1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Olga Bończyk: „Bycie autentyczną i w zgodzie ze sobą bardzo się opłaca”

Olga Bończyk: „Bycie autentyczną i w zgodzie ze sobą bardzo się opłaca”

Olga Bończyk (Fot. Michał Woźniak/East News)
Olga Bończyk (Fot. Michał Woźniak/East News)
Popularna fraza „Piosenka jest dobra na wszystko” to dla Olgi Bończyk nie poetycka metafora, ale życiowy drogowskaz. – Naprawdę w to wierzę – mówi w naszym wywiadzie. Dlatego w muzykę i śpiew, choć to przecież jej praca, wciąż angażuje się na sto procent, przekonana, że tylko autentyczny kontakt z widzami i danie im tego, po co przyszli na koncert, pozwala artyście być spełnionym.

Głos jest dla pani narzędziem pracy, muzyka zawodem… Czy zdarza się pani jeszcze podśpiewywać tak tylko dla siebie?
Tak. Śmieję się nawet, że chyba urodziłam się z pieśnią na ustach. Z muzyką spędziłam właściwie całe życie. Zaczęłam od szkoły muzycznej, gdzie oczywiście startowałam od muzyki klasycznej.Bach, Mozart, Beethoven, Chopin, Rachmaninow są częścią mojego świata. Do dziś słucham dużo muzyki klasycznej, ale z czasem doszła do niej muzyka rozrywkowa. Kiedy na przykład w czasie jazdy samochodem albo gdzieś przez przypadek usłyszę coś, co mnie porusza, to ta muzyka często zostaje ze mną na dłużej i ją potem podśpiewuję.

Jednak muzyka jako taka nigdy nie jest mi obojętna – działa na mnie bardzo kojąco albo bardzo irytuje. Zbyt głośny, chaotyczny, krzykliwy rodzaj muzyki rozrywkowej wywołuje we mnie złość, nerwowość czy rozedrganie, co nauczyło mnie, żeby unikać koncertów czy spotkań, gdzie grają taką muzykę. Potrafię nawet zrezygnować z zakupów i wyjść ze sklepu, gdy słyszę z głośników coś, co na mnie działa w ten sposób. Uwielbiam, kiedy muzyka mnie otula, motywuje, inspiruje, czuję się wtedy zaopiekowana, doładowana energetycznie.

A jakie znaczenie mają słowa w muzyce? Sama pani też tworzy teksty.
Trudno mi to technicznie opisać, bo nie czuję się ekspertką od tekstów. Zaczęłam pisać względnie niedawno, jakieś 10 lat temu, i tylko dla siebie, bo na tyle starcza mi odwagi.

Czym się pani kieruje przy pisaniu?
Sercem. Nie analizuję, nie naśladuję nikogo, z nikim się nie porównuję. Liczy się to, żeby utwór był ze mną spójny, żebym chciała go wykonywać, bo przecież będzie mi towarzyszył przez lata w czasie koncertów. Właśnie to popchnęło mnie do samodzielnego pisania. Zdarzało się bowiem, że zamówiony tekst, choć obiektywnie dobry, interesujący, był taki jakiś nie mój. Nie rezonował ze mną. Musiałam więc prosić o zmiany, czasem czysto językowe, żeby było na przykład mniej spółgłosek, a więcej samogłosek, bo kiedy próbowałam śpiewać, za bardzo w nim zgrzytało. A własny tekst mogę dopracowywać, a nawet zmienić po latach, kiedy poczuję, że nie wszystko jeszcze w nim jest idealne.

Co jest pierwszym impulsem, żeby usiąść do tekstu?
To moje pisanie zaczyna się od tego, że coś do mnie przychodzi – jakaś myśl, jakiś temat, jakieś doświadczenie, jakieś przeżycie… Zastanawiam się, jak to ubrać w słowa, czasem coś powstaje w godzinę, czasem potrzebuję tygodnia. Trudno to precyzyjnie opisać, bo dążę do tego, żeby tekst współgrał ze mną, żeby mnie ciekawił, żebym miała przyjemność śpiewać go przez .wiele kolejnych lat. Już nie chcę siłować się ze słowami, zderzać się z materią, która nie jest mi bliska. Niezależnie od tego, czy jakaś piosenka jest wielkim przebojem, czy nie, to jeśli dziś mnie nie inspiruje, nudzi, w ogóle się do niej nie zabieram. Do dziś zresztą nie umiem zrozumieć, dlaczego jedne piosenki – z mojego punktu widzenia – przeciętne, stały się wielkimi przebojami, a inne, mądre w warstwie słownej i przepiękne muzycznie, przeszły niezauważone.

