Malwina Nahorny świadomie wyłączyła ekran komputera, wróciła do technik analogowych. Odkryła dla siebie akwarelę, która daje jej dużo wolności. Jest blisko ludzi, ale też natury. Swoje najnowsze prace wkrótce pokaże na wystawie „Zagadki o czułości”.
Dorota Gepert: Kiedy zaczęłaś myśleć o tym, że możesz zostać artystką?
Malwina Nahorny: Dość wcześnie, bo już na początku podstawówki. Postrzegam się jako artystka rzemieślniczka, z tak zwanym fachem w ręku. I to niejednym.
Moja nauczycielka ceramiki, Ada Witucka, zauważyła wtedy moje predyspozycje. Namówiła mnie, żebym zajrzała do Liceum Plastycznego w mojej rodzinnej Bydgoszczy. Choć mieściło się ono tylko kilka ulic dalej, to był inny świat. Poszłam zobaczyć budynek, weszłam do środka i przepadłam. Wiedziałam, że muszę się uczyć, żeby się tam dostać. Nie wyobrażałam sobie innej przyszłości. Poprzeczka zawieszona była wysoko, ale moje nazwisko znalazło się na liście przyjętych uczniów.
Studia artystyczne to już naturalna konsekwencja tego wyboru.
Można tak powiedzieć. W plastyku poznałam wiele technik artystycznych. Warsztat był istotny. Najbardziej pochłonęła mnie grafika i sitodruk, i dalej je zgłębiałam na studiach. Dodatkowo zainteresowałam się projektowaniem graficznym. Moim marzeniem było stworzenie własnego czasopisma, magazynu. I choć dziś brzmi to już trochę archaicznie, cieszę się, że mam w swoim życiu czas, w którym skupiłam się na marzeniu o pracy dla czasopism. Wiele z nich już się nie ukazuje w druku, jednak jest to doświadczenie, do którego często wracam i było ono dla mnie ważne.
W jakiś sposób przełożyło się ono na to, że wciąż projektujesz książeczki.
Tak, to część mojej twórczości, która przez długi czas była odskocznią od pracy zawodowej projektantki. Skrzętnie przechowywałam je w szufladzie. Jedną z nich udało mi się wydać w formie zina w Oficynie Peryferie Michała Chojeckiego w Pracowni Wschodniej. Bardzo go lubię, to taki manifest, bo odpowiadam za treść, rysunki, oprawę. Wszystko od początku do końca jest w nich moje. I myślę, że właśnie te książeczki pozwoliły mi wrócić do nieposkromionego tworzenia.
Jak to się stało?
Na wiele lat pochłonęły mnie inne zajęcia. Pracowałam w wydawnictwie, współtworzyłam startupy, byłam projektantką graficzną. Moją twórczość można było określić jako “usługową”, dostosowaną do wymagań klientów. Ciągnęło mnie do budowania swojego stylu, dizajnerskiej spójności. Spędzałam wiele godzin przed ekranem komputera. Coraz bardziej brakowało mi czasu na własną wypowiedź artystyczną, działania w technikach analogowych. Czułam, że muszę wrócić do tworzenia bez tych wszystkich zależności, na swoich zasadach. Pożegnałam się z zawodem projektantki graficznej w najlepszym dla siebie momencie.
Uciekłaś do innego świata, analogowego.
Dziś postrzegam to jako ratunek dla artystki-rzemieślniczki niemal przykutej do komputera. Wróciłam do podstaw, prac całkowicie wykonywanych ręcznie. Nie musiałam się tego uczyć, w końcu mam za sobą lata edukacji artystycznej. Tworzę nadal prace digitalowe i sitodruki w Pracowni Wschodniej, stricte swoje. Jednak potrzebne było totalne przestawienie myślenia i przekierowania emocji.
I to wszystko poszło w dobrym kierunku. Spotykamy się na twojej wystawie „Zagadki o czułości” w kawiarni Kubek w Kubek.
Wybrałam na nią prace z kilku cykli, są tu akwarele na papierze i na płótnie, ilustracje i digital art. Jest też jeden kolaż. A także rysunki powstałe do procesu fryzjersko-artystycznego „Owłosienia”, który realizuję od kilku lat.
Cieszę się, kiedy ktoś odrywa wzrok od ekranu komputera, telefonu i na nie popatrzy. Podoba mi się, że teraz można swoją twórczość prezentować na wiele sposobów i w różnych miejscach. Miło jak to jest galeria, ale nie zawsze musi tak być.
Akwarela to coś nowego w twojej twórczości.
Pochłonęła mnie wiele lat temu totalnie, ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Bardzo dużo czasu spędzam w naturze, nie boję się jej dzikości ani koczowniczego trybu życia. Dlatego zależało mi na tym, by móc pracować praktycznie w każdym miejscu. Takie możliwości daje akwarela. Bardzo lubię w akwareli także to, że jest praktycznie niesterowalna. Ma na nią wpływ pigment, woda, temperatura, reakcja papieru i pędzla, a nawet temperatura otoczenia. Zmiennych jest tu naprawdę dużo. Pozwala to porzucić chęć kontrolowania swojej pracy na każdym etapie. Nie ma możliwości perfekcyjnego powtórzenia tego samego efektu.
Mój warsztat zaczyna się w lesie, na łąkach. Przyroda i prawa natury są dla mnie swego rodzaju punktem wyjścia w mojej twórczości. Zjawiska i zasady jakie rządzą w naturze. I to jak ona rządzi nami. W szczególności w obecnie trwającym dyskursie klimatycznym i cywilizacyjnym.
O czym chciałaś opowiedzieć w swoich pracach pokazywanych na wystawie?
Najbardziej zależy mi na tym, by patrząc na nie, umysł odpoczywał, a myśli swobodnie krążyły. Moje prace są miksem abstrakcji organicznej i geometrycznej, niektórzy określają je jako surrealistyczne. Od studiów zgłębiam temat psychofizjologii widzenia, escherowskich zagadek optycznych. Koncentruję się na tym, by obrazy wywoływały reakcję części mózgu odpowiedzialnej za kreatywne myślenie. Można w nich zobaczyć, to co się chce zobaczyć, ale czasami też to, czego umysł się boi.
Nie narzucam jednej, sztywnej interpretacji, zależy mi na bioorganicznych, instynktownych i atawistycznych bodźcach. Moje prace to takie spoglądanie przez laboratoryjną lupę. Sama często używam mikroskopu, przyglądam się długo i pragnę widzieć głębiej.
Kolory, których używasz są pogodne. Twoja paleta jest rozpoznawalna.
Myślę, że są w nich wszystkie moje doświadczenia. Widzę w nich wpływy z warsztatu sitodruku, grafiki, a także prac digitalowych. Na moich warsztatach z akwareli pokazuję uczestnikom, jak odważnie budować swoją paletę barwną. Często poruszam się wokół magenty, czyli odcieni różu. Wiele osób nazywa je „malwiniastymi”. Kolory są dla mnie opowieścią i zawsze ważnym bodźcem. Mogą dawać spokój, równowagę, dystans. Barwy są komunikatami, jak w przyrodzie - ostrzegają i przyciągają, trują i kuszą, informują i kamuflują. A czasami nawet stają się rodzajem żartu. Jak to u mnie, nic nie jest oczywiste.
Spotykamy się na Mokotowie, ale już myślami jesteś na Warmii, Mazurach czy w Borach Tucholskich?
Wszędzie tam, zawsze. Nawet jak śnię to jakaś część mnie jest tam.
Lubię być blisko natury, ale to wcale nie znaczy, że muszę zaszyć się w lesie. Odczuwam ją bardzo mocno także w mieście. Staram się żyć według jej zasad, respektuję prawa wszystkich istnień. Nie tylko jesteśmy tu na chwilę, ale też nie jesteśmy tutaj sami.
W odczuwaniu natury nie skupiam się na podziwianiu kwiatków czy krajobrazów. Traktuję ją jako dobrze funkcjonujący, sprawny system. Jego zasady są proste, a moja wrażliwość dobrze się w nim odnajduje. Koegzystuję, jestem jej częścią i chciałabym być jak najmniej inwazyjna.
Mam wrażenie, że odnosi się to do twojego cyklu „Umiłowane rozpadliny”.
Tak. Fascynuje mnie nie tylko piękno i siła natury, ale też rozpad, przemijanie. Jak wspominałam, nie lubię zrywać roślin, ale z wypraw przynoszę czasem skorupkę, umarłego badyla, kamień, fragment korzenia, zasuszonego owada czy kość. Czasem po prostu patrzę z bardzo bliska lub dotykam, gładzę i delikatnie sprawdzam.
Takie obiekty są dla mnie inspiracją, archeologicznymi artefaktami, które za życia spełniły swoją misji i pozostawiły materialny dowód siebie.
Na Mazurach pomieszkuję w lesie. Warmię mam „za miedzą”, uwielbiam ją. W Borach się ukształtowałam i wracam do nich kiedy tylko mogę. Znam sporo całkiem dzikich zakątków, więc często wracam z pełną głową i mnóstwem doświadczeń bycia gościem w świecie natury. Świetnie się tam czuje, respektuję zasady i wiem jak ważne jest znać i rozumieć swoje miejsce w ekosystemie dzikiej przyrody.
Planujesz kolejną wystawę?
Trwają właśnie przygotowania do mojej indywidualnej wystawy w Maison Sisley przy Mokotowskiej 57. Prezentowane będą tam między innymi prace z cyklu „Umiłowane rozpadliny”, „Owłosienia” i „Subtelności”. Tam również zostanie zaprezentowana praca z nowej serii „Żywioły”, która będzie wzorem na unikatowych szalach kaszmirowych marki Mongolian. Zapraszam serdecznie na wernisaż i rozmowę kuratorską 21 maja o 18:00.