Najgorszym śmieciem tego świata jest jednorazowość. I bezczynność człowieka – mówi Karina Królak, artystka i projektantka biżuterii, od lat propagująca filozofię zero waste poprzez sztukę.
Toniemy w odpadach. Coraz więcej osób zdaje sobie sprawę z tego, że coś z tym w końcu trzeba zrobić. Że nie da się wrzucić wszystkich śmieci do wody i udawać, że ich nie ma. Od pewnego czasu na cenzurowanym jest plastik. To on jawi się jako największy wróg planety. To prawda, że przez niego giną morskie stworzenia i że rozkłada się setki lat. To prawda, że zawiera szkodliwe dla zdrowia bisfenole i inne toksyczne substancje. Jednak to nie on jest źródłem całego zła - twierdzi Karina Królak.
Karina Królak wraz z Patką Smirnow od dziewięciu lat tworzą zgrany duet artystyczny. Pracują ramię w ramię w pracowni mieszczącej się w Warszawie w przedwojennej kamiennicy na Inżynierskiej 3, mecce wielu artystów i zagłębiu vintage. Tworzą niezwykłe projekty min. z odpadów, które - jak mówią - są po prostu fascynujące. I istotnie trudno się temu dziwić, gdy patrzy się na projekty, które potrafią wyczarować z plastikowych słomek, butelek, resztek pleksi, czy ścinków z okolicznych pracowni poligraficznych. Ostatnio zrobiło się o nich głośno przy okazji Otwartej Ząbkowskiej. To cykliczne wydarzenie ożywia warszawską Pragę i zamienia jedną z głównych ulic dzielnicy w deptak i lokalne centrum kultury. W tym roku zorganizowano je pod hasłem zero waste, nic dziwnego zatem, że do udekorowania Ząbkowskiej miasto zaprosiło Karinę i Patkę.
Patka Smirnow (z lewej) i Karina Królak w swojej sztuce hołdują filozofii zero waste (Fot. archiwum prywatne)
Artystki stworzyły wiszące dekoracje i olbrzymie lampiony z plastikowych słomek – współczesnego wroga numer 1.
Plastikowa słomka to czubek góry lodowej, a raczej góry śmieci, która nas zasypuje. Wiele osób manifestacyjnie rezygnuje z niej, zapewniając sobie czyste sumienie. A ze słomki dość łatwo zrezygnować. Pomyślmy o innych śmieciach, które zalegają na dnie oceanów, w lasach, przy drogach. W zasadzie gdzie nie spojrzeć. Jednorazowe pieluchy, opakowania po kosmetykach, po środkach higienicznych, po lekach, po jedzeniu na wynos. Czy z nich też umielibyśmy zrezygnować?
– pyta retorycznie Karina Królak.
Obie z Patką Smirnow zamiast składać płomienne deklaracje, zajmują się up-cyclingiem na co dzień. Jednorazowe słomki, które skupują z niewielkiego zakładu, są przeznaczone do wyrzucenia lub do przetopienia. Bo są za wiotkie, za krótkie, ze cienkie albo nie mają koloru, który idealnie zgadza się z zamówionym. Wybrakowane słomki, zamiast kończyć na wysypisku, zyskują od Kariny i Patki drugie życie. Dziewczyny tworzą z nich nie tylko lampiony, ale również wiszące dekoracje inspirowane ludowymi pająkami i trójwymiarowe obrazy, których motywem przewodnim jest ludzkie ciało. Projekt „Plastic human”, nad którym aktualnie pracują to seria przypominająca rozpikselowane zdjęcia organów i komórek człowieka. Z ciętych słomek różnych kolorów i długości powstało już serce, naczynia krwionośne, a także cukrzyca, wirusy i komórki nowotworowe. W tym projekcie chcemy zwrócić uwagę na to, że plastik, który jest teraz na cenzurowanym, może być bardzo przydatny, na przykład w medycynie – mówi Karina.
Projekt Re4Rest powstał dwa lata temu. Zaczęło się od fascynacji plastikowymi butelkami po wodzie, które przypominają organiczne kształty pąków i liści. Do tego mają niezwykłe zielonkawe kolory i inspirujące wypukłości. Dziewczyny chwyciły za nożyczki i zaczęły ciąć, ciąć i wycinać - liście, płatki, słupki i pręciki. Z plastikowych butelek powstały bujnie kwitnące ogrody, egzotyczne dżungle i rafy koralowe. Artystki pracowały nad projektem blisko rok, przetwarzając w tym czasie 10 000 butelek po wodzie, szamponach i innych detergentach. Zbierały je wraz z grupą przyjaciół. Większość trzeba było własnoręcznie myć, odkażać i suszyć. Żmudna praca przyniosła niezwykły efekt i osiągnęła zamierzony cel - projekt zwrócił uwagę na produkcję ogromnej ilości opakowań, brak segregacji odpadów i zanieczyszczenie Ziemi. Oprawione prace, a także wydruki ich zdjęć zostały pokazane na kilku wystawach. Cieszyły się wielką popularnością, co ciekawe głównie za granicą we Francji i Japonii.
Projektem Re4Rest artystki chciały zwrócić uwagę na problem nadprodukcji plastikowych opakowań (Fot. materiały prasowe)
Pomiędzy dużymi projektami artystycznymi w pracowni powstaje sztuka użytkowa. Karina i Patka spędzają długie godziny, tnąc kolorowe ryzy papieru, które skupują jako odpady z zakładów poligraficznych i drukarni. Różnokolorowe paski zwijają i doczepiają do stelaży (metalowe stelaże zamawiają w małym zakładzie pracy chronionej na Pomorzu), tworząc niezwykłe abażury i ścienne dekoracje. Jedna lampa powstaje cztery dni. Nazwa bazury nawiązuje do hiszpańskiego słowa basurero, które oznacza śmietnik, a basura to śmieci. I znów okazuje się, że to, co miało wylądować na wysypisku, można przetworzyć, tak by stało się pięknym przedmiotem.
Bazury - lampy z odpadów papieru, tektury i gazet (Fot. materiały prasowe)
Oprócz bazurów w pracowni powstaje też biżuteria. Jej tworzeniem zajmuje się Karina Królak, od tego zresztą zaczęła się jej przygoda z projektowaniem (Patka wiele lat projektowała ubrania i torby plecione z torebek foliowych). Pierwszą kolekcję biżuterii Karina stworzyła z kolorowych wstążek w 2004 roku. Zachwycił się nią świat mody, kolekcja została pokazana w prasie, a Karinę okrzyknięto objawieniem młodego designu. Kolejne kolekcje powstały min. z odpadów pleksi, kauczuku, ze stopionych resztek kauczuku, z koralików, ze skrawków skóry i skaju... ale także ze złotek odzyskanych z opakowań po czekoladzie.
Kolorowe kolczyki z przetopionego kauczuku autorstwa Kariny Królak (Fot. Materiały prasowe)
Pierścionki, naszyjniki, broszki i bransolety trafiają do nowych właścicielek, ale również na konkursy i wystawy, często do Japonii, gdzie projekty tworzone w myśl idei zero waste ceni się wyjątkowo. Ostatnio Karina zdaje się przechodzić sama siebie - tworzy serię biżuterii, oczywiście z odpadów, którą maluje w drobne kropeczki lakierami do paznokci. Oczywiście pochodzącymi z odzysku. Koleżanki i znajome znoszą do pracowni buteleczki z resztkami lakierów, które zamiast na śmietnik trafiają do projektu, który jest hołdem Kariny dla japońskiej artystki Yayoi Kusamy, słynącej z fascynacji kropkami.
Naszyjniki- obręcze z odpadów pleksi autorstwa Kariny Królak (Fot. materiały prasowe)
Prace Kariny i Patki można kupić w ich pracowni, a także na wybranych targach wzornictwa. Można wpaść do nich do na Inżynierską albo wziąć udział w cyklicznych warsztatach, na przykład przed Bożym Narodzeniem. Wtedy przy długim stole na Inżynierskiej siadają dorośli i dzieci, by tworzyć z plastikowych słomek ozdoby na choinkę - bombki i łańcuchy, kiedyś robione, nomen omen, ze słomy.
Sztukę z odpadów autorstwa dziewczyn z Inżynierskiej będzie można we wrześniu oglądać na wystawie w centrum Warszawy w pasażu Art Walk na Placu Europejskim. Wystawa będzie miała znamienny tytuł „Ślad”. Bo jak mówią artystki: „Każdą decyzją i każdym wyborem zostawiamy ślad i to my zdecydujemy, jaki ślad jako ludzkość zostawimy po sobie.”