Niedaleko miasteczka Potosí, w boliwijskich Andach, wznosi się Cerro Rico. Posępna góra, której tajemnicę zdradzają błyszczące w powietrzu drobinki. Najbogatsze złoża srebra w historii ludzkości zostały odkryte w XVI wieku przez Imperium Hiszpańskie i są od tej pory nieustannie eksploatowane. Podobnie jak okoliczni mieszkańcy, ofiary systemu stworzonego przez kolonizatorów i podtrzymywanego do dzisiaj. Polska dokumentalistka, zakochana w niezwykłej sile mieszkańców Potosí, postanowiła pokazać ich codzienność całemu światu. Z Natalią Koniarz rozmawia Ida Marszałek przy okazji premiery jej filmu „Silver” na festiwalu MFF WATCH DOCS.
Ida Marszałek: Miejscowi wierzą, że w kopalni mieszka diabeł. Jak znaleźliście w sobie odwagę, żeby zejść w głąb piekła?
Natalia Koniarz: Byliśmy tak naiwnie niewinni. Dopiero podczas montażu, kiedy podsłuchałam, co górnicy mówili o naszej sytuacji między sobą, zdałam sobie sprawę, że było dużo gorzej, niż nam się wydawało. Oni wiedzieli, jak bardzo jest niebezpiecznie, my po prostu chodziliśmy za nimi. Po czasie, po dniach spędzonych pod ziemią, w ciemności, człowiek się przyzwyczaja. Strach ulatuje. Przywraca go dopiero tragedia.
Co spowodowało, że strach powrócił?
Były dwie sytuacje, kiedy otarliśmy się o śmierć. W jednej z kopalni kręciliśmy wówczas codziennie. Na kolejny dzień zdjęciowy umówiliśmy się właśnie tam. Ale nie dotarliśmy. Po drodze spotkaliśmy kobietę, która miała wypadek i zatrzymaliśmy się, żeby jej pomóc. W tym czasie kopalnia się zawaliła i zabiła naszego bohatera.
Druga sytuacja była dla mnie najtrudniejsza. Stanisław Cuske, operator i mój narzeczony, zjeżdżał 300 metrów w dół na linie. Ja stałam u góry i patrzyłam, jak ta lina powoli pęka. Jednocześnie słyszałam górników, którzy krzyczeli, ile jeszcze tych metrów zostało. To było najdłuższe sześć minut mojego życia. Wtedy powiedziałam, że to już koniec. Że już nigdy więcej nie narażę nikogo na takie niebezpieczeństwo.
Stanisław Cuske, operator filmu „Silver” po wyjściu z kopalni srebra (Fot. materiały prasowe)
Filmowaliście, nie mogąc być pewni jutra, ani nawet następnej godziny. Jak pracowaliście w takich warunkach?
Intuicyjnie. Byliśmy tylko we dwójkę, ja i Stanisław. Dopiero po pewnym czasie poprosiliśmy o wsparcie dźwiękowca, Boliwijczyka. Staś niewiele widział, musieliśmy odpuścić latarki, bo dawały cień. Byłam czujna za niego, żeby nie wpadł do żadnej dziury. Po pewnym czasie znaliśmy cały proces. Kiedy trzeba wiać po odpaleniu dynamitu, jak się poruszać. Ale to wciąż był chaos.
Ale przecież w środku skały, 4800 metrów nad poziomem morza, nie da się tak naprawdę nic przewidzieć.
Każda kopalnia ma swój język. W całej górze jest ich około 300, w tym 100 czynnych. Różnią się między sobą temperaturą, niektóre są mokre, niektóre są śliskie, niektóre mają więcej zapadlisk, inne mniej. Po pewnym czasie nauczyliśmy się poruszać biorąc pod uwagę okoliczności. Słuchaliśmy też uważnie naszych przewodników. Mają tak ogromne doświadczenie, że potrafili rozpoznać sygnały niebezpieczeństwa. Spaliśmy, jedliśmy, byliśmy w tym wszyscy razem. Żyliśmy życiem górników.
Srebro osadzające się na skórze górników jest toksyczne (Fot. materiały prasowe)
Jak dwójka Polaków znalazła się w boliwijskiej kopalni?
W trakcie pandemii utknęliśmy w Ameryce Południowej. Kiedy przekroczyliśmy chilijską granicę z Boliwią, okazało się, że nie możemy wrócić do domu. Miesiącami żyliśmy w Andach, mieszkając w namiocie i poruszając się na rowerach. W pewnym momencie skończyły nam się pieniądze i nie mieliśmy pomysłu, co ze sobą zrobić. Wtedy usłyszeliśmy o Potosí, mieście, które trzeba zobaczyć, bo jest jednym z najpiękniejszych w Boliwii. Pojechaliśmy tam i przed nami ukazał się brzydki stożek. Nie mogłam zrozumieć tej fascynacji.
Wtedy zaczęłam odkrywać historię Cerro Rico. Dowiedziałam się, że zginęło tam 8 milionów ludzi. Że 4 lata po amerykańskiej Statule Wolności, w 1890 roku, w Potosí powstała jej kopia, również podarek od Francji autorstwa Frédérica Augusta Bartholdy'ego. Że właśnie to miasto stworzyło pierwszy międzynarodowy pieniądz na świecie, podwaliny pod naszą gospodarkę i kształt dzisiejszego kapitalistycznego świata. Kiedy zobaczyłam dzieci dźwigające kamienie, wiedziałam, że musimy zostać. Zapytaliśmy kobiety, która działa tam charytatywnie, czy możemy się gdzieś zatrzymać. Dała nam klucze do opuszczonej szkoły na samym szczycie, naprzeciwko jednej z największych kopalni. Dziura w dachu, brak wody, brak toalety. To była nasza przepustka, mogliśmy żyć obok nich.
Dzieci z Potosí są najważniejszymi bohaterami Twojego filmu.
Pierwszy raz w życiu doświadczyłam uczucia tak głębokiej miłości do zupełnie obcego, małego człowieka. Dzieciaki stały się nam bardzo bliskie, a jeden szczególnie. Taki mały chłopiec, Javier, który w jednej ze scen patrzy prosto w kamerę. Była między nami wzajemna fascynacja, potem pojawiła się przyjaźń.
Kadr z filmu „Silver” (Fot. materiały prasowe)
Niesamowita jest ich siła i odporność, którą budują w sobie od najmłodszych lat. Dużą rolę w ich hartowaniu odgrywa szkolny nauczyciel. W „Silver” pokazujecie lekcje, podczas których uczy krwawej historii góry i oswaja dzieci ze wszechobecną przemocą i śmiercią.
On niestety też już nie żyje. Choć system edukacji nie jest tam idealny – szkoła jako taka działa tam dopiero od 10 lat – robił, co w jego mocy, by wyposażyć te dzieciaki w narzędzia obronne. Uczył swoich podopiecznych nazywać rzeczy po imieniu, w ten sposób minimalnie zwiększał ich szanse. W Polsce odseparowuje się dzieci od najcięższych tematów. Tam, od najmłodszych lat, muszą zdawać sobie sprawę, czym jest przemoc seksualna. Albo że wchodząc do kopalni mogą już nigdy nie zobaczyć światła słonecznego.
Oprócz wielu różnych zagrożeń mechanicznych, górnicy są też narażeni na bezpośredni kontakt z metalem.
Kiedy w kopalni jest 55 stopni Celsjusza, wszystko paruje, wilgoć łączy się z pyłem i zaczynasz wyglądać, jak po zażyciu kąpieli błotnej. Ciało jest całkowicie pokryte minerałami, do tego stopnia, że nie widać skóry. Górnicy ścierają to pudełkiem po zapałkach. Ta substancja jest dla nich toksyczna.
Życie w cieniu góry nie jest wcale łatwiejsze od kopania w jej wnętrzu.
Kiedy myślę o największych wyzwaniach związanych z tym filmem, to oprócz strachu o bliską osobę, było to poczucie bezsilności. Wobec zła, która spotykało dzieci i kobiety. Boliwia ma ogromny wskaźnik przemocy, zwłaszcza domowej. Gwałty na dziewczynkach nie są rzadkością. Widzieliśmy to i nie mogliśmy nic zrobić. Tam nie ma policji, po którą można zadzwonić, nie ma żadnej organizacji, która zaopiekuje się ofiarą. Próbowałam znaleźć dla nich chociaż wsparcie psychologiczne, ale jednocześnie musieliśmy bardzo uważać. Wiedzieliśmy, że jesteśmy tam na chwilę, w pewnym momencie wyjedziemy. A oni będą musieli mierzyć się z konsekwencjami naszej reakcji. Mogliśmy niechcący pogorszyć sytuację ofiary. Człowiek jest tam zupełnie bezbronny.
W tym całym horrorze, dzieciaki potrafią znaleźć powody do radości. Kamera czule je obserwuje, kiedy bawią się na osypujących zboczach, zapuszczają się do kopalni w poszukiwaniu minerałów, oglądają telewizję.
Relacje między nimi były niezwykłe. Wzajemne wsparcie i szczera troska. Dziewczynki fascynowały mnie szczególnie. Wszystkie, bez wyjątku, kochały książki. Były głodne wiedzy, ciekawe świata. Najbardziej marzyły o kolorowych długopisach.
Mieszkańcy Potosí najbardziej marzą o bezpieczeństwie (Fot. materiały prasowe)
Gdyby mogły wszystko, kim chciałyby zostać?
Raz w ramach zadania dzieci napisały listy do samych siebie z przyszłości. Jeden chłopak marzył o tym, żeby każda, ale to każda z jego sióstr miała swój własny pokój. Inny chciał zostać kosmonautą. Dziewczynki, wszystkie po kolei, chciały być lekarkami. Ale jak ich znam, sądzę, że przede wszystkim pragną bezpieczeństwa.
Takie są ich marzenia. Realia są takie, że w bardzo młodym wieku zjeżdżają do kopalni.
Nie widzą innego wyjścia. Szkołę kończą w wieku 15 lat. Dobrze, że w ogóle ją mają. To nie tylko lekcje: dostają obiad i kilka godzin mniej pod ziemią. Ale po jej ukończeniu potrzebują pieniędzy, żeby mieć co jeść, utrzymać rodzeństwo. A tam cały rynek żyje tylko srebrem, to jest jedyna szansa na zarobek. Poznaliśmy Claudię, dziewczynę dwa lata starszą ode mnie, samotnie wychowującą synka. Zostawał sam, kiedy ona schodziła do kopalni. Pracowała na dwie zmiany, 12, 14 godzin. Myślałam tylko o tym, że jest zamknięta tam na dole, z grupą mężczyzn. Marzyła o tym, żeby nauczyć się gotować i serwować jedzenie we własnej budce. Chcieliśmy pomóc jej otworzyć ten kiosk. Poszliśmy na targ, szukaliśmy odpowiedniego sprzętu. Już szliśmy za wszystko zapłacić, kiedy ona niespodziewanie się wycofała. To jest trudne do wyobrażenia, ale ona nigdy nie zaznała żadnego innego świata poza tą kopalnią. Nowe życie wiąże się z wieloma niewiadomymi. Kopalnia jest pewna. Przed gorączką srebra nie ma ucieczki.
Niektóre dzieci muszą pracować w kopalni od najmłodszych lat(Fot. materiały prasowe)
W filmie obserwujemy 9-letniego chłopca, kiedy po raz pierwszy, wraz z bratem, schodzi w głąb góry. Starszy powtarza młodszemu: „nie bądź mięczakiem”.
Mały szepcze: „boję się”. Słabość nie ma tam prawa bytu. Dla mnie są bohaterami. A kobiety to prawdziwe huraganki. Rodzą bez szpitala. Cały dzień spędzają pod ziemią, a potem wracają do domu i robią obiad dla piątki dzieciaków. Naczynia i ubrania szorują w piasku. Niekończąca się praca, ciągłe cierpienie, straty – męża, dzieci. Mimo wszystko, nie są złamane. To mistrzynie przetrwania. Ze Stasiem długo myśleliśmy, jak to uchwycić. Jak sportretować człowieka w jego sile.
Tym bardziej, że ci, którzy tak naprawdę wzbogacają się na tym interesie, próbują im tę dumę odebrać. Sufity podpierane przegniłymi belkami, górnicy w klapkach, wysadzający skały bez żadnej kontroli. Tory dla wózków sklecone naprędce. Jak to możliwe, że Zachód, którego przemysł technologiczny zależy od złóż tej góry, pozwala, żeby to wszystko trzymało się na włosku.
Jak to się zawali, a jest taka możliwość, oni mogą na tym zyskać. Będą wtedy mogli wydobywać srebro otworkowo, czyli maszynami, na wielką skalę. A popyt wzrasta wraz z rozwojem technologii, AI. Teraz góra jest pod ochroną UNESCO. Wydobywać mogą wyłącznie górnicy, którzy pracują na własny rachunek. Oficjalnie, zachodnie firmy nie ponoszą żadnej odpowiedzialności. Oni tylko odkupują metal po niskiej cenie. Najłatwiej wyobrazić to sobie przez porównanie do rynku odzieżowego w Azji.
Kamera obserwuje dzieci górników, kiedy bawią się na osypujących zboczach (Fot. materiały prasowe)
Radźcie sobie sami, a jeśli jakimś cudem uda wam się stamtąd wyjść, łaskawie zapłacimy. Okrutne wypaczenie idei self-made mana.
Niby górnicy tworzą związki zawodowe, ale to są próby tylko na papierze. Nie mają świadczeń. Wdowa nie dostaje nic, nawet na pochówek męża. Nikt nad tym nie czuwa. Umów nie ma. W biedaszybach wydobywać może absolutnie każdy. Ty, jako osoba z Polski, mogłabyś dziś tam pojechać i ryć w skale. Sama przywiozłam kilka minerałów. Większość dostałam w prezencie. Kwarce straciły swój kolor w podróży. Były piękne: niebieskie, zielone, ale rozsypały się. W filmie jest scena, w której dzieci sprzedają takie kamienie turystom. Oni nie wiedzą, że to piękno zniknie w ich dłoniach.
Zderzenie dwóch skrajnych mentalności następuje, gdy turyści z Europy zwiedzają kopalnię. Jest to neokolonializm w najczystszej postaci.
Muszę przyznać, że w tym przypadku usunęliśmy 70% materiału. Ostateczna wersja jest bardzo delikatna. Tych wycieczek było więcej, tak poniżających, że nie dało się tego znieść. Turysta odpalał skręta i kiwał się w rytm muzyki. Turystka robiła sobie pełną sesję fotograficzną, ze zmianą ubrań. A przed chwilą przewodniczka mówiła o tym, ile osób tu zginęło.
Te wycieczki miałyby sens, gdyby służyły szerzeniu świadomości. Gdyby organizowała je społeczność górnicza i pieniądze trafiały właśnie do niej. Tymczasem to spektakl, zaaranżowany przez agencje turystyczne w jednej, specjalnie zabezpieczonej i wyczyszczonej kopalni.
Kadr z filmu „Silver” (Fot. materiały prasowe)
Twój film na pewno szerzy świadomość. Czy jego bohaterowie mieli szansę zobaczyć się na ekranie?
Jeszcze nie. Ale mam nadzieję, że uda nam się go dowieźć do wiosek. Pokazać na rzutniku. W obliczu tego, co widziałam, wszystkie nasze działania wydają się takie skromne. Ale wciąż wierzę, że mają znaczenie. Zależało mi, żeby po napisach końcowych widz nie został zdołowany, z poczuciem winy. Raczej, żeby przejrzał się w tym filmie, jak w lustrze, które zresztą robi się ze srebra. Tak jak ja przeglądam się w scenie z turystami. Jestem przecież jedną z nich.
Jak Wy poradziliście sobie psychicznie z tym, czego byliście świadkami?
Na miejscu byliśmy skoncentrowani na zadaniu. Codzienność tak nas obciążała, że nie było przestrzeni, żeby te rzeczy przepracować. Dopiero po powrocie, podczas montażu, zaczęłam odkrywać, że te nieprzeżyte emocje wcale nie odchodzą. Cały czas czekały, tak zamurowane, że ciężko było się do nich dostać. Jak w kopalni, trzeba ściągać warstwy, jedna po drugiej i to nie ma końca. Wiem, że nas to zmieniło. Trudno nam cieszyć się tak prawdziwie dziką radością, jednocześnie mając świadomość, jak tam wygląda życie. Że to miejsce trwa wciąż w tej samej formie. Ogarnia nas niemoc wobec krzywdy wyrządzanej naszym bliskim.
Mieszkańcy Potosí nie znają innego świata poza kopalnią. Przed gorączką srebra nie ma ucieczki (Fot. materiały prasowe)
W scenie z przewodniczką orientujemy się, że boga diabła wymyślili kolonizatorzy. To straszne, jak najeźdźcy manipulowali ludnością Potosí poprzez ich wierzenia. I te wpływy przetrwały do dziś. Górnicy przyjmują, że śmierć to naturalny dług, który muszą spłacić za to, że bóg daje im dostęp do góry.
Szokujące, po jakie zabiegi sięgnęli Hiszpanie, by kontrolować górników pod ziemią. Ale mimo tej wiedzy, w pewien sposób sama zaczęłam wierzyć w boga diabła. Nie da się tego logicznie wytłumaczyć, ale jego obecność jest wyczuwalna. W filmie też się personifikuje. Rdzawa woda, którą w jednej ze scen pokazały mi dzieci – to według wielu jego krew. Sama góra z tym unoszącym się pyłem jest diabelska. Z jednej strony piękna i fascynująca, z drugiej przerażająca.
Natalia Koniarz, reżyserka filmów dokumentalnych. Urodzona w Beskidach. Absolwentka Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego UŚ w Katowicach, gdzie dziś prowadzi wykłady i realizuje doktorat. Zadebiutowała wielokrotnie nagradzanym filmem „Tama”, który pokazywano na ponad pięćdziesięciu festiwalach. Laureatka Grand Prix za najlepszy pitch na East Doc Platform 2022 oraz uczestniczka programu Ex Oriente Film. Swoje projekty rozwijała także w ramach DocsBarcelona Public Pitch i FIPADOC Industry. Jej najnowszy film „Silver” otrzymał liczne nagrody na Krakowskim Festiwalu Filmowym oraz nagrodę Stowarzyszenia Kin Studyjnych Jury podczas festiwalu WATCH DOCS.