Czas na refleksję, przyzwolenie na błędy i poszukiwanie ruchu, który przyniesie ci radość. Spójrz na sport zupełnie inaczej niż dotychczas.
Niegdyś w fitness clubach panowała moda rozpropagowana przez Arnolda Schwarzeneggera, oparta na powtarzalnych seriach ćwiczeń rozwijających konkretną grupę mięśni. Obecnie to się zmienia: ideą fitnessu jest praca całego ciała, nie tylko poszczególnych części. I ja namawiam do ćwiczeń złożonych, które angażują mięśnie nóg, brzucha, ramion, całego organizmu. A także do włączenia w trening jeszcze jednego bardzo ważnego elementu. Jest nim głowa! Myślenie i pozytywne nastawienie są wielkimi sojusznikami sportu.
Jeśli zakładamy sobie, że w tym miesiącu zaczniemy uprawiać sport, to mamy cel i mamy chęci – teraz wspólnie pomyślmy, jak to osiągnąć. Moja propozycja: Nie ustalaj, że zaczniesz od pierwszego! Często mówię swoim podopiecznym: „W życiu właściwie nic się nie zaczyna i nie kończy... Dieta, wybrany trening, od pierwszego dnia miesiąca, od poniedziałku, po raz pierwszy? Na pewno kiedyś przecież ćwiczyłaś! Więc nie zaczynasz, tylko wracasz do czegoś, co porzuciłaś, to nie był koniec, mówmy raczej o przerwie”. Można zatem podjąć wyzwanie i ćwiczyć od pierwszego sierpnia, ale zaraz, dziś, też można. Proponuję wziąć pod uwagę chwilę obecną. Teraz. Włączyć muzykę i wykonać kilka ćwiczeń. Jakich? Takich, jakie lubisz.
Trening zakładający harmonię duszy i ciała oraz dobre samopoczucie nie może straszyć zakazami. Dlaczego rezygnować na zawsze z tiramisu albo lampki wina? Pozwól sobie na przyjemności, zapytaj tylko: „Ten pączek raz na jakiś czas czy codziennie po kilka sztuk?”. Sama decydujesz, nikt cię nie ocenia – ćwiczysz, stosujesz dietę dla siebie. Nie porównuj się z otoczeniem, bo nie o to chodzi, żeby się z kimś ścigać. Żyjemy nie po to, by być najpiękniejszym, najsilniejszym, najszybszym. Po co więc rezygnować z przyjemności?
Moim zdaniem zbyt szybko się oceniamy. Jeśli na przykład po raz kolejny nie wytrzymałaś diety, to wcale nie oznacza, że ty jesteś słaba, tylko że ta dieta jest nieodpowiednia dla ciebie. Kiedy dieta jest dobra, to działa, i nietrudno się jej trzymać. Podobnie jest z aktywnością fizyczną. Nie potrafisz biegać codziennie po kilka kilometrów, nie wciąga cię pływanie? Oznacza to, że nie są to twoje dyscypliny. Może taniec, aerobik, wspinaczka, łyżwy? Tyle razy mieszaj w worku fitnessowym, aż znajdziesz tę aktywność, która sprawi ci przyjemność… Aż poczujesz, że to „ten” ruch. Wówczas nie stracisz zapału do ćwiczeń po dwóch tygodniach.
Najlepiej małymi, bardzo malutkimi kroczkami. Nawet wbrew sobie, bo pewnie chciałabyś od razu sukcesów i osiągnięć. Najważniejsze to swoją dyscyplinę polubić – a nic z tego, jeśli się zrazisz. Zrazisz się natomiast na pewno, jeśli już na pierwszym treningu wyznaczysz sobie przepłynięcie 10 basenów albo pokonanie kilkunastu kilometrów biegu. Nie – jeden basen na początek, jedno okrążenie parku, nawet jeśli czujesz, że to za mało. Trochę więcej jutro i jeszcze trochę następnego dnia!
Dobry trening uczy, że jeżeli chcemy coś osiągnąć, musimy ćwiczenia wielokrotnie powtarzać. Na przykład żeby przebiec maraton, trzeba zacząć ćwiczenia dużo wcześniej. Jakikolwiek cel sobie postawimy, w każdej dziedzinie, w której chcemy się doskonalić, nie możemy spodziewać się efektów po dwóch treningach. Uświadomienie sobie tego pomaga zaakceptować także niepowodzenia.
A jeśli nie uda się wytrwać w powziętym zamiarze? Przede wszystkim oszczędź sobie ocen. Są setki innych dróg dochodzenia do celu. Jeśli dzięki temu, że nie wytrwałem we wstawaniu o szóstej rano, aby biegać – poznałem siebie i stwierdziłem, że jest we mnie rodzaj lenia, który lubi pospać – to dziękuję losowi za możliwość stwierdzenia tego faktu. Pozostaje pytanie, co z tym zrobię. Może postanowienie nie było dobre? Może godzina – nie szósta, a ósma będzie lepsza? Nie bieganie, a pompki? Może to nie ja jestem leniem, lecz coś założyłem nie tak… Mogę nad tym popracować: zmienić godzinę, zmienić ćwiczenie. To właśnie duch sportu. Sport czyni mnie mocniejszym. Nie poddam się więc dlatego, że coś mi raz nie wyjdzie. W sporcie się więcej przegrywa niż wygrywa. Porażka w pracy? Tylko ode mnie zależy, co z tym zrobię. Trudno – nie wyszło, dostałem wskazówki od szefa, poprawiam się i… jadę dalej.
SMART (czyli założenie, że nasz cel musi być Szczegółowy, Mierzalny, Atrakcyjny, Realistyczny i Terminowy, a więc określony w czasie) wzbogaćmy o dwie rzeczy: emocje i zapisywanie. Zapisujmy w specjalnej tabeli to, co udało się zrobić, by przybliżyć cel, oraz to, co się nie udało. To, co zapisane – to istnieje, nie powiesz sama sobie, że tego nie było. Spisz więc też listę swoich celów. Przemyśl harmonogram kolejnych kroków dochodzenia do nich. Stwórz arkusz kolejnych działań – systematycznie zapisuj, co się udało, a co nie.
A na początek narysuj koło czasu i zaznacz na nim wymienione poniżej cząstki. Dowiesz się, w jakim jesteś miejscu i co powinnaś zmienić.
- I Czas poświęcony na pracę, karierę
- II Czas dla rodziny i przyjaciół
- III Czas tylko dla ciebie
- IV Czas bez celu
Pomyśl, że nie po to uprawiasz sport, żeby schudnąć, żeby się zmęczyć – ale dla siebie, lepszego samopoczucia i… sukcesów na innych polach: rodzinnym i zawodowym. Bo uprawianie sportu przygotowuje do radzenia sobie we wszystkich innych dziedzinach życia, a dobry trening przygotowuje organizm na rozmaite wysiłki codzienności. Sam jestem ojcem, jestem mężem, jestem trenerem, jednocześnie mam swoje pasje. Każda z ról czegoś ode mnie wymaga, chcę mieć siły na to wszystko, i właśnie ćwiczenia pomagają mi sprostać wyzwaniom. Na przykład podczas kilkukrotnego wstawania w nocy do dziecka przydało mi się ćwiczenie swingujące – z użyciem specjalnego sprzętu Kettlebell, popularnego w wielu siłowniach. Przyrząd podobny do dzwonu, waży do 40 kilogramów, podczas treningu kołyszesz go, zupełnie jak dziecko. Kiedy potem w nocy wykonywałem podobne ruchy, usypiając córkę w nosidełku – a musiałem to robić godzinę lub dłużej – tamto ćwiczenie bardzo mi się przydało. :)