnej, a przez to bardziej podatnych na „prymitywniejsze” emocje w rodzaju zazdrości i wściekłości.

Echa tej skomplikowanej historii pobrzmiewały nadal w latach siedemdziesiątych XX wieku, kiedy wielu artystów i aktywistów podważało prawdziwość związku między zaborczością a miłością. W tym czasie nie tylko Lennon opisywał niebezpieczeństwa ulegania osobliwemu instynktowi zazdrości.

Orędowniczki feminizmu kwestionowały praktyki prawne postrzegające kobietę jako własność i usprawiedliwiające mężczyzn, którzy je zabijali. Ludzie eksperymentujący z alternatywnymi formami związków, czasami w ogóle podważali ideę naturalnego charakteru zazdrości.

Zazdrość zaczęła robić wrażenie czegoś małostkowego i niepokojącego, a nie doniosłego i usprawiedliwionego. Według francuskiego filozofa Rolanda Barthes’a, który pod koniec lat siedemdziesiątych wydał Fragmenty dyskursu miłosnego, zazdrość rodzi poczwórny dylemat.

Przepełniony zazdrością człowiek cierpi „po czterokroć”, stwierdza. „Ponieważ jestem zazdrosny, ponieważ wyrzucam sobie, że jestem zazdrosny, ponieważ lękam się, że moja zazdrość zrani innego, ponieważ ulegam banałowi: cierpię, że jestem wykluczony, że jestem agresywny, że jestem szalony i że jestem pospolity”.

Od 2009 roku w Wielkiej Brytanii – mniej więcej dwadzieścia lat po Kanadzie i Australii – zdrada nie jest dopuszczana w sądzie jako linia obrony, niemniej badania pokazują, że sędziowie nadal okazują wyrozumiałość dla zabójców, którzy powołują się na zazdrość jako przyczynę „uderzenia krwi do głowy”, które popchnęło ich do zbrodni.

Nie ulega wątpliwości, że dopóki ludzie będą tworzyć związki, a jednocześnie oglądać się za innymi partnerami seksualnymi, dopóty zazdrość pozostanie składnikiem naszego życia. Tym, co możemy zmienić, jest wyjątkowy status tej emocji jako usprawiedliwienia przemocy. Zwłaszcza że nie tylko mężczyźni ulegają szumowi podejrzliwych myśli, przeglądają e-maile i doszukują się oznak niewierności swoich ukochanych w najbardziej niewinnych spojrzeniach.

Wszyscy to robimy.

Fot. materiały prasowe Fot. materiały prasowe

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze