Nie sposób obarczać jej winą za to, że ma na imię Madonna (czego nie mogą gwieździe wybaczyć niektórzy polscy katolicy), ale już decyzja piosenkarki i tancerki zostania reżyserką filmową będzie trudniejsza do obrony.
W swoim debiucie Madonna opowiada o trójce współlokatorów: muzyku punkrockowym dorabiającym świadczeniem niekonwencjonalnych usług seksualnych, ekspedientce z apteki uzależnionej od leków i baletnicy pracującej jako striptizerka. Jest jeszcze ociemniały poeta, zaspokajający snobizm na sztukę wysoką. Niestety poza opisem ich perypetii życiowych widz raczony jest jeszcze komentarzem z offu wygłaszanym przez punkrockowca, który odgrywa tu rolę mędrca i mentora. Z sączącego się z ekranu bełkotu można było wyłowić takie m.in. perły mądrości: „życie jest pełne sprzeczności", czy „bez ciemności nie byłoby światła". Czy nie wystarczyłoby ograniczyć się po prostu do seksu, zostawiając tę całą mądrość w spokoju?
Filth and Wisdom, Wlk Brytania 2008, reż. Madonna, wyk. Eugene Hutz, Holly Weston, Vicky Mclure, Richard E. Grant, Inder Manocha, dystr. Syrena Films