„To, co zabijasz” zaczyna się od snu. Przy porannej kawie kobieta (Hazar Ergüclü) opowiada mężowi (Ekin Koç), że poprzedniej nocy widziała jego ojca. W rzeczywistości autorytarna figura też jest koszmarem nawiedzającym rodzinę. Ali, profesor akademicki, który wraca z emigracji w Stanach Zjednoczonych, przed zatwardziałym konserwatyzmem swojego ojca usiłuje uratować swoją chorującą mamę, pozostałych bliskich i samego siebie. Irański reżyser, Alireza Khatami, nakręcił film osobisty i poetycki, a jednak łatwy do zrozumienia, dla każdego, kto chce położyć kres traumom przekazywanym z pokolenia na pokolenie. Z operatorem kanadyjskiego kandydata do Oscara, Bartoszem Świniarskim, rozmawia Ida Marszałek.
Ida Marszałek: „To, co zabijasz” to produkcja na styku wielu kultur. Irański reżyser, plan zdjęciowy w Turcji, operator z Polski, kanadyjski kandydat do Oscara. W jaki sposób dołączyłeś do projektu?
Bartosz Świniarski: Przez polskiego producenta, Lava Films. To oni zorganizowali casting na operatora. Spotkaliśmy się z Alirezą Khatamim, reżyserem i coś między nami kliknęło. Przemówił do mnie jego scenariusz. Przeczytałem go jednym tchem, jak nowelę. Utożsamiłem się z problemami bohaterów. A jego przekonało do mnie jedno zdanie.
Jakie?
Że ja też mam pewne rzeczy, które chciałbym w sobie zabić.
Kadr z filmu „To, co zabijasz" (Fot. materiały prasowe)
Film jest osadzony kulturowo w jednym z krajów muzułmańskich, a mimo to utożsamia się z nim mężczyzna z Polski.
Każdy z nas ma poczucie, że jak zapętlony powtarza schematy rodzinne albo kulturowe. Każdy z nas ma wewnętrzną potrzebę rozwoju. I każdy chciałby zerwać z cyklem przemocy lub destrukcyjnych zachowań zapoczątkowanym wiele pokoleń wcześniej. Ten film skrywa uniwersalną prawdę, bez względu na szerokość geograficzną. W polskim kinie też można znaleźć analogiczne historie, choćby ostatnio w „Domu dobrym” Smarzowskiego. Różnica jest taka, że w naszej kulturze terapia stała się czymś normalnym. Mamy do dyspozycji wiele sposobów na przepracowanie traum. W Turcji czy Iranie wciąż nie jest to oczywiste. Osadzenie historii w tej części świata wydaje się naturalne, również ze względu na wyraziście patriarchalny charakter. Jednak Aliemu spodobało się to, że obrałem ten materiał z aspektu polityczno-kulturowego i że odnalazłem w nim coś osobistego i uniwersalnego.
Opowieść jest uniwersalna również ze względu na doświadczenia migracyjne samego reżysera.
Korzenie Alirezy są bardzo ciekawe. Pochodzi z Iranu, swoją migrację zaczął od Azji, później trafił do Stanów, następnie przeniósł się do Kanady, gdzie pracuje jako wykładowca akademicki. Wnikliwie poznał więc kulturę Zachodu.
Podobny wątek pojawia się w filmie. To na pewno nie jest przypadek, że Ali i Reza, imiona dwóch osobowości głównego bohatera, to człony imienia reżysera.
Ten film jest osobisty pod kątem doświadczeń na tle rodzinnym, ale także tych związanych z ucieczką z Iranu. Alireza tak samo jak Ali musiał adaptować się do nowej rzeczywistości. W filmie pokazujemy, że przeprowadzka, tłumaczenie z jednego języka na drugi też wiąże się z zabiciem jakiejś części siebie. Język jest odzwierciedleniem tego, na co dana kultura zwraca uwagę i jakie emocje są dla niej ważne. Słowa da się przetłumaczyć, ale nigdy dosłownie.
Kadr z filmu „To, co zabijasz" (Fot. materiały prasowe)
Sami byliście zmuszeni do przetłumaczenia „Tego, co zabijasz”, przeniesienia filmu z Iranu do Turcji. W przeciwnym wypadku mógłby Was spotkać los podobny do Jafara Panahiego, który po swoim ostatnim filmie znów usłyszał wyrok więzienia.
Władze Iranu nigdy nie wyraziłyby zgody na jeden z istotnych wątków filmu, nawet jeśli to tylko metafora. Tamtejsza cenzura obyczajowa dla Europejczyka jest kompletnie niezrozumiała. My, w ramach sztuki, możemy pozwolić sobie na wszystko, wystarczy spojrzeć na filmy Larsa von Triera. Natomiast tworzenie w kulturze muzułmańskiej wymaga ogromnego aktu odwagi. Myślę, że Alireza ma w sobie taką przekorną potrzebę poruszania tematów tabu.
Kadr z filmu „To, co zabijasz" (Fot. materiały prasowe)
Chyba jesteśmy pierwszym pokoleniem na tyle świadomym, że próbujemy aktywnie przeciwstawić się wpojonym wartościom.
Rodzice wychowywali nas tak, jak sami byli wychowywani. Wydawało im się, że nas chronią, tymczasem ta strefa pozornego bezpieczeństwa stawała się dla nas ograniczeniem. Budowała w nas irracjonalny strach przed skutkami, które wcale nie muszą być prawdziwe. Blokowała przed samodzielnym podejmowaniem decyzji. W filmie, żeby bohater mógł założyć swoją rodzinę, zacząć nowe życie, musi najpierw zrozumieć że pomimo wypracowanej samoświadomości, nadal powiela mocno zakorzenione schematy. Moment zerwania z wpojonymi wartościami wyraża się w filmie przez głęboką symbolikę. Dla mnie ważne było, aby styl zdjęć nie narzucał gotowych interpretacji.
Rzeczywiste wydarzenia cały czas przeplatają się z wyobrażeniami bohatera. Nie da się ich odróżnić. Podobnie jak w „Mulholland Drive” Lyncha poszczególne elementy układanki tworzą dla widzów zagadkę.
Szukaliśmy sposobu, żeby oddać schizofrenię bohatera. Wyszliśmy od przyziemnego sposobu obrazowania. Ali jako profesor, syn, brat i mąż, we wszystkich swoich rolach, jest przedstawiany za pomocą statycznych kadrów. Natomiast Rezę, jego mroczne alter ego, pokazaliśmy dużo bardziej organicznie: chaotycznie, nieostro, kamerą z ręki. Bohaterowie są w ciągłej konfrontacji. Później, kiedy Aliemu udaje się zaakceptować swoje demony, te dwa światy zaczynają się przenikać. Alireza Khatami zdawał sobie sprawę, że jest to film, który wymaga od widza zarówno zaangażowania emocjonalnego, jak i uważności.
Kadr z filmu „To, co zabijasz" (Fot. materiały prasowe)
Mimo wszystko „To, co zabijasz” jest bardzo surowe w formie. Element nadprzyrodzony wprowadzasz poprzez sprytne wykorzystanie lustrzanych odbić.
Żeby surrealizm mógł w pełni wybrzmieć, estetyka musiała być mocno osadzona w realizmie. Ma to też związek z tym, jak wyobrażałem sobie życie Aliego. Na pierwszy rzut oka ułożone i pod kontrolą. Dlatego otaczają go sztywne, symetryczne ramy. Jest to świat, w którym bohater zamyka samego siebie, żeby móc udawać, że wszystko z nim w porządku. Jego alternatywna wersja chce się wyrwać z tego bezruchu. Wybiera dynamiczną agresję. Lustro jest tym elementem, które pozwala bohaterowi wejść w głąb siebie. Zazwyczaj wykorzystujemy je, by się obejrzeć i coś poprawić. Nawet jeśli chodzi tylko o wygląd, odbicie weryfikuje naszą urojoną projekcję w rzeczywistości. Pozwala dokonać samooceny. W przypadku bohatera nie kończy się na zewnętrznej powłoce. Lustro pozwala mu wejść w świat Alicji, odbić się od swoich własnych emocji. Myślę, że dla Alirezy Khatamiego ten film też jest lustrem.
Bartosz Świniarski, ur. w 1983 roku w Tarnobrzegu. Podróżnik, autor zdjęć do filmów fabularnych, dokumentalnych, krótkometrażowych, spektakli teatru tv i seriali. Zaangażowany w filmy, będące koprodukcjami międzynarodowymi, które były prezentowane i nagradzane na licznych zagranicznych festiwalach filmowych min. w Cannes, Wenecji, Toronto, Telluride, Busan, Tokio, Sundance, Rotterdamie. Trzykrotnie nominowany do Nagrody Polskiego Kina Niezależnego im. Jana Machulskiego w kategorii najlepsze zdjęcia. Jego debiutancki pełnometrażowy film „Niepamięć" w reżyserii Christosa Nikou był filmem otwarcia sekcji Orizzonti na festiwalu filmowym w Wenecji oraz został greckim kandydatem do Oskara.
Polska premiera filmu „To, co zabijasz" odbędzie się 9 stycznia 2026.