Musimy zwracać uwagę na to, co nasze dzieci przeżywają, jak sobie radzą z emocjami, i pomóc im radzić sobie w inny sposób. Ale do tego potrzebna nam jest wiedza o emocjach – tłumaczy dr Tomasz Srebnicki, psycholog, psychoterapeuta. Niestety, wielu ludzi nie wie, po co są emocje, jak je rozpoznać, jak traktować. Trudno więc im uprawomocnić to, co sami czują, a tym bardziej to, co przeżywają ich dzieci.
Fragment rozmowy Beaty Pawłowicz i Tomasza Srebnickiego z książki „Cyfrowe dzieci”
Ważne więc jest, żeby rodzice rozumieli, o co w emocjach chodzi, jeśli mają pomóc dzieciom je doświadczać i sobie z nimi radzić?
Właśnie. Po pierwsze warto wiedzieć, że emocja jest impulsem, nie jest faktem. Jeśli dziecko przeżywa złość, bo mu wyłączyliśmy komputer, to powinniśmy nazwać to, co ono czuje, i wyjaśnić, skąd bierze się ta złość. A potem powiedzieć, że złość nie musi zamieniać się w agresję, a więc – że można jej doświadczać i ją wyrażać w sposób nieraniący i nieniszczący. To lekcja emocji, nazywania ich i przeżywania, która przyda mu się przez całe życie.
Uprawomocnienie tego, co czuje dziecko, jak już mówiliśmy, to podstawa.
Tak, a więc, kiedy dziecko się wywróci i płacze, że go boli, odpowiadamy: „Tak, to co ci się stało, boli”. Nie mówmy: „Nie histeryzuj! Jesteś chłopcem czy babą?”. Albo: „Nie przesadzaj! Taka duża dziewczynka, a beksa!”. Ale też nie radzimy wyładować złości np. „Zaraz rozwalę tę gałąź, o którą się potknąłeś”.
– Mamo, wywróciłem się, boli mnie kolanko…
– Co się stało? Choć pokaż, oj to musi boleć. Chodź, posiedzimy chwilkę. Popatrzymy na kolanko. Jak teraz?
Podobnie postępujemy, jeśli dziecko sygnalizuje nam jakąś trudność (odczuwa wtedy mieszaninę złości i lęku). Na przykład: „Tato, ułamki są bardzo trudne”. Odpowiadamy: „Bo ułamki są trudne”, potwierdzając to, czego doświadcza. To jest dziecku potrzebne – uznanie, że jego uczucie jest naturalne. To da mu solidną podstawę, aby zmierzyć się z ułamkami. Pocieszanie: „Nieprawda, zaraz wszystko ci wyjaśnię” – to błąd. Dziecko poczuje, że jest jakieś gorsze, skoro dla niego są trudne, a dla taty nie. No i nauka będzie szła mu jak po grudzie.
– Tato, ułamki są trudne!
– Tak kochanie, ułamki są trudne! Trzeba włożyć w ich zrozumienie trochę pracy. Jestem pewien, że dasz radę. Wszystko jest trudne, dopóki tego nie umiemy.
Cokolwiek dziecko czuje czy jakkolwiek ocenia sytuację – ma do tego prawo i nie wolno nam temu zaprzeczać, ośmieszać go czy oceniać. Robimy najlepiej, potwierdzając emocje i przeżycia, które dla nas są całkiem błahe. I co ważne dla mnie, bo robię tak zawsze – nawet pocieszając dziecko, że to nie jest takie trudne czy straszne, zaprzeczamy temu, co ono czuje!
Jeśli mój nastoletni syn rozstał się ze swoją dziewczyną i mówi, że mu źle, mam potwierdzić: „Synu, rozstania bolą, złoszczą, budzą wątpliwości co do tego, czy jesteśmy w porządku. Niosą więc wiele negatywnych emocji”. Staram się uprawomocnić to, co on czuje. Ale w tym celu muszę wdrapać się poziom wyżej w moim rozwoju duchowym, bo muszę zaakceptować rzeczywistość, być tu i teraz.
– Tato, Ala mnie rzuciła, nie wiem co robić, strasznie mi smutno…
– Synu, rozstania bolą, złoszczą, budzą wątpliwości co do tego, czy jesteśmy w porządku. Niosą więc wiele negatywnych emocji.
Nie powiesz nastolatkowi ze złamanym sercem: „Czym ty się martwisz, za rok nie będziesz o niej pamiętał”.
No właśnie, tak nie powiem. Ale powie tak rodzic, który chce, żeby jego dziecko zawsze było szczęśliwe. To dążenie stwarza wiele problemów. Bo rodzic wtedy nie patrzy na to, czego potrzebuje dziecko, a może bardzo potrzebować się wysmucić i wyżalić, bo jest skupiony na tym, żeby natychmiast poprawić mu humor. Taki rodzic chce, żeby dziecko zawsze było uśmiechnięte, bo jak dziecko jest uśmiechnięte, to on, rodzic, jest spokojny. Krótko mówiąc: czuje się w porządku.
Czuje się dobrym rodzicem!
Tak, ale pod spodem taki rozśmieszający rodzic ma ukryte przekonanie, że smutek czy niepokój są złe. Zapewne sam ma kłopot z odczuwaniem tych emocji i dlatego dąży do tego, aby jego dziecko ich także nie odczuwało. Stworzyłoby to problem, z którym nie umiałby sobie poradzić. No bo sobie nie radzi, kiedy sam jest smutny czy czuje niepokój.
Rozwiązaniem jest wyprawa rodzica do wnętrza samego siebie i akceptacja tego, co czuje?
Tak, nawet jeśli te emocje są przykre, bo – o czym już mówiłem – jeśli sam nie nauczy się sobie z nimi radzić w zdrowy sposób, nie nauczy tego swojego dziecka.
Złość – odczuwamy ją wtedy, kiedy ktoś nam zabiera coś, na czym nam zależy lub uniemożliwia nam dostęp do tego, na czym nam zależy.
Smutek – pomaga w pogodzeniu się ze stratą, spowalnia nasze funkcjonowanie po to, abyśmy mogli przeżyć stratę.
Lęk – sygnalizuje nam zagrożenie.
Radość – mówi, że to, co się dzieje wokół nas, służy nam, jest dla nas dobre.
Obrzydzenie – to informacja o tym, że jedzenie albo czyjaś postawa zagrażają naszemu zdrowiu.
Kiedy wyobrazimy sobie złość dziecka jako ranę, nie będziemy na nie wściekli. Nie będziemy się zastanawiać, czy dziecko zrobiło źle, nagannie czy niedopuszczalnie. Nie będziemy oceniać, czy te emocje, jakie teraz dziecko przeżywa, są pozytywne czy negatywne. Będziemy mu po prostu współczuli i chcieli pomóc poradzić sobie z tą emocją całkiem tak, jakbyśmy chcieli opatrzyć ranę na jego nodze czy ręce.
Więcej w książce: „Cyfrowe dzieci. Sztuka skutecznego porozumiewania się z dziećmi”
Dr n. med. Tomasz Srebnicki: adiunkt w Klinice Psychiatrii Wieku Rozwojowego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, specjalista psychoterapii dzieci i młodzieży, certyfikowany superwizor-dydaktyk, certyfikowany psychoterapeuta poznawczo-behawioralny, wykładowca w Szkole Psychoterapii Centrum CBT-EDU. Pracuje w Klinice Psychiatrii Wieku Rozwojowego w Warszawie. Prywatnie ojciec 11-letniego Maksa.