1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Simona Kossak, wielka orędowniczka zwierząt, we wspomnieniach przyjaciela Lecha Wilczka

Simona Kossak, wielka orędowniczka zwierząt, we wspomnieniach przyjaciela Lecha Wilczka

(Fot. pochodzi z książki „Moje życie z Simoną Kossak”, wyd. Marginesy)
(Fot. pochodzi z książki „Moje życie z Simoną Kossak”, wyd. Marginesy)
W starej leśniczówce w samym sercu Europy – z początku bez prądu i wody – przez ponad 35 lat mieszkała niezwykła para: Simona Kossak i Lech Wilczek. Oboje byli przyrodnikami – do szaleństwa rozkochanymi w dzikiej naturze. Nie byli tam jednak sami. Stworzyli bardzo głębokie więzi z wieloma dużymi i małymi domownikami Dziedzinki, w tym m.in. krukiem, lochą, łosiami, borsukami, bocianami, pawiami, owcami, sarnami i wilkami. „Moje życie z Simoną Kossak" to piękna i szczera opowieść Lecha Wilczka o fascynującym życiu na łonie przyrody – napisana i sfotografowana przez człowieka, który poznał Simonę jak nikt inny.

Fragment książki „Moje życie z Simoną Kossak” Lecha Wilczka, wyd. Marginesy

Simona była człowiekiem niezwykle rzetelnym i odpowiedzialnym. Przy tym niezależnie myślącym, ciekawym tajemnic świata, krytycznym wobec rozmaitych niby-prawd i poglądów, które ludzie ludziom lubią narzucać jako jedynie słuszne. Budziła podziw jej tytaniczna pracowitość, połączona z ochoczym pokonywaniem trudności dnia codziennego. Stawiała im czoło z poczuciem humoru, niezwykłą pomysłowością i dzielnością.

Zastałem ją kiedyś samotną pośród puszczy, majstrującą coś przy motorowerze. Odmówił posłuszeństwa. Stała nachylona nad nim, z dziwnie przekrzywioną głową. W jednej ręce trzymała wykręconą świecę, drugą napinała pasemko swoich włosów. Z braku potrzebnych narzędzi usuwała nimi przyczynę awarii – mostek z nagaru między elektrodami, uniemożliwiający zapłon.

(Fot. pochodzi z książki „Moje życie z Simoną Kossak”, wyd. Marginesy) (Fot. pochodzi z książki „Moje życie z Simoną Kossak”, wyd. Marginesy)

Innym razem, wracając wietrznym zimowym wieczorem na Dziedzinkę, zobaczyłem w mroku puszczy przed samochodem jakąś niezwykłą jasność na drodze. Podjechałem bliżej. Przede mną stał fiacik z pracującym silnikiem. Oświetlał reflektorami tarasującą drogę koronę wywróconej przez wiatr starej brzozy. W tej koronie, wymachując dziarsko siekierką, krzątała się dobrze znajoma, nieduża postać. Simonka wyrąbywała sobie przejazd. Wprawdzie mieliśmy telefony komórkowe i, wezwany, mógłbym porżnąć piłą motorową i usunąć ciągnikiem zawalidrogę, ale uznała, że sama też sobie poradzi. To była Simona jak na dłoni. Simona, rzec by można, w pigułce. Prawdziwa dusza nieujarzmiona.

Niezwykle odważna, sprawdzała się świetnie nie tylko na przygranicznym odludziu, ale także wtedy, gdy z rzadką odwagą cywilną, walcząc o słuszność, występowała publicznie przeciwko mocno ufortyfikowanej większości. Lekceważyła wszelki blichtr, sznyt i szpan. Jeśli skupiała na sobie uwagę, to tylko w niezamierzony, żywiołowy sposób – dowcipem, refleksem, elokwencją. Miała bardzo skromne wymagania osobiste, ubierała się tanio, z właściwym sobie smakiem i zapewniającym wygodę luzem, w popularnych szmateksach. Ze zdumiewającym wyczuciem wydobywała ze stosów używanej odzieży użyteczne i gustowne rzeczy. Niczym drozd, zanurzający dziób w porośniętej murawą ziemi po niewidoczną dżdżownicę, zanurzała po prostu rękę, a to, co się w niej znalazło, z reguły budziło zawistne spojrzenia innych klientek.

(Fot. pochodzi z książki „Moje życie z Simoną Kossak”, wyd. Marginesy) (Fot. pochodzi z książki „Moje życie z Simoną Kossak”, wyd. Marginesy)

Pieniądze, o czym mało kto wiedział, wolała wydawać, nierzadko anonimowo (bo pomyślą, że jestem taka bogata i mnie napadną), na cele fundacyjne albo na konstruktywną pomoc osobom prywatnym. Była z pewnością jedynym na świecie profesorem doktorem habilitowanym jeżdżącym maluchem. Tyle że, dla świeżego powietrza, z otwieranym oknem w dachu. Kiedyś po ministerialnej konferencji w Warszawie ważna osoba odprowadzająca ją do samochodu, widząc do czego wsiada, powiedziała: „Pani profesor, pani chyba przesadza”.

Jako sprawny, rozważny, bezwypadkowy kierowca, z reguły nie przekraczała dozwolonych prędkości. Po rowerze i motorowerach miała kolejno trzy fiaciki. Wiążą się z nimi rozmaite wesołostki. Pierwszy został poważnie uszkodzony przez pijanego kierowcę na parkingu przed białowieskim Instytutem Badawczym Leśnictwa. Siedząc przy komputerze, usłyszała przejeżdżającą półciężarówkę i nagły łoskot. Wyjrzała przez okno, obcy samochód szybko odjeżdżał, spojrzała na swój. Stał tam, gdzie go zostawiła. Dopiero po chwili odkryła, że w odwrotnej pozycji. Uderzony gwałtownie z prawej strony od tyłu, wpadł na betonową podmurówkę ogrodzenia, odbił się i obrócił.

(Fot. pochodzi z książki „Moje życie z Simoną Kossak”, wyd. Marginesy) (Fot. pochodzi z książki „Moje życie z Simoną Kossak”, wyd. Marginesy)

Drugi służył długo, nie wytrzymał w końcu wieloletnich przejazdów trasą regularnie niszczoną przez ciężkie maszyny, wywożące z puszczy pnie wyciętych drzew. Częściej przypominała ona fabryczny tor przeszkód do badania wytrzymałości pojazdów niż normalną leśną drogę.

Wracała późną nocą z uroczystości nadania imienia Wojciecha Kossaka znakomitemu Liceum Plastycznemu w Łomży. Coś od czasu do czasu w samochodzie chrobotało. Zajechała na Dziedzinkę grubo po północy. Wysiadła, otworzyła bramę, próbuje ruszyć, a tu zgrzytnęło ostro i ambitny maluszek, dowiózłszy ją dzielnie przed sam dom, ostatecznie odmówił posłuszeństwa.

(Fot. pochodzi z książki „Moje życie z Simoną Kossak”, wyd. Marginesy) (Fot. pochodzi z książki „Moje życie z Simoną Kossak”, wyd. Marginesy)

Ostatni fiacik wyglądał wręcz elegancko, oprócz szyberdachu miał nietypowy kolor – gustowny zielonkawy metalik, na który postanowiła pomalować samochód wkrótce po dokonaniu zakupu. Malującemu białowieskiemu mechanikowi, który miał dokonać tego przeobrażenia, dała na wzór swój solidnie nadgryziony zębem czasu, od dawna nieużywany sweterek. Nie udawało mu się utrafi ć w punkt z barwą. Zakład w Bielsku Podlaskim też sobie nie poradził. Pojechali razem do specjalisty w Białymstoku. W obliczu trudności fachowiec filuternie zapytał: „Pani profesor, czy nie prościej byłoby kupić nowy sweterek?”.

Miała szerokie zainteresowania. Zgromadziła setki książek z różnych dziedzin. Obok najliczniejszych o wszystkim, co dotyczyło zwierząt i roślin, wiele innych – z zakresu różnych kultur, religii, minionych cywilizacji, zjawisk paranormalnych, ufo, lecznictwa, ekologii, ekofilozofii, psychologii, historii sztuki, istne kompendium różnorodności tematów. Żywo ją ciekawiła archeologia i wszystko, co dotyczyło starożytnego Egiptu – obiektu jej zauroczenia. Nieżyczliwa skostniałym poglądom i dogmatom, chętnie sięgała po książki autorów podważających rozmaite tabu.

(Fot. pochodzi z książki „Moje życie z Simoną Kossak”, wyd. Marginesy) (Fot. pochodzi z książki „Moje życie z Simoną Kossak”, wyd. Marginesy)

Bardzo charakterystyczny był głęboko humanitarny, serdeczny stosunek Simony do zwierząt. Widziała w nich godnych szacunku współmieszkańców Ziemi, którym ludzie, z racji swego wysoko sprawnego intelektu będący na wygranej pozycji, winni zapewnić opiekę i możliwość przetrwania. Buntowała się przeciwko nieetycznemu, instrumentalnemu traktowaniu, bezlitosnemu mordowaniu innych stworzeń i zagarnianiu ich siedlisk. Zdawała sobie sprawę, że nasz gatunek, mnożąc się lawinowo (ponad 80 milionów więcej każdego roku), eksterminując inne istoty i jak żaden dotąd rabunkowo eksploatując środowisko, zagraża śmiertelnie całej strukturze ziemskiego życia, w tym także sobie.

Zdarza się słyszeć: kto bardzo lubi zwierzęta – mniej lubi ludzi. Simona, wielka przyjaciółka i orędowniczka zwierząt, była tej opinii zaprzeczeniem. W ich kręgu, radząc sobie z trudnościami bytowania pośród puszczy, zajęta pracą na etacie, pisaniem, przygotowywaniem codziennych audycji, kręceniem i opracowywaniem filmów, znajdowała czas na bezpośrednie, prospołeczne kontakty. Odwiedzała szkoły, szpitale, była lubianym gościem u niepełnosprawnych dzieci – wieszała potem z pietyzmem na ścianie mieszkania interesujące obrazki otrzymane w darze za rozmowy, opowieści i filmowe pokazy. Ofiarowała swoje książki do kasetowego wydania dla niewidomych. Prowadziła dyskusje z młodzieżą na forum internetu, dokumentowała te rozmowy z myślą o publikacji.

(Fot. pochodzi z książki „Moje życie z Simoną Kossak”, wyd. Marginesy) (Fot. pochodzi z książki „Moje życie z Simoną Kossak”, wyd. Marginesy)

W zachowaniach Simony wobec bliźnich uderzała antyelitarność i prostota. Z tą samą uprzejmością, z nie innym uśmiechem ucinała sobie pogawędkę przed sklepem z osobą na społecznym świeczniku, jak i z tym i owym, z zamiłowania bezrobotnym pytającym o zdrowie, sławną rodzinę, który chwalił za audycje, kończąc życzeniem: „dwa złote na piwo”.

Więcej w książce „Moje życie z Simoną Kossak” Lecha Wilczka, wyd. Marginesy

Więcej w książce „Moje życie z Simoną Kossak” Lecha Wilczka, wyd. Marginesy Więcej w książce „Moje życie z Simoną Kossak” Lecha Wilczka, wyd. Marginesy

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze