Ikoniczny złoty „Pocałunek” Gustava Klimta należy do najczęściej reprodukowanych dzieł w historii zachodniej sztuki. Popkulturowa sława wiedeńskiego secesjonisty paradoksalnie przesłoniła jego dzieło, ale też ducha i kulisy powstawania jego obrazów, które dziś mogą budzić spore wątpliwości.
Pierwszym odzewem na hasło „Klimt” jest oczywiście „Wiedeń”. Twórczość malarza to jedna z atrakcji miasta, głęboko wpisana w biznes turystyczny. Jeżeli zatem zaczynać interpretowanie tego artysty na nowo, to właśnie w Wiedniu. Świetnej okazji dostarcza otwierająca się w Muzeum Belvedere wystawa „Gustav Klimt – Pixel & Pigment”. Przewodnią ideą projektu jest prześwietlenie dorobku malarza za pomocą zaawansowanych technologii, na czele ze sztuczną inteligencją.
Naukowa analiza materii dzieł Klimta prowokuje jednak również pytania o ducha jego sztuki, jej aktualność oraz uczucia, które wywołuje, kiedy zostanie skonfrontowana ze współczesną moralnością, gustem i normami etycznymi.
Klimt niechętnie komentował swoją twórczość i nie zostawił po sobie tekstów, które umożliwiałyby głębszy wgląd w zakamarki jego umysłu. Wyznawał, że kiedy ma coś napisać, dostaje sensacji podobnych do choroby morskiej. W historii sztuki nie brakuje twórców, którzy jak Rembrandt przez całe życie uważnie przyglądali się sobie, a także takich, których twórczość jest w gruncie rzeczy jednym wielkim autoportretem. Klimt nigdy nie namalował własnego wizerunku. „Jako osoba nie jestem specjalnie interesujący – przekonywał. – Nie ma we mnie nic szczególnego do zobaczenia. Jestem malarzem, który dzień w dzień od rana do nocy maluje”. I dodawał, że „ten, kto chce się czegoś dowiedzieć o mnie jako artyście, a tylko on jest godny uwagi, powinien uważnie obejrzeć moje obrazy i na tej podstawie próbować się zorientować, kim jestem i czego chcę”. Czego zatem chciał Gustav Klimt?
Gustav Klimt z jednym ze swoich licznych kotów (1911). (Fot. Getty Images)
„Cała sztuka jest erotyczna!” Ta zwięzła myśl to jedyny klucz, który oszczędny w słowach malarz dał do dyspozycji interpretatorom swojego dorobku. I choć można się spierać, czy erotyka rzeczywiście jest zasadą, która organizuje całą sztukę, to w wypadku Klimta ta reguła generalnie się sprawdza: w jego wizji siłami wprawiającymi świat w ruch są pożądanie i seksualność.
W Wiedniu przełomu XIX i XX wieku ten rozerotyzowany malarz stale pracował na granicy obyczajowego skandalu i czasem ją przekraczał; jego prace stawały się wówczas obiektem cenzury, przyczyną oburzenia i tematem publicznych debat. Dziś na dyskusjach mogłoby się nie skończyć – gdyby Klimt ze swoją wrażliwością erotyczną został przeniesiony do współczesnego świata sztuki, poważnie ryzykowałby, że zostanie wykluczony.
Czytaj także: Cancel czy karcer? Co zrobić z wielką sztuką złych ludzi?
Formalnie rzecz biorąc, do śmierci pozostał kawalerem, który większość życia spędził pod opieką matki oraz sióstr, ale kobiety, z którymi miał romanse, domagały się od niego uznania aż 14 nieślubnych dzieci (artysta przyznał się ostatecznie do ojcostwa czwórki z nich). Do pracowni mistrza trafiały w roli modelek nieletnie ubogie dziewczęta, które malarz zgarniał do siebie nierzadko prosto z ulicy. W ten właśnie sposób w atelier znalazła się między innymi 16-letnia Wally Neutzil, która stała się później muzą i towarzyszką życia młodego przyjaciela Klimta, Egona Schielego. Mistrz lubił reżyserować między kobietami, które sprowadzał do pracowni, seksualne gry, służące mu za malarskie inspiracje. Jednocześnie pozostawał wziętym portrecistą wśród klienteli z wyższych sfer, w każdym razie tej jej części, która miała smak na awangardę i która nie przejmowała się krążącymi po mieście plotkami. Klimt portretował bowiem wyłącznie kobiety, zaś pozujące mu damy z towarzystwa musiały liczyć się z tym, że będą podejrzewane o romans z malarzem. Artysta znany był wprawdzie z dyskrecji, pilnie chronił swoją prywatność, ale pogłoski podsycały same obrazy – wśród portretów kobiet z wiedeńskich elit trudno znaleźć taki, w którym nie ma erotycznych podtekstów.
Gustav Klimt, „Judyta z głową Holofernesa” (1901). (Fot. Johannes Stoll / Belvedere, Vienna)
Klimt mógłby zostać dziś zatem potraktowany jak seksualny drapieżnik, nie mówiąc o problematycznym wieku niektórych jego partnerek. Jako artysta z kolei świetnie nadaje się na uosobienie męskiego, patriarchalnego spojrzenia. W oczach Klimta kobieta jest bowiem przedmiotem pożądania, demonem, femme fatale – wszystkim, tylko nie realną osobą. Jej rola polega wyłącznie na byciu obiektem męskich fantazji. Jak to możliwe, że takie spojrzenie uchodzi do dziś wiedeńskiemu mistrzowi na sucho?
W rozliczeniu Klimta z patriarchalnych błędów i wypaczeń trzeba ustrzec się od prezentyzmu, czyli przykładania dzisiejszej miary do wyobrażeń malarza, który nie żyje od ponad 100 lat. Artysta był dzieckiem swojej epoki – o tyle ciekawym, że typowym i jednocześnie wyjątkowym. Urodził się w 1862 roku w wielodzietnej rodzinie drobnego złotnika z przedmieść Wiednia. W wieku 14 lat wstąpił do Szkoły Sztuk Stosowanych, na studia mógł sobie pozwolić dzięki stypendium dla uzdolnionych uczniów. W latach nauki marzył o posadzie nauczyciela rysunku, ale po studiach otworzyły się przed nim o wiele ciekawsze perspektywy.
Wiedeń jego czasów był jednym z najszybciej rozwijających się miast na świecie, w ciągu trzech ostatnich dekad XIX wieku stolica habsburskiego imperium urosła dwa i pół raza. W przebudowywanym śródmieściu jak grzyby po deszczu wyrastały reprezentacyjne gmachy użyteczności publicznej i panowało ogromne zapotrzebowanie na artystów dekoratorów. Młody Klimt wyszedł naprzeciw temu popytowi: wraz z przyjacielem ze studiów Franzem Matschem i bratem Ernstem, który również ukończył Szkołę Sztuk Stosowanych, założył Künstler-Compagnie (Kompanię Artystów), pracownię specjalizującą się w malarskich dekoracjach w reprezentacyjnych budynkach.
Gustav Klimt, „Amalie Zuckerkandl” (1913–1914)(Fot. Johannes Stoll / Belvedere, Vienna)
Prace wykonane przez tercet w Burgtheater, a także w Kunsthistorisches Museum przyniosły artystom uznanie, a nawet państwowe odznaczenia. Klimt był na najlepszej drodze do zrobienia kariery rozchwytywanego dekoratora, ale właśnie wówczas w jego twórczości zaczął dokonywać się zwrot.
Niemałą rolę odegrała w nim nagła śmierć brata, która w 1892 roku położyła kres działalności Kompanii Artystów. Jednocześnie postawa samego Klimta gwałtownie się radykalizowała. Pewny siebie malarz coraz bardziej zdecydowanie odrzucał tradycję akademicką, z której sam zresztą się wywodził. Ów bunt przeciw obowiązującym konwencjom znalazł w 1897 roku wyraz w założeniu Stowarzyszenia Sztuk Pięknych Secesji Austriackiej – przeszło ono do historii jako Secesja Wiedeńska i skupiało antyakademickich modernistów i awangardzistów różnych dziedzin. Zrzeszeni w Secesji architekci, artyści i dekoratorzy głosili ideę syntezy sztuk, marzyli o tworzeniu dzieł totalnych, a także o rozwijaniu nowych estetyk zakrojonych na miarę wyłaniającego się wokół nich nowoczesnego świata. Klimt wyrósł na lidera grupy i został pierwszym prezesem stowarzyszenia.
