Kiedy słyszymy: „zmysłowość”, myślimy: „erotyka”. To bardzo zubaża jej prawdziwe znaczenie, które mocno wykracza poza obszar sypialni.
Zmysłowość łączymy z erotyką niejako „z klucza”, bo w naszej rozpędzonej i skupionej na świecie zewnętrznym rzeczywistości seks jest najlepszą – a często jedyną – okazją do kontaktu ze zmysłami. To właśnie w sypialni pozwalamy sobie za nimi podążać, a wręcz się w nich zatracić. W ten sposób korzystamy tylko z maleńkiej cząstki naszych możliwości. Zmysłowość to coś znacznie więcej niż tylko intymność we dwoje.
Zmysłowość w kontekście pozaerotycznym to pojęcie dość… ekskluzywne. Rzadkością jest pielęgnowanie kontaktu z własnymi zmysłami, podtrzymywanie świadomości ich przekazu. Dlaczego tak się dzieje? Przecież kiedy przychodzimy na świat, niczego nie odczuwamy bardziej intensywnie niż doznań, które płyną za pośrednictwem zmysłów. Dla maleńkiego dziecka zmysły to podstawowy komunikator ze światem. Tuż po narodzeniu jeszcze nic o świecie nie wie, nie umie go interpretować i wyciągać wniosków. Wszystko, co potrafi, to odczuwać. Dzieci są nieskażone i cieszy je każda rzecz, której dotykają, smakują, widzą. Ciepło powietrza, zapach skóry matki, smak mleka, głos opiekuna, który cicho nuci – to wszystko są zmysłowe informacje o tym, czy świat jest dobry czy zły. Dlatego tak ważny jest rodzicielski dotyk: przyjemny, opiekuńczy, ciepły i pełen miłości, za którego pośrednictwem rodzice przekazują dziecku tysiące informacji! Bo chodzi nie tylko o to, by zmienić maluchowi pieluszkę, ale też, by zrobić to z miłością. To, w jakim nastroju i z jakim nastawieniem czyni to matka, też dociera do dziecka. Jeśli jest zdenerwowana, podminowana i zła – wszystko jedno, czy na dziecko, bo to już trzecia pieluszka w ciągu godziny, czy na cokolwiek innego – ono czuje, że matczyna opieka niesie ze sobą szorstkość. W ten sposób, bez słowa, matka przekazuje dziecku sporo negatywnych emocji i dezaprobaty, które maluch musi jakoś ogarnąć. Może się czuć odrzucony czy przestraszony. Jeśli na tym pierwszym, zmysłowym etapie zaprzyjaźniania się ze światem będzie dotykany często, ale głównie szorstko, chłodno i mało delikatnie, to w przyszłości może mieć ze zmysłami gorszy kontakt, cenzurować je, zaprzeczać im – nawet doznając pozytywnych emocji – bo nie będzie ich znać i umieć interpretować. Jako dorosły może mieć też problemy w kontakcie z drugą osobą i własnym dzieckiem – bo kiedy ktoś będzie chciał go przytulić, poczuje się dziwnie: z jednej strony przyjemnie, z drugiej – niekomfortowo. Bo jeśli ktoś nie ufa swoim zmysłom, nie ufa też czyimś i przekazywanym za ich pośrednictwem informacjom.
W toku wychowania jesteśmy oduczani zmysłowości, w znaczeniu pełnego wykorzystywania naszych zmysłów, ufania im. Kiedy dzieci mówią rodzicom o tym, co widziały czy słyszały, często na różne sposoby otrzymują sygnał przeczący ich zmysłowym doznaniom. Na przykład maluch gniotąc suchy liść mówi: „Mamo, zobacz jak fajnie chrupie”. Na to mama: „E tam, każdy liść tak chrupie, to nic nadzwyczajnego, nie ma się czym zachwycać”. To zaprzeczenie sposobu, w jaki dziecko odbiera bodźce. Jeśli często spotyka się z tym, że to, co widzi lub słyszy, nie jest warte jego uwagi albo jest nieprawdą, dostaje komunikat, że kontakt ze zmysłami nie jest istotny. A przecież dzieciństwo jest tak piękne i pełne przygód dlatego, że opiera się głównie na wiedzy zdobytej za pomocą zmysłów. Bo zarówno zimna woda w styczniu, jak gorący piasek w lipcu są doznaniami, które sprawiają, że czujemy smak życia. Niestety, na skutek takich negujących odczucia uwag, wyrastamy na dorosłych, którzy gubią kontakt ze zmysłowością. Wiemy na przykład, że smakowanie czekolady to wspaniałe zmysłowe doznanie, bo tak podpowiada nam reklama. Podobnie jak zapach żelu, którym myjemy ciało, jest ucztą dla zmysłów. Ale zapominamy, że zmysłowej radości doznajemy także wtedy, gdy chodzimy boso po trawie, przesypujemy piasek z ręki do ręki, zmywamy naczynia, w styczniu zanurzamy na chwilę stopy w Bałtyku, słuchamy tykania zegarka lub szumu muszli, dotykamy konopnego sznurka albo poczujemy zapach psiej sierści.
Zmysłom zawdzięczamy nie tylko przyjemności, ale także życie. Węch, dotyk, wzrok, smak, słuch – to nasi wierni słudzy. Przyjemność, jaką daje nam na przykład smaczne jedzenie czy piękna muzyka, jest z punktu widzenia natury drugorzędna. Zmysły od tysięcy lat zapewniają nam przetrwanie. Dzięki zmysłowi smaku czy węchu potrafimy wybrać świeże i zdrowe pożywienie, a uniknąć zepsutego, powodującego chorobę i zatrucie. Dzięki czujnemu wzrokowi czy słuchowi mogliśmy w przeszłości umknąć atakującym drapieżnikom, dziś – nadjeżdżającym samochodom. Wzrok pozwala nam wybrać na rodzica naszych dzieci zdrowego i najlepszego z punktu widzenia przedłużenia gatunku osobnika.
Ale człowiek to zabawna istota: zamiast czuć wobec zmysłów wdzięczność, postanowił je... okiełznać. Silny wpływ wielu religii, zwłaszcza chrześcijańskich, sprawiał, że zmysły długo były „na cenzurowanym”. Kościół przez wieki dyktował podejście surowe, ascetyczne i purytańskie. Zmysły jako źródło doznań traktowano jak narzędzie Złego; coś, co nas zwodzi, odwracając uwagę od tego, co ważne (myślenia o zbawieniu, umartwiania ciała i doskonalenia duszy) i wiodąc ku ziemskim rozkoszom. Przed laty ludzi, którzy ulegali zmysłowości, karano i napiętnowano. Największą cnotą była asceza, czyli odmawianie sobie wszystkiego, co przyjemne.
Skąd ten lęk przed zmysłowością? Zapewne stąd, że przecież od najwcześniejszego dzieciństwa zmysły są nierozerwalnie powiązane ze światem uczuć. Lęk przed nimi to tak naprawdę strach przed tym, co dzieje się z nami pod ich wpływem. Bo zmysły rzeczywiście są w stanie odciągnąć nas od rzeczy głębszych, duchowych wartości. Łatwo jest za nimi podążyć, bo korzystanie ze zmysłów daje ogromną przyjemność, a to może zrodzić nieumiarkowanie, ale tylko w przypadku, gdy brak nam wewnętrznej cenzury. Dzieci jej nie mają, więc w roli ich cenzora muszą wystąpić rodzice, którzy powiedzą: „Nie jedz tyle cukierków, bo roboli cię brzuch”. Jako dorośli już wiemy, że nadmiar słodyczy grozi żołądkowymi dolegliwościami i sami zatrzymujemy pociąg ku rozkoszom podniebienia. Najlepszym przykładem na nasze panowanie nad zmysłami jest fakt, że ludzie chorobliwie otyli lub seksoholicy nie objadają się czy nie uprawiają seksu dlatego, że daje im to zmysłową przyjemność. U podstaw ich zachowania leżą głębokie problemy emocjonalne, a nie zmysłowe rozpasanie. Jedzenie jest zmysłowe wtedy, kiedy jest przyjemne, co więcej, objadanie się może świadczyć o braku kontaktu ze zmysłami, bo nie potrafimy wyczuć momentu, kiedy jesteśmy nasyceni, kiedy mamy dość.
Jeśli wychowano nas w pewnych wartościach i sami umiemy zachowywać normy i granice, zmysły nie będą nam w niczym zagrażać, zachowamy właściwe proporcje między przyjemnością a nasyceniem, a instynkt będzie nas chronić przed nadmiarem. Zadbamy i o duchowość, i o cielesność.
W podeszłym wieku nasze zmysły funkcjonują gorzej: słabnie smak, wzrok i słuch. Być może dlatego starsi ludzie cenią sobie te momenty w życiu, kiedy czują się radośni, które sprawiają im wiele przyjemności i już tak łatwo nie przechodzą nad nimi do porządku dziennego. Kontakt z własnymi zmysłami utrudnia też życie w mieście, w ciągłej obecności mediów, które bardzo „nakręcają” potrzebę zmysłowych przyjemności. Bombardują nas informacjami o rzeczach, które mogą nam sprawić przyjemność, ale nie biorą pod uwagę tego, że nie każdemu wszystko smakuje czy podoba się w takim samym stopniu. W ten sposób tracimy kontakt z tym, czego tak naprawdę chcą nasze zmysły i oddajemy się konsumpcji tego, co podobno czyni szczęśliwym każdego.
Współczesny świat wykorzystuje naszą zmysłową wrażliwość, by zmusić nas do różnych zachowań. Na przykład w niektórych japońskich korporacjach są rozpylane przez urządzenia klimatyzacyjne różne zapachy: w czasie pracy – pobudzające i ułatwiające koncentrację, w porze lunchu – relaksujące. W sklepach sączy się przyjemna, rytmiczna muzyka, przy czym najlepiej, by jej rytm był zgodny z rytmem bicia serca. To sprawia, że czujemy się lepiej, chce nam się żyć, a to zachęca nas do bardziej energicznego wybierania towarów i odważniejszych zakupowych decyzji. W wielu supermarketach otwiera się piekarnie – bo już dawno udowodniono, że zapach świeżego chleba do kupowania większej ilości jedzenia.
Pod wpływem zmysłów budzą się w nas pragnienia. Zwierzę przy wodopoju pije tyle, ile potrzebuje; człowiek powodowany zasadą przyjemności i chęcią posiadania weźmie więcej niż potrzebuje.
Zmysły są tylko narzędziem. Co z nich wyniknie, decyduje nasze „centrum dowodzenia”, czyli umysł, świadomość i wolna wola. Kiedy małe dziecko odczuwa przykrość czy coś mu dolega, natychmiast uderza w głośny płacz i krzyk. My, dorośli, umiemy znaleźć złoty środek pomiędzy akceptacją przyjemności i nieprzyjemności. Natomiast w podeszłym wieku nasza tolerancja nieprzyjemnych bodźców znacznie wzrasta. Potrafimy ze stoickim spokojem znosić uciążliwy ból krzyża, kręgosłupa czy stawów, który nie zamierza wcale odpuścić. Życie nas hartuje cierpieniem.
We dwoje
Z osobą zmysłową fajnie robić wszystko, nie tylko uprawiać seks. Miło zjeść z nią posiłek, bo jedzenie sprawia jej wyraźną frajdę. Przyjemnie pójść z taką osobą na koncert, by patrzeć, jak wspaniale przeżywa każdy dźwięk. Cudownie wybrać się razem na spacer, ponieważ obcowanie z przyrodą sprawia jej wielką radość. Fantastycznie się do niej przytulić, bo z takiego kontaktu czerpie radość i siłę, a nie sztywnieje w ramionach partnera.