1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Pielęgnowanie własnego nieszczęścia jest toksyczne – mówi Katarzyna Miller

Są ludzie, którzy nie chcą zrezygnować ze swojego nieszczęścia. (Fot. iStock)
Są ludzie, którzy nie chcą zrezygnować ze swojego nieszczęścia. (Fot. iStock)
Są ludzie, którzy pokazują swoje nieszczęście, ale też nie pozwalają sobie pomóc. Czy to jest toksyczne? Suzan Giżyńska pyta Katarzynę Miller.

Są ludzie, którzy nie chcą zrezygnować ze swojego nieszczęścia. I to jest toksyczne – mówi Katarzyna Miller. Mając smutne życie, można się czymś wyróżnić, jest o czym opowiadać. Takie osoby mogą sprawiać tylko wrażenie, że chcą zmian, ale jeżeli dostają szansę, to natychmiast znajdują powody, dlaczego nie mogą z niej skorzystać. Nie przyjmując pomocy, są na swoim gruncie, mają poczucie dumy i siły, bo znoszą taki ciężki los, który ich spotkał. Człowiek, który chce coś dać takiej osobie, może być potraktowany jak wróg i bardzo się zdziwić. Stan polepszenia nie jest wcale pożądany. Jeżeli nie mogę narzekać, to muszę się wziąć w garść i coś zrobić. Znacznie łatwiej jest jednak nie robić nic, po prostu wytrzymywać obecny stan.

Nieszczęście posiada bowiem kilka pozytywów:

  • „Jest mi tak źle, że nikt mnie już nie skrzywdzi”;
  • „Jestem słaba, więc nie trzeba mnie atakować”;
  • „Mam święty spokój”;
  • „Mogę usprawiedliwić swoje zachowanie, nałogi, słabości, nicnierobienie, rezygnację, wady i to, że nie dbam o siebie i innych”;
  • „Nigdy nie będę mieć tego, co inni, więc nie ma sensu próbować”;
  • „Lepsze totalne nieszczęście niż przeciętność”;
  • „Czuję się bezpieczna, będąc w takiej sytuacji”;
  • „W mojej historii są dramatyzm i romantyzm”;
  • „Będą mnie podziwiać za to, że tyle wytrzymuję”;
  • „Nikt nie będzie mi niczego zazdrościł”;
  • „Mam poczucie wyższości nad innymi z powodu mojego nieszczęścia”.

Katarzyna Miller: To globalny opis pracowicie budowanego braku odpowiedzialności za siebie.

Suzan Giżyńska: Pamiętam moment, w którym moja matka przestała o siebie dbać, przestała farbować odrosty. Zaczęłam się wtedy strasznie bać. Tak bardzo chciałam, żeby ufarbowała te siwe odrosty na czarno. Wtedy wszystko byłoby OK. Bałam się…

Katarzyna: Że mama chce umrzeć?

Suzan: Chyba coś w tym stylu. Zobaczyłam po prostu, że przestaje jej zależeć. I bałam się, że moje życie też się skończy. Wcześniej bywało ciężko, ale ona zawsze miała zrobione włosy. I na tych włosach wszystko się opierało. W związku z tym, że jej zaniedbanie postępowało, myślałam o tym coraz intensywniej. Byłam wtedy na etapie zmiany pracy i pamiętam, że nowy szef, chcąc mnie zmotywować, obiecał, że spełni moje marzenie, oczywiście takie, które będzie w jego zasięgu. Powiedziałam, że owszem, mam marzenie i dotyczy ono mojej mamy. Znalazłam klinikę odnowy w Stanach Zjednoczonych, w której kobiety przeżywały kompleksową „renowację”. Szef zgodził się zapłacić. Dostałam katalogi z tej kliniki, przyszły pocztą, piękne i pachnące. Poleciałam z tym wszystkim do mamy jak na skrzydłach.

Katarzyna: Zależność dziecka od matki opisuje to, ile dziecko jest w stanie dla niej zrobić. Możesz spokojnie żyć, dopóki twoja matka jest szczęśliwa i stoi na nogach.

Suzan: Kiedy jej przyniosłam te foldery, mama zapaliła papierosa i zachowywała się, jakby nic się nie stało, jakby moja propozycja w ogóle nie zaistniała. To było dziwne, bo nie tylko ten mój entuzjazm się jej nie udzielił, ale wszystko to zignorowała. Zapytała mnie, czy chcę kanapki, czy jestem głodna. To pytanie o jedzenie doprowadzało mnie do furii, bo nigdy nie zapytała, czy jestem szczęśliwa, tylko zawsze pytała, czy jestem głodna. Siedziałam i czekałam na kanapki. W oczach miałam łzy. Już tyle razy odrzuciła moje prezenty i wysiłki. Czyżby nawet ten prezent nie był wystarczający? Ona robiła kanapki, a ja patrzyłam na balkon, gdzie gołębie uwiły swoje gniazda. Wszędzie było pełno kup, ale mama nigdy nie pozwoliła mi posprzątać. Minuty mijały, a ja dostałam mnóstwo kanapek. I jadłam. Bo chociaż nie chciałam jeść, nie chciałam też sprawić jej przykrości. Tylko tak okazywała mi miłość, więc ja to brałam.

Dopiero później powiedziała: „Kategorycznie nigdzie nie jadę!”.

Teraz myślę, że jest właśnie tak, jak powiedziałaś. Moja matka nie chciała, żebym była spokojna i wolna. Nie chciała mnie puścić, bo wiedziała, że jeśli ona pojedzie w to komfortowe miejsce, gdzie będzie miała superopiekę, ten ciężar zejdzie ze mnie. Nie ja się nią będę opiekować, nie ja będę o niej myśleć, nie ja będę miała wyrzuty sumienia, ja będę wolna i ona tego nie mogła znieść. A potem będzie piękna i zadbana – jak zawsze była, i wtedy ja będę spokojna.

Później przyszły sąsiadki, powiedziałam im o tym wyjeździe i zareagowały świetnie, były zachwycone i same jej dogadywały, że byłaby głupia, jakby z tego nie skorzystała.

Pamiętam, że mama wtedy strasznie długo się nie odzywała, tylko słuchała, co te kobiety gadają. Potem zapytała, skąd mam pieniądze na to i sugerowała, że łatwo je zarobiłam.

Katarzyna: Zrobiłaś podwójną rzecz: dałaś jej największy prezent, a jednocześnie najbardziej ją obraziłaś.

Suzan: W jaki sposób ją obraziłam?

Katarzyna: Po pierwsze, pokazałaś jej w jakim jest stanie, a po drugie, to ty jej to wszystko załatwiłaś, jej córka.

Suzan: A kto miał to zrobić?

Katarzyna: Jeśli już, to albo jej facet, albo ona sama. Chodzi o to, że ty miałaś taką możliwość, a ona nie. Nie chciałaś tego dla siebie, tylko dla niej, a ona w życiu nie zrobiłaby tego dla ciebie. Wiedziała o tym i to ją bolało. Wiedziała, że sama jest słabsza i przez to gorsza od swojej córki, nie mogła tego przełknąć.

Suzan: To kiepsko brzmi.

Katarzyna: Bo i jest kiepskie. Córka powinna być wolna od swojej matki. Dorosła osoba potrafi oddzielić bliskość i miłość do matki od faktu, że jest ona osobą inną, wychowaną w innych czasach, myślącą nieco inaczej. Dalej, należy sobie uświadomić, że być może matka traktuje mnie inaczej, niż chciałabym być traktowana. Mogę jej słuchać na spokojnie, komentować, ale nie pozwalać na zbyt wiele. Mogę ją pytać o rady, ale słuchać tych rad tylko wtedy, gdy one mi pasują. Mogę też wcale nie pytać i sama podejmować decyzje. Wobec rodziców trzeba też stosować pewien rodzaj sankcji. Jeśli matka krzywdzi, ciągle i świadomie robi to samo, trzeba wstać i powiedzieć: „Prosiłam, żebyś tego nie robiła, teraz wychodzę i wrócę, gdy mnie przeprosisz”.

Suzan: Moja matka trzymała mnie na krzywdę, na czarną godzinę.

Katarzyna: Całe pokolenia się tak wychowywały. Zresztą trudno się dziwić ludziom, których przepędzano w bydlęcych wagonach ze Lwowa do Szczecina, pozbawiano majątków, zamykano w obozach… Tacy ludzie uczą się znosić destrukcję i niestety już im to zostaje, a później to przekazują dalej i tak to się ciągnie wszystko przez pokolenia, niestety. My żyjemy w wyjątkowych czasach, których nie doceniamy, ale tułają się po nas lęki naszych rodziców. Też niestety nie wszyscy mamy tego świadomość. Ty przerosłaś swoją matkę i nie było to dla niej łatwe. Byłaś lepsza i inna.

Suzan: Jej marzeniem było, że zostanę kosmetyczką, a ja nie zostałam.

Katarzyna: Wtedy mogłabyś farbować jej te odrosty.

Suzan: Wiele razy chciałam i nigdy mi nie pozwoliła.

Katarzyna: Musimy zaakceptować i to, co możemy zmienić, i to, czego nie możemy. Zaakceptowanie tego, że ktoś nie chce pomocy i zmiany też jest formą miłości.

Suzan: Ja w końcu zaakceptowałam. Od szefa dostałam supersamochód. I byłam szczęśliwa.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Instrukcja obsługi toksycznych ludzi
Autopromocja
Instrukcja obsługi toksycznych ludzi Katarzyna Miller, Suzan Giżyńska Zobacz ofertę promocyjną
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze