1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia
  4. >
  5. Morze Wattowe – prawdziwy cud natury

Morze Wattowe – prawdziwy cud natury

Niemiecką i duńską część Morza Wattowego chronią trzy parki narodowe, a cały akwen wpisano na listę dziedzictwa UNESCO. (Fot. Julia Zabrodzka)
Niemiecką i duńską część Morza Wattowego chronią trzy parki narodowe, a cały akwen wpisano na listę dziedzictwa UNESCO. (Fot. Julia Zabrodzka)
Morze Wattowe, cofające się i powracające w odwiecznym rytmie, jest domem dla tysięcy gatunków zwierząt i roślin. Dla niemieckich i skandynawskich artystów morze Wattowe od przeszło wieku stanowi zaś niewysychające źródło inspiracji.

Świat wygląda jak blejtram wypełniony światłem. Po niebie rozlały się barwy zmierzchu – zwielokrotnione przez odbicia, jak to nad morzem. Refleksy czerwieni, oranżu, różu i purpury kładą się jednak nie na pomarszczonej tafli, lecz na gładkim lustrze mokrego piasku. Trwa odpływ, osobliwe ni to morze, ni ląd ciągnie się hen w dal. Takich osuchów albo wattów – wynurzających się okresowo połaci dna – są wokół setki tysięcy hektarów. Morze Wattowe rozpościera się od południa Danii przez zachodnie wybrzeże Niemiec po północ Holandii – to największy taki akwen na świecie. Siedzimy pośród tego bezmiaru, na Föhr, jednej z dziesiątek wysepek tak płaskich, że ledwie wystają z wody – tak płytkiej, że ledwie zakrywa dno. Z kosza plażowego patrzymy, jak zapalają się gwiazdy i światła prowadzące żeglarzy przez labirynt płycizn i przesmyków. A gdy robi się całkiem ciemno, szczelnie otulamy się kołdrą i naciągamy nad głowy daszek. Nasz kosz to bowiem wersja sypialna: wydłużona, z materacem i pościelą. Na Föhr jest takich pięć, z czego dwa na plaży w Nieblum. Zasypiamy, słysząc szmer bryzy. Nie ma lepszego sposobu, by wczuć się w rytm Morza Wattowego.

Uczestnicy wycieczki przyrodniczej po osuchach mijają się z promem płynącym na wyspę Amrum. (Fot. Julia Zabrodzka) Uczestnicy wycieczki przyrodniczej po osuchach mijają się z promem płynącym na wyspę Amrum. (Fot. Julia Zabrodzka)

Morze Wattowe zwiedzanie

Budzimy się tuż przed świtem. Po nocnym przypływie morze Wattowe znów się cofa, rozkrzyczane setkami ptasich głosów: pisków, kwileń, kwaknięć. Nad głowami przelatują nam gęsi i kaczki, mewy i siewki drepczą po dnie, ostrygojady wtykają czerwone dzioby w piasek i szukają pożywienia. Pejzaż, wieczorem zastygły w bezruchu, teraz tętni życiem. A my zaraz wyruszymy na wycieczkę, by poznać mieszkańców tego niezwykłego świata. Zanosimy pościel do budki na wydmach, odpinamy zostawione na noc rowery i jedziemy – najpierw na kawę i świeżą bułkę z łososiem w piekarni we wsi, a potem do sąsiedniego miasteczka Wyk. Tam, na promenadzie, czeka na nas umówiony przewodnik.

Frederick jest wolontariuszem w Schützstation Wattenmeer, organizacji opiekującej się Parkiem Narodowym Morza Wattowego. Ma bose stopy i podwinięte do kolan spodnie. W kurortach na wybrzeżu spaceruje się zwykle po plaży, ale my będziemy przechadzać się po… morzu. Z Föhr można przejść nawet na sąsiednią wyspę Amrum. Stanowią zgraną parę. Amrum – skrawek lądu schowany za łukiem plaży i wydm – niczym piaszczysta tarcza osłania przed falami Morza Północnego płaską Föhr i otaczające ją watty.

Plażowe domki w Dagebüll z widokiem na watty i wyspy (Fot. Julia Zabrodzka) Plażowe domki w Dagebüll z widokiem na watty i wyspy (Fot. Julia Zabrodzka)

Jest dziesiąta, do kulminacji odpływu zostały dwie godziny. – To najlepszy moment na wycieczkę: idziemy za cofającą się wodą – objaśnia Frederick. Maszerujemy po twardym, pożłobionym piasku. Woda spływa kanalikami, łączącymi się w coraz szersze i głębsze. – Trzeba dobrze znać ich siatkę, by nie dać się odciąć podczas przypływu – przestrzega przewodnik. Zaczyna jednak od narysowania na piasku innej mapy: ze Słońcem, Ziemią i Księżycem. Objaśnia, jak jego przyciąganie powoduje cofanie się i przybieranie wody dwa razy na dobę oraz że pływy są silniejsze podczas nowiu i pełni, a największe w okolicach równonocy. Morze Wattowe żyje w rytmie obrotów sfer niebieskich.

Z poziomu kosmicznego przechodzimy na niemal mikroskopijny. Większość mieszkańców osuchów jest maleńka. Można ich nie zauważyć, da się za to usłyszeć. Piasek cichutko się rusza – miliony stworzeń trudzą się nad zadaniem godnym Kopciuszka. Frederick wskazuje kopczyk przypominający gejzer. – Pod spodem jest sercówka. Ma dwa cieniutkie przewody: jednym zasysa wodę, pobiera z niej pokarm, a drugim wypuszcza – objaśnia. – W godzinę przefiltrowuje w ten sposób dwa i pół litra. A wszystkie sercówki, razem z omułkami, filtrują w dwa tygodnie całe Morze Północne! – dodaje. Obok w dnie zieje lejkowaty krater. – Mieszka w nim robak piaskowy. Zasysa piasek, zjada materię organiczną i wydala czyściuteńki kwarc. – Frederick pokazuje kopczyk piaskowego spaghetti. W mało którym ekosystemie produkcja biomasy jest tak intensywna, co w Morzu Wattowym. Ktoś musi ten morski ogród sprzątać – bez robaków szybko zmieniłby się w słonawe bagno.

Za chwilę dostajemy przedsmak takiego scenariusza. Z piaszczystego osucha wchodzimy na mulisty i zapadamy się w odżywczej, błotnej kąpieli. Frederick wynajduje różne fantastyczne stworzenia: złączone ze sobą ślimaki, które z wiekiem zmieniają płeć, czy rozgwiazdę, która w okresie głodu potrafi zjeść jedno z ramion, a ono następnie jej odrasta. Spod stóp czmychają nam krabiki. Nie chcą podzielić losu zjedzonych przez ptaki kolegów, których skorupki bieleją na dnie. Wreszcie stajemy na krawędzi prawdziwego morza. Pogryzając wyłowione z wody listki sałaty morskiej, wpatrujemy się w toń, która nie wysycha nawet podczas największego odpływu. Sunie po niej prom płynący na Amrum. Stojąc pośrodku morza, machamy pasażerom na pokładzie.

– Jak daleko odeszliśmy od brzegu? – pyta Frederick z cieniem uśmiechu, który sugeruje podstęp. Domy przy plaży widać wyraźnie. – Osiemset metrów? – strzelam. – Ponad dwa kilometry. – Teraz uśmiecha się od ucha do ucha. Gdy nadejdzie przypływ, morze będzie miało tu prawie trzy metry głębokości. Lepiej wracajmy! – Na wattach łatwo stracić orientację, dlatego nigdy nie wychodzę we mgle – przyznaje Frederick. Nie pochodzi z Föhr, ale tyle razy spędzał na wyspie wakacje, że czuje się tu jak u siebie. Teraz przyjechał na roczny wolontariat. – Fascynuje mnie, jak w przyrodzie wszystko łączy się ze sobą nawzajem. Tu widać to jak na dłoni – opowiada. – Poza tym jestem z Mönchengladbach, z przemysłowej Nadrenii. Ciekawiło mnie, jak żyje się blisko natury, w odciętej od świata społeczności.

Pospolity w Morzu Wattowym raczyniec jadalny żywi się głównie małżami, których muszle rozłupuje za pomocą szczypców. (Fot. Julia Zabrodzka) Pospolity w Morzu Wattowym raczyniec jadalny żywi się głównie małżami, których muszle rozłupuje za pomocą szczypców. (Fot. Julia Zabrodzka)

Morze Wattowe ciekawostki

Pragnienie to nie jest nowe. – W drugiej połowie XIX wieku, w świecie zmienianym przez rewolucję przemysłową, artyści poszukiwali ludowych korzeni. Uciekali z miast na łono natury i na wieś, gdzie ich zdaniem żyło się prawdziwiej – Pia Littmann, kuratorka z Muzeum Sztuki Zachodniego Wybrzeża (MKdW) na Föhr, opowiada o początkach zainteresowania malarzy Morzem Wattowym. Hans Peter Feddersen uwieczniał smagane wiatrem wydmy na wyspie Sylt. Zachwycona Paula Modersohn-Becker nazwała Amrum „skrajem Edenu”. Max Liebermann, prekursor impresjonizmu w Niemczech, upodobał sobie miasteczka na holenderskim wybrzeżu, gdzie portretował i rybaków, i gości kąpielisk z czasów belle époque. Na Föhr kilkanaście letnich sezonów przed wybuchem I wojny światowej spędził zaś jego berliński kolega Otto Heinrich Engel.

– Uwieczniał głównie scenki rodzajowe, a wyjątkowo fascynował go tradycyjny strój wyspiarek – opowiada Pia. Długie spódnice, narzutki z frędzlami, biżuteria ze srebra i wymyślnie upinane czepce pozostają w użytku do dziś. – Chętnie noszą je młode dziewczyny podczas konfirmacji, uroczystości szkolnych, wiejskich zabaw. Nastolatkowie często rozmawiają też w fering, używanej tylko na Föhr odmianie fryzyjskiego. To ich tajny kod – uśmiecha się. Ona nie rozumie z tego języka nic, choć pochodzi z Kilonii, która leży w tym samym landzie Szlezwik-Holsztyn, tyle że na wybrzeżu Bałtyku.

Muzeum sztuki poświęconej morzom Północy nie mogło powstać w innym miejscu. Sale wystawowe stoją przy zabytkowej gospodzie, w której znów można dobrze zjeść. Znów też mieszkają tu artyści. – Mamy kolekcję z dziełami Muncha, Mondriana, Liebermanna i oczywiście Engela. Ale równie ważne są rezydencje. Malarze czy fotografowie spędzają po kilka tygodni w starym fryzyjskim gospodarstwie. Ich prace nie muszą być związane z Föhr, choć mieliśmy projekty inspirowane strojem czy vogelkolje, dawnymi pułapkami na ptaki. Najważniejsze jednak, by rezonowały też poza wyspą.

Na zabytkowych nagrobkach przy kościele św. Wawrzyńca w Süderende spisano historie wilków morskich. (Fot. Julia Zabrodzka) Na zabytkowych nagrobkach przy kościele św. Wawrzyńca w Süderende spisano historie wilków morskich. (Fot. Julia Zabrodzka)

Niedawno 85. urodziny świętował w muzeum najwybitniejszy współczesny malarz znad Morza Wattowego. – Günter Zachariasen pochodzi z Syltu, ale opuścił wyspę, gdy zalali ją turyści – opowiada Pia. – Zaczynał od malarstwa figuratywnego, potem tworzył krzykliwe abstrakcje. My pokazujemy późniejsze prace. – Prowadzi nas do galerii, w której wiszą płótna bez tytułów, kwadraty wypełnione barwami. – Całkowita redukcja. Żadnych historii czy metafor, tylko światło i kolor. – Pia zatrzymuje się przed jednym z obrazów. Niebieskawa szarość przechodzi w zgaszony fiolet, przybrudzony róż, popielatość z kroplą turkusu. Czysta abstrakcja. Uderza mnie, jak bardzo przypomina pejzaż, który chłonęliśmy o zmierzchu na plaży w Nieblum. Ale czy Morze Wattowe, gdzie w kosmicznym rytmie zlewają się woda, ląd i niebo, nie jest urzeczywistnieniem abstrakcji?

Morze Wattowe - rady dla podróżujących

  • Na Föhr i Amrum kursują promy z miasteczka Dagebüll, dokąd dojedziemy pociągiem z Hamburga. Po wyspach najlepiej poruszać się wypożyczonym rowerem. W Föhr Bike zapłacimy 7–8 euro za dzień. foehr-bike.de
  • Sypialne kosze plażowe na Föhr stoją w Wyk, Nieblum i Utersum. Nocleg kosztuje 59 euro, w cenie jest dodatkowy kosz do siedzenia. foehr.de/schlafstrandkorb Sternhagens Landhaus w Oevenum oferuje pokoje (od 140 euro/2 os.) w 300-letnim fryzyjskim gospodarstwie oraz domowe śniadania i kolacje. sternhagenslandhaus.de
  • Smaczne dania w restauracji Namine Witt w Nieblum przyrządzane są z organicznych składników z własnego gospodarstwa. naminewitt.de W Strandbar Seehund na Amrum sałatki z krewetkami i ryby zjemy na tarasie z widokiem na szeroką plażę. strandbar-seehund.de
Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze