Tak trudno pogodzić nam się z upływającym czasem. Kobiecie nieziemsko pięknej, której uroda zwalała z nóg cały świat – tym bardziej. Jednak Audrey Hepburn była wyjątkiem na tle całych pokoleń aktorek, które ze strachu przed starością ukrywały się lub zmieniały tak bardzo, że przestawały przypominać siebie. Akceptowała dojrzałość i umiała dostrzec jej zalety – dając nam piękną lekcję, jak żyć, by to nie wygląd decydował o naszym poczuciu własnej wartości.
Gdy przyzwyczaisz się do przywilejów, jakie daje ci młodość, dostrzeganie w lustrze kolejnych zmarszczek potrafi przygnębiać, a nawet boleć. Nie tylko hollywoodzkie aktorki znają to uczucie – zna je każda kobieta wkraczająca w dojrzały wiek.
Akceptacja faktu, że nigdy już nie będziesz tą beztroską dziewczyną o gładkiej twarzy, którą pamiętasz ze starych zdjęć, jest ogromnym wyzwaniem. Szczególnie dziś, w czasach, gdy starzenie się nie jest pożądane. Gdy wszelkie oznaki upływu czasu wygumkowuje się w programie graficznym, a 50-letnie aktorki idą pod nóż lub zamrażają swoją mimikę, by podtrzymywać iluzję wiecznej młodości. Nie chodzi tylko o podtrzymywanie jej przed publicznością, ale głównie przed samą sobą, bo zmierzenie się z własnym przemijaniem jest w tym wszystkim najtrudniejsze.
(Fot. Ron Galella/Ron Galella Collection via Getty Images)
Audrey Hepburn była aktorką, która całkowicie wyłamała się z tego schematu. Starość traktowała nie jak zagrożenie, lecz jak przywilej. I miała ku temu ważne powody. Mimo swojego arystokratycznego pochodzenia, Hepburn została głęboko doświadczona traumą II wojny światowej i odczuła na sobie, czym jest głód. W czasach niemieckiej okupacji w Holandii zbierała na polach cykorię, trawę, tulipany i rzepę, którymi wraz z rodziną żywiła się przez kilka miesięcy w trakcie tzw. głodowej zimy. Przeszła też żółtaczkę i astmę. Cierpienia jej i jej bliskich dobiegły końca dopiero, gdy do miasta dotarła międzynarodowa pomoc zorganizowana przez ONZ. Mimo złego stanu zdrowia, już wtedy 16-letnia aktorka zaangażowała się w działania humanitarne i brała udział w rozdzielaniu żywności oraz datków.
Świadomość, że została ocalona tylko dzięki pomocy innych ludzi, utkwiła w niej do końca życia. Gdy gwiazda „Śniadania u Tiffany’ego” zrezygnowała z aktorstwa, całkowicie poświęciła się pracy humanitarnej – została ambasadorką dobrej woli UNICEF. Wspieranie słabszych i biedniejszych pozwoliło jej nabrać właściwego dystansu do własnej kariery, blichtru Hollywood i przemijania. Dziennikarze, dostrzegając kolejne zmarszczki na twarzy Audrey, ciągle pytali ją, jak radzi sobie ze starzeniem. A ona zawsze dziwiła się tym pytaniom nie rozumiejąc, że ktoś może przywiązywać wagę do tak błahych spraw jak wygląd.
– Wiek? Nie martwię się nim. Owszem, martwimy się tym, jakie jest nasze życie. Ja mam bardzo dobre zdrowie. Bez względu na to, ile masz lat – to szczęście liczy się najbardziej – stwierdziła w wywiadzie dla „San Francisco Examiner” z 1979 roku.
Audrey Hepburn podczas misji humanitarnej w Etiopii, 1988 rok (Fot. Derek Hudson/Getty Images)
Syn gwiazdy, Luca Dotti, wspominał, że jego mama nigdy zabiegała o to, by zatrzymać czas.
– Zawsze była nieco zdziwiona, jak dużo wysiłku wkładają kobiety w to, by wyglądać młodo. Tak naprawdę była bardzo zadowolona z faktu, że staje się coraz dojrzalsza, bo to oznaczało dla niej więcej czasu dla siebie, więcej czasu dla rodziny i zerwanie z obsesją młodości i piękna typową dla Hollywood. Wyrażała silne przekonanie, że na wszystko w życiu jest właściwy czas. Jedyna rzecz, jakiej żałuję – i ona również by jej żałowała – jest to, że nie poznała swoich wnuków. Byłaby fantastyczną babcią – wyznał syn aktorki w wywiadzie z 2013 roku.
– Nigdy ani razu nie przeszło jej przez myśl, żeby zrobić sobie operację plastyczną. Dla niej zmarszczki były symbolem dojrzałości, mądrości i doświadczenia – wspominał drugi z synów Hepburn, Sean Ferrer.
Zdrowe podejście Audrey do starzenia się było widać zarówno w jej czynach, jak i słowach. W ciągu swojego życia wygłosiła kilka pięknych zdań, które warto sobie przypomnieć, zanim rzucimy się w pogoń za wieczną młodością. Są jak kotwica, która utwierdza nas w przekonaniu, że jesteśmy czymś o wiele więcej niż ładną buzią. I że nawet najbardziej zaawansowane zabiegi ani triki makijażowe nie pomogą, jeśli są tylko ładną przykrywką dla pustki kryjącej się wewnątrz.
(Fot. Ron Galella/Ron Galella Collection via Getty Images)
„Piękno kobiety nie tkwi w tym, jakie nosi ubrania, jaką ma sylwetkę ani w tym, jak układa włosy. Piękno kobiety widać w jej oczach, bo to one są bramą do serca – miejsca, w którym mieszka miłość. Prawdziwe piękno kobiety odbija się w jej duszy. To troska, którą z czułością okazuje, pasja, którą pokazuje – a piękno kobiety z upływem lat tylko rośnie”.
„Seksapil to coś więcej niż tylko wymiary sylwetki. Nie potrzebuję sypialni, by udowodnić swoją kobiecość. Mogę wyrażać ją równie mocno, zrywając jabłka z drzewa albo stojąc w deszczu”.
„Są rzeczy ważniejsze niż wygląd zewnętrzny. Żadna ilość makijażu nie zamaskuje brzydkiej osobowości”.
„Aby mieć ładne usta, wypowiadaj miłe słowa. Aby mieć piękne oczy, dostrzegaj dobro w ludziach. Aby mieć smukłą sylwetkę, dziel się jedzeniem z głodnymi. Aby mieć piękne włosy, pozwalaj dziecku raz dziennie przeczesywać je palcami. A żeby zachować grację, krocz z świadomością, że nigdy nie idziesz sama”.
„Wierzę, że najpiękniejsze dziewczyny to szczęśliwe dziewczyny”.
„Elegancja to jedyne piękno, które nigdy nie przemija”.
„Nigdy nie przejmowałabym się starzeniem, gdybym wiedziała, że cały czas będę kochana i sama będę mogła kochać. Gdybym się zestarzała, a mój mąż by mnie nie chciał, albo gdyby moje dzieci uznały, że jestem brzydka i by mnie nie chciały – wtedy byłaby to tragedia. W rzeczywistości to nie wieku ani nawet nie śmierci boi się człowiek, lecz samotności i braku zainteresowania ze strony innych”.
„Nie uważam, by problemem było to, że wyglądasz staro – raczej to, że czujesz się staro. Gdy w twoim życiu przydarza się coś, co zmienia je już na zawsze, albo gdy już nie do niczego nie jesteś w stanie się przysłużyć – to właśnie moment, w którym zaczynasz czuć się staro i to jest początek końca. To pewien rodzaj samotności czyni starość smutną”.
„Gdyby mój świat jutro się zawalił, patrzyłabym wstecz na wszystkie przyjemności, emocje i wartościowe chwile, które miałam szczęście przeżyć. Nie na smutek, nie na poronienia ani na odejście mojego ojca z domu, lecz na radość wszystkiego innego. I to by mi wystarczyło”.
„Wybierz dzień. Ciesz się nim – do granic możliwości. Dniem takim, jaki przychodzi. Ludźmi takimi, jacy przychodzą. Myślę, że przeszłość nauczyła mnie doceniać teraźniejszość – i nie chcę psuć sobie ani jednej chwili zamartwianiem się o przyszłość”.