Kobiety często przełykają gorzką pigułkę i powstrzymują chęć wykrzyczenia, co naprawdę myślą, bo nie chcą robić zamieszania, kłopotu. OK, bądźmy miłe. Ale nie bójmy się też uderzyć pięścią w stół, kiedy ktoś nas lekceważy czy oszukuje. Nie rób afery? A może właśnie zrób!
Artykuł archiwalny
Pamiętam dzień, kiedy kupowałam swój pierwszy samochód. Weszłam do salonu używanych aut i… zakochałam się w cudownym czerwonym cacku. Sprzedawca natychmiast zauważył mój babski zachwyt i zginając się w ukłonach, rozpływał się nad moim doskonałym gustem. Nie zapomniał dodać, że tapicerka jest w kolorze mojej torebki, a owal samochodu doskonale współgra z moim temperamentem (ciekawe, skąd on to wiedział). Kiedy wróciłam do domu, szybko okazało się, że cena wozu była znacznie wygórowana. Mąż namawiał mnie, żebym wróciła i próbowała ją negocjować. Podpisałam już umowę, ale nie to było najważniejsze. Zrozumiałam, że sprzedawca bez skrupułów wykorzystał mój zachwyt, moje babskie zauroczenie, które niewiele miało wspólnego ze zdrowym rozsądkiem, i poczułam, że mam ochotę go zabić: zastrzelić, udusić albo przynajmniej na niego nawrzeszczeć. Oczywiście nic nie zrobiłam, po kilku dniach stałam się właścicielką czerwonego samochodu, ale ilekroć do niego wsiadałam, niewyrażona, stłumiona złość zaciskała mi przeponę, wywoływała gulę w gardle i przyprawiała o zawroty głowy, a mordercze instynkty ożywały.
Ile razy czułaś podobnie: miałaś ochotę walnąć pięścią w stół albo kopnąć w kostkę kogoś, kto bez skrupułów nabił cię w butelkę, mamił, wykorzystując twoją łatwowierność, kolejny raz nie dotrzymywał danej obietnicy, naruszył twoje granice, manipulował tobą dla własnych interesów, wykorzystał, zlekceważył, kusił, wzbudził twoją litość? Chciałaś krzyknąć, zaprotestować, ale nie byłaś w stanie wydobyć głosu z zaciśniętego gardła. Miałaś ochotę tupnąć, trzasnąć drzwiami, przekląć jak szewc, ale tego nie zrobiłaś. Dlaczego? Agresywne sceny są przecież w złym guście, nie przystoją kobiecie, są ordynarne i nie na miejscu. A w każdym razie taki jest przekaz społeczny. Takie nauki pobierają dziewczynki w domu i w szkole. W konsekwencji są wychowywane do uległości. Powtarza się im, że powinny być delikatne, subtelne, ugodowe. Nie wchodzić w otwartą konfrontację, bo mężczyźni nie lubią agresywnych kobiet.
„Nikt cię nie zechce, jeśli nie przestaniesz być taką jędzą”, „Złość piękności szkodzi”, „Nie marszcz tak gniewnie czoła, bo ci zmarszczki wyjdą” – ile razy częstowano cię tego typu pogróżkami? Zgadzałaś się, by świat traktował cię pobłażliwie: „Wiadomo, baba”, drwił z twojej kobiecości: „Co ty taka wściekła, okres ci się zbliża?”. Byłaś „grzeczna”, choć złość zaciskała ci szczęki. Nie robiłaś awantury – dla świętego spokoju, z lęku, że ludzie przestaną cię lubić. Brałaś odpowiedzialność za uczucia innych, bo dobrze pamiętałaś słowa matki: „Mamusi jest przykro, kiedy tak się zachowujesz”. Bo w naszej kulturze kobieta ma być ugodowa, a mężczyzna ma prawo walczyć o swoje. To fakt, ale nie tylko o to chodzi…
Pewnego dnia byłam z wnukiem na placu zabaw i zaobserwowałam taką oto sytuację. Mali chłopcy biegali po całym placu z plastikowymi pistoletami, szabelkami i inną bronią. Byli głośni i rozbrykani. Na środku placu, na trawniku siedziały dwie około pięcioletnie dziewczynki i grzecznie bawiły się lalkami. Mali panowie poczuli zew natury i zaczęli zaczepiać spokojne koleżanki: a to poszturchali szabelką, a to pociągnęli za włosy, sypnęli piaskiem, rzucili kamyk na kocyk. Dziewczynki długo nie reagowały. Jednak w pewnym momencie jedna z nich wolno podniosła się z ziemi, spokojnym gestem otrzepała spódniczkę, potem stanęła na szeroko rozstawionych nóżkach, wyprostowała się, wypięła brzuszek, uniosła głowę, chwyciła się pod boczki i wrzasnęła jak dzika. Chłopcy wymiękli. I ja też, bo była w tej małej kobietce prawdziwa moc. Wtedy zrozumiałam, że kobieca agresja jest tak potężna, że przeraża nas same. Przez lata ją tłumimy z lęku, że kiedy damy jej upust, świat może tego nie wytrzymać.
