1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Ten typ tak ma, że świetnie gra. Jennifer Lawrence to żywy dowód, że intuicja działa lepiej niż szkoła aktorska

Ten typ tak ma, że świetnie gra. Jennifer Lawrence to żywy dowód, że intuicja działa lepiej niż szkoła aktorska

(fot. Mike Coppola/Getty Images for The Gotham Film & Media Institute )
(fot. Mike Coppola/Getty Images for The Gotham Film & Media Institute )
Potknęła się, odbierając Oscara, w wywiadach bezpardonowo żartowała z gadżetów erotycznych, a każdy, kto spotkał się z nią na planie, twierdził, że jej dowcip jest pozbawiony filtra tak, jak jej talent jest organiczny i surowy. Tyle że im więcej grała, tym bardziej go trwoniła w trzeciorzędnych filmach. Gdy zwolniła, przyszła do niej rola życia. Jennifer Lawrence nigdy wcześniej nie była tak świetna jak w filmie „Zgiń, kochanie” Lynn Ramsey.

To logiczne, że po otrzymaniu najważniejszej statuetki w branży, wszyscy chcieli obsadzać młodziutką aktorkę, która szturmem zdobyła sympatię publiczności i szacunek krytyki filmowej. To także logiczne, że wysoki popyt może szybko spowodować jeszcze większy przesyt. W marcu 2012 roku do amerykańskich kin weszła pierwsza część „Igrzysk śmierci”, filmowej sagi, która przyniosła Lawrence gigantyczną rozpoznawalność. Osiem miesięcy później miał premierę „Poradnik pozytywnego myślenia” – to właśnie za rolę młodej wdowy w rozsypce dostała Oscara, ale także Złotym Glob i kilka pomniejszych wyróżnień. Miała 23 lata i wszystko wskazywało, że będzie jedną z nielicznych aktorek, którym z sukcesami udaje się godzić wymagające fabuły z produkcjami obliczonymi – to nie zarzut – na rozrywkę i wyniki w box office…

Ciekawa aktorka, tylko filmy trochę nudne

Tymczasem Jennifer Lawrence na zaskakująco długo utknęła gdzieś po środku, a filmy z jej udziałem nie niosły ani szczególnych intelektualnych wyzwań, ani nawet mniej skomplikowanych przyjemności. „Joy”, opowieść o samotnej matce, która wymyśla mopa i na wynalazku zbudowała biznesowe imperium, zwyczajnie nużyła. A romans w kosmosie, „Pasażerowie”, był co najwyżej estetycznie zrealizowany. Powiedziała w jednym z pierwszych wywiadów, że gdyby miała poświęcić dla roli spokój ducha, przyjmowałaby wyłącznie zlecenia na komedie. A potem wystąpiła w „Mother!”, nieoczywistej hybrydzie psychodramy i horroru w reżyserii Darrena Aronofsky’ego. Podobno w jednej ze scen oddychała tak zapalczywie, że hiperwentylacja spowodowała przemieszczenie żebra. „I wtedy postanowiłam, że absolutnie nigdy więcej” – wyznała w niedawnej rozmowie z redakcją magazynu „New Yorker”. Na pewno? „Zgiń, kochanie”, wyprodukowany przez Lawrence, też jest filmem wymagającym, a każdy kadr rozsądzają emocje. Poświęcenie, z którym gra, niesie produkcję, nadaje jej kierunek, definiuje ją. Jennifer Lawrence spłaca z nawiązką kredyt zaufania, które widownia obdarzyła ją po premierze „Pamiętnika pozytywnego myślenia”, a z którym później obchodziła się różnie, przyjmując pracę w nie zawsze dobrych produkcjach.

Pocieszna gaduła potyka się na bankiecie

Oddając sprawiedliwość – aktorka tej klasy gra solidnie nawet w słabym filmie, więc Lawrence nigdy nie zeszła poniżej pewnego poziomu. Zresztą może w ogóle nie chodziło o to, że gra za dużo, a o to, że gra również wtedy, kiedy grać nie powinna? Wiosną 2021 roku amerykański magazyn „Rolling Stone” zaprosił Jennifer Lawrence na okładkę. Gdy spotkała się z dziennikarzem, który robił z nią wywiad, zapytała go, czy jest głodny, bo ona „ślini się na samą myśl o burgerze, frytkach i butelce budweisera”. „Rolling Stone” ogłosił Lawrence „najfajniejszą dziewczyną w Hollywood”. I za taką bardzo długo uchodziła. Prostolinijna, pocieszna gaduła, która nie chowa się za asekuranckimi okrągłymi zdaniami.

