Jeśli interesujemy się buddyzmem i zmierzamy do bliższego jego poznania, szybko się okazuje, że nauki Buddy oferują wiele rodzajów praktyki...
Wszystko może stać się dla nas inspiracją i podsycić chęć dalszej praktyki. Jeżeli jednak chcemy dodać jej głębi i autentyzmu, musimy w końcu zetknąć się z lękiem.
Lęk jest powszechnym doświadczeniem, doznają go nawet najmniejsze istoty. Miękkie ciała morskich stworzeń pozostające na morskim brzegu po odpływie instynktownie kurczą się pod dotknięciem naszych palców. Wszystko, co żyje, podobnie reaguje na zagrożenie.
Odczuwać lęk w obliczu nieznanego nie jest zatem rzeczą niezwykłą. To nieodłączny aspekt życia czujących istot, wspólny nam wszystkim. Lękiem reagujemy na samotność, śmierć lub utratę poczucia bezpieczeństwa. Lęk jest naturalną reakcją, gdy zbliżamy się do prawdy. Jeśli jednak mimo poczucia zagrożenia postanowimy pozostać dokładnie tu, gdzie jesteśmy, nasze doświadczenie stanie się bardziej żywe. Bo wszystkie doznania stają się bardzo intensywne, kiedy nie ma dokąd uciec.
Jak to zręcznie ujął jeden z uczniów: „Natura buddy, sprytnie przebrana za lęk, daje nam kopniaka w tyłek, abyśmy wreszcie zaczęli odczuwać”.
Czasami jednak wpadamy w pułapkę, którą zgotowało nam życie – wszystko się wali, a drogi ucieczki zamykają się. W takich właśnie chwilach najgłębsze duchowe prawdy mogą odsłonić się przed nami jako całkiem proste i zwyczajne. Nie mamy gdzie się ukryć. Widzimy to równie dobrze jak wszyscy inni, a nawet lepiej. Wcześniej czy później zaczynamy rozumieć, że chociaż nigdy nie polubimy lęku, to właśnie on wprowadzi nas w sens wszystkich nauk, jakie kiedykolwiek słyszeliśmy.
Następnym razem, kiedy poczujesz lęk, uznaj się za szczęściarza, bo w tym właśnie miejscu rodzi się odwaga. Wydaje nam się, że odważni ludzie nie odczuwają lęku. Tymczasem oni po prostu są z nim oswojeni. Mój pierwszy mąż powiedział kiedyś, że jestem najodważniejszą 21 osobą, jaką zna, ponieważ – jak później wyjaśnił – będąc kompletnym tchórzem, mimo wszystko idę naprzód i jakoś sobie radzę.
Na co dzień jednak nikt nam nie mówi, abyśmy przestali uciekać przed lękiem. Rzadko słyszymy, że powinniśmy się do niego zbliżyć, po prostu z nim być, lepiej go poznać. Spytałam kiedyś mistrza zen, rosiego* Kobuna Czino, w jaki sposób radzi sobie z lękiem. On zaś odpowiedział: „Godzę się. Godzę się”. Zwykle jednak rady, które dostajemy, sprowadzają się do osładzania, łagodzenia lęku – bierzemy pigułki, staramy się czymś zająć, byle tylko się od niego odsunąć.