1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Timothée Chalamet jako zakochany kanibal

Timothée Chalamet jako zakochany kanibal

Timothée Chalamet (rocznik 1995). W 2017 roku wcielił się w postać Elia Perlmana w obrazie „Tamte dni, tamte noce” Luki Guadagnina. Otrzymał za to nominacje do wielu nagród, w tym BAFTA, Złotego Globu i Oscara, stając się jednym z najmłodszych aktorów nominowanych do tej nagrody za pierwszoplanową rolę męską. W przyszłym roku zobaczymy go jako tytułowego Wonkę w prequelu „Charliego i fabryki czekolady”. (Fot. Armando Gallo/Forum)
Timothée Chalamet (rocznik 1995). W 2017 roku wcielił się w postać Elia Perlmana w obrazie „Tamte dni, tamte noce” Luki Guadagnina. Otrzymał za to nominacje do wielu nagród, w tym BAFTA, Złotego Globu i Oscara, stając się jednym z najmłodszych aktorów nominowanych do tej nagrody za pierwszoplanową rolę męską. W przyszłym roku zobaczymy go jako tytułowego Wonkę w prequelu „Charliego i fabryki czekolady”. (Fot. Armando Gallo/Forum)
„Lubię się pokazać, ale zaraz potem znikam, zaszywam się w miejscach, gdzie nikt mnie nie znajdzie” – To jego strategia na przetrwanie w show-biznesie. W końcu mówimy o 26-latku, którego uważa się za objawienie Hollywood. Jakimś cudem Timothée Chalamet pozostaje całkiem skromnym młodym człowiekiem. Unikającym szufladek i świadomym swojego wizerunku.

Nie miałeś żadnych oporów, by wejść w postać kanibala?
Ależ skąd! (śmiech) Po pierwsze, rolę Lee w „Do ostatniej kości” zaproponował mi Luca Guadagnino, z którym pracowałem wcześ­niej przy filmie „Tamte dni, tamte noce”, a to ten film przyniósł mi karierę, nagrody i rozpoznawalność. Dla Luki wszystko! Było dla mnie wielkim zaszczytem wziąć udział w pierwszym jego tak amerykańskim filmie i mieć okazję obserwować, jak zderza swoją wrażliwość ze światem spoza jego, włoskiej, strefy komfortu. Po raz pierwszy także mogłem rozwijać moją postać razem z Lucą. On jest wspaniałym filmowcem i to była bardzo kreatywna relacja. Czułem się współtwórcą filmu.

A po drugie? Dlaczego zaangażowałeś się w ten projekt?
Dla mnie kanibalizm w tym filmie – mimo że pojawiają się w nim sceny konsumpcji ludzkiego ciała – nie jest pustą prowokacją, już bardziej buduje klimat, atmosferę. Kanibalizm podkreśla zagubienie, izolację i samotność tych, którzy nie pasują do reszty społeczeństwa. To film o miłości niemożliwej, o marzeniu o domu i miejscu do życia. Pozbawieni tego bohaterowie muszą ten dom wymyślić sobie na nowo. Film jest poszukiwaniem własnej tożsamości, medytacją nad tym, kim jestem i jak mogę przezwyciężyć to, co czuję, zwłaszcza jeśli jest to coś, czego nie mogę w sobie kontrolować. To przede wszystkim otwarta metafora inności. A także love story i film drogi w jednym. O tym, że dwoje młodych ludzi poszukuje drogi wyjścia z izolacji. Takie przesłanie wydaje mi się dzisiaj szczególnie nośne, bo mamy wiele powodów, żeby czuć się wyalienowani. W postaciach Lee i Maren ogniskują się traumy z dzieciństwa, poczucie wstydu, uzależnienia, wszystkie demony, które w sobie noszą. W Lee najbardziej pociąga mnie to, że wzniósł wokół siebie coś w rodzaju szklanego zamku, żeby jakoś znosić rzeczywistość.

Kadr z filmu „Do ostatniej kości” z Timothée Chalametem w roli głównej (Fot. materiały prasowe) Kadr z filmu „Do ostatniej kości” z Timothée Chalametem w roli głównej (Fot. materiały prasowe)

Swój udział w procesie budowania postaci Lee mają także jego stylizacje.
Ufarbował włosy, charakterystycznie się ubiera, pozuje na chłodnego outsidera i próbuje podejmować grę z systemem, który go otacza i tłamsi. Te wszystkie zabiegi demaskują jednak kruchość alternatywnego świata, który zbudował, i jego zagubienie. Giulia Persanti, nasza wspaniała kostiumografka, zaproponowała styl grunge. Stylizacje Lee i Maren wskazują na ich idoli i oddają ich stany emocjonalne – od depresji do agresji. Ubrania Lee i dodatki do nich to rzeczy, które kolekcjonuje, zbiera od ludzi spotkanych w drodze. Zdecydowaliśmy, że ufarbuje włosy i będzie miał określone tatuaże, by pokazać, że mój bohater jest rebeliantem, ale jakby w połowie, bo jeszcze nie wie, dokąd zmierza.
Według mnie Lee jest chłopakiem, który przegląda się w lustrze i próbuje różnych masek, stylów, ekspresji, żeby wyrazić to, co czuje, jakie emocje nim targają.

Nie tylko na ekranie przykuwasz uwagę swoimi stylizacjami. Na czerwonym dywanie w Wenecji przełamałeś kolejny schemat, udowadniając, że mężczyzna może odsłonić plecy. Jesteś znany z ekscentrycznych pomysłów i wyczucia stylu. Zawsze interesowałeś się modą?
Kiedy dorastałem w Nowym Jorku, w siódmej klasie każdy 12-latek w szkole, łącznie ze mną, starał się, aby najfajniejsza para nike’ów niby nie pasowała do jego T-shirta. Na przykład fioletowy T-shirt Original Penguin, szare dżinsy i… fioletowe buty.

Sam się ubierasz i na co dzień, i na wielkie wyjścia?
Lubię nosić fajne ubrania, które sam sobie dobieram, dlaczego więc mam płacić komuś za wymyślenie, co powinienem nosić. To fajna część tej całej zabawy. Poza tym dla aktora stylizacja to kostium, rekwizyt, którym można dowolnie grać, bawić się, prowokować, za którym można też się schować. Tak, uwielbiam modę, jestem bliskim przyjacielem kilku projektantów, a na czerwonych dywanach, jeśli akurat nie mam pomysłu lub czasu na własną inwencję, bo tak też bywa, noszę ubrania Alexandra McQueena albo Louisa Vuittona.

Jesteś gwiazdą, utalentowanym aktorem, nadzieją Hollywood. W wieku 26 lat masz miliony fanek i fanów na całym świecie. Chalametomania jest porównywalna do fenomenu Leonarda DiCapria w latach 90. Jak sobie z tym radzisz?
No cóż… Od najmłodszych lat wydawało mi się, że mam więcej lat, niż wskazuje moja metryka. Myślę, że nie mam obsesji na punkcie tego, jak jestem postrzegany przez opinię publiczną. Lubię zaskakiwać na czerwonych dywanach, ale już niekoniecznie prywatnie. Lubię się pokazać, ale zaraz potem znikam, zaszywam się w miejscach, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Chcę korzystać ze swojej popularności w sposób przemyślany, aby rozpowszechniać na całym świecie wiadomości, na których mi zależy.

A na czym Ci zależy?
Wykorzystuję moją sławę do propagowania informacji na ważne tematy. Wspieram na przykład walkę o równe prawa kobiet, osób LGBTQ+ czy rdzennych Amerykanów. Biorę udział w marszach na rzecz klimatu i namawiam do głosowania w wyborach. Lubię grać w filmach, które niosą ważne przesłania i prowokują do dyskusji, jak „Nie patrz w górę” albo „Diuna”, której drugą część pokażemy w przyszłym roku. Mimo że od ukazania się powieści Franka Herberta, która zainspirowała filmowców, upłynęło już 60 lat, to wciąż porusza ona bardzo aktualne tematy. „Diuna” jest ostrzeżeniem przed nadmierną eksploatacją środowiska i naszej planety, przed kolonializmem, imperializmem i technologiami. I o tym warto pisać, rozmawiać, to warto nagłaśniać.
Nie afiszuję się ze swoim życiem prywatnym, nie piszę, co jadłem na śniadanie, jak spędzam wakacje i tak dalej. Pamiętam, jak na początku mojej drogi filmowej dostałem dobrą radę, by siebie nie szufladkować. Bycie gwiazdą to właśnie taka etykieta, która stygmatyzuje. Jestem tylko aktorem. Żałuję czasem, że nie urodziłem się wcześniej, kiedy nie było Internetu i mediów społecznościowych.

No właśnie, Maren i Lee w „Do ostatniej kości” wędrują po Ameryce bez smartfonów i Instagrama. To Ameryka lat 80. Myślisz, że gdyby byli podłączeni do sieci, to nie czuliby się tak samotni?
Przeciwnie. Uważam, że przynajmniej nikt ich tak nie hejtował, nikt poza ludźmi, których spotykali na swojej drodze, nie komentował tego, co robią. Bycie młodym oznacza dzisiaj bycie intensywnie osądzanym. To była ulga grać postacie, które zmagają się z wewnętrznymi dylematami bez możliwości wejścia na Reddit, Twittera, Instagrama lub TikToka w celu ustalenia, gdzie najlepiej pasują. (śmiech) Myślę, że teraz trudniej jest być młodym. Trudniej znaleźć dla siebie właściwy kompas etyczny.

Grałeś u boku wielu legend kina. Jakie spotkania najbardziej zapadły Ci w pamięć?
Zapamiętałem Meryl Streep, kiedy przygotowywałem się do roli w filmie katastroficznym „Nie patrz w górę”, ostrzegającym przed biernością, arogancją i hipokryzją polityków. Meryl powiedziała: „Kiedy w końcu zrozumiesz tę część swojej postaci, której nie lubisz, wtedy ją masz”. Myślę, że dotknęła czegoś bardzo ważnego, co zmieniło mój sposób podchodzenia do ról, nad którymi pracuję. Duże wrażenie wywarł też na mnie Matthew McConaughey, kiedy spotkałem go podczas pracy przy filmie „Interstellar”. Po prostu emanuje cechami gwiazdy filmowej. Jest tak pewny siebie i wytrzymały. No i oczywiście Leonardo DiCaprio, który przestrzegał, żebym nie brał twardych narkotyków i nie grał w filmach o super­bohaterach. Narkotyków nie biorę, ale z tą drugą częścią rady bym polemizował. (śmiech)

Skoro rozmawiamy o mistrzach, chciałabym zapytać, jak w ogóle trafiłeś do Luki i na plan filmu „Tamtych dni, tamtych nocy”, który rozpoczął Twoją wielką karierę.
Bardzo uważnie oglądałem wcześniejsze dokonania Luki Guadagnino – „Nienasyconych”, „Jestem miłością”. Nie uważam się za kinofila, ale doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że kolejny film tego reżysera będzie wypełniony zmysłowością i seksualną energią. To są po prostu elementy pasujące do jego wizji kina. Muszę przyznać, że nie ma za dużo dobrych, złożonych, inteligentnie napisanych ról dla ludzi w moim wieku. Kiedy tylko dostałem propozycję, przyjąłem ją od razu, bo nie zależy mi na tym, żeby występować w głupawych komediach dla młodzieży.

Czy Luca Guadagnino jest wymagającym reżyserem? Wspomniałeś, że wasza relacja była bardzo twórcza.
U Luki lubię jego osobność, to, że momentami rozmawia się z nim jak z historykiem, ale i wielkim pasjonatem kina. Mam sporo znajomych, dla których aktorstwo czy film to całe życie, ale nie znam nikogo, kto reagowałby tak jak Luca, kiedy na przykład pada pytanie o Alfreda Hitchcocka. Potrafi zresztą sprowadzić na filmowe tory każdą dyskusję. Zaczynamy rozmawiać o jedzeniu, a kończymy na klasycznym kinie noir. To jest poziom, którego jeszcze nie rozumiem, nie dorosłem do tego. Ale sam fakt, że ktoś taki jest i do kogoś takiego można zawsze zadzwonić, jest inspirujący.

Sprawiasz wrażenie bardzo skromnej osoby. Nie zastanawiasz się czasem, co by było, gdybyś pozostał zwyczajnym dwudziestoparolatkiem?
Z mojego punktu widzenia tak naprawdę niewiele się zmieniło. Po prostu raz na jakiś czas mogę być kimś innym i tyle. Poza tym wciąż nie nauczyłem się obiektywizmu, jeśli chodzi o oglądanie siebie na ekranie. To bardzo dziwne uczucie i nie wiem, czy kiedykolwiek się go pozbędę. Ciekawie też ogląda się swoje filmy z rodziną. Już wiem, że w przypadku „Tamtych dni, tamtych nocy” to nie jest najlepszy pomysł. Szczególnie jeśli siostra siedzi tuż obok, a moim rekwizytem jest brzoskwinia… [chodzi o scenę masturbacji – przyp. red.]. Ale na wsparcie rodziców na szczęście zawsze mogę liczyć. Myślę, że najcenniejszą rzeczą, jaką od nich otrzymuję – i staram się im to oddać tak bardzo, jak tylko mogę – jest miłość i wsparcie.

Co jakiś czas możesz być kimś innym. To musi być wspaniałe uczucie! W przyszłym roku zobaczymy Cię w „Wonce”, prequelu „Charliego i fabryki czekolady”. Już dziś Twoi fani zastanawiają się, jak dalece Twoja kreacja będzie się różniła od tej, jaką stworzył przed laty Johnny Depp.
To będzie bardzo zabawny film. Nie mogę oczywiście zdradzać na razie żadnych szczegółów. Mogę jedynie powiedzieć, że po występach w obu częściach „Diuny”, „Kurierze Francuskim z Liberty…” i „Do ostatniej kości” adaptacja książki Roalda Dahla będzie dla mnie wspaniałą odskocznią.
Zdaję sobie sprawę, że dorosłe życie może być dość nudne i monotonne, a życie aktora bywa dalekie od rutyny. Tak, jestem szczęściarzem.

Timothée Chalamet rocznik 1995. W 2017 roku wcielił się w postać Elia Perlmana w obrazie „Tamte dni, tamte noce” Luki Guadagnina. Otrzymał za to nominacje do wielu nagród, w tym BAFTA, Złotego Globu i Oscara, stając się jednym z najmłodszych aktorów nominowanych do tej nagrody za pierwszoplanową rolę męską. Ostatnie lata to dla niego pasmo sukcesów, interesujące kreacje stworzył w filmach: „Mój piękny syn”, „Lady Bird”, „Małe kobietki”, „Król”, „Diuna”, „Nie patrz w górę”. W przyszłym roku zobaczymy go jako tytułowego Wonkę w prequelu „Charliego i fabryki czekolady”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze