Wstajesz rano, idziesz do łazienki i stajesz na wadze – cyfra, którą widzisz jest satysfakcjonująca. Nie musisz podejmować specjalnego wysiłku, by tak było: jesz co chcesz, często niestety w pośpiechu i niezdrowo. Czasem przez cały dzień nie masz nawet chwili, by zjeść posiłek i odbijasz to sobie wieczorną ucztą – na wadze cyfry nie zmieniają się, więc chyba nie ma się czym przejmować? Nie do końca!
Dla wielu osób to, co widzą, stając na wadze, jest wyznacznikiem zdrowia. Dotychczas nie wnikaliśmy zanadto, co tak naprawdę siedzi w naszym ciele, głównie dlatego że nie było prostych metod, by się tego dowiedzieć. Te czasy są już jednak za nami! Dziś powiedzenie „pokaż kotku, co masz w środku” nabiera nowego znaczenia. Aby dowiedzieć się tego, co i gdzie znajduje się w naszym organizmie, wykorzystuje się skomplikowane techniki obrazowe, jak rezonans magnetyczny czy tomografia komputerowa. Przy okazji badania pacjentów zauważono, że tym sposobem można również zobaczyć, gdzie w ciele znajduje się tłuszcz i ile go jest. Jak wielkim zaskoczeniem było odkrycie, że szczupłe z pozoru osoby o prawidłowej masie ciała mają ukryte pokłady tkanki tłuszczowej wewnątrz organizmu – między narządami, mięśniami i w samych organach! Ilości te stanowiły ponad 30-35% całkowitej masy ciała, tym samym klasyfikując delikwenta jako osobę metabolicznie otyłą!
Kto dziś przychodzi do dietetyka?
Dziś technika poszła zdecydowanie do przodu i nie musimy kłaść się pod rezonans, by dowiedzieć się, ile tłuszczu kryje się w naszym ciele. Wystarczy proste badanie bioimpedancji (badanie oporowości tkanek), które można już wykonać w większości gabinetów dietetycznych. Kto jednak przychodzi do dietetyka? Najczęściej osoby z widocznym problemem, dużo rzadziej osoba szczupła, która chce sprawdzić, czy zdrowo się odżywia. Tym sposobem w świecie otyłości tworzy się „szara strefa” – tworzy ją grupa osób szczupłych na zewnątrz, lecz otłuszczonych wewnątrz, cechujących się tak zwanym fenotypem To-Fi (thin outside – fat inside). Takie osoby, posiadające w swoim organizmie zawartość tłuszczu ponad 20-25% (mężczyźni) i 30-37% (kobiety), wykazują takie samo ryzyko zachorowania na choroby układu krążenia czy cukrzycę typu 2 jak osoby widocznie otyłe! Jakim cudem w ich organizmach znalazło się tyle tłuszczu? Odpowiedź jest prosta – niewłaściwa dieta, brak ruchu i stres sprawiają że organizm akumuluje tłuszcz w komórkach nie tylko tkanki tłuszczowej, ale również w tkankach zupełnie nie-tłuszczowych, takich jak wątroba, mięśnie, nerki czy serce. Znajdujący się tam tłuszcz upośledza działanie narządów i może prowadzić do ich niewydolności.
Z fenotypem To-Fi walczyć jest trudniej niż z tradycyjną formą nadwagi czy otyłości, głównie ze względu na niską wykrywalność (szczupli nie badają się pod tym kątem), oraz brak motywacji (jestem szczupły, więc czemu mam zmieniać nawyki?). Powodem, dla którego bierzemy się za siebie, wciąż jest bowiem zbyt duża liczba kilogramów.
Paradoks szczupłego otyłego.
Skoro istnieje paradoks szczupłego otyłego, możemy również zaobserwować sytuację zgoła odwrotną – ktoś, kto jest otyły, może być zupełnie zdrowy metabolicznie. Jak to możliwe? Chodzi o miejsce, w którym ulokował się tłuszczyk. U szczupłych otyłych jest to zazwyczaj przestrzeń między i w organach wewnętrznych, co powoduje zaburzenia. Zdarza się jednak, że u kogoś z nadprogramowymi kilogramami tkanka tłuszczowa jest rozmieszczona głównie podskórnie, prawie z ominięciem narządów! Taka osoba (zwana fenotypem Fo-Ti, czyli fat outside-thin inside) mimo nadwyżki kilogramów jest zdrowa, ma właściwe wyniki badań dotyczące m.in. stężenia cholesterolu , glukozy, insuliny czy wartości ciśnienia tętniczego.
Oba wyżej wymienione przypadki zaliczamy do tak zwanej grupy problematycznie otyłych. Zazwyczaj nie widzą oni związku między wyglądem lub ilością tkanki tłuszczowej a problemami zdrowotnymi. To sprawia, że są oni wyjątkowo mało zmotywowani, aby cokolwiek zmienić. I tak jak u osób Fo-Ti wygrać może kwestia estetyki, tak osobom z To-Fi, „póki nie zaboli”, ciężko zrozumieć, że powinni zadbać o swoje zdrowie. A to rodzi problemy. Kiedy osoby z To-Fi wykazują np. podwyższony poziom cholesterolu, często otrzymują leki, ponieważ biorąc pod uwagę jedynie masę ciała, można wywnioskować, że problem ma podłoże genetyczne (co również się zdarza, jednak nie tak często). Efekt? Przywrócenie prawidłowej wartości lipidów i zamaskowanie prawdziwej przyczyny nieprawidłowości.
Co powinno nas zaalarmować i skierować nasze kroki do dietetyka? Przede wszystkim należy przynajmniej raz w roku wykonać podstawowe badania krwi – morfologia, lipidogram, glukoza, insulina – tutaj mogą pojawić się pierwsze oznaki, że w środku naszego ciała coś działa nie do końca tak, jak powinno. Nim zaczniemy faszerować się lekami, warto zajrzeć do dobrego gabinetu dietetycznego, gdzie zbadamy skład ciała i poszukamy błędów w naszym codziennym jadłospisie. To może w zupełności wystarczyć, by wrócić do WEWNĘTRZNEJ równowagi – pod każdym względem.
Dowiedz się więcej na .