Tydzień wolnego to marny urlop. Dwa – też za mało. Psychologowie pracy grzmią: homo faber potrzebuje pełnych trzech tygodni urlopu – minimum, żeby zregenerować siły. Ilość to jedno – jakość drugie. Dobierz sobie dobry urlop dostosowany do potrzeb, osobowości i poziomu zmęczenia.
Artykuł archiwalny
Nie leć na oślep do modnego kurortu, bo tam chcą przyjaciele. Nie jedź po raz kolejny do sprawdzonego od lat, nudnego pensjonatu, bo tam miła pani Zosia dobrze gotuje. Wsłuchaj się w swoje potrzeby – pomyśl, jaka forma wypoczynku pozwoli ci się odprężyć, doładować energią?
Jaki urlop – zasady wyboru:
Odmień dni. Spędzaj urlop na aktywności zupełnie innej niż ta, którą masz na co dzień. Jeśli twoja praca wymaga siedzenia przed monitorem komputera – nie odpoczywaj, surfując po Internecie. Taki urlop nie przyniesie wytchnienia. Będzie pozornym oderwaniem się od codziennych obowiązków. Zafunduj sobie dużą dawkę świeżego powietrza i ruchu. Natomiast osoby, których codzienna praca wiąże się z wysiłkiem fizycznym, przemieszczaniem się, najlepiej zrelaksują się w hamaku z książką.
Spraw sobie przyjemność. Wtedy zarówno ciało, jak i dusza się relaksują. Wydzielają się hormony szczęścia, podnosi się poziom serotoniny. Ciało uwalnia się od nagromadzonych stresów, a nawet bólu fizycznego. Niech urlop będzie spełnieniem marzeń!
Klasztorna cisza
Pracujesz na wysokich obrotach, wśród wielu ludzi, z klientami, kontrahentami? A potem resztkami sił próbujesz zadbać wieczorem o rodzinę? Pewnego pięknego dnia poczujesz się kompletnie wypalony. Spotykasz się ze wszystkimi, ale nie ze sobą! Recepta wakacyjna dla ciebie to długa przerwa – od wszystkiego.
Propozycja urlopu: izolacja w klasztornej celi i spotkanie z samym sobą. W tym wypadku wystarczy tydzień. Jak się okazuje, wcale nie trzeba jechać do aśramy do Indii. Już kilkadziesiąt klasztorów w Polsce przyjmuje zmęczone i przepracowane istoty, oferując wyciszenie i odpoczynek, np. klasztor Kamedułów na krakowskich Bielanach, Benedyktynów w Tyńcu, Franciszkanów w Pińczowie czy pokamedulski klasztor o ślicznej nazwie Pustelnia Złotego Lasu w Rytwianach. Salus per silentium, czyli zdrowie przez ciszę, coraz bardziej zyskuje na popularności. Nie znaczy to, że w klasztorze nie można rozmawiać w ogóle, jednak kontakt z innymi jest ograniczony do minimum. Po przekroczeniu zakonnego muru oddaje się telefon komórkowy, laptop, czasem nawet zegarek. Rozkład dnia jest podporządkowany życiu zakonników czy zakonnic, wczesna pobudka, jutrznia, śniadanie, praca fizyczna, np. w ogrodzie czy kuchni, obiad, modlitwa, kontemplacja, kolacja i spanie… w spartańskiej celi z wąskim łóżkiem. Bez telewizji czy radia. Do klasztoru przyjeżdża się w pojedynkę, bez partnera, bez rodziny. To tydzień wyrzeczeń, ale też doskonała okazja na przemyślenia i medytacje. To czas, który można wykorzystać na uporządkowanie myśli, postanowień, wyzwań, okazja do podsumowań i snucia planów, a przede wszystkim do bycia „tu i teraz” i usłyszenia swoich potrzeb. Wewnętrzny relaks i gruntowny detoks dla duszy gwarantowane.
Wakacje w klasztorze trzeba rezerwować wcześniej, bo coraz więcej chętnych wybiera taki sposób odpoczynku, doba w klasztorze kosztuje od 40 do 125 zł.
Pod gruszą, na plaży
Ach, wyspać się wreszcie, wygrzać, godzinami wpatrywać się w naturę... Czy taki obraz wprowadza cię w błogostan? Jeśli tak, zaplanuj trzytygodniowy wypoczynek. Pierwszy tydzień poświęć na odespanie i relaks, drugi na korzystanie z uroków miejsca, trzeci na ładowanie akumulatorów i regenerację. Nie oczekuj, że natychmiast poczujesz się wakacyjnie. Twój mózg potrzebuje czasu, by przystosować się do upragnionego nicnierobienia. Przez pierwsze dni ciągle będą się kotłować w głowie nieprzetrawione myśli, fragmenty rozmów z zebrań, będziesz sprawdzać komórkę. Nie biczuj się za to, tak musi być, nie wyłączysz przecież swojej głowy ot tak, pstryk!
Pasywny wypoczynek to nie lada sztuka – wypadasz z wiru obowiązków, otacza cię cisza, nagle nic nie musisz. Skuteczną metodą na okiełznanie mózgu jest ruch, dlatego na początku przeplataj leniuchowanie ze sportem. Wybierz formę aktywności, którą lubisz, nie zmuszaj się do dyscyplin, tylko dlatego, że akurat są w zasięgu ręki. Nie musisz! To najważniejsze hasło dobrego urlopu. Nie musisz wstawać rano, żeby skorzystać z pogody, nie musisz jeździć konno tylko dlatego, że w ośrodku jest stadnina... Nicnierobienie przyjdzie samo.
Sztuka i przeszłość
Jeśli należysz do osób skazanych na monotonną pracę – w wakacje obcuj z pięknem, sztuką, z przeszłością. Wybierz urlop w miejscu, gdzie odbywa się festiwal teatralny albo w takim jak Florencja, gdzie można kontemplować renesansowe obrazy i freski na plenerze ceramicznym. Zaspokoisz potrzebę rozwoju osobistego, intelektualnego, manualnego. Codzienność pozostanie gdzieś daleko...
Jeśli uczta ducha cię nie pociąga, jedź tam, gdzie świętem jest każdy posiłek, by delektować się smakiem świeżych lokalnych potraw – do Toskanii. Rozkoszuj się smakiem różnych odmian sera pecorino czy szynki prosciutto. Zapisz się na szczególny kurs gotowania, a zarazem sztuki zakupów na miejscowym targu, degustuj i spędzaj czas na długich rozmowach przy stole. Spowolnione tempo życia pozwoli delektować się szczegółami, na które na co dzień nie ma czasu. Spowoduje też wzmocnienie więzi z bliskimi. Na nowo przyjrzysz się partnerowi, zaznasz radości wspólnego biesiadowania przy wielkim, suto zastawionym stole...
Szukam słońca
Mój zawód to moje hobby, więc uwielbiam pracować. A że praca dokumentalisty, fotografa reportera jest związana z licznymi podróżami, pracując, zwiedzam świat. Ciężka praca to paradoksalnie także mój odpoczynek. Wieczorem, zmęczony upałem, lubię położyć się w hamaku lub rozsiąść wygodnie w fotelu i nic nie robić, po prostu delektować się ciszą i ciepłem. Moje ulubione miejsca to te, gdzie prawie zawsze świeci słońce. Są dwie kategorie miejsc, które odwiedzam – zamieszkane przez ludzi, ale jak najdalsze od zachodniej cywilizacji, i bezludne, gdzie rządzi dzika przyroda. Te drugie kocham najbardziej. I uwielbiam chodzić. Potrafię łazić godzinami, włóczyć się, zajść do miejscowej pijalni herbaty, cukierni czy palarni fajek wodnych, posmakować lokalnego jedzenia. Uświadomić sobie, że donikąd mi się nie spieszy.
Sądzę, że kiedy wyjeżdżamy, uciekamy z miejsc, które generują stres, zmieniamy otoczenie, chcemy, by jak najbardziej różniło się od tego, w którym na co dzień zmagamy się z problemami. Chwilowa ucieczka od stresu jest jednak tylko ułudą. Wracamy bowiem w to samo otoczenie i środowisko. Jeszcze tam, gdzie odpoczywamy, głęboko w podświadomości, stres atakuje, gdy nasz odpoczynek się kończy. Takiego złudnego odpoczynku staram się unikać...
Jarosław Kret, dziennikarz telewizyjny, egiptolog, podróżnik i autor książek.