Zdaję sobie jednak sprawę, że jako muzyk z wykształcenia inaczej odbieram muzykę – wielowarstwowo, przestrzennie, dla mnie to nie jest kilkuminutowy zlepek dźwięków, ale coś, co mnie określa, co na mnie wpływa, więc nie jest mi obojętne nie tylko, co wykonuję, ale i czego słucham. W telefonie mam wiele plików muzycznych, których lubię słuchać w podróży. Wiem jednak, że nie wszystkim one odpowiadają, i zdarza się, że kiedy jedziemy ze znajomymi, oni wolą słuchać czegoś nowocześniejszego. Często to bardzo dobra muzyka i słucham jej z zaciekawieniem, ale też przyglądam się sobie, i wsłuchuję, co mnie porusza, a co nie.

Wspomniała pani o nudzie. Dlaczego muzyka, piosenka panią nudzi? Bo nie dostarcza przeżyć? Proszę powiedzieć coś więcej o tym.
Osłuchana w muzyce klasycznej wiem, jak wiele może się w utworze wydarzyć. Staram się więc przenieść tę mnogość barw, zaskoczeń, zmian tempa do trzy-, czterominutowej piosenki. Żeby ona błyszczała, żeby była o czymś, żeby była jakąś historią… Jeśli ma być balladą, kołysanką, to niech taka będzie, a nie dłużącą się „krówką ciągutką”, przy której słuchacz zasypia albo zaczyna przeglądać telefon. Nie każda muzyka i nie każda piosenka mi się podoba, to oczywiste. Dziś dużo bliżej mi do jazzowego frazowania niż do ciężkiego rocka. Dlatego śpiewam repertuar, który ze mną rezonuje.

Włodzimierz Korcz kiedyś powiedział, że wszystkie covery, które śpiewam na koncertach, wykonuję tak, jakby były napisane dla mnie. I chyba tu jest zawarta odpowiedź. Gdy czuję tekst i kompozycję całą sobą, to potrafię ją zinterpretować i zaśpiewać z głębi serca. Jednak gdy trafia do mnie kompozycja, w której nie widzę, nie słyszę nic poza melodią, która mnie nie porywa, a słowa mnie nie inspirują ­– to mówię szczerze, że nie chcę jej śpiewać. Dziś już mam w sobie taką odwagę. Zwyczajnie rezygnuję z takich zleceń.

Przeczytałam kiedyś o sobie, że jestem kobietą totalną, i przyznaję, że podoba mi się ta ocena. Od dawna nie chodzę na skróty. Nie robię czegoś tylko po to, żeby się odbyło, żeby odfajkować i czekać na przelew. Szkoda mi czasu na to, co nie jest w stu procentach takie, jak sobie wymarzyłam. Wreszcie dojrzałam do tego, by siebie kreować i samodzielnie produkować własne artystyczne pomysły. Dlatego od lat działam na swoich warunkach. I okazuje się, że bycie autentyczną i w zgodzie z samą sobą bardzo się opłaca. Mam swoją publiczność i stale rosnącą rzeszę fanów, dzięki którym wiem, że to, co robię, ma sens.

Na przykład w grudniu wydałam zimową piosenkę pt. „Niewypłakane łzy”, do której sama napisałam słowa i muzykę. To piękny walczyk, który szybko trafił na radiowe playlisty i został doceniony przez słuchaczy, pomimo że żadna wytwórnia mnie nie wspiera ani nie promuje. I to mnie umacnia w przekonaniu, że chcę robić tylko takie rzeczy, które sprawiają frajdę i mnie, i innym, dają poczucie, że wspólnie uczestniczymy w czymś wyjątkowym.

Wydaje mi się, że artysta ma w sobie taką boską cząstkę, która daje mu przeświadczenie, że stworzył coś dobrego i chce się tym dzielić. Nie odbieram tego w kategoriach skromności czy nieskromności. Ale chciałabym jeszcze pogłębić temat poczucia frajdy, uczestniczenia w czymś wyjątkowym. Co za tym stoi?
Myślę, że autentyczność i prawda. Już kiedy byłam w szkole muzycznej, w klasie fortepianu, pani profesor Janina Butor uczyła mnie, żebym szukała swojej ścieżki. „Może nie będziesz grać na fortepianie, ale na pewno będziesz pracować na scenie, bo jesteś na scenę stworzona” – mówiła. Zawsze powtarzała, żebym szukała autentycznego kontaktu z widzami, żeby – nawet jeśli będzie to 1000 osób – każda z nich czuła, że jestem tylko dla niej. Długo szukałam swojej ścieżki, żeby publiczność pociągnąć za sobą, żeby ją przekonać. To jest proces, który wymaga czasu, wiedzy, zaangażowania. Ale nie ma innej drogi, artysta musi być prawdziwy, bo widzowie wyczuwają każdą nutę fałszu, lekceważenia.

Koncertowanie to mój sposób zarobkowania, ale jednocześnie, gdy wychodzę na scenę i zaczynam śpiewać, to czuję, że wraz z publicznością jesteśmy jakby w innym wymiarze. Dlatego tak ważny jest kontakt, dzięki któremu mogę reagować na potrzeby widzów, dać im to, czego chcą – rozbawić ich, wzruszyć, poflirtować… Żeby mogli coś przeżyć, bo wszyscy tego potrzebujemy. Dlatego swoje koncerty przygotowuję tak, żeby w ciągu dwóch godzin wydarzyło się wszystko: i śmiech, i łzy, i dobra zabawa, i wspólne śpiewanie.

Największy komplement, jaki artysta może otrzymać po koncercie, to chwila, gdy publiczność domaga się kolejnych bisów i nie chce, żeby zszedł ze sceny. Wtedy wie, że jest we właściwym miejscu. Wtedy odczuwam chwile prawdziwego szczęścia i spełnienia.

Dla mnie muzyka ma największą moc ze wszystkich sztuk. Jest kompletna, to jakby całkiem osobny świat, który ma trzy albo i więcej wymiarów. Jak pani mówiła, możemy się nimi otulić. Czym otula się Olga Bończyk na przedwiośniu, kiedy wciąż jeszcze dzień jest krótszy niż noc i słońce też za bardzo nas nie rozpieszcza?
Dużo zależy od konkretnego momentu, na przykład kiedy wyjdę ze swojego koncertu, to jeszcze przez jakiś czas pozostaję w bańce dźwięków, które brzmiały, więc żeby nie zaburzać tego świata, wybieram coś z muzyki klasycznej. Zimą w poszukiwaniu ciepła, energii wracam do romantyków, choćby do Rachmaninowa. Uwielbiam jego koncerty fortepianowe, mogłabym ich słuchać bez końca, więc wyszukuję różne wykonania. Podobnie zresztą do Czajkowskiego. Lubię też otulić się dobrym jazzem, takim przyjemnym dla ucha, żeby było mi przytulnie i aż ciepło.

Swój recital nazwałam „Piosenka dobra na wszystko” i naprawdę wierzę, że tak jest. Piosenka, muzyka jest dobra na wszystko, może nawet rozgrzać, a że jestem ciepłolubna, to dla mnie bardzo ważne. Zwłaszcza o takiej porze roku, gdy chodzimy w płaszczach, szalikach, czapkach… Najchętniej bym się zahibernowała i obudziła, gdy już nadejdzie wiosna.

Polecamy płytę „Wracam” Olgi Bończyk, na której znalazło się 12 polskich przebojów, m.in.: „Wymyśliłam cię”, „Jeszcze w zielone gramy”, „Embarras” czy „Łatwopalni”, w jazzowo i swingującej aranżacji przygotowanej przez Jacka Zameckiego, wrocławskiego muzyka, wokalistę, aranżera i producenta. Olga Bończyk śpiewa je sama a capella na sześć głosów. Polecamy płytę „Wracam” Olgi Bończyk, na której znalazło się 12 polskich przebojów, m.in.: „Wymyśliłam cię”, „Jeszcze w zielone gramy”, „Embarras” czy „Łatwopalni”, w jazzowo i swingującej aranżacji przygotowanej przez Jacka Zameckiego, wrocławskiego muzyka, wokalistę, aranżera i producenta. Olga Bończyk śpiewa je sama a capella na sześć głosów.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze