Kiedy Londyn podnosił się z wojennych zniszczeń, stolica sztuki brytyjskiej na pewien czas przeniosła się nad Morze Celtyckie – do Kornwalii. Tam, w rybackim miasteczku St Ives, powstała kolonia artystów przekonanych, że klucz do odrodzenia i rozwoju języka sztuki nowoczesnej leży w tym, co najbardziej fundamentalne: w pejzażu, geologii, naturze i abstrakcji.
Tekst pochodzi z miesięcznika „Zwierciadło” 6/2025.
Jedną z artystek, która w tamtych latach znalazła się w St Ives, była Wilhelmina Barns-Graham. Malarka, dla której abstrakcja stała się najwyższą formą realizmu, i bohaterka nowego filmu wybitnego brytyjskiego dokumentalisty Marka Cousinsa. Jego retrospektywę mogliśmy oglądać na tegorocznym Millennium Docs Against Gravity, największym festiwalu filmów dokumentalnych w Polsce. Próbkę sztuki Wilhelminy można było podziwiać na żywo – w Muzeum Sztuki w Łodzi, podczas wystawy „St Ives i gdzie indziej”.
W 2007 roku St Ives zwyciężyło w plebiscycie na najlepszą wypoczynkową miejscowość nadmorską w Wielkiej Brytanii. Plebiscyt ów wśród swoich czytelników zorganizował dziennik „The Guardian”. Turystyczne walory tej nadmorskiej osady odkryto pod koniec XIX wieku, kiedy na Półwysep Kornwalijski doprowadzono kolej. Wśród odwiedzających St Ives nie brakowało artystów. Surowe piękno tych okolic – wysokie klify, dramatyczne formacje skalne otaczające pogrążone w cieniu piaszczyste zatoki, gwałtowne morze – było rajem dla amatorów malarstwa pejzażowego, szczególnie w jego romantycznej wersji. Co jednak prowincjonalna Kornwalia mogła zaoferować artystom awangardowym, którzy romantyzm programowo odrzucali, widząc w sztuce raczej podobną nauce metodę badania i rekonstrukcji świata niż dziedzinę wyrażania emocji?
St Ives mogło wydawać się miejscem w sam raz nadającym się na azyl dla konserwatystów, tkwiących z dala od awangardowego frontu walki o lepsze jutro i pragnących oddawać się bardziej tradycyjnym formom sztuki. A jednak awangarda nie tylko dotarła do kornwalijskiego miasteczka, lecz również uczyniła je swoim bastionem w Wielkiej Brytanii.
St Ives (1954).
W filmie dokumentalnym – noszącym wymowny tytuł „A Sudden Glimpse to Deeper Things” [Nagłe przebłyski głębi istnienia], który można było oglądać w ramach Millenium Doc Against Gravity – śledzimy losy Wilhelminy Barns-Graham, która do Kornwalii trafiła z rodzinnej Szkocji. Pojawia się sugestia, że właściwie ze Szkocji ucieka. Od czego? Czy raczej od kogo? Na przykład od surowego, niestroniącego od przemocy fizycznej ojca. To bardziej teoria, domysł, rodzaj otwartego pytania. Reżysera Marka Cousinsa bardziej od klasycznie podanych biograficznych faktów interesuje bowiem to, w jaki sposób działał umysł artystki. Jak postrzegała i odczuwała otaczającą rzeczywistość. I jak ów sposób odczuwania i postrzegania wpływał na jej sztukę. Wiadomo, że Barns-Graham była synestetką: każda litera i liczba miała dla niej kolor, w podobny sposób postrzegała ludzi, miejsca, sytuacje. Szukała idealnych proporcji, robiła szczegółowe wyliczenia, zachowały się jej zeszyty i zadziwiające notatki, pełne liczb i odpowiadających im geometrycznych barwnych kompozycji. Ten rodzaj neuroróżnorodności, jakim jest synestezja, dotyczy kilku procent ludzkiej populacji (synestetą był też choćby Wassily Kandinsky czy Władimir Nabokow) i polega na przekładalności doznań związanych z jednym zmysłem na wrażenia charakterystyczne dla innego.
Obraz Wilhelminy Barns-Graham „Górny lodowiec”(1950). (Fot. British Council Collection)
Kiedy i dlaczego St Ives stało się tak istotną w historii sztuki kolonią artystyczną? Stało się to za sprawą Barbary Hepworth i Bena Nicholsona. W latach 30. oboje należeli do czołowych postaci londyńskiej sceny awangardowej, utrzymywali także żywe kontakty międzynarodowe, biorąc udział w dyskusjach o przyszłości sztuki. Do St Ives trafili początkowo jako turyści. Kiedy wybuchła wojna, powrócili nad Morze Celtyckie w roli uchodźców z zagrożonej przez Niemców stolicy. Życie artystyczne w Londynie zamarło; od 1940 roku miasto stało się celem zmasowanych bombardowań. W zamyśle Hitlera miały być one przygotowaniem do planowanej inwazji na Wielką Brytanię.
Wraz z Hepworth i Nicholsonem w St Ives przeczekiwał lata wojny ich przyjaciel Naum Gabo. Ten pochodzący z Rosji rzeźbiarz był żywym wcieleniem ducha międzynarodowego awangardowego wizjonerstwa. Przed pierwszą wojną światową należał do modernistycznego środowiska w Paryżu. Na wieść o wybuchu rewolucji w Rosji wrócił do ojczyzny; był jednym z wielu artystów, którzy wierzyli, że z sojuszu komunizmu i postępowej sztuki narodzi się wymarzony przez awangardę nowy porządek. Współtworzył radziecki ruch konstruktywistyczny, który w zamyśle jego uczestników miał być projektem lepszego świata.
„Idea konstruktywna nie jest programowa – pisał artysta – nie jest schematem estetycznym artystycznego działania ani też buntowniczą demonstracją sekty artystycznej; jest ona ogólnym pojęciem świata albo, lepiej, duchowym stanem generowania, ideą uwarunkowaną przez życie, zjednoczoną z nim i wpływającą na jego kierunek. Nie dotyczy jednej tylko dyscypliny Sztuki (malarstwa, rzeźby czy architektury), nie ogranicza się tylko do sfery Sztuki. Idea ta jest dostrzegalna we wszystkich dziedzinach nowo powstającej kultury”.
Gabo przekonał się wkrótce, że w sowieckim reżimie nie tylko nie da się zrealizować awangardowych idei, ale i samych awangardzistów czekać będzie marny los. Wyemigrował, podróżował po Europie, w końcu osiadł w Wielkiej Brytanii. Pojawienie się w St Ives Hepworth, Nicholsona i Gabo zmieniło ton życia artystycznego toczącego się na kornwalijskim wybrzeżu. Uczestników owego życia tymczasem przybywało. W pierwszej połowie lat 40. byli to przede wszystkim twórcy uciekający na wieś z bombardowanych miast, a wkrótce także wracający z frontu: na przykład malarz Terry Frost, który służył w wojsku jako komandos, trafił do Kornwalii po czterech latach spędzonych w niemieckiej niewoli. Koniec wojny nie oznaczał jednak kresu rozwoju społeczności artystycznej St Ives. Wręcz przeciwnie, ludzie sztuki wciąż napływali do miasteczka i okolic, teraz przyciągani w coraz większym stopniu rosnącą sławą tutejszej artystycznej kolonii. W późnych latach 40. znalazł się wśród nich między innymi polski kapista Piotr Potworowski. Wojenne koleje losu przywiodły go do Anglii. W St Ives znalazł artystów i artystki o wrażliwości pokrewnej swojej i włączył się w ich twórcze poszukiwania. Kiedy w 1958 roku malarz wrócił do Polski, w jego twórczości widoczny był wpływ doświadczeń zebranych w kornwalijskiej kolonii. Wilhelmina Barns-Graham należała do osób, które do grupy skupionej wokół Hepworth, Nicholsona oraz Gabo dołączyły najwcześniej, jeszcze na początku wojny. Urodzona w 1912 roku malarka w latach studiów w Edynburgu szukała jeszcze rozwiązań w figuracji. W St Ives zwróciła się już zdecydowanie ku abstrakcji. Sztuka nieprzedstawiająca stała się wspólnym językiem całej kornwalijskiej kolonii artystycznej. Była to jednak abstrakcja pojmowana w bardzo szczególny sposób.
Sfotografowany podczas pracy Ben Nicholson w Porthmeor, niedaleko St Ives (1953) (Fot. Mary Evans Picture/East News)
Pod wpływem przybywających do St Ives artystów awangardowych kornwalijski port, dotąd ośrodek malarstwa krajobrazowego, zmienił się w centrum eksperymentów abstrakcyjnych.
Jednocześnie tutejszy pejzaż głęboko zmienił samych luminarzy awangardy. Zaczęli poszukiwać źródeł sztuki u samych podstaw ludzkiego doświadczenia: w relacji z przestrzenią, powietrzem, światłem wybrzeża, z geologicznym dramatem kornwalijskich skał i klifów. Barbara Hepworth w St Ives rozwinęła filozofię artystyczną, zgodnie z którą jedynym właściwym miejscem dla nowoczesnej rzeźby miał być krajobraz – prawdziwa przestrzeń przeciwstawiona laboratoryjnej, sztucznej ramie, jaką tworzy galeria czy muzealna sala ekspozycyjna.
To poszukiwanie źródeł sztuki w głęboko pojmowanej relacji człowieka i natury miało wymiar nie tylko stricte artystyczny, lecz również moralny i polityczny. Powojenne miasta Europy z trudem dźwigały się z gruzów, leczyły wojenne rany. Skupieni w St Ives artyści i artystki uważali, że źródłem siły niezbędnej do odbudowy społeczeństwa i kultury jest przyroda, nie byli jednak zainteresowani „portretowaniem” natury – pragnęli obrazów sięgających głębiej i dotykających samej struktury doświadczenia bycia w pejzażu. Takie obrazy stworzyć można było za pomocą abstrakcji, którą twórcy pracujący w St Ives postrzegali jako najbardziej realistyczny – bo najbardziej prawdziwy i wykluczający wszelką iluzję – język dostępny nowoczesnemu artyście. Przekonanie, że abstrakcja jest najwyższą formą realizmu, pozwalającą oddać nie tyle wygląd rzeczy, pejzażu i przestrzeni, ile ich głęboką istotę, widać szczególnie wyraźnie w twórczości Barns-Graham niezależnie od tego, czy malarka przedstawia kompozycje będące wynikiem analizy kornwalijskiego pejzażu, czy też prace pochodzące ze słynnego cyklu zainspirowanego wyprawą na szwajcarski lodowiec Grindelwald, jaką odbyła pod koniec lat 40. Artystka pokazuje przy tym, że sprzeczność między modernistycznym, racjonalnym, konstruktywistycznym podejściem do obrazu a romantyczną emocją, której człowiek doświadcza w obliczu majestatycznego krajobrazu, jest pozorna i możliwa do przekroczenia – podobnie jak opozycja między kulturą a naturą.
Barbara Hepworth „Forma zakrzywiona – Trevalgan”
(1956). (Fot. Bowness Photo/ British Council Collection)
Barns-Graham, jak wiele innych kobiet z jej pokolenia, przez znaczną część swojej długiej kariery musiała zmagać się z tendencją patriarchalnego świata sztuki do lekceważenia i umniejszania roli artystek. W latach 40. i 50. pozycja, jaką malarka zajmowała w społeczności St Ives, miała charakter pierwszoplanowy. W kolejnych dekadach, kiedy kornwalijska kolonia zaczęła przechodzić do historii, by wkrótce stać się legendą nowoczesnej sztuki brytyjskiej, okazało się, że na wystawach zbiorowych, a także w opracowaniach badaczy jest pomijana. Muzea i kuratorzy „odkryli” ją ponownie w latach 90. Dziś uważana jest za jedną z najwybitniejszych powojennych malarek brytyjskich. Zainteresowanie jej twórczością nie słabnie, a jego najnowszym wyrazem jest właśnie ukończony w 2024 roku dokument Marka Cousinsa.