Kto czytał klasyczne, niewygładzone opowieści braci Grimm, ten wie, że baśnie potrafią być straszniejsze od horrorów. I jest tylko jedna rzecz, która może być jeszcze bardziej przerażająca. To rzeczywistość, najmroczniejsza wersja świata przedstawionego, jeśli zajrzy się w jej zaułki. Magnus von Horn wyciąga z tego mroku historię opartą o prawdziwą postać Dagmar Overbye, duńskiej zbrodniarki. W „Dziewczynie z igłą” ubiera ją w kostium pośredniczki adopcyjnej, pod dach której trafia główna bohaterka filmu Karoline. I tak zaczyna się czarno-biała, romansująca z kinem początków XX wieku potworna przypowiastka, której makabryczny wdzięk tylko podkręca przerażającą wizję, no właśnie, kostiumowej przeszłości czy może całkiem prawdopodobnej przyszłości? Takiej, w której brak wsparcia dla kobiet może zrodzić demony. Symboliczna Dagmar czeka tam, gdzie postawiono granice wolności.
„Dziewczyna z igłą” niepokoi już z poziomu plakatu filmowego, który zdążył zawisnąć w tym roku na afiszach Cannes, gdzie film Magnusa von Horna był nominowany do Złotej Palmy. Patrząc na wycinającą się z czarnego tła igłę, czuć podskórnie, że w tej historii jeży się zło - metaliczne, brudne, kłujące prosto w serce.
Jesteśmy w Kopenhadze początków XX wieku (zagrały ją z powodzeniem Wrocław i Łódź, najmniej scen nagrano w Szwecji). Na poddaszu, jak to w baśniach bywa, mieszka biedna dziewczyna. Karoline jest szwaczką, niedoszłą wdową. Pracuje w fabryce odzieży a życie łamie się jej pod palcami tak jak igły. Pieniędzy brakuje nawet na wynajmowany pokój, męża wciągnęła gdzieś wojenna zawierucha, a jedynymi przyjaciółmi są szczury i kłębek wełny. Jak to jednak w baśniach bywa, najpierw pojawia się książę (niestety nie na długo), potem dziecko (niechciane) i pomocna wróżka (do czasu).
Karoline zachodzi w ciążę, co po zawodzie miłosnym i odrzuceniu przez słabego, choć bogatego, właściciela szwalni, jest tylko problemem. Przerażała was zawsze miejska legenda o próbach usuwaniu ciąży wieszakiem? Tu dostaniecie ją w dekoracjach mrocznej baśni z początku XX wieku. Łącznie z upokorzeniem, zniewoleniem, brutalną fizycznością. A jednak bohaterkę czeka coś dużo bardziej przerażającego niż cielesne cierpienie. Karoline wpadnie bowiem do króliczej nory lub jaskini czarownicy, która pod fasadą sklepu z cukierkami będzie wydawać się jedynym schronieniem. W tym momencie streszczanie fabuły zdradziłoby zbyt dużo z tej naszpikowanej igłami i cierniami historii.
Wszystko to Magnus von Horn podaje nam w estetyce kina dawnego, historycznego, fotograficznego. Cytuje braci braci Lumière, braci Quay, Luisa Buñuela i wielu innych genialnych reżyserów, także z gatunku noir. Robi to po to, żeby świat przedstawiony wyostrzyć w kontrastach, półcieniach, drżących od napięcia monochromatycznych kadrach. Siła tego filmu tkwi jednak także w hipnotycznym montażu Agnieszki Glińskiej i fenomenalnej grze Trine Dyrholm („In a Better World,” „Queen of Hearts”) i Vic Carmen Sonne („Godland”, „Holiday”). Co to są za role! Twarz filmowej Dagmar to samodzielny organizm, a magnetyzm Vic wyposażony o briefing Magnusa oczarowuje widza, który traci poczucie bezpieczeństwa razem z jej bohaterką (reżyser kazał aktorce wzorować się na grze aktorskiej z „Egzorcysty” i roli Willema Dafoe z „The Lighthouse”).
Taki zestaw warsztatu i kontekstów zasila formę epickiego, wizualnego horroru Magnusa von Horna, jednocześnie wyłuskując go z tego gatunku. Bo w wersji fabularnej scenariusz „Dziewczyny z igłą” opiera się o fakty. Wprawdzie młoda szwaczka Karoline to postać fikcyjna, tak samo jak iluzoryczne sceny z cyrku, łaźni, czy zatęchłych bram świata przedstawionego. Ale opresyjna rzeczywistość i postać Dagmar Overby, która wyciąga do Karoline jedyną pomocną (sic!) dłoń, to już historia. Niekoniecznie tylko przeszła, ale także teraźniejsza i, aż strach pomyśleć, przyszła.
Magnus nie opowiada o współczesnej kwestii aborcji i deptanych prawach kobiet wprost. Mówi, że percepcja jego filmu zależna jest od szerokości geograficznej. Od tego, gdzie i w jakim mroku walczymy o godność, prawo wyboru, wsparcie i szacunek. O tym, do czego prowadzi społeczna obojętność, ignorancja, zamach na wolność. I tu „Dziewczyna z igłą” staje się uniwersalna (jak zresztą powinna być każda baśń). Bo niezależnie od poglądów, stopniowe ograniczanie wolności zawsze prowadzi do podziemia. A pod ziemią płyną ścieki, szaleje pożoga i mordercze instynkty. Niezależnie od tego, czy jesteśmy w mrocznej baśni czy w cywilizowanym współczesnym świecie. To, co wywołane z mroku, rzuca jeszcze większe cienie...