1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Nie czekaj na lepsze czasy. Zatroszcz się o siebie i swój świat już dziś. Rozmowa z psychoterapeutą Michałem Pozdałem

Nie czekaj na lepsze czasy. Zatroszcz się o siebie i swój świat już dziś. Rozmowa z psychoterapeutą Michałem Pozdałem

Michał Pozdał (Fot. archiwum prywatne)
Michał Pozdał (Fot. archiwum prywatne)
„Nasze zadanie polega na tym, by w trudnych warunkach, które aktualnie mamy, zrobić wszystko, co możemy, by żyć. Żyć, a nie wegetować!” – mówi psychoterapeuta Michał Pozdał.

Mamy za sobą bardzo ciężki czas, jesteśmy wykończeni latami pandemii, wojną, która trwa tuż obok, do tego doszła trudna sytuacja gospodarcza, finansowa, znów słychać o zwolnieniach, boimy się utraty pracy, nasze poczucie bezpieczeństwa jest mocno nadszarpnięte.
Lęk o przyszłość, także tę finansową, nakłada się – tak jak Pani powiedziała – na wcześniejszy długotrwały stres. Jesteśmy bardzo zmęczeni, a tym samym nasza odporność jest dużo mniejsza. Długotrwały stres przyczynia się do wielu chorób, również do depresji. Widzę to nie tylko ja w swoim gabinecie, widzą to także w swoich gabinetach moje koleżanki i moi koledzy psychoterapeuci, widzimy to wszyscy po swoich znajomych, rodzinie, w końcu widzimy to po sobie.

Kiedy kilka tygodni temu bomby spadły po naszej polskiej stronie, „przebudziliśmy się” na moment, bo na co dzień jesteśmy już tak silnie obudowani mechanizmami obronnymi, takimi jak wyparcie czy zaprzeczenie, że nie wszystko do nas dociera. I w pewnym sensie to dobrze, bo okoliczności mamy takie, że gdybyśmy nie uruchomili owych mechanizmów, skupienie się na bieżących sprawach, na bieżącym życiu byłoby wręcz niemożliwe. Ale podtrzymywanie działania mechanizmów obronnych ma swoją cenę. Jest nią zmęczenie, po takim czasie już bardzo duże, to ogromny wydatek energetyczny. I jest jeszcze jedna pułapka – mechanizmy obronne tworzą ścianę, szybę, która sprawia, że nie zawsze działamy racjonalnie, w zgodzie z rzeczywistością. Obserwowałem, co działo się na przykład w Black Friday czy Cyber Monday. Ludzie rzucili się do sklepów, obok galerii handlowych nie dało się przejechać, takie były korki, a przecież wiemy, że ogromny kryzys gospodarczy zbliża się wielkimi krokami. Tak jak Pani powiedziała, w wielu rodzinach sytuacja już jest sytuacja trudna.

Czyli z jednej strony boimy się panicznie utraty pracy, a jednocześnie pędzimy do sklepu, by kupować…
I pojawia się pytanie, na ile realnie oceniamy sytuację. Powinniśmy przecież odkładać pieniądze, oszczędzać itd. Część z nas założyła jednak na stałe „obronne okulary” i nie chce widzieć rzeczywistości. To niebezpieczne. Ale jest też spora grupa, która dała się zupełnie porwać lękowi – to ludzie, którzy są wręcz sparaliżowani strachem, przez co ciężko im regulować emocje.

Ani jedno, ani drugie nie jest dobre.
Właśnie tak. To zrozumiałe, wszyscy pragniemy – ja także – aby „to się wreszcie skończyło”. Marzymy, by pojawiała się „szczepionka”, która uleczy wszystkie COVID-y i całą resztę. Ludzie rozmawiają między sobą o tym, by jakiś wywiad zabił Putina itd. A przecież doskonale wiemy, że nie o jednego Putina tu chodzi.

Chodzi o to, by wreszcie poczuć się bezpiecznie, by wreszcie był spokój.
Powiem brutalnie – nie będzie spokoju. Mamy 2022 rok, zatem osoby, które pamiętają jeszcze wojnę, to pojedyncze jednostki, ludzie, którzy odchodzą. Jesteśmy generacją, która zna życie we względnym spokoju, w naszej części świata przez ostatnie kilkadziesiąt lat panował względny spokój. To zrozumiałe, że nie umiemy się odnaleźć. Choć przecież jak spojrzeć na historię ludzkości, te cykle spokoju i niepokoju się przeplatają. I właśnie jesteśmy znowu w tym punkcie przejścia.

Zupełnie na to niegotowi.
Na to nie da się być gotowym. Ale to, co mówię, nie oznacza, że jedyne, co nam pozostało, to biernie czekać czy się poddać. Absolutnie nie! Nasze zadanie polega na tym, by w trudnych warunkach, które aktualnie mamy, zrobić wszystko, co możemy, by żyć. Żyć, a nie wegetować! Specjalnie mówię jasno o tym, że wspaniale i spokojnie długo nie będzie. Bo wiem, że człowiek ma tendencję do tego, by przeczekiwać z nadzieją, że gdzieś, kiedyś, może jutro, może za rok, za 10 lat – będzie lepiej. To jest pułapka, która sprawia, że to, co mamy najcenniejszego, czyli czas nam dany, przecieka przez palce. Czekamy i z każdym dniem mamy coraz mniej energii. Bierni, bez poczucia sprawstwa zdajemy się na coś, kogoś, na los. Nie czekajmy na przysłowiowe światło w czarnym tunelu, bo możemy go jeszcze długo nie zobaczyć.

Zobrazuję to, o czym opowiadam: kiedy pacjent podczas terapii mówi: „Muszę schudnąć, a kiedy już schudnę, to w końcu zacznę umawiać się na randki” – to ja jednak zachęcam do tego, żeby robić to już teraz…

Podsumowując, realia są takie: mamy pandemię, mamy wojnę, mamy kryzys ekonomiczny, do tego jesteśmy osłabieni chronicznym stresem, zatem nasze zdrowie fizyczne i psychiczne jest już mocno nadszarpnięte. To są fakty. Im nie należy zaprzeczać, tylko z tym właśnie bagażem trzeba się podnieść i działać! Dziś, nie jutro.

Co możemy zatem zrobić?
Potrzebujemy troski. Jak nigdy dotąd.

Powinniśmy zatroszczyć się o siebie nawzajem?
To w drugiej kolejności. A najpierw powinniśmy zatroszczyć się każdy o siebie. Zastanowić się, czego w danym momencie najbardziej potrzebujemy – teraz, dziś o godzinie 17, czego potrzebuję? Co sprawi, że poczuję się dobrze? Co wcześniej, kiedyś sprawiało, że czułem się dobrze? Kiedy ostatni raz sprawiała sobie Pani przyjemność?

Nie wiem.
I to jest odpowiedź, która pada z ust wielu osób. Chcę powiedzieć jasno – w trybie „przetrwania” daleko już nie pojedziemy. Nasze życie nie może sprowadzać się jedynie do wykonywania czynności, które umożliwiają przetrwanie właśnie.

Drobne przyjemności, które zapewnimy sobie samym, to rodzaj szczepionki wzmacniającej. Nie podadzą nam jej w przychodni. Musimy zażyć ją sami. Lubi Pani szydełkować, proszę to robić. Lubi Pani słuchać jazzu, proszę włączać go regularnie. Uspokaja Panią kolorowanie czy układanie puzzli, proszę to zrobić jeszcze dziś. Brzmi śmiesznie? Warto spróbować, bo to ma moc terapeutyczną. Dziś nawet w Internecie znajdziemy masę rad psychologów, psychoterapeutów czy coachów, jak sobie radzić. Wiele z nich naprawdę należy zastosować, nie przeczytać, ale wcielić w życie. Jedną z ważnych rad jest na przykład reglamentowanie sobie wiadomości, newsów. Przestańmy się nimi faszerować, bo choć trąbi się o tym od dawna, większość z nas nadal je śledzi.

Spędzajmy czas w taki sposób, który niesie korzyści, dostarczajmy sobie pozytywnych bodźców. Umawiajmy się ze znajomymi na spacery, rozmowy, planszówki, cokolwiek, ale wychodźmy z izolacji, choćby na siłę. Musimy się przełamywać. Musimy przebywać z ludźmi, musimy się śmiać – mimo rzeczywistości i faktów, których ona nam dostarcza. Nasze zadanie polega na tym, by zbudować sieć zdarzeń, interakcji, drobnych przyjemności, która stanie się przeciwwagą dla trudnych realiów.

To, co jest kluczem, to wiedza – znana nam psychologom, psychoterapeutom – że emocji nie da się wyregulować w pojedynkę. Człowiek może regulować swoje emocje tylko w relacji. Zatem absolutną podstawą jest szukanie relacji. Dbanie o relacje.

Co robi człowiek, kiedy przydarza mu się coś dobrego: awans, podwyżka, wygrana, jakieś zwycięstwo?

Chcemy podzielić się tym z kimś bliskim.
No właśnie, dzwonimy czy pędzimy do matki, męża, przyjaciółki, babci, brata czy kochanka. Od razu chcemy o tym powiedzieć. Bo w ten sposób możemy właśnie wyregulować swoje emocje. Tak samo jest w przypadku tych trudnych, złych rzeczy, zdarzeń; choć niektórzy się wtedy chowają, izolują, bo tak się bronią, to konstrukcja psychiczna pozostaje niezmienna – by wyregulować emocje, potrzebujemy drugiego człowieka. Sami nie przeżyjemy.

Ale tu też kryje się kolejna pułapka. Dziś, by się dodatkowo nie osłabiać, ale wzmacniać, bardziej niż kiedykolwiek musimy zwracać uwagę na to, które relacje są dla nas dobre, a które złe.

Toksyczne.
Nie lubię określenia toksyczne relacje. Bo uważam, że nie ma toksycznych ludzi, po prostu czasami dzieje się tak, że fuzja dwóch konkretnych osób jest niezdrowa, dysfunkcyjna. Każdy z nas ma jakąś swoją psychopatologię. I czasem spotkanie dwóch wybranych niesie trudności. Ale te same dwie osoby w innych konstelacjach się sprawdzają. Fakt, że ktoś miał nieudany związek ze mną, nie oznacza, że z kimś innym nie będzie mógł się przyjaźnić, bo jest wielce prawdopodobne, że to ja w kimś generowałem określone zachowania, reakcje. Zatem naszym zadaniem jest dobieranie sobie ludzi. Dobieranie ich w taki sposób, by działali na nas dobrze, by kontakty z nimi nam służyły.

Kolejna rzecz, którą warto robić, by się wzmacniać? Unikajmy wszelkich nadużyć na sobie samym. Przed nami świąteczny, noworoczny czas. Jeżeli wiemy, że spotkanie rodzinne nie jest tym, czego potrzebujemy najbardziej, nie wybierajmy się w rodzinne strony na dwa dni. Ustalmy sami ze sobą, że spędzimy tam dwie godziny. Wystarczy, dziękuję.

To wszystko, o czym Pan mówi, ma jeden mianownik – trzeba siebie samego trochę znać, by umieć się dziś wzmocnić.
To jest dla wielu ważna lekcja do odrobienia. Od czego zacząć? Od regularnego zadawania sobie tych samych, podstawowych pytań: Co się za mną teraz dzieje? Co czuję w tym momencie? Czy czuję się OK? Czy jestem spokojny? A jeśli nie, to co to za lęk, skąd on się bierze, czego przede wszystkim dotyczy? Czego się boję? Ponazywajmy to wszystko. A potem – powtórzę – zapytajmy siebie, co może mi pomóc. Kiedyś pomagało mi przytulenie się do kogoś, to przytulmy się do kogoś. Nie czekajmy, po prostu to zróbmy. Lepiej się czułem, kiedy w domu był pies – weźmy psa ze schroniska.

My teraz naprawdę potrzebujemy skierować uwagę na siebie i na naszych najbliższych.

A co konkretnie mogę zrobić, kiedy moim głównym problemem jest aktualnie lęk przed utratą pracy?
Nie powiem niczego nowego – proszę zwrócić się w stronę ludzi. Inni ludzie w takiej sytuacji będą mieli lepsze pomysły niż Pani. Bo kiedy lęk nas paraliżuje, doświadczamy czegoś, co nazywamy widzeniem tunelowym. Lęk podpowiada zawsze najbardziej negatywne rozwiązania, człowiek obok podpowie trzeźwiej. Poza tym, jeżeli rzeczywiście dojdzie do tego, że straci Pani pracę, to kto będzie mógł wtedy pomóc? Inni ludzie, ich znajomości – tzw. pajęcza sieć może przynieść nam inną pracę. Najgorsze, co możemy zrobić, to pozostawać z problemem w pojedynkę, samemu.

Czyli wiemy już, że ważni są ludzie, liczą się drobne przyjemności, ważne jest, żeby przestać wciąż myśleć o tym, kiedy zły czas się skończy. Co jeszcze nas ratuje, wzmacnia?
Powiem o czymś, co pewnie znowu niektórym wyda się śmieszne, błahe. Mam na myśli oddech. Nauczmy się w końcu dobrze oddychać, czyli oddychać przeponą. W Internecie, na YouTubie, są setki filmików, instrukcji, jak to zrobić.

Oddech ma ogromne znaczenia. Co jest pierwszą rzeczą, którą robimy, gdy jesteśmy zestresowani? Przestajemy oddychać! Dlatego tak ważne jest, aby nauczyć się odpowiednio oddychać. Oddychanie przeponą jest jak masaż wszystkich wewnętrznych narządów. Koi, uspokaja. Warsztaty czy treningi oddychania to nie – jak sądzi wielu – moda czy fanaberia szaleńców, to powinno być nasze „ABC”. Nauka dysponuje dowodami na to, że prawidłowy oddech może zdziałać cuda.

Zatem oddychajmy, nie izolujmy się, sprawiajmy sobie drobne przyjemności i jeszcze jedno – spójrzmy na naszą sytuację z innej strony, niż tak jak patrzymy na nią z automatu.

To znaczy?
Możemy spojrzeć z dwóch perspektyw – albo być wciąż w żałobie po świecie i życiu, które utraciliśmy, bo utraciliśmy względny spokój, poczucie bezpieczeństwa, ale możemy pomyśleć też o tym, że zostaliśmy solidnie zahartowani. To, przez co przeszliśmy i nadal przechodzimy, to nie tylko nasz deficyt – ten bagaż można także zaliczyć do naszych zasobów. To gwarancja, że tak jak dotąd, w przyszłości także damy sobie radę.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze