Serial „Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera” okazał się jednym z największych hitów Netflixa w historii. Fabularyzowana opowieść o seryjnym mordercy z Milwaukee szybko wkradła się na szczyt top 10 platformy i zdobyła tytuł najchętniej oglądanego debiutu, detronizując ubiegłoroczny przebój serwisu – południowokoreański „Squid Game”. Przy okazji wywołała tez sporo kontrowersji i szumu w mediach.
Jeśli historia Jeffreya Dahmera nie jest wam znana, a zamierzacie obejrzeć serial, ostrzegamy, że tekst zawiera spoilery i informacje dotyczące fabuły, a także porusza drażliwe tematy, takie jak morderstwo, molestowanie seksualne i gwałt.
Oparty na faktach serial „Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera” przedstawia szczegóły horrendalnych zbrodni Jeffreya Dahmera, nazywanego „kanibalem z Milwaukee”, oraz ich defaworyzowane społecznie ofiary i środowiska, z których pochodziły. Produkcja, za którą odpowiedzialni są Ryan Murphy i Ian Brennan, zadebiutowała na szczycie listy najpopularniejszych tytułów anglojęzycznych Netflixa, a obecnie jest najczęściej oglądaną pozycją platformy. Zajmuje również miejsce w ścisłej dziesiątce aż w 92 krajach na całym świecie.
Mrożący krew w żyłach serial jest fabularyzowaną relacją rzeczywistych wydarzeń. Przedstawiona w nim historia jest wstrząsająca i przygnębiająca jednocześnie. Twórcy przeanalizowali temat niemalże pod każdym możliwym kątem, a dzięki wielowątkowości widzowie zyskują szerokie spojrzenie na całą sprawę. „Dahmer” jednak nie spodobał się wszystkim i wywołał zażartą dyskusję w mediach, w której padają następujące pytania: Czy warto produkować takie seriale? Skąd bierze się ich popularność? I najważniejsze: kiedy w końcu przestaniemy romantyzować seryjnych morderców?
Nazywany „kanibalem z Milwaukee” Jeffrey Dahmer był, obok Teda Bundy'ego i Richarda Ramireza, jednym z najsłynniejszych i najbardziej odrażających amerykańskich seryjnych morderców, nekrofili i gwałcicieli. W latach 1978–1991 zabił, a następnie zgwałcił i poćwiartował siedemnastu młodych mężczyzn i chłopców. Pierwsze morderstwo popełnił w wieku zaledwie 18 lat, a jego ofiarą został Steven Hicks, autostopowicz, którego Jeffrey zaprosił do swojego domu. Pili razem alkohol i słuchali muzyki, a gdy Hicks chciał opuścić mieszkanie, Dahmer uderzył go w głowę ciężarkiem gimnastycznym, a następnie udusił. Jak potem zeznał, zrobił to, bo „nie chciał, aby sobie poszedł”.
Od wczesnego dzieciństwa fascynowały go martwe zwierzęta. Potrafił spędzać całe dnie, obserwując rozkładające się szczątki. Jako młody mężczyzna próbował ułożyć sobie życie, ale bezskutecznie – najpierw wydalono go z uniwersytetu, a potem z wojska, głównie z powodu uzależnienia alkoholowego. Przesłanek, że może być chory psychicznie, nie brakowało. Zanim oskarżono go o liczne morderstwa, był wielokrotnie aresztowany (m.in. za obnażanie się i masturbowanie w miejscu publicznym oraz molestowanie seksualnie nieletniego chłopca), a kilka razy nawet skazany: na rok więzienia, a następnie rok prac społecznych. Oprócz tego zarejestrowano go jako przestępcę seksualnego. Gdy przekonał sąd, że potrzebuje leczenia, został skierowany do szpitala psychiatrycznego na 5 lat.
Zabijał w głównej mierze czarnoskórych młodych mężczyzn, których zapraszał do domu, często pod pretekstem wypicia alkoholu i pozowania do rozbieranych zdjęć, za co obiecywał zapłatę. Do drinka dosypywał środek usypiający – tę metodę stosował w większości przypadków. Swoje zbrodnie i proces ćwiartowania zwłok dokumentował za pomocą polaroidów. Tuż po aresztowaniu w jego mieszkaniu odkryto przerażające prywatne muzeum seryjnego mordercy: zamrażarkę pełną ludzkich głów, czaszek, kości i innych szczątków w różnych stanach rozkładu. W 1991 roku został złapany i skazany na dożywocie, a trzy lata później śmiertelnie pobity przez jednego z więźniów.
O Dahmerze nakręcono już wiele produkcji fabularnych i dokumentalnych, jednak dopiero seria Ryana Murphy’ego [nagrodzonego Emmy twórcy słynnych antologii „American Horror Story” i „American Crime Story” – przyp. red.] i Iana Brennana przedstawia jego sprawę z szerszej perspektywy i analizuje ją w wielu kontekstach. Serial podzielony jest na 10 odcinków, w których śledzimy całe życie Jeffreya Dahmera – od wczesnego dzieciństwa aż do śmierci w wieku 34 lat. Produkcja przedstawia portret człowieka samotnego i rozpaczliwie pragnącego bliskości. Odrzuconego przez rówieśników i rodziców – emocjonalnie niedostępnego ojca i zmagającą się z depresją matkę – oraz zostawionego na pastwę losu bez żadnej pomocy. Produkcja oddaje również głos ofiarom, a także krytycznie przygląda się systemowemu rasizmowi, przywilejom białych, homofobii, błędom organów ścigania i życiowym niepowodzeniom, które sprawiły, że Dahmer mordował niewinnych chłopców i mężczyzn przez ponad dekadę.
W rolę „kanibala z Milwaukee” wciela się Evan Peters (gwiazda antologii „American Horror Story” oraz seriali „Pose” i „Mare z Easttown”), który w swojej kreacji jest fenomenalny i niesamowicie autentyczny. – Byłem przerażony wszystkimi rzeczami, które robił Dahmer, a próba zaangażowania się w granie tej postaci była jedną z najtrudniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek musiałem zrobić w życiu. To oszałamiające, że to wszystko wydarzyło się naprawdę – mówi aktor. W „Dahmerze” na ekranie towarzyszą mu Penelope Ann Miller (Joyce Dahmer), Richard Jenkins (Lionel Dahmer), Niecy Nash (Glenda Cleveland, sąsiadka Dahmera), Shaun J. Brown (Tracy, niedoszła ofiara) i Colin Ford (Chazz). Na brawa zasługuje jednak nie tylko rola Petersa – warte uznania są także: doskonały casting, scenografia i kostiumy oraz znakomite odwzorowanie wyglądu wszystkich postaci i sytuacji.
„Historia Jeffreya Dahmera jest znacznie większa niż tylko on. Serial koncentruje się na ofiarach i ich rodzinach w żałobie” – mówi Evan Peters, aktor wcielający się w rolę słynnego „kanibala z Milwaukee”. (Fot. materiały prasowe)
Serial nosi podtytuł „Historia Jeffreya Dahmera”, ale nie chodzi w nim jedynie o niego. To nie tylko opowieść o seryjnym mordercy. Problem jest o wiele bardziej złożony. Działania słynnego kanibala wpłynęły na mnóstwo ludzi: ofiary, ale też ich rodziny, które już zawsze nawiedzane będą przez makabryczne wspomnienia i zasługują na to, by ich historie w końcu zostały wprowadzone do narracji. Tak też się stało w przypadku serialu Murphy’ego i Brennana. Produkcja skupia się także na bliskich ofiar, którzy pogrążeni w żałobie walczą o przepracowanie tych traumatycznych morderstw.
Misja serialu od początku była jasna: – Mieliśmy jedną zasadę, że nigdy nie zostanie to powiedziane z punktu widzenia Dahmera – mówi Peters w jednym z wywiadów. Twórcy dołożyli wszelkich starań, aby upewnić się, że historie ofiar znalazły się na pierwszym miejscu podczas pisania i produkcji projektu. Murphy skonsultował się nawet z Rashadem Robinsonem, prezesem Color of Change, organizacji non-profit broniącej praw obywatelskich. – Ważne było okazanie szacunku ofiarom i ich rodzinom. Staraliśmy się opowiedzieć tę historię na tyle prawdziwie, na ile to było możliwe, ale musieliśmy zamieścić pewne elementy fabuły, bo Dahmer naprawdę robił te rzeczy – powiedział aktor w jednym z wywiadów.
Serial opowiada jednak nie tylko tragiczną historię jednostek i ich rodzin, lecz także społeczności walczących o to, by zostać wysłuchanymi, oraz przedstawia śmiertelne konsekwencje ignorowania ich przez władzę. Wraz z rozwojem akcji odkrywamy, jak przestępstwa Dahmera były lekceważone przez policję przez ponad dekadę, bo – jako schludny biały mężczyzna – mógł liczyć na taryfę ulgową i wyrozumiałość ze strony policji i sędziów, którzy mieli z nim do czynienia przy okazji drobniejszych przestępstw. – To zapis niekompetencji organów ścigania, które przez lata pozostawały wobec działań Dahmera całkowicie bezradne. To reperkusje; społeczeństwo i nasz system wielokrotnie nie zdołały go powstrzymać z powodu rasizmu i homofobii – dodaje Peters.
Produkcje o seryjnych mordercach to trudny, kontrowersyjny i złożony temat, który wzbudza skrajne emocje. Podobnie jest w tym przypadku. Mimo dobrych intencji serial nie spodobał się niektórym rodzinom ofiar. Ich członkowie oskarżyli twórców o retraumatyzację, a także zarzucili studiu, że nie poinformowano ich o powstawaniu produkcji. Eric Perry, kuzyn zamordowanego Errola Lindseya, napisał na Twitterze: „Nie polecam nikomu tego seansu. Wiem, że true crime to teraz moda, ale jeśli interesują Was ofiary, to moja rodzina jest wściekła”. Perry umieścił również wideo ze zeznającą w sądzie w 1992 roku siostrą Lindseya Ritą Isbell oraz serialowy odpowiednik tej chwili. „Rekonstrukcja momentu, w którym Rita ma załamanie nerwowe, stojąc przed człowiekiem, który torturował i zamordował jej brata, to po prostu przesada” – napisał. „Nikt z nas nie został poinformowany o tym, że serial powstaje. Oczywiście, nie musieli nikogo informować ani nikomu płacić, to wiedza publiczna. Ale moja rodzina dowiedziała się na samym końcu” – dodał. W eseju dla „Insidera” Isbell napisała z kolei: „Netflix powinien był mnie zapytać, co o tym sądzę. Nie spytali. Po prostu nakręcili serial”.
To jednak nie koniec kontrowersji, jakie wywołała premiera „Dahmera”. Serial, podobnie jak każda inna produkcja na Netflixie, oznaczona jest konkretnymi hasztagami. W tym przypadku są to: „przemoc”, „nagość”, „wulgarny język”, „alkohol/narkotyki”, „przemoc seksualna” i „samobójstwo”. W dniu premiery w zestawie tym znajdował się dodatkowo znacznik – „LGBTQ”, który oznacza, że w produkcji pojawiają się postacie identyfikujące się tą społecznością i ją reprezentujące. Ofiary Dahmera faktycznie w dużej mierze należały do tej grupy, jednak większość widzów LGBTQ nie była zadowolona z tego oznaczenia. Głos zajął m.in. wykonawca drag B.J. Daniels. „Czuję, że serial fetyszyzuje ten cały straszny moment w historii Milwaukee. To nie powinno być postrzegane w ten sposób, po prostu czuję się przez to źle. Wiem, że wielu moich znajomych i wielu ludzi, którzy przeżyli ten czas, nie obejrzy tego serialu. Nie zamierzają wkładać pieniędzy do kieszeni kogoś, kto dosłownie narusza groby ofiar” – napisał artysta na łamach portalu „WISN”. Gdy społeczność LGBTQ wyraziła, że nie chce być w ten sposób reprezentowana, Netflix usunął hasztag w ekspresowym tempie, bo zaledwie dwa dni po premierze.
Co jednak najgorsze: dzięki serialowi Jeffrey Dahmer powoli staje się popkulturową ikoną, a obsesja niektórych widzów na jego punkcie zaczyna być niezdrowa i niezwykle niepokojąca. Głosy współczucia dla jego osoby, romantyzowanie aktora grającego mordercę oraz popularność aukcji internetowych, na których zakupić można przedmioty osobiste Dahmera (okulary, Biblię, sztućce czy rodzinne zdjęcie), są na to najlepszym dowodem.
Niektórzy żartują nawet, że chętnie przebiorą się za niego na zbliżające się Halloween. Do tego dochodzi masa niestosownych komentarzy, które tuż po premierze pojawiły się na profilach Netflixa w mediach społecznościowych. Było ich tyle, że serwis postanowił wyłączyć możliwość komentowania. „Komentarze są bardzo nie na miejscu i nie powinny być częścią rozmowy o zbrodniach i ofiarach. Ukryliśmy je, by nie prowokować do konwersacji tego typu” – napisali. Netflix usunął również oficjalne konto tytułu na Instagramie. Czy zatem seriale o seryjnych mordercach powinny w ogóle powstawać? Ogromnie ciężko odpowiedzieć na to pytanie, ale z pewnością zarówno twórcy, jak i odbiory takich produkcji powinni podchodzić do tematu w sposób odpowiedzialny i z szacunkiem do wszystkich pokrzywdzonych.
Serial „Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera” można obejrzeć na platformie Netflix. Od 7 października w serwisie dostępny będzie również dokument „Rozmowy z mordercą: Taśmy Jeffreya Dahmera”.