To zdjęcie przeszło już historii - Jennifer Lawrence w drodze po Oscara dla najlepszej aktorki upada na schodach Dolby Theatre. (Fot. Kevin Winter/Getty Images) To zdjęcie przeszło już historii - Jennifer Lawrence w drodze po Oscara dla najlepszej aktorki upada na schodach Dolby Theatre. (Fot. Kevin Winter/Getty Images)

Czasem wymsknie się jej żart z erotycznych zabawek do stymulacji analnej. Czasem wyzna w wywiadzie z luksusowym magazynem mody, że nie mogła pójść na oficjalną galę w sukience zbyt opinającej ciało, bo akurat miała okres. Zwykła dziewczyna, tyle że ma Oscara. Lawrence zjednała sobie sympatię widowni, bo gubiła się w dekorum bankietów dla znanych i lubianych, onieśmielały ją spotkania ze sławniejszymi od niej i w kółko potykała się o designerskie falbany, w które ją stroili. Na festiwalu wystudiowanych min i gestów na pokaz wydawała się ożywczo autentyczna, szczera. Aż tu i ówdzie zaczęły pojawiać się złośliwe nagłówki, że ta celebrowana normalność Jennifer Lawrence jest tylko wyrachowaną strategią. Że ona tylko udaje, że niczego nie udaje. „To byłam naprawdę ja, ale i mechanizm obronny, którego używałam. Rozumiem jednak, dlaczego wszechobecność tego typu osoby mogła działać na nerwy” – opowiadała w tym samym wywiadzie dla „New Yorkera”. „Niemniej zostałam odrzucona, a powodem odrzucenia nie były ani filmy, w których grałam czy poglądy polityczne, a moja osobowość”.

Tego diamentu nie trzeba szlifować

„Jeśli na scenie znajdą się razem aktor i kot, to kto zwróci uwagę widowni? Publiczność będzie patrzeć na kota, bo ten zareaguje spontanicznie na wszystko, co się wydarzy, podczas gdy aktor będzie grał. Jen jest kotem” – tak dziennikarzowi „New Yorkera” opowiadała o Lawrence inna świetna aktorka Emma Stone, prywatnie przyjaciółka, jeszcze razem nie grały, ale za to niedawno podjęły się produkcji filmu o Miss Piggy. Jennifer Lawrence nie kończyła szkół aktorskich, na planie prowadzi ją instynkt, a osoby, które miały okazję z nią pracować, podkreślają, że to u niej wrodzone. Że Lawrence to diament, który nie wymaga szlifu.

Jennifer Lawrence w filmie \ Jennifer Lawrence w filmie "Zgiń, kochanie" (Fot. materiały prasowe)

„Pracowałem z genialnymi aktorkami i aktorami, ale nigdy wcześniej nie spotkałem się z tak naturalnym talentem” – opowiadał Gary Ross, reżyser pierwszej części „Igrzysk śmierci”, na łamach „Rolling Stone”. „Jest wielka moc emocji w tej dziewczynie, to aż oszałamiające. Czasem pytałem ją: Skąd ty się wzięłaś?, a ona rzucała tylko: Pojęcia nie mam”. Jodie Foster z kolei zatrudniła Lawrence do swojego filmu „Podwójne życie”. „Jest w niej rzadko spotykany bezruch, ale i jednocześnie życie wewnętrzne, może nawet nie być świadoma”. Ogrom talentu widać w filmie „Zgiń, kochanie” – być może tylko Lawrence mogła ponieść tak niejednoznaczną opowieść o młodej kobiecie, której świat rozpada się, gdy zostaje żoną i matką. Dochodzi do brutalnego zderzenia tożsamości – ta, którą się czuje, kłóci się z tą, za którą chce przebrać ją otoczenie, a dysonans między osobistym pragnieniem a cudzym oczekiwaniem rozpędza chorobę psychiczną. Niełatwe to kino, ale bardzo potrzebne. Tak jak Jennifer Lawrence i jej bezpruderyjne żarty.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE