Mają bardzo czuły system nerwowy, odbierają to, czego inni nie wyczuwają. Ta nadmierna wrażliwość utrudnia życie, budzi niezrozumienie, daje etykietkę „dziwaka”. Ale ma też plusy. Dzieci orchidee – jak je pielęgnować, żeby rozkwitały.
Janek, 24 lata, właśnie skończył anglistykę. Chce pracować jako tłumacz tekstów pisanych. Tylko pisanych. – Nie nadaję się do pracy na żywo, za duży stres – mówi. Znam Janka od dziecka. Zawsze wycofany, delikatny, wszystko przeżywający w dwójnasób, jako mały chłopiec często dziwnie się zachowujący. Jego mama opowiada: – Jaś ma niespełna trzy miesiące, karmię go piersią. Nagle pukanie, wchodzi sąsiadka. Od progu głośno mówi, śmieje się hałaśliwie. Jaś zaczyna płakać i nie uspokaja się dopóty, dopóki sąsiadka nie wyjdzie.
Innym razem, synek ma wtedy cztery latka, w restauracji naprzeciwko ich stolika siada pan z bardzo dużym pieprzykiem na czole. Jaś zasłania oczy, płacze, rodzice zabierają go i wychodzą. Takich dziwnych zachowań ma na koncie bez liku. A one budzą niepokój rodziców. Mama czuje, że syn „taki po prostu jest”, tata uważa, że ona go rozpuszcza. Problemy nasilają się w szkole. Na szczęście Jaś trafia do psychologa, który wyjaśnia rodzicom, co kryje się za tym dziwnym zachowaniem.
Co mianowicie? „Wysoka wrażliwość”. Jaś jest dzieckiem, które David Dobbs, amerykański dziennikarz zajmujący się psychologią, porównał w 2009 roku do orchidei – kwiatów, które rozwijają się dobrze tylko w sprzyjających warunkach. Pozostałe dzieci nazwał mleczami – bo są naturalnie silne, odporne, wzrastają nawet w trudnych okolicznościach.
Jak kanarki w kopalni
Dzieci orchidee są wymagające. Bez uważnych, czułych rodziców nie rozkwitną. To nie znaczy, że są gorsze albo że ich reakcje dowodzą złego wychowania. Nie, takie dzieci są po prostu inne i inaczej reagują na stymulację. Dzieci – i dorośli – orchidee są w mniejszości, jest ich około 20 procent. Przez całe lata byli piętnowani, uważani za nieprzystosowanych. Dopiero badania amerykańskiej psycholożki klinicznej Elaine Aron z końca ubiegłego wieku pozwoliły na wyodrębnienie cechy zwanej wrażliwością przetwarzania sensorycznego, odpowiedzialnej za ich reakcje.
Aron podkreśla cztery skutki nadwrażliwości emocjonalnej:
- Pierwszy – takie dzieci wychwytują nawet słabe bodźce i rozbierają je umysłowo na czynniki pierwsze.
- Drugi – łatwo poddają się stymulacji, źle znoszą przebodźcowanie, co może prowadzić do zmęczenia, rozdrażnienia, wycofania.
- Trzeci – silnie przeżywają emocje własne i cudze, co czyni je empatycznymi, ale co może także bardzo je obciążać.
- I skutek czwarty – bywają, jak Jaś, nadwrażliwe na zapachy, dźwięki, widoki, dotyk.
Psycholog Jarosław Przybylski: – Dzieci wysoko wrażliwe są wyposażone w bardzo czuły system nerwowy, który odbiera to, czego systemy innych dzieci nie wyczuwają. Orchidee są wyczulone na specyficzne zapachy, widoki, hałas. Wyczuwają bardziej niż inni czyjś nastrój, ale też bardziej przeżywają swoje poczucie obowiązku, winy, swoje lęki, ból, ekscytację. Trudno im przejść do porządku dziennego nad tym, co zobaczyły, czego doświadczyły. To wszystko je przytłacza, ale też daje większy wgląd w uczucia swoje i innych, pozwala docenić szczegóły, których inni nie zauważają.
Co jest odpowiedzialne za wiodące cechy orchidei – geny czy wychowanie? Większość naukowców skłania się do diagnozy, że odpowiadają za to geny. Znany pediatra i psychiatra W. Thomas Boyce, autor książki „Dziecko orchidea czy mlecz. Jak wspierać wrażliwe dzieci”, uważa jednak, że tytułowe dzieci są „produktami” interakcji między uwarunkowaniami genetycznymi a środowiskowymi. Czyli efektem współdziałania czynników wrodzonych i otoczenia, biologii i doświadczenia, które wzajemnie się potęgują. Podczas bowiem gdy niektóre dzieci orchidee rozkwitają, to inne marnieją.
Oznacza to, że do ich optymalnego rozwoju potrzebne są odpowiednie warunki. Jakie?
- Po pierwsze, bezwarunkowa miłość rodziców. Potrzebują jej wszystkie dzieci, ale dla orchidei troskliwa opieka, zainteresowanie, akceptacja są jak powietrze. Jeśli to wszystko dostają – rozkwitają, jeśli nie – usychają. Psychologowie zauważają, że ważniejsze od tego, kto „podlewa” miłością – oboje rodzice, tylko jedno, dziadkowie czy nawet niania – jest to, żeby owo „podlewanie” w ogóle się odbywało. Profesor Harvardu Robert Coles zasłynął powiedzeniem, że nawet jeden kochający dorosły może odmienić życie dziecka. W szczególności dziecka orchidei. Za sprawą wielkiej wrażliwości na otoczenie bardziej korzysta ono ze wsparcia, zainteresowania, czasu mu poświęconego. I więcej traci, gdy tego mu brakuje, gdy wzrasta w zimnym, toksycznym domu. W. Thomas Boyce porównuje dzieci orchidee do delikatnych kanarków w kopalni. Dzięki swojej wrażliwości – zarówno na sprzyjające, jak i niesprzyjające warunki – odzwierciedlają wpływy środowiska. Są takim papierkiem lakmusowym tego, co dobre, i tego, co złe. Bądźmy wrażliwi na ich wrażliwość
- Po drugie, rutyna. Ahoj, przygodo! – to zawołanie zdecydowanie nie dla nich. Są szczególnie przeczulone na wszystko, co nowe, zaskakujące, nieprzewidywalne. Ten strach przed nowym i niespodziewanym psychologia nazywa neofobią. Jaś jako małe dziecko bał się nowo napotkanych ludzi. Dlaczego? Bo dla kogoś takiego jak on, kto wychwytuje z otaczającego świata o wiele więcej niż inni, każde spotkanie z drugim człowiekiem oznacza nowe bodźce dla zmysłów – nowe zapachy, głosy, twarze. Długo nie chciał też próbować jedzenia innego, niż znał – odrzucał nowe smaki, kolor i konsystencję potraw. Jego mama zauważyła natomiast, że synek lubi przewidywalność, codzienne rytuały. Każdego ranka domagał się pomarańczowego soku i smyrania po pleckach. Jedzenie musiało być podane na ulubionym talerzyku. Wieczorem ta sama bajka czytana w tym samym fotelu. Do przytulania przed zaśnięciem wysłużony miś z naderwanym uchem. Boyce powołuje się na liczne badania, które dowodzą, że takie rytuały mają dobroczynny wpływ na większość dzieci, a przede wszystkim na te wysoce wrażliwe.
Jarosław Przybylski: – Wrażliwemu dziecku powtarzalność daje poczucie bezpieczeństwa, kontroli i stałości w tym nieznośnie dzisiaj nieuporządkowanym i rozchwianym świecie. Warto o tym pamiętać. Można na przykład symbolicznie uporządkować codzienne zajęcia dziecka w ten sposób, że zawieszamy na tablicy korkowej obrazki ilustrujące to, co będzie malec robił, czyli mył zęby, ubierał się, jadł śniadanie itd. Bo to, co powtarzalne, znane, działa na takie dziecko ochronnie. Przy czym dobrze, żeby samo ustalało kolejność tych czynności, bo to pokazuje mu, że ma kontrolę nad swoim życiem.
- Trzecim warunkiem optymalnego rozwoju orchidei podnoszonym przez psychologów jest poszanowanie jego odmienności.
– To truizm, ale trzeba go powtarzać: każde dziecko jest inne, wyjątkowe, więc pierwsze zadanie rodziców to poznanie i zrozumienie tego, co ze sobą przynosi, zaakceptowanie jego wyjątkowości i dostosowanie do niego swoich działań – mówi Jarosław Przybylski. – Ale nawet jeśli rozpoznamy w naszym maluchu orchideę, to nie znaczy, że możemy skorzystać z gotowego przepisu na wychowanie. Te same metody mogą mieć odmienny wpływ na każde dziecko, nawet z podobnymi cechami. Dlatego najważniejsze, co możemy zrobić, to uważnie towarzyszyć dziecku, zwłaszcza wysoce wrażliwemu, i nie ignorować jego problemów, nie traktować ich jak błahych, wyimaginowanych. Bo one są prawdziwe i często przez te dzieci boleśnie przeżywane.
Dzieci orchidee często czują się gorsze, odczuwają to tym dotkliwiej, im więcej pośród nich przebojowych mleczy. Dlatego psychologowie podkreślają, że trzeba je zauważać, doceniać i chwalić. Bo jest za co. Takie dzieci, choć sprawiają wrażenie słabych i niezaradnych, pozytywnie wzmocnione odkrywają swoje zdolności i potencjał.
Boyce apeluje do rodziców: – Doceniajcie zalety orchidei. Bądźcie wrażliwi na ich wrażliwość. A wtedy dostrzeżecie piękno ich odmienności. Orchidee mogą zakwitnąć, jeśli uszanujemy ich inność.
Balans między wymaganiami a ochroną
Stąd płynie kolejny warunek niezbędny do rozwoju orchidei: akceptacja i afirmacja ich delikatnej natury. Takie dzieci bardziej niż inne wyczuwają oczekiwania rodziców i bardziej niż inne pragną je spełnić. Dlaczego? Ponieważ są obdarzone szczególną umiejętnością dostrajania się do innych. To niebezpieczne, bo może stłumić ich talenty, uniemożliwić przeżywanie i wyrażanie własnych emocji oraz pragnień. Alice Miller w książce „Dramat udanego dziecka” opisuje przypadek terapii dorosłego pacjenta, który jako mały wrażliwiec, wychowywany przez wymagających i ambitnych rodziców, zupełnie odłączył się od swego „ja”.
Jarosław Przybylski: – Przed rodzicami orchidei, zwłaszcza gdy mają też dzieci mlecze, stoi duże wyzwanie. Powinni okazywać zrozumienie dla wrażliwości takiego dziecka, poświęcać mu więcej uwagi i mieć oko na to, czy nie zostaje zdominowane przez mlecze. Można wprowadzić na przykład zasadę, że przy stole każde dziecko ma głos, że wieczorem każde opowiada, co wydarzyło się w szkole. Same orchidee o swoje pięć minut nie zawalczą. Dlatego trzeba stworzyć im takie możliwości i uczyć rodzeństwo akceptacji dla inaczej reagującego na świat brata czy siostry.
Afirmacja, akceptacja, ochrona, bezwarunkowa miłość – tym „podlewamy” orchidee. Ale trzeba pamiętać także o stymulowaniu ich do przekraczania swoich ograniczeń, ośmielaniu do podejmowania nowych zadań. Czyli zachować równowagę między chronieniem dziecka a motywowaniem. Rodzice wszystkich dzieci balansują między asekurowaniem ich a stymulowaniem. Ale rodzice orchidei mają bardziej pod górkę. Takie dzieci silniej reagują na każde ich działanie. Zbytnia opiekuńczość może prowadzić do stagnacji rozwojowej, z kolei nadmierna presja – przytłaczać.
Boyce uważa, że orchidee trzeba skonfrontować – pod uważnym okiem rodziców – z lękiem przed nieznanym. Może zorganizować pieszą wyprawę w góry? Taką z plecakiem i spaniem w schroniskach? Posłać na obóz sportowy? Musimy znaleźć złoty środek między nakłanianiem dziecka do aktywności, które mogą je przerastać, a chronieniem go tak, że nie ma styczności z trudnymi doświadczeniami.
Wszystkiego, czego potrzebuje każde dziecko, szczególnie potrzebują orchidee. Na przykład zabawy. To świetna pożywka dla rozwoju – jak jedzenie czy miłość. Prosty, ale skuteczny sposób na oderwanie się od problemów, powagi życia, czego orchidee są głęboko świadome. Na rozładowanie napięć, emocji. Na doświadczenie czystej radości – deficytowego stanu większości współczesnych dzieci, szczególnie orchidei. Dajmy im do tego prawo.