Rebelia secesjonistów była symptomem napięć panujących w Wiedniu przełomu wieków. Wielonarodowa metropolia pędziła w stronę nowoczesności i jednocześnie pozostawała siedzibą habsburskiej dynastii, której cesarski tytuł sięgał korzeniami feudalnego średniowiecza. Opływała bogactwem i była zarazem zaludniona przez rzesze przemysłowej biedoty. Stara arystokracja walczyła o wpływy z nową burżuazją, a burżuazja – z ruchami socjalistycznymi domagającymi się praw dla mas. Tętniące życie intelektualne i nowe idee zderzały się z zapiekłym konserwatyzmem establishmentu. W Wiedniu niczym w soczewce skupiały się sprzeczności rozsadzające Europę doby belle époque. Okażą się one niemożliwe do pogodzenia i w 1914 roku doprowadzą do I wojny światowej, która wstrząśnie kontynentem i położy kres habsburskiemu imperium. Na razie, w czasach Klimta, znajdowały one ujście na polu kultury i w przekonaniu, że trzeba ją wymyślić na nowo. Modernizm, secesja, art nouveau – prądy, które współtworzył wiedeński malarz i których został wybitnym przedstawicielem – stanowiły wyraz tych dążeń.
Czytaj także: Aby zrozumieć magnetyzm Paryża, trzeba się cofnąć do belle époque. Rozmowa z Martą Orzeszyną, znawczynią literatury i kultury francuskiej
Ostatnim publicznym zleceniem Klimta był cykl malowideł, które miały ozdobić siedzibę Uniwersytetu Wiedeńskiego, malarz stworzył alegorie filozofii, medycyny i prawa. Propozycje artysty zaszokowały zleceniodawców. Zwrócił się on w stronę ezoterycznego symbolizmu. Dekoracyjność, z której słynął za młodu, zmienił w awangardowy oręż – ornamenty zaczęły pochłaniać przedstawienia, zmieniając się w struktury, które zapowiadały malarstwo abstrakcyjne. Nie na tyle jednak abstrakcyjne, żeby spod warstw ornamentów nie dało się dostrzec potężnego ładunku erotyki. Pierwszy obraz z cyklu, „Filozofia”, zdobył Grand Prix na Wystawie Światowej w Paryżu, ale w Wiedniu wywołał oburzenie. Prace Klimta stały się osią sporu między austriackimi modernistami a konserwatystami. Debata przeciekła do prasy, otarła się nawet o kręgi rządowe. Skandal kosztował artystę posadę na Akademii. W odpowiedzi Klimt oświadczył, że nie ścierpi cenzury i na zawsze rezygnuje z zamówień państwowych.
Gustav Klimt, Słonecznik” (1907). (Fot. Johannes Stoll / Belvedere, Vienna)
Alegorie namalowane dla Uniwersytetu Wiedeńskiego należą do najsłynniejszych prac Klimta, które nie zachowały się do naszych czasów, zaś ich rekonstrukcja stanowi największą atrakcję poświęconej artyście wystawy w Muzeum Belvedere.
Po odrzuceniu prac przez władze, Klimtowi udało się je odzyskać, trafiły w ręce prywatnych właścicieli. Jak wiele innych dzieł malarza, które znalazły się w posiadaniu wiedeńskiej elity pochodzenia żydowskiego, w latach nazizmu zostały zrabowane przez reżim. W 1945 roku, kiedy losy hitlerowskiej tyranii były już przesądzone, obrazy wraz z innymi dziełami sztuki wywieziono do zamku Imendorf w Dolnej Austrii. Kiedy SS-mani musieli stamtąd uciekać, podpalili zamek: woleli, by ich łupy poszły z dymem, niż wpadły w ręce aliantów. Do dziś nie zachowała się pełna dokumentacja zniszczonych dzieł, historycy sztuki nie dysponują ich kolorowymi reprodukcjami. Odtworzenie oryginalnego wyglądu „Filozofii”, „Medycyny” i „Prawa” stało się możliwe dopiero teraz, dzięki sztucznej inteligencji, z pomocą której (na podstawie szkiców i danych na temat sposobu stosowania kolorów przez artystę) udało się je zrekonstruować w pełnych barwach.
Odtworzona przez AI „Filozofia” Gustava Klimta, (Fot.Belvedere, Vienna / Image by Google)
Odzyskanie uniwersyteckich alegorii wymagało od Klimta zabiegów politycznych, a także zwrócenia państwu pokaźnej sumy, jaką otrzymał za zlecenie. Pomogli mu w tym zamożni patroni. Wypadając z łask dworu i konserwatywnego mieszczaństwa, Klimt stał się bowiem ulubieńcem bogatej burżuazji. Wiedeńskich oligarchów nie peszył erotyzm Klimta, nawet jeżeli dochodził do głosu w portretach kobiet z ich środowiska. Emblematyczną pozycję zajmuje tu słynna „Złota Adela” – portret Adele Bloch-Bauer, socjalistki, głośnej piękności i żony potentata przemysłowego Ferdynanda Blocha. To, podobnie jak „Pocałunek”, kwintesencja tak zwanego „złotego okresu” w twórczości Klimta – lat, w których ten syn złotnika nakładał na obrazy ornamenty z płatków drogocennego kruszcu. Zmieniał w ten sposób wizerunki w rodzaje współczesnych ikon, tyle że – jak w portrecie Adeli Bloch – uświęcały one kobietę nie jako religijny symbol, lecz przedmiot pożądania. Zarówno Klimt, jak i patronująca mu burżuazja rozpoznawali intuicyjnie, że modernistyczna rewolucja ma seksualny podtekst, a rozmontowanie starych porządków – ekonomicznych, społecznych, politycznych – jest ściśle związane ze zmianą norm obyczajowych. Pożądanie ma ogromną siłę wywrotową. Nieprzypadkowo przecież w tym samym Wiedniu, gdzie tworzył Klimt, działał jego rówieśnik Zygmunt Freud. Z drugiej strony rewolucja seksualna, którą proponował artysta, miała stricte patriarchalny i jednocześnie klasowy charakter. Wyzwolenie erotyki z gorsetu tradycyjnych przesądów? Owszem, ale w grę wchodziła wyłącznie swoboda mężczyzn z uprzywilejowanych grup społecznych. Kapiące od złota obrazy Klimta z początku XX wieku to drogocenne artefakty, ale również ukazane na nich kobiety malarz przedstawiał jako swego rodzaju „dobra luksusowe” – ekscytujące, piękne, nie z tej ziemi, dopełniające stan posiadania mężczyzn mających wszystko. Klimt to niekwestionowany wizjoner modernizmu, jednak jego nowoczesność miała ekskluzywny charakter. Nie rozgrywała się w realnym świecie, lecz w sferze mitu, który był rzeczywistością dla przysłowiowego jednego procenta najzamożniejszych wiedeńczyków.
Czytaj także: Pablo Picasso – artysta sadysta
Być może to właśnie dlatego sztuka Klimta, choć jest anachroniczna i stanowi relikt swojej epoki, nie przestaje nas fascynować. W grę wchodzi tu bowiem nie tylko – skądinąd niezaprzeczalna – siła plastyczna i oryginalność jego dzieła. Modernizm z czasów belle époque był utopią, wyśnionym przez secesjonistów totalnym dziełem sztuki. Światem, który był niemożliwy do urzeczywistnienia i nigdy nie istniał, ale przez nikogo nie został przedstawiony w sposób tak absolutny jak przez Gustava Klimta.
Wystawa „Gustav Klimt - Pixel & Pigment” w Belvedere Museum w Wiedniu potrwa do 7 września