Nic dziwnego, że „Titane” zdobył Złotą Palmę, bo to film o dużej sile rażenia. Reżyserka Julie Ducournau nie bierze jeńców, a jej komunikat do nas, publiczności, brzmi mniej więcej tak: „Hej, będę deptać wszelkie możliwe stereotypy o świecie i kinie. Bawcie się dobrze!”.
Myślę, że oglądając „Titane”, wielu widzów po raz pierwszy zobaczy na ekranie taką bohaterkę, w ogóle taką kobietę, jak Alexia. Nazwać ją bezwzględną i impulsywną to i tak mało. Ale Twój film robi takie wrażenie także dlatego, że mistrzowsko zestawiłaś w nim przeciwności: delikatność i agresję, wrażliwość i przemoc, dobro i wściekłość.
Pisałam ten scenariusz pięć lat i uwierz mi, nie było łatwo uzyskać ten balans pomiędzy światłem a ciemną stroną życia.
Tym bardziej jeśli uważasz, że ciemności we współczesnym świecie jest więcej.
Masz rację. Dziennikarze cały czas pytają mnie o to, czy inspirowałam się filmem „Crash: Niebezpieczne pożądanie” Davida Cronenberga, i… oczywiście, że tak. Kino tego reżysera ukształtowało w dużej mierze mój filmowy język, ale największy wpływ na to, co i jak myślę o świecie, miała jednak mitologia grecka, którą czytałam, już będąc dzieckiem. Opozycja, o której wspomniałaś, pewnie bierze się z tego. Ale pisząc scenariusz „Titane”, przede wszystkim pytałam siebie, co dla mnie oznacza życie w tym momencie i w tym miejscu na Ziemi. Myślę, że każdy powinien sobie zadać to pytanie raz na jakiś czas. Czysto abstrakcyjnie, wiadomo, ale można też przy okazji wejść głębiej, przyjrzeć się uważniej swojej egzystencji. Szczególnie rzeczom niewygodnym, niechcianym, upychanym gdzieś w podświadomości.
Do czego to przyglądanie się doprowadziło Ciebie?
Na razie sukcesem jest to, że się nie zniechęcam, chcę rozpoznawać i nazywać to, co mnie uwiera. Przerabiam na coś pożytecznego nagromadzoną we mnie złość i agresję.
Na co jesteś zła?
Na czasy, na ideologie, na stereotypizowanie ludzi ze względu na płeć. Mam też w sobie wiele nieokreślonej złości i nie czuję, żebym musiała się z tego tłumaczyć. Raz, że nie mam takiej potrzeby, dwa – bardzo trudno jest to przełożyć na komunikat zrozumiały dla innych. Trzy, czuję, że to moje paliwo. Wypowiedziane czy też nazwane – może się skończyć. O tym też jest mój film – jedni z czasem stają się rozgoryczeni, mściwi, agresywni. Inni rodzą się uzbrojeni w złość, gniew i zamiłowanie do przemocy.
Identyfikujesz się z główną bohaterką „Titane”?
Na pewnym poziomie. Musiałam znaleźć sposób na to, by wejść wiarygodnie w psychikę morderczyni. Nie było to łatwe, bo ja na co dzień nie zabijam (śmiech), a chciałam, by Alexia była autentyczna i naturalna.
W tę postać wcieliła się Agathe Rousselle, która nie jest zawodową aktorką.
Wygrała złożony, wieloetapowy casting, wybrałam ją spośród kilku setek mężczyzn i kobiet. Bo też nigdy nie byłam pewna, czy Alexię powinien zagrać chłopak, czy powinna dziewczyna. Chciałam wyjść poza ograniczenia warsztatowe – stąd rezygnacja z profesjonalnego aktora lub profesjonalnej aktorki – ale też poza ograniczenia płci. Szukałam kogoś, kto będzie miał w sobie odpowiedni potencjał. Płeć i rasa były mało istotne. A wracając do samej Alexii – szukałam prawdy o tej postaci po części w sobie, właśnie w tej nienazwanej i nieokreślonej złości. Choć pewne rzeczy są jeszcze dla mnie niejasne, to są moje i ja je przyjmuję, czerpię z nich. Coś mnie napędza, ale co? Czasem trudno powiedzieć.
A jak to wytłumaczyć innym?
No właśnie. Musiałam więc przygotować solidny fundament do pracy i dookreślić pewne rzeczy w scenariuszu. Z Agathe obejrzałyśmy wiele rozmów i wywiadów z osadzonymi mordercami i morderczyniami. Filmy takie jak „Musimy porozmawiać o Kevinie” Lynne Ramsay stanowiły ciekawostkę, od której zwykle się odbijałyśmy – nie chciałyśmy tak po prostu diagnozować Alexii jako chorej psychicznie. Stworzyłam postać, która jest bardzo brutalna. Jest zaprzeczeniem wszystkich stereotypów na temat kobiecej natury: bycia uprzejmą, by innym było milej, czy posiadania wspaniałego ciała, żeby… innym było milej. No bo czy przed facetami ktokolwiek stawia takie cele i wytyczne?
Czy muszą się tłumaczyć z tendencji do agresji i z tego, że muszą tę agresję raz na jakiś czas rozładować? Muszą i już, prawda? A podobnie jest ze mną, z Alexią i z milionem kobiet. Nie musimy się tłumaczyć z tego, że czujemy złość, gniew, wściekłość.
Twój film to manifest?
Po części tak. Pozwólmy kobietom być niebezpiecznymi, nieprzewidywalnymi, złymi, silnymi, obscenicznymi, wyuzdanymi, agresywnymi. Bez konsekwencji. Bez powodów. Bez usprawiedliwień. Zauważ, że w kinie na ogół jest tak, że kobieta musi mieć powód, by dopuścić się agresji – robi to w akcie samoobrony, gdy musi chronić dzieci lub z zemsty. Nie może być tak po prostu wkurzona.
Poznajemy Alexię w scenie, w której tańczy na samochodzie. Trwa impreza, dość specyficzny zlot miłośników starych wozów, wszyscy dobrze się bawią – tyle że mężczyźni patrzą na półnagie kobiety jak na auta.
Jak na obiekty, przedmioty, trofea.
Mimo wszystko Alexia i inne tancerki wydają się wolne, zdają się panować nad autami i w ogóle nad sytuacją. To mężczyźni są tu bezradni, nie kobiety.
I to ich dodatkowo podnieca. Byłam na takim zlocie, widziałam to na własne oczy. Oddaliśmy to w filmie bardzo realistycznie. A sposób, w jaki Alexia dominuje nad autem, wykonując taniec na masce, jest jej dialogiem z maszyną. Tu jest czułość, partnerstwo, zaufanie. W tej scenie wyraża się też prawda o niej: woli dotyk metalu, stali, zimnej karoserii niż dotyk człowieka – mężczyzny bądź kobiety. Ludziom nie ufa, maszyny zdają się stabilniejsze. Nie ranią, nie czynią zła.
Julia Ducournau (rocznik 1983), francuska reżyserka i scenarzystka. Wszystkie jej filmy były pokazywane na festiwalu
w Cannes, gdzie zawsze zdobywały nagrody. „Titane” w zeszłym roku uhonorowano Złotą Palmą. Ducournau jest drugą kobietą
w historii, która zdobyła to trofeum (po Jane Campion nagrodzonej za „Fortepian” w 1993 roku).