Marta przychodziła do mnie na sesje już od kilku tygodni. Zawsze siadała na brzegu fotela: pochylona, z zamkniętą klatką piersiową i nieruchomym brzuchem, zaciśniętymi kolanami, włosami opadającymi na smutną twarz, prawie nie oddychała. Smętnym głosem relacjonowała, co on, czyli jej partner, znowu jej zrobił. Coraz mniej uważnie słuchałam, bo od tygodni „robił jej” to samo: lekceważył, pojawiał się i znikał, kłamał, nie dotrzymywał obietnic, raczył niewybrednymi żartami. Jednym słowem: typ bierno-agresywny. Patrzyłam na jej bezradność i sama robiłam się coraz bardziej bezradna.
Na jednej z sesji poczułam w sobie narastającą złość: gorącą kulę w środku brzucha, która wolno przemieszczała się do góry. Czułam, że moja złość jest nie do zatrzymania, postanowiłam za nią pójść. Wstałam z fotela, wyprostowałam się, zacisnęłam pięści i podniesionym głosem powiedziałam: „Albo coś z tym zrobisz, albo pogódź się z rolą ofiary”. Marta popatrzyła na mnie przerażonym wzrokiem, potem powiedziała nieśmiało:
– Masz rację, nie chcę dłużej tak żyć.
– Co chcesz zrobić? Powiesz mu, żeby tak cię nie traktował, odejdziesz od niego? – zapytałam.
– Mam ochotę dać mu w twarz.
Na pustym fotelu położyłam poduszkę i powiedziałam: – To twój facet. Odpłać mu pięknym za nadobne. Pokaż, na co cię stać.
Agresja to sposób chronienia naszego życia. Jeśli ją bezustannie tłumisz, to tak, jakbyś odbierała sobie prawo do życia. Doświadczasz jej każdego dnia: kiedy ktoś bezczelnie wepchnie się przed tobą do kolejki, szef pominie cię przy awansie, kolega z pracy opowie ordynarny kawał, robotnik na ulicy zagwiżdże na twój widok… Nierozładowana, a jeszcze wcześniej – nieprzeżyta agresja zamraża się w ciele w postaci napięć, które zamieniają się w symptomy: bóle kręgosłupa, dolegliwości barku czy bioder, depresję lub stany lękowe.
Masz dwa wyjścia: możesz być grzeczną dziewczynką, która wędruje od lekarza do lekarza, kiedy ból lub cierpienie stają się zbyt silne, albo… od czasu do czasu być kobietą „bez klasy”.
Irena pojawiła się u mnie, kiedy odkryła, że mąż ją zdradza. Przyznał się, a ona zachowała się „z klasą”: nie krzyczała, nie wystawiła mu walizek za drzwi, nie zagroziła rozwodem, nawet nie płakała (wiadomo, mężczyźni nie lubią płaczących kobiet). Przyszła z krwawiącym sercem. Utulałyśmy je tygodniami. Czekałam, kiedy pojawi się złość. – On mnie nawet nie przeprosił, nie okazał skruchy, nie zapewnił, że kocha – powiedziała na jednej z sesji.
Milczałam, bo po raz pierwszy poczułam w niej moc, wiedziałam, że poprowadzi ją jej złość. Miałam rację. Pewnego dnia Irena postanowiła przestać być kobietą z klasą.
– Jesteś złamanym k…em! – wykrzyczała mężowi prosto w twarz. – Kiedy ja zajmowałam się twoją chorą matką, ty zabawiałeś się z jakąś zdzirą. Chcę, żebyś mi za to zapłacił – i wręczyła zdumionemu mężowi listę żądań: złoty zegarek, sfinansowanie zabiegu wybielania zębów w najdroższej klinice, wyjazd na Bali, o którym zawsze marzyła, ale nigdy nie doszedł do skutku. Łaskawie zgodziła się, by wybrał jedno z nich. Bolesne zranienie zawsze wymaga zadośćuczynienia sprawcy. Kobiety „bez klasy” doskonale o tym wiedzą.
Latami przyuczana do nieujawniania agresji w końcu przestajesz ją czuć. Można cię ranić do woli, a ty jesteś niczym zamrożona, wchodzisz w rolę ofiary („Jak on mógł mi to zrobić?”) albo reagujesz z opóźnieniem. Jeśli chcesz wyjść z tego schematu, najpierw musisz nauczyć się czuć swoją złość. Oto ćwiczenie, które może ci w tym pomóc:
Usiądź i spróbuj się odprężyć. Potem przypomnij sobie sytuację, która cię zezłościła. Wyświetl ją sobie przed oczami z najdrobniejszymi szczegółami, tak jak film na ekranie. Teraz skoncentruj się na doznaniach w ciele: co czujesz w klatce piersiowej, co dzieje się w twoim brzuchu, czy zęby masz zaciśnięte, czy rozluźnione? Wybierz najsilniejsze doznanie. To właśnie w ten sposób twoje ciało odczuwa złość. Kiedy następnym razem je poczujesz, będziesz wiedziała, że to złość.
Kolejny krok to sporządzenie listy sytuacji, słów, zachowań, które najbardziej cię złoszczą. To może być niewybredny żart, pominięcie, zlekceważenie.
Kiedy już wiesz, co cię najbardziej złości, jak i gdzie w ciele czujesz złość – decyzja, co z tym zrobić, należy do ciebie. Jeśli postanowisz nie reagować, bo uznasz, że to ci się bardziej opłaca albo chcesz mieć święty spokój – masz do tego prawo. Kiedy zaś twoje ciało poczuje smak walki: huknij, tupnij, przeklnij i… przekonaj się, że świat z tego powodu nie przestanie istnieć. No i bądź z siebie dumna!