Niektórzy pytali: „Jak będzie wyglądał ten ślub? Będziecie się kochać na oczach wszystkich? Będzie orgia, tak?”. – Tantrę mylnie kojarzymy z seksem! – śmieje się Dawid. – Tymczasem tantra to przepływ energii między kobietą i mężczyzną. Mężczyzna daje moc, kobieta miłość. Tantryzm to miłość, która jest mocą.
W środowy wieczór w ośrodku Onjaty pod łodzią gromadzi się kilkadziesiąt osób. Najbliżsi znajomi Dawida i Zosi. Na podwórku płonie ognisko. Za domem rozciągają się łąki. W oddali widać las. Dawid stoi na środku polany i uderza w bęben. Patrzy w niebo. Podchodzi do nas ubrany w spodnie z frędzlami, z płaskim bębnem w ręku, uśmiechnięty od ucha do ucha. Teraz wszyscy patrzymy na niebo i cieszymy się, że to pierwszy ciepły dzień po dwutygodniowych opadach. Jakby na zamówienie. Dawid wierzy, że rzeczywistość wspiera nasze najgłębsze pragnienia. I nieważne, czy dotyczą pogody, czy spotkania miłości życia. Ważne, żeby zajrzeć w siebie, nazwać to, czego pragnie serce. Zaufać.
Któregoś dnia Zosia i Dawid zadali sobie pytanie: „Jak ma wyglądać nasz ślub?”. Puścili wodze wyobraźni. I już wiedzieli: „Chcemy spotkać się na łące pod lasem. Chcemy, żeby byli bliscy nam ludzie. Żeby stali w kręgu i trzymali się za ręce. Chcemy, żeby był ogień i bębny. Chcemy, żeby była ładna pogoda...”. Dawid: – Pomysł na ten ślub zrodził się z marzenia. Okazało się, że jest bardzo bliski tantrycznym i szamanistycznym rytuałom.
Zobacz: stringi bawełniane
Spotkanie we śnie
Robert Bly pisze w „Żelaznym Janie”, że kiedy mężczyzna ma spotkać swoją ukochaną, śni mu się bogini.
Dawid: – Któregoś dnia miałem sen, że jestem w sali tronowej, a na tronie siedzi bogini. Podpływam do niej, wynurzam się z wody, klękam przed jej tronem, a ona całuje mnie w usta. Parę dni później spotkałem Zosię.
Zosia też miała swój sen: – Leżę na łóżku i wiem, że to sen. Widzę pokój, widzę siebie śpiącą i kobietę stojącą na środku pokoju. Wiem, że jest częścią mnie, choć inaczej wygląda. Opowiada mi o miłości: jak kocha, jaka jest otwarta, jak ufa, jak nie ma wątpliwości. A ja na to: „Jak możesz tak ufać?!”. Wynajdywałam różne problemy. A ona powtarzała: „Ale ja kocham”. W pewnym momencie pojawił się w jej dłoniach wielki miecz. Zaczęła się obracać coraz szybciej wokół własnej osi. Miecz ciął powietrze i wydawał świst. Dźwięk był tak mocny, że tworzył wibrację. To była wibracja miłości. Wszystko zaczęło pulsować. Wibracja wchodziła w moje ciało. Wypełniła mnie miłość. Miałam wrażenie, że cały wszechświat wniknął we mnie, eksplodował. Otworzyłam oczy.
Układanie mandali
Oboje są z łodzi. Ona jest po psychologii, on skończył filozofię. Poznali się na warsztatach terapeutycznych w Warszawie. Nic o sobie nie wiedzieli. Gdy przyszedł moment na pracę w parach, Dawid prosił w myślach: „Wybierz mnie, wybierz mnie!”. Wzrok Zosi wciąż powracał do niego. „Dawid” – zdecydowała. Usiedli naprzeciwko siebie. Spojrzeli sobie w oczy. I zniknęli – w czymś, co było większe od nich samych. Nie spodziewali się tego spotkania. Dawid, tuż po rozwodzie, postanowił: pół roku celibatu. Żadnych kolejnych związków. A Zosia o napotykanych mężczyznach wciąż myślała: „Może to ten jedyny?”, ale wciąż nie był to ten. Bała się miłości – zaufać, otworzyć się.
Zaraz po warsztatach spotkali się w łodzi. Zosia niemal biegła do mieszkania Dawida. „Mogłabym tu mieszkać. To mój dom” – pomyślała. Następnego dnia Dawid zaproponował swój pokój gościnny. Zosia przyniosła szczoteczkę do zębów, a potem donosiła kolejne rzeczy. Dawid odstąpił jej swoje łóżko, a sam spał na podłodze, trzymając ją za rękę. Kolejna noc: zasnęli razem, ubrani, przytuleni. Całą noc spali „na łyżeczkę”, obracali się to w jedną, to w drugą stronę.
Dawid: – To było jak układanie mandali. Ręka pasowała do ręki, noga do nogi. I wszystko było błogie.
Zosia: – Jakbyśmy stapiali się w całość.
Kolejna noc: nadzy, przytuleni. Spełniło się marzenie Zosi: – Chciałam budować relację powoli, żeby wszystko miało swój czas. Czułam się tak, jakbym nigdy wcześniej nie była dotykana przez mężczyznę. Każdy milimetr naszych ciał był odkryciem.
Rok później, w sierpniu 2005, zaręczyli się – w wannie. Zosia: – Dawid mył mnie białą, falbaniastą gąbką. W pewnym momencie położył mi ją na głowie. Patrzy na mnie i mówi: „Boże... Wyglądasz, jakbyś miała welon na głowie”. I oświadczył się.
To się nazywa tantra
Oboje są bywalcami różnych warsztatów. Dawid, gdy poznał Zosię, prowadził już własne – Tensegrity (szama ska praca z ciałem). Razem zaczęli studiować psychologię zorientowaną na proces. Na zajęciach dotyczących mitu relacyjnego wylosowano ich do pracy na środku. Intuicyjnie usiedli w klasycznej pozycji tantrycznej – yabyum. Kołysali się razem, nie wiedząc, że robią typową dla tantry falę. Opowiadali swój wspólny mit: jedno zdanie Zosia, kolejne Dawid, a prowadząca zapisywała. Umieścili go potem na ślubnym zaproszeniu: Było sobie dwoje ludzi: mężczyzna i kobieta. Nic jeszcze o sobie nie wiedzieli. Pewnego dnia byli w drodze, każde oddzielnie, i zgubili się. Szukali pożywienia i wtedy dotarli do mnie, i tu się spotkali. Rzeka, las, poczuli się na miejscu. „Dlaczego wyruszyłeś w drogę?” – spytała kobieta. A on odpowiedział, że wyruszył już tak dawno temu, że nie pamięta nawet z jakiego powodu. Ale teraz czuje, że wrócił do domu. Ona też starała się sobie przypomnieć, po co wyruszyła, czego szukała. Wiedziała jednak, że nie musi już dalej szukać. Postanowili zostać ze sobą oraz ze mną i mielić. Wypiekali chleb. I zaczęli przychodzić ludzie i jeść chleb z pieca, a chleb był magiczny. Był robiony z miłości, z ziarna miłości. I miłość stawała się chlebem. A ludzie, którzy go jedli, stawali się miłością. I rzeka płynęła dalej. A ja mieliłem.
W styczniu 2006 roku po raz pierwszy pojechali na warsztaty tantryczne prowadzone przez Mariusza Wiśniewskiego. Ten od razu stwierdził: „Jesteście urodzonymi tantrykami”. – Wszystko, co się między nami działo, to była czysta tantra – mówi Dawid. – Warsztaty były tylko katalizatorem.
Zosia: – Przed poznaniem Dawida marzyłam o różnych formach bliskości, których nawet nie umiałam nazwać: siedzieć naprzeciwko siebie, patrzeć sobie w oczy i oddychać... Okazało się, że to się nazywa tantra.
Poprosili Mariusza i jego żonę Grażynę o poprowadzenie ceremonii ślubnej. Oni również brali tantryczny ślub.
Oczyszczanie w ogniu
Dawid oprowadza nas po terenie. Wokół rozbrzmiewa etniczna muzyka. Pasuje do tego miejsca: zielonego, cichego, pachnącego dymem. Za domem czekają przygotowane stoły. Piotr, przyjaciel Dawida i Zosi, pichci posiłek według pięciu przemian. Kulinarna oprawa będzie skromna: potrawy Piotra, szwedzki stół, grill w szałasie z wielkim paleniskiem, piwo zrobione przez Dawida i Zosię. Wśród atrakcji występ zaprzyjaźnionych muzyków grających na różnych instrumentach etnicznych, pokaz talentów – każdy może zaprezentować swoje umiejętności. Zamiast prezentów – pieniądze na podróż do Indii, kolebki tantry. Dawid i Zosia chcą w przyszłości prowadzić własne warsztaty.
Późnym wieczorem zbieramy się przy ognisku. Chodzenie po ogniu, ceremonia oczyszczająca, ma przygotować nas do jutrzejszego ślubu. Prowadzi ją Mirko, Indianin mieszkający w łodzi. Dawid i Zosia wrzucają do ognia zioła. W powietrzu wraz z dymem unosi się zapach szałwii. Mirko wraz z innymi siada przy bębnie. Przez jakiś czas chodzimy boso wokół ogniska w rytm muzyki. Ktoś rozsypuje żar i tworzy z niego ponadtrzymetrową ścieżkę. Dawid i Zosia idą razem, trzymając się za ręce. Po nich inni. Boję się, ale idę. Trochę parzy. Dziwne uczucie euforii.
Nadchodzi pora na wieczór kawalerski i panie ski. Mężczyźni idą do osobnego pokoju z Mariuszem, kobiety zostają z Grażyną. Opowiadamy sobie historie o miłości. To dar dla panny młodej i pana młodego. W półmroku przy świetle świec zaczyna płynąć opowieść rzeka. Zosia opowiada o Dawidzie. Grażyna o miłości do Mariusza. Inne kobiety wspominają pierwsze miłości, największe miłości, pierwszy seks w górskim schronisku, chwile wzruszeń, gdy przychodzi na świat dziecko. Tego Zosia potrzebowała najbardziej: by były wokół niej kobiety, by ją wspierały. Zaprowadziły do pana młodego.
Ślub na fali
Dzień ślubu. Ponownie zbieramy się w oddzielnych kręgach. Mężczyźni przygotowujący do ślubu Dawida wyruszają do niewielkiego źródła. My prowadzimy Zosię. W zagajniku pod lasem siadamy w kręgu. Jedna z kobiet plecie wianek, który Zosia podaruje Dawidowi. Grażyna prosi, byśmy obdarowały Zosię tym, co w nas najcenniejsze. Ofiarowujemy niewidzialne dary: siłę, radość, umiejętności, ważne odkrycia, zdolność kochania, tworzenia rodziny, matkowania.
Czas na ablucje. Rozbieramy Zosię do naga, polewamy wodą z dzbana, osuszamy ręcznikiem i nacieramy wonnymi olejkami. Potem długi odprężający masaż na trawie, kilkanaście dłoni wędrujących po ciele. Na koniec ubieramy pannę młodą w ślubny strój: koronkowe stringi, które Zosia sama zrobiła, prostą białą spódnicę i bluzkę, płaskie buty z koronkowego materiału. „Jesteś piękna” – słychać co chwila. Nieopodal podobną ceremonię przechodzi Dawid.
Ruszamy na polanę, Zosia pod baldachimem z chusty. Mężczyźni prowadzą Dawida ubranego w białą koszulę i białe spodnie. Mirko uderza w bęben, za nim inni. Goście ustawiają się w wielkim kręgu. W środku pod baldachimem Zosia, naprzeciw niej Dawid. Podchodzą do siebie wolnym krokiem.
Przy głośnym dudnieniu bębnów wkładają sobie wianki na głowę. Siadają naprzeciw siebie. W ciszy zaczynają się kołysać. Ruchem rąk Zosia daje, Dawid bierze, Dawid daje, Zosia bierze. Ich ciała zdają się tańczyć. I tylko dwa zdania: „Zosiu, czy weźmiesz mnie sobie za męża?”. „Tak”. „Dawidzie, czy weźmiesz mnie sobie za żonę?”. „Tak”. Zamiast obrączek łańcuszki. Przyjaciele wręczają im symbole czterech żywiołów. Ustawiamy się wokół małżonków w trzech kręgach. Przy głośnym dudnieniu bębnów Dawid i Zosia tworzą falę miłości. Krzyczą radośnie jak w erotycznym spełnieniu. Zosia ze śmiechem wskakuje Dawidowi na ręce.
Ceremonia dobiega końca. Dawid przekazuje wielki okrągły bochen chleba upieczony specjalnie na tę okazję. Chleb – symbol ich miłości – przechodzi z rąk do rąk. Każdy odłamuje kawałek dla siebie. Jeszcze intencja miłości – stajemy w kręgu i z głośnym okrzykiem rozłączamy dłonie: „Innnnteeeencjaaaaa!!!”. Poszybowała w świat. A teraz – wesele!
Nasza prawda
Siedzimy w szałasie przy palenisku. Zosia pokazuje pierścionek zaręczynowy. Symbolizuje połączenie kobiecej i męskiej energii.
– Niektórzy pytali: „Jak będzie wyglądał ten ślub? Będziecie się kochać na oczach wszystkich? Będzie orgia, tak?”. Nie o to chodzi w tantrze! – śmieje się Dawid. – Tantrę mylnie kojarzymy z seksem. Tantra to przepływ. Kobieta przyjmuje energię męską, transformuje ją i wysyła kobiecą. Mężczyzna przyjmuje ją, transformuje i wysyła męską. Na innym poziomie to miłość. Mężczyzna daje moc, kobieta miłość. Koło się zamyka. Tantryzm to miłość, która jest mocą. Są ludzie, którzy mówią o miłości jak o czymś abstrakcyjnym, odcinają seks, ograniczają swą pełnię.
Zosia: – Mnie tantra kojarzy się również z radością. Zawsze, kiedy czuję w sobie przepływ, jestem szczęśliwa, spontaniczna jak dziecko.
Wszystko odbyło się w zgodzie z tym, czego potrzebowali. Dawid: – Rodzina mogłaby chcieć czegoś innego: restauracja, catering.
Zosia: – Nie przejmowaliśmy się tym, co pomyślą inni, gdy będziemy kręcić biodrami i oddychać głęboko, gdy powiesimy tantryczne obrazki na ścianach...
Ale mama Dawida powiedziała: „Kiedy jestem z wami, czuję się błogo”, a cioci zabrakło słów: „Jesteście wzór!”.
Dawid: – Stwierdziliśmy, że to, co się dzieje, jest większe od nas i większe od wszystkich, którzy przybędą. To element naszego mitu.
Zosia: – Nasza prawda.
Dawid: – Kiedy głęboko wchodzę w siebie, odnajduję swój los. Jednoczę się z intencją, która od tysięcy lat pojawiała się u różnych ludzi, w różnych kulturach. Jedyne, co mogę zrobić, to pozwolić, żeby ta intencja się zrealizowała. I nagle nie ja się żenię z Zosią, tylko Sziwa i Szakti biorą